PDA

Zobacz pełną wersję : Rodniańskie po raz sto trzydziesy piąty



Wojtek Pysz
31-07-2011, 17:00
99 lat temu pisał o Górach Rodniańskich w swoim przewodniku pan Orłowicz:
Najwyższe to pasmo Karpat od Tatr po Alpy Transylwańskie, a zarazem jeden z najbardziej pustych, dzikich i samotnych ich zakątków. Inni ludzie, inne usposobienia, inne temperamenty. A i zewnętrzny wygląd wsi zupełnie inny : piękne drewniane chaty o gankach i opartych na charakterystycznie zdobionych słupach...

Pojechaliśmy i my sprawdzić, ile jeszcze prawdy pozostało w tych słowach.

Ktoś musi zacząć opowiadać. Plecak już rozpakowany, brudy uprane, zdjęcia rozładowane, śmierdzące buty wietrzą się na ganku. No to zaczynam symbolicznym widoczkiem z przełęczy Saua Ineutului. I czekam na przyłączenie się do relacji całej załogi.

24398

Wojtek Pysz
01-08-2011, 17:33
Widzę, że reszta załogi jeszcze śpi lub już pracuje, więc zacznę coś opowiadać.


Miejsce akcji: Góry Rodniańskie, Rumunia. Gdzie to jest, pokazuje poniższa mapka. Jest to w odległości rzutu beretem od Gór Marmaroskich i o dwa rzuty beretem od Czarnohory;

Uczestnicy: agnieszkaruda, iaa, sir Bazyl, Wojtek Pysz i Wojtek z Katowic;
Czas akcji: 24 – 30 lipca 2011;
Pogoda: w ciągu tygodnia jeden dzień nie padało, w pozostałych dniach było więcej deszczu, niż słońca. Na zdjęciach proporcje są odwrotne, bo podczas deszczu niechętnie sięga się po aparat;
Dojazd i powrót: dwa samochody osobowe;
Dlaczego po raz 135: bo czytałem już 134 opowiadania o wędrówkach po Górach Rodniańskich.

24408

Wojtek Pysz
01-08-2011, 18:13
Pierwszą noc spędziliśmy w pensjonacie „Poiana” w miasteczku Borşa. Wieczór słowno-muzyczny spędziliśmy w sympatycznej wiacie. Ustalony plan wędrówki przewidywał dojazd jednym z samochodów na południową stronę Gór Rodniańkich (G.R.) do miejscowości Şanţ, podejście na grzbiet główny, przejście niemal całej grani, wyjście na Pietrosul (2303m), najwyższy szczyt G.R. oraz zejście do Borşy. A potem się zobaczy, jaki to mamy dzień i zrobić dalej z tak ładnie rozpoczętym tygodniem. Pięć osób i pięć pękatych plecaków zmieściło się w Golfie.

24409

G.R. ciągną się 45-kilometrowym pasmem w kierunku równoleżnikowym. Na zachodzie ogranicza je Pasul (przełęcz ) Şetref (825m), na wschodzie Pasul Rotunda (1277m). Na północy graniczą przez Pasul Prislop (1416m) z Górami Marmaroskimi. Najkrótsza droga na południową stronę G.R. wiedzie przez przełęcze Prislop i Rotunda.

24410

Krysia
01-08-2011, 18:20
Moje ulubione rumuńskie górki;-)

Wojtek Pysz
01-08-2011, 18:57
Na przełęczy Prislop duży ruch wzdłuż i w poprzek. Właśnie przyjechał jeździec. Zaparkował przy płocie i poszedł co cabany, Po chwili wrócił, odparkował, wsiadł i pojechał w stronę gór.


24411 . 24412 . 24413 . 24414 . 24415

Mniej samodzielne konie były przewożone pojazdami.

24416

Wojtek Pysz
01-08-2011, 19:35
Jedziemy na przełęcz Rotunda. Ale najpierw trzeba znaleźć drogę, która tam prowadzi. Na mapie jest żółta i dość szeroka. A w terenie jej nie zauważamy, przejeżdżając dwa razy tam i z powrotem przez małe, nieoznakowane skrzyżowanie. Błotnisto-szutrowa droga prowadzi dość stromo pod górę. Na większych dziurach załoga wysiada z wozu. Patrzymy dokładniej na mapę – na oznaczeniu drogi widnieją nietypowe, poprzeczne kreski i czytamy w legendzie, że oznacza to zniszczoną nawierzchnię. Jesteśmy już jednak blisko przełęczy i jakoś przeżyjemy.

24417

24418

Na przełęczy pada deszcz. W nowej wiacie siedzi dwóch rowerzystów i czwórka piechurów, czekając, aż przestanie.

24419

Na przełęczy stoją dwa ciekawe pojazdy zaprzęgowe. Załadowane są dziwnymi przedmiotami gospodarskimi. Jakby ktoś wyjechał nimi nie na dzień i nie na tydzień, ale na dłużej.

24420
24421

Wojtek Pysz
01-08-2011, 19:54
Przy zjeździe z przełęczy spotykamy stado owiec. Zrobią miejsce, czy nie zrobią? Pasterz tajemnym sposobem namawia je do zrobienia „lewej wolnej”. Golf ociera się drzwiami o wełnę. Przejechaliśmy.

24422 . 24423 . 24424 . 24425

Kilometr niżej stado koni i krów. Zrobią miejsce, czy nie zrobią? Konie inteligentnie zeszły na prawą połowę drogi, krowy trzeba było lekko zachęcać zderzakiem. Docieramy do wsi Valea Mare. Przed wyjściem na kilkudniowy pobyt w terenie bezludnym uzupełniamy zapasy w miejscowym sklepie.

24426 . 24427 . 24428 . 24429

Wojtek Pysz
01-08-2011, 20:28
To miała być wędrówka górska a my drugi dzień jeździmy samochodem. To już będzie ostatni odcinek. Nad wioską Şanţ jest ośrodek narciarski, do którego prowadzi utwardzona droga. Według mapy można nią dojechać jeszcze dalej, do wysoko położonych zabudowań. Jedziemy. W pewnym momencie drogę zamyka drewniana brama. W rejonach pasterskich takie bramy są zazwyczaj po to, by nie uciekało bydło, otwieramy ją i dojeżdżamy do końca drogi przy samotnym gospodarstwie. Mamy wysokość ok. 1400 m. I odtąd rozpocznie się wreszcie część piesza. Równocześnie z nami przystaje tu dwóch jeźdźców, których spotkamy jeszcze po drodze. Przekazuję pałeczkę kolejnym uczestnikom wycieczki.

24430

24431

24432

Krysia
01-08-2011, 20:32
Ha ha ha te tej drogi do Rotundy nie znaleźliśmy od razu;-)
Deja vu normalnie.

Wojtek Pysz
02-08-2011, 20:01
Pałeczka nie została przejęta, więc zanudzam dalej :)
Jako się rzekło, czas ruszać w góry. Razem z nami idą dwaj jeźdźcy, na stromej ścieżce prowadząc konie. Po paru kilometrach, na przełączce, dosiadają rumaków i znikają nam z oczu. Szlak niebieskiego krzyżyka prowadzi do grzbietu głównego przez górę Cobasel (1835) i Rosu (2113). Mamy więc dość szybko zaliczoną wysokość 2000 m n.p.m. Kolejnym celem miał być szczyt Ineut (2222) i noclegowa przełęcz Saua Ineutului. Zbliżał się wieczór, na górach zaczęły osiadać czapy chmur, z chmur coś pomrukiwało a w powietrzu pojawiło się coś mokrego. Na południowych stokach Ineuta znalazł się kawałek płaskiego trawnika i tu rozstawiliśmy namioty.
Wniosek: trudno jest dojść daleko, jeśli na szlak wyrusza się o godzinie 15-tej ;)

24437

24438

24439

24440

24441

24442

joorg
02-08-2011, 23:06
Pałeczka nie została przejęta, więc zanudzam dalej.... Szlak niebieskiego krzyżyka prowadzi do grzbietu głównego przez górę Cobasel (1835) i Rosu (2113). Mamy więc dość szybko zaliczoną wysokość 2000 m n.p.m. Kolejnym celem miał być szczyt Ineut (2222) i noclegowa przełęcz Saua Ineutului. Zbliżał się wieczór, na górach zaczęły osiadać czapy chmur, z chmur coś pomrukiwało a w powietrzu pojawiło się coś mokrego. Na południowych stokach Ineuta znalazł się kawałek płaskiego trawnika i tu rozstawiliśmy namioty....
Wojtku "zanudzaj" dalej , czekam z niecierpliwością "idąc" z Wami szlakiem niebieskiego krzyżyka :)Fajnie się tak "wędruje " :-D

iaa
03-08-2011, 01:08
Oj Wojtku, ten Twój nierumuński akcent - ustaliliśmy przecież, że Cabasel to Kiełbasa, a Rosu to Rosół. Reszta z grubsza się zgadza.

W ramach suplementu:
Gdy wszyscy zabrali plecaki, w bagażniku zostało niewiele:
http://ciekawe.tematy.net/2011/rodnianskie/iaa/24444.JPG
W chwilę później zaczęły się przymiarki do skorzystania z wyciągu orczykowego - przecież życie trzeba sobie upraszczać,
niestety wibram przeszkadzał w płynnym i rytmicznym pokonywaniu kolejnych metrów, więc orczyki zostały na swoich miejscach:
http://ciekawe.tematy.net/2011/rodnianskie/iaa/24446.JPG

Wreszcie nasz Miłościwie Prowadzący Wódz dał znak do wymarszu, sapaniom nie było końca, co zapewne słychać na załączonym obrazku
/sapania nie dotyczyły decyzji Wodza/:
http://ciekawe.tematy.net/2011/rodnianskie/iaa/24445.JPG

Ale właśnie w tym momencie okazało się, że Autor wątku zapomniał kijków, a że z pustymi rękami do obcych ludzi nie zwykł wychodzić, więc znalazł sobie badylek i metodą znaną pra pra do wykorzystania go przygotował:
http://ciekawe.tematy.net/2011/rodnianskie/iaa/24447.JPG

Wojtek Pysz
03-08-2011, 19:50
Miejsce biwakowe było piękne krajobrazowo, ale całkiem poziome nie było. Skoro świt, czyli o 9:30 ruszyliśmy dalej.

24449
Zaczęła się robić piękna pogoda i na przełęczy Ineutului wygraliśmy się w słoneczku, uzupełniliśmy zapasy wody i nakarmiliśmy miejscowego owczarka. Owczarek nie oznacza tu rasy, lecz zawód pieska. Zdjęcie przełęczy i pieska na wstępie relacji.

24450
Piękna pogoda trwała kilkadziesiąt minut. Potem była mniej piękna pogoda i przy podejściu na szczyt Ineu prawie nic nie było widać a z nieba coś się lało i pohukiwało.

24451

Ineu, 2222m n.p.m., drugi co do wysokości w Górach Rodniańskich
24452

Wojtek Pysz
03-08-2011, 20:13
Potem było już tylko gorzej. Do pohukiwań doszło pobłyskiwanie a do deszczu przyłączył się grad. Radosny klimat uzupełniał wiatr, który porywał peleryny. Zacisznego miejsca w pobliżu nie było, a gdyby nawet było, nikt by go nie odnalazł, bo widoczność nie przekraczała kilkunastu metrów. Coś łupnęło w grań powyżej. Skuleni w mokrej trawie poniżej grzbietu czekaliśmy, aż przestanie łupać i lać. Z tego kawałka wędrówki zdjęć oczywiście nie ma. Chyba, że ja o czymś nie wiem, bo kucałem z opuszczoną głową i łokciami na kolanach. Gdy przestało lać a zaczęło zwyczajnie padać, podnieśliśmy się z trawy i … I co dalej? Nie pamiętam trybu podejmowania decyzji, ale brzmiała ona: schodzimy na dół. Ale dokąd schodzimy? W tę stronę, w którą cokolwiek widać. A widać było na południe.

24454

24455

Wojtek Pysz
03-08-2011, 20:36
Zbocze, którym schodziliśmy było strome, śliskie i puste. Piszę, że puste, bo na sąsiednim grzbieciku po prawej stała bacówka a na sąsiednim po lewej schron drwali. Że to jest bacówka, zidentyfikowaliśmy po stadzie owiec, zaś od strony schronu drwali dochodził warkot piły motorowej. Do żadnego z obiektów nie dało się dojść, gdyż oddzielały je od nas potężne doliny potoków. Chcąc - nie chcąc zeszliśmy na dno doliny potoku Mare. Za nami schodził jęzor chmury, nie pozwalając oglądać, skąd i którędy schodziliśmy.

24456

Pierwsze kilometry pokonaliśmy dnem doliny, wykorzystując owczą ścieżkę przy potoku. Taką widać jeszcze na zdjęciu poniżej. Owieczki były trochę złośliwe, i przechodziły od czasu do czasu na drugą stronę potoku, a my po ich śladach. Od pewnego miejsca owce już niżej nie chodziły. Pobieżne oględziny wykazały, że niższa część koryta potoku nadaje się - być może - do wyczynowej, górskiej turystyki kajakowej, a nie dla piechurów. Ale kilometr wyżej odchodziła jakaś ścieżka na zbocze. Wracamy w górę.

24457

Ścieżka rzeczywiście była. Potem zmieniła się w kamienisto-błotnistą drogę, doprowadzając nas wieczorem na skraj wsi Valea Vinului. Trasę z dnia 2. i 3. pokazuje mapka.

24458

Wojtek Pysz
03-08-2011, 21:58
Do centrum Valea Vinului nie doszliśmy, biwakując kilka kilometrów przed wsią. Sen szybko zmorzył całą załogę. Wzburzony po deszczu strumień huczał wystarczająco głośno, by nie słychać było chrapania wybitnych specjalistów w tej dziedzinie.

24459
Rozpoczyna się dzień czwarty. Rano sir Bazyl nie miał dobrego spania. Gdy reszta jeszcze spała, zdążył porozwieszać pranie na sznurku i zapalić ognisko. Po co nam było potrzebne ognisko – nie wiem do tej pory.

24461
Gdy już wszyscy pojedli i się spakowali, nastąpiła ta smutna chwila – teraz będzie kilkanaście kilometrów tuptania drogą do miasteczka Rodna. No cóż, autobusy tu nie jeżdżą, plecaki na plecy i w drogę.

24460
I ruszyliśmy. A wtedy … przyjechała taksówka. A nawet coś więcej! W środku lasu pojawił się czerwony Peugeot 305, sedan, rocznik z przełomu lat 70. i 80. XX w. z przyczepką.

24463
Kierowca w gumiakach i szerokim, skórzanym huculskim pasie. Nie znaliśmy żadnego wspólnego języka, a udało się dogadać.

24462
Przyczepka została opleciona parcianym pasem, żeby burty nie odleciały. Na przyczepkę trafiły plecaki oraz balast. Reszta do wozu. Ale sam zjazd to oddzielny temat. W celu zobrazowania czekamy na efekty pracy ekipy filmowej.

24464

agnieszkaruda
04-08-2011, 11:33
Pewnie czekacie teraz na film ??

agnieszkaruda
04-08-2011, 12:20
Z granie muzyki z obrazem wymagało trochę pracy ale się udało :)

ZACZYNAMY ODLICZANIE:


3


2


1




http://www.youtube.com/watch?v=bhYkHMwuyms


Z buziakami dla całej EKIPY " Orłowiczowi to się nie śniło "

Wojtek Pysz
04-08-2011, 12:20
Pewnie czekacie teraz na film ??
Piętro wyżej napisane zostało:

Ale sam zjazd to oddzielny temat. W celu zobrazowania czekamy na efekty pracy ekipy filmowej.
Czyli w tym miejscu ma być coś ruchomego :)

A bez filmiku wyglądało to tak: kierowca nie żałował pojazdu i siedzący obok Wojtek na migi pokazywał mu, żeby trochę zwolnił.

24473
Droga była niezbyt szeroka i niezbyt równa a do potoku niezbyt daleko.

24474
Balast na przyczepce dzielnie trzymał się stalowych rurek i dzięki temu nie wypadł. Foto przez tylną szybę.

24475
Po dojechaniu do wsi kierowca stanął i poszedł do swojego domu.

24476

agnieszkaruda
04-08-2011, 12:56
i ta muzyczka też robi klimat ....

joorg
04-08-2011, 15:00
Z granie muzyki z obrazem wymagało trochę pracy ale się udało :)

Super , Agnieszko ...Romania-Disko;) i jazda.


...A bez filmiku wyglądało to tak: kierowca nie żałował pojazdu i siedzący obok Wojtek na migi pokazywał mu, żeby trochę zwolnił.....
Droga była niezbyt szeroka i niezbyt równa a do potoku niezbyt daleko.
24475...
No nieżle musiał jechać, Bazylowi to nawet pęd powietrza rondo od kapelusza wywinął;)

Ps.Orłowicz to nawet nie przypuszczał ,że tak można :smile:

Wojtek Pysz
04-08-2011, 20:21
Skończyliśmy na tym, że kierowca naszego wozu poszedł do domu. Po pięciu minutach zamiast niego wyszła żona i usiadła za kierownicą. Przysunęła fotel do maksymalnie przodu, oparła łokcie na udach, mocno złapała kierownicę podchwytem od dołu oburącz i śmiało ruszyła w dół. To już tylko 10 kilometrów, może jakoś przeżyjemy :)
Droga była częściowo pokryta drzewami zwalonymi niedawno przez wiatr, ale już przyciętymi i częściowo zepchniętymi do potoku. W Rodnej rozładowanie bagażu i zapłata 50 RON za przejazd. Na ostatnim zdjęciu można zauważyć leżący na przyczepce mój ogólnowojskowy, świerkowy kijek wysokogórski, który przez zapomnienie tam pozostał. Później się okazało, że w bagażniku zostały trzy pary kijków trekingowych.

24477 . 24478 . 24479 . 24480 . 24481

Wojtek Pysz
05-08-2011, 20:13
W Rodnej narada; jak dotrzeć do pozostawionego gdzieś tam samochodu. Zadanie zostało wykonane kosztem 50 RON. Jest już mocno po południu. Wracamy do Borszy, gdzie stoi drugi samochód i gdzie będzie można się domyć i dosuszyć. Tym razem nie jedziemy najkrótsza drogą, przez Rotundę ale nakładamy kilkadziesiąt kilometrów przez przełęcz Setref. W ten sposób mamy objechane Góry Rodniańskie dokoła.
Wracając do słów Orłowicza z początku wątku, tego dnia mieliśmy okazję zobaczyć piękne drewniane chaty o gankach i opartych na charakterystycznie zdobionych słupach. I dodatkowo dziwny most, ze ścianami i dachem.

24485

24486

24487

Wojtek Pysz
05-08-2011, 22:34
Czwarty dzień. O godzinie 5:30 nad górami nie ma ani jednej chmurki! Pietrosul uśmiecha się do na przez druty miejscowej sieci energetycznej. Dzielimy się na dwie podgrupy, żeby nie robić tłoku w górach :)
Podgrupa dwuosobowa wyrusza przed siódmą, kilkanaście minut po siódmej jesteśmy przy dolnej stacji wyciągu krzesełkowego w ośrodku narciarskim Borsza. Parę minut po ósmej zbiera się ponad 10 osób i wtedy wyciąg rusza. Wpół do dziewiątej na górnej stacji wyciągu dociągamy sznurówki i startujemy po raz drugi na główny grzbiet G.R.

24488 . 24489 . 24490 . 24491
Po drodze spotykamy stado koni, stado krów oraz samochód z rzeszowską rejestracją R1KUGEL, którego właściciele i pasażerowie trochę inaczej - niż my - wyobrażają sobie wędrówkę górską. Około jedenastej jesteśmy na grani.

24492 . 24493 . 24494 . 24495

Krysia
05-08-2011, 23:11
Oh znam więcej takich co jeżdżą samochodami po połoninach, daleko nie trzeba szukać;-)
Maaaaałooooooo;-)
Więcej koni proszę!

joorg
05-08-2011, 23:57
Czwarty dzień.... stado krów oraz samochód z rzeszowską rejestracją R1KUGEL,...
No i co mamy zrobić ;) z tym Rzeszowem...wszędzie ich pełno ;)
ps. a rejestracja specjalna, oryginalna ...ale szpan i obciach do tego :mrgreen:

Wojtek Pysz
06-08-2011, 07:10
Wędrówkę zaczynamy od górnej stacji wyciągu pod Stiolem. Do grzbietu dochodzimy na przełęczy Gargalau. I odtąd aż do wieczora nie ma nic do opowiadania. Ani kropli deszczu, ani jednego grzmotu. Czasami dwie chmurki lub lekki podmuch wiatru. Znakowany szlak prowadzi grzbietem głównym na zachód. Raz granią, raz trawersem po zboczu, czasem zejdzie w górne partie kotła źródliskowego jakiegoś potoku. Przeważnie jest dość płasko ale w kilku miejscach jest bardzo stromo. Przeważnie idzie się po trawkach i skałkach z trawkami, czasem trafia się łan kosodrzewiny lub” gorganowaty” rumosz skalny. Około 20 docieramy na Tarnita La Cruce. Pod przełęczą, nad stawem, widać trzy namioty. Nie schodzimy na pole biwakowe, rozbijamy się kilka metrów poniżej grzbietu, aby nie tracić wysokości, bo jutro idziemy dalej granią. Dokoła nadal widać cały świat a w nocy świeca gwiazdy.

Mapka trasy: http://ciekawe.tematy.net/2011/rodnianskie/mapki/mapka_5-6.jpg

Kolega iaa nosi tyle sprzętu fotograficznego, ile sam waży:smile: Czekam na parę ciekawych krajobrazów i kwiatuszków z Nikona.
24496
Ode mnie tylko zdjęcie całej, dwuosobowej grupy na stoku góry Repede.

24497

Krysia
06-08-2011, 10:53
Kolega iaa nosi tyle sprzętu fotograficznego, ile sam waży:smile: Czekam na parę ciekawych krajobrazów i kwiatuszków z Nikona.
[]
O jaa, tzn. Iaa;-)))))))
podziwiam!
Ja biorę jeden raptem, a i tak mi za ciężko!

iaa
10-08-2011, 00:13
Czekam na parę ciekawych krajobrazów i kwiatuszków z Nikona.


Krajobrazy, Mistrzu Wojciechu, nade wszystko zostają w głowie.
Niestety, o tej porze kwitło już znacznie mniej zielska, a szkoda.
Póki co, żeby nie było, że w górach są tylko góry:
24553245542455524556245572455824559http://forum.bieszczady.info.pl/images/misc/pencil.png

Wojtek Pysz
13-08-2011, 07:33
Krajobrazy, Mistrzu Wojciechu, nade wszystko zostają w głowie.
A ja myślę, że krajobrazami też się należy podzielić z bliźnimi swymi ;)
Oto kilka obrazków z przejścia grani głównej. Na czwartym od lewej widok na Borszę, w głębi dawna kopalnia, z tyłu, po prawej Torojaga. Było tez widać "pieczarki" i kawałek Czarnohory. Oko widziało, aparat nie zobaczył. I to był jedyny dzień, kiedy nas w górach nie zlało.

24564 24565 24566 24567 24568

Wojtek Pysz
13-08-2011, 14:44
Poprzedni, piąty dzień zakończył się biwakiem na przełęczy Tarnita La Cruce. Do samego wieczora była dobra widoczność. Nie zrobiłem jednak żadnych zdjęć, odkładając to na poranek, kiedy wschodzące słońce oświetli świat ostrymi promieniami. Rano jednak słońce nie wylazło zza chmur a i później nie chciało się pokazywać. Pakujemy manatki i w drogę.
24571
Idziemy na Pietrosul (Petrosul, Petros, Pietros – jak kto woli). Najpierw kilka razy do góry i na dół przez kilka szczycików i przełęczy.
Tutaj trasa dnia szóstego: http://ciekawe.tematy.net/2011/rodnianskie/mapki/mapka_6.jpg

24572
Ostatni ze szczytów przed Pietrosulem to Rebra 2268, na mapce błędnie podpisany jako Buhăescu Mare. W niektórych miejscach trzeba zrzucić na dół kijaszek i pomagać sobie rękami przy schodzeniu.

24573

Na przełęczy Curmătura Pietrosului zostawiamy plecaki, schowane za kamieniem. Ten mniejszy, to mój (80 + 20l).

24574
I już widać dość blisko cel naszej wędrówki - punkt meteorologiczny na szczycie (domek z antenką po lewej).

24575

Wojtek Pysz
13-08-2011, 16:37
Podchodzimy pod szczyt. W centrum kadru długie ramię, odchodzące od Pietrosula - Piatra Alba. Za nim grzebiet Picioru Buhăescu Mare. Na ostatnim, zamglonym planie, niezidentyfikowane szczyty grani głównej G. Rodniańskich.
24581
Rzut oka w stronę doliny Vişeu. W centrum kadru stacja meteorologiczna koło stawu Iezer. W oddali zabudowania Borszy. Za nią Torojaga.
24582
Zbliżamy się do szczytu.
24583
Na dachu ruin budki meteorologicznej stoi ruina kociołka do pomiaru opadów.
24584
I jakoś nam się udało wyjść na górę! Mistrz Samowyzwalacz zrobił nam zdjęcie.
24585

Wojtek Pysz
16-08-2011, 08:02
Jeśli się na górę wyszło, to potem trzeba zejść. Plecaki na przełęczy leżały tam, gdzie je zostawiliśmy. Pokrowce okazały się pożyteczne, po właśnie zaczęło padać. Schodzimy żlebem do skalnego kotła i stawków Taurile Buhăescului. Poniżej stawków spory i stromy wodospad, wzdłuż którego widać zarys ścieżki. Tędy mogłoby sie ciekawie schodzić. Jest ślisko, z góry woda, z dołu woda - decydujemy się jednak na zejście po skałkach i trawkach obok wodospadu. Pada deszcz i z tego ciekawego odcinka tylko dwa zdjęcia. Po zejściu poniżej kotła i wodospadu deszcz daje nam spokój.
Poszukiwania ścieżki prowadzącej w dół doliny Buhăescu zakończyły się niepowodzeniem. Nie schodzimy więc na samo dno doliny, bo tam ma być kolejny wodospad, w pobliżu którego schodził kiedyś M. Orłowicz i tak zejście opisał: http://ciekawe.tematy.net/2011/rodnianskie/orlowicz_wspomnienia/391a.jpg
By uniknąć doznań pana Mieczysława, idziemy polankami nad doliną, szukając miejsca, w którym powinien być wodospad oraz wygodnego zejścia poniżej niego. Na polankach zastaje nas godzina 14:00, o której to jemy zawsze obiad i zwyczajowo wychodzi wtedy zza chmur słoneczko. Tak było i dzisiaj. Upatrzonym grzbiecikiem zeszliśmy na dno doliny niemal tuz u podnóża wodospadu. W otoczeniu wodospadu jest dość gęsty las i trudno jest znaleźć miejsce, z którego byłby widoczny. Na ostatnim zdjęciu jasna, pionowa plama w centrum kadru i kilka jaśniejszych plamek poniżej, to właśnie wodospad.
Dla przypomnienia - mapka: http://ciekawe.tematy.net/2011/rodnianskie/mapki/mapka_6.jpg

24605 24606 24607 24608 24609
Na koniec długie zejście doliną potoku Buhăescu, niżej potoku Repede. Na zdjęciach kilka metod przechodzenia przez potok. Schodzimy do wsi Repede (obecnie włączonej do Borszy) - stąd pochodzi ostatnie zdjęcie, pokazujące tutejszy sposób chowania zmarłych w pobliżu własnych domostw.

24610 24611 24612 24613 24614

Wojtek Pysz
16-08-2011, 08:09
W tym samym czasie, czyli dnia piątego i szóstego, drugi, trzyosobowy zespół naszej ekipy podchodził na Pietrosula inna drogą i schodził także inną. Czekamy teraz na sprawozdanie z tego wariantu. Potem będzie podsumowanie.

Wojtek Pysz
21-08-2011, 21:38
W oczekiwaniu na relację ze spacerku na Pietrusul ekipy Bazyl/Agnieszka/Wojtek trochę refleksji.

W sierpniu 1880 roku w Góry Rodniańskie wybrał się Hugo Zapałowicz. To ponad 20 lat wcześniej, niż Orłowicz. Oprócz Zapałowicza, w wyprawie wziął udział jego przyjaciel, notariusz ze Skawiny Teodor Pareński oraz trzech przewodników. Pierwszym z przewodników był Wawrzyniec Szkolnik z Zawoi, drugim Iwan Żetyniuk z Żabiego a trzecim Kostyn, którego wynajęto w Borszy. Wrażenia z wycieczki Zapałowicz opisał na kilkudziesięciu stronach i opublikował w VI tomie Pamiętników Towarzystwa Tatrzańskiego w 1881 r. Jeden z fragmentów opisu przypomniał mi fragment naszego zejścia z Petrosa. Odnalazłem go na półce już po powrocie. Oto on:

24653
Po przeanalizowaniu opisu Zapałowicza (cytowanego fragmentu oraz wcześniejszych i dalszych) zlokalizowałem to miejsce na mapie:

24654

Patrzę teraz na naszą relację z tego odcinka:

Schodzimy żlebem do skalnego kotła i stawków Taurile Buhăescului. Poniżej stawków spory i stromy wodospad, wzdłuż którego widać zarys ścieżki. Tędy mogłoby sie ciekawie schodzić. Jest ślisko, z góry woda, z dołu woda - decydujemy się jednak na zejście po skałkach i trawkach obok wodospadu.
Nasz ślad to czerwone strzałki obok wodospadu. A Zapałowicz poszedł potokiem! Wprawdzie zejście obok wodospadu było równie strome (miejscami trzeba było użyć rączek:), dodatkowo głaziaste i kosówkowate, ale… Ale, gdybym wcześniej poczytał Zapałowicza, wodospadzik byłby nasz!

Przy okazji nasuwa się refleksja o roli przewodników podczas tej wyprawy, ale to przyczynek do zupełnie innej bajki...

krzychuprorok
23-08-2011, 17:23
Dzięki za relację, przypomniałem sobie trochu wyprawę w Góry Rodniańskie sprzed siedmiu lat. Burza przegoniła mnie z kolegą z Pietrosa, zwiewaliśmy szybko na dół, rozbijaliśmy namiot nad dolnym jeziorkiem Buhaescu i przy rozbijaniu podarł się tropik. W nocy było mokro, ale ja wypruty po całym dniu marszu, prawie cały czas spałem zwinięty w kącie a kolega siedział z garnkiem na środku namiotu i łapał wodę , co mi wypomina do dziś:-) Na drugi dzień schodziliśmy w deszczu doliną potoku Buhaescu, też było ciekawie.

Wojtek Pysz
23-08-2011, 17:55
... kolega siedział z garnkiem na środku namiotu i łapał wodę ...
No to mieliście jak znalazł na poranną herbatkę, nie trzeba było daleko chodzić :)

sir Bazyl
23-08-2011, 22:28
W tym samym czasie, czyli dnia piątego i szóstego, drugi, trzyosobowy zespół naszej ekipy podchodził na Pietrosula inna drogą i schodził także inną. Czekamy teraz na sprawozdanie z tego wariantu. Potem będzie podsumowanie.


Wędrówkę zaczynamy od górnej stacji wyciągu pod Stiolem....
Właśnie o to ich podejrzewaliśmy i tylko dlatego nie zerwaliśmy się skoro świt :grin:. Parę godzin później, po śniadanku, zakrzyknęliśmy z całą stanowczością: nie dla nas wyciągi i inne zaprzaństwa! I wyrwawszy z kopyta główną arterią Borszy ruszyliśmy........w poszukiwaniu okazji :mrgreen:, którą można by się dostać bliżej wielkiej góry. Już po chwili napatoczył się pojazd z pracownikami leśnymi, który uniósł nas w dolinę potoku Buhaesco. Nie wiedzieć czemu, kierowca w pewnym momencie wyłączył silnik i powiedział, a raczej pokazał, że dalej już się nie da! Czyżby chodziło mu o niezbyt równo wybrukowaną nawierzchnię drogi? :
24692
Cóż było począć?! Zarzuciliśmy ruksaki na się i pognaliśmy niczym rączy Browar z ciężkim worem – 5 kilometrów na godzinę (he, he – Browcze, to powiedzenie już na stałe zagościło w naszym żargonie turystycznym) z delikatną korektą prędkości, tak minus 3 km/h, żeby z zakrętów nie wypaść i się nie roztrzaskać o zaczajone dookoła drzewa. Jak już doczłapaliśmy do miejsca, w którym należało skręcić w prawo, w odnogę potoku z Wodospadem Orłowicza, to skręciliśmy. A że droga wyraźniejsza, a właściwie jedyna, prowadziła w drugie prawo, toteż wybraliśmy tenże wariant. Oczywiście od pewnego momentu, na szerokim i wartkim potoku, nie było już żadnych mostów, mostków czy choćby barierek, co omalże nie doprowadziło nas do rezygnacji z wycieczki, bo przecież prawdziwy turysta nie po to kupuje full-wypas-cud-goretex-trekking-mountain buty na bieszczady i inne góry, żeby je raz za razem ściągać i włazić w zimną (brrrr) i mokrą wodę kolan sięgającą. Część uczestników wycieczki wykazywała skrajną nieodpowiedzialność i właziła na bosaka do potoku narażając się na poślizgnięcie i wywrotkę bądź obicie palców stóp o podwodne kamole. Wstrząsnęło mną to dogłębnie i zaraz po powrocie wysmarowałem pismo do Papieża, Prezydenta i innych możnowładców z apelem i prośbą o doprowadzenie biegnącej w głąb gór drogi do stanu zunifikowanego, bo to po prostu strach się bać co się przydarzyć może, jak tak się łazi bez farbą oszlajanych drzew i skał oraz potokami bez mostków! Zgroza! A jak się komuś takie gór papranie nie podoba, to won na Ukrainę (ups, przecież tam już też „prawdziwi turyści” z obcych państw, czyli RP i Czech już spaprali, co było do spaprania - a co - u siebie już za gęsto to zawsze można u innych coś zepsuć) albo nawet do Patagonii, czy na księżyc!
Wróćmy jednak na ziemię i bliskie jej tematy, ze szczególnym uwzględnieniem kwestii butów. Ja szedłem w lekkich sandałkach i w związku z tym chciałbym ostrzec innych lekkomyślnych turystów o pewnych niedogodnościach związanych z używaniem tego typu nieprofesjonalnego obuwia. Mianowicie sandały składają się oprócz podeszwy, głównie z otworów dookolnych, które przemakają!!!
Wracam do meritum, bo jeszcze Modzi pomyślą, że się nowy zakapior ulągł i wytną mi posta.
Potoki pokonywaliśmy więc na różne sposoby:
24693
24694
Po chwili dotarliśmy do sporego wodospadu, na mapie, tej węgierskiej w ogóle nie oznaczonego:
24695
Ta mapa to całkiem odrębny temat. Niby skala odpowiednia, rysunek czytelny, ale naniesiona treść to po prostu porażka (jak na skalę w jakiej została wydana).

sir Bazyl
24-08-2011, 22:06
Ponieważ w tym miejscu droga stawała pionem, nasze tempo marszu jeszcze spadło, ale cofać się nie zaczęliśmy :grin:. Śmig-myk i nim uczestnicy wyprawy zdążyli powiedzieć „placek z jagodami” (tak około milion razy) już byliśmy przy górnej granicy lasu, gdzie stał szałas pasterski:
24704
Ruszyliśmy dalej przez ukrowione łąki:
24705
ku progowi wysoko zawieszonej kotlinki, z którego opadały malowniczymi kaskadami trzy potoczki:
24706
Ponieważ słońce już się powoli kładło spać, należało wybrać odpowiednie miejsce biwakowe. Wśród gęstych borowin udało nam się odnaleźć skrawek łączki, w sam raz pod namiociki:
24707

agnieszkaruda
24-08-2011, 22:58
Zapomniałaś o stopie który nas nie zabrał...

sir Bazyl
27-08-2011, 12:04
Z naszego miejsca biwakowego mogliśmy podziwiać szczyty, które kilka godzin wcześniej zostały zdobyte przez oddział szturmowy Alfa w składzie: Wojtek P. z iaem:
24734 24735
Następnego dnia rano ruszyliśmy w pogoń za chłopakami, ale drogę zatarasowało nam stado dzikich byków,:
24736
które nie reagowały na żadne krzyki w języku zwierzęcym typu cip-cip, taś-taś itp. Niewzruszone naszym nawoływaniem stały sobie na ścieżce, patrzyły spode łbów wzrokiem nieodgadnionym, w kącikach ich ust można było dostrzec delikatny szyderczy uśmieszek.
24737
Przez te bydlęta straciliśmy trochę czasu, gdyż jakoś nikt nie miał w sobie tyle śmiałości, co Franciszek Dolas prowadzący przez bawarską wieś ogromnego byka.
W końcu jednak, tak boczkiem, boczkiem, minęliśmy je i po kilku kwadransach wylądowaliśmy na niewielkiej przełączce pomiędzy Rebrą a Pietrosulem. Tutaj pozostawiłem swoich odpoczywających współtowarzyszy i pociąłem sam ku szczytowi. W tym miejscu muszę uczynić małą dygresję. Mianowicie, na tym wyjeździe troszkę rozmawialiśmy o początkach turystyki i oczywiście przy tej sposobności o jednej z naczelnych postaci odgrywających wielką rolę w jej upowszechnianiu i organizowaniu tj. o Mieczysławie Orłowiczu. Ja nieopatrznie coś tam napomknąłem, iż na górskich wycieczkach, stosował on zasadę 15-tu minut odpoczynku na każdą godzinę marszu i dodatkowo przerwy w miejscach widokowych. Jako, że ciągle znajdowaliśmy się na grani, a więc w miejscach widokowych oraz biorąc pod uwagę, iż górski wiatr, w przestrzeni pomiędzy mymi ustami a uszami współwędrowców z pewnością pomieszał szyk wyrazów w powyższym zdaniu o tempie marszu, reszta ekipy rwała do przodu w stylu modern’Orłowicz, czyli na każdą godzinę odpoczynku przypadało 15 minut marszu :twisted:. Jest to właśnie ta metoda wędrówki, która szerzej znana jest pod nazwą „metody długich, forsownych odpoczynków”. Ponieważ dla mnie te odpoczynki były zbyt forsowne, wyrwałem do góry. A tam na szczycie, dokładniej na podszczytowej grzędzie, schodzą się dwie ścieżki – jedna biegnąca z południa (którą ja się wdrapywałem) i druga niewidoczna z tej pierwszej, wspinająca się od północy. I nagle zza grani wyłania się znajome ryło (pardon, lico), należące do jednego z forumowiczów, pobratymca z Resmiasta. To był „Żelaznym” zwany jojo. Góra z górą nie, a człowiek z człowiekiem nawet na Pietrosulu! Radości ze spotkania nie było końca! Nawet niebo ze wzruszenia zaczęło płakać:
24738
Jojo wraz z rodzinką zahaczył o Wielką Górę po drodze do Wilna. A że troszkę zboczył na Węgry i Rumunię, więc się zderzyliśmy na najwyższym szczycie Alp Rodniańskich. Po kilkunastu minutach przerwy, już w powiększonym gronie schodziliśmy na północ, w kierunku Borszy. Tuż obok stacji meteo zrobiliśmy przystanek obiadowy. W tym czasie w góry naszło się spragnionych niedźwiedzi i zaczęły piwo warzyć:
24739 24740 24741
które wieczorem, na kwaterze sączyły z lubością wszystkie ekipy tj. grupa Alfa (Wojtek P. i iaa), grupa „Żelazna” (jojo z małżonką i dziećmi sztuk 2 – dzieci sączyły kefir) i grupa pościgowa (agnieszkaruda, Wojtek z Katowic i ja). Uzupełnialiśmy płyny śpiewając (proszę mi oszczędzić krytyki - liczą się chęci!!!:mrgreen:) przy akompaniamencie gitary, z której czarowne dźwięki wydobywali nasi El Mariachi czyli iaa i Wojtek P., który uraczył nas też przepiękną piosenką własnego autorstwa o poszukiwaniu, o przemijaniu, o cerkwi w Wólce Żmijowskiej i bruśnieńskich krzyżach.
Wszystkim serdecznie dziękuję i do zobaczenia!

Wojtek Pysz
27-08-2011, 22:13
Wszyscy powyłazili, gdzie chcieli powyłazić. Sprawdziliśmy też, czy prawdę pisał Orłowicz, że Alpy Rodniańskie to "jeden z najbardziej pustych, dzikich i samotnych zakątków Karpat". Pora wracać do domu. Ale podczas powrotu musimy jeszcze sprawdzić, czy "zewnętrzny wygląd wsi zupełnie inny : piękne drewniane chaty o gankach i opartych na charakterystycznie zdobionych słupach...".
W jednej z pierwszych wiosek, przez które przejeżdżamy trafiamy na targ. Ta wieś to Sacel. Spodziewamy się, że będzie można kupić jakieś miejscowe produkty, w szczególności dobry ser. Okazuje się, że na targu tutejsi mieszkańcy nic nie sprzedają a są tylko odbiorcami sprzedawanych towarów: proszków do prania, dętek do rowerów, bielizny, narzędzi i innych pożytecznych drobiazgów. Uważny obserwator na pewno zauważy na drugim zdjęciu niemal kompletny skład naszej ekipy.

24744 24745

Jedziemy do wsi Bogdan Vodă. Miejscowość została nazwana tak na cześć wojewody Bogdana, który w XIV w. wystąpił przeciwko zwierzchności węgierskiej i stworzył niezależne państwo mołdawskie. W nagrodę ma teraz pomnik konny w centrum wsi. Nas zainteresowały dwa inne, schowane w bocznych zaułkach. Jeden, niewielki pod gontowym daszkiem. Drugi - ogromny, ale został tylko koń, Bogdana gdzieś wywiało. Za to obok prehistoryczny zwierzak po dachem z eternitu. Chyba nikt od wielu lat o nich nie pamięta.

24746 24747

W centrum wsi jest również cerkiew - strzelista, odmienna od naszych i ukraińskich. Wewnątrz cerkwi jacyś kosmici naprawiają ikonostas.
24748 24749

Wojtek Pysz
27-08-2011, 22:36
Ze wsi Bogdan Vodă będzie sporo zdjęć. Po pierwsze dlatego, że to była ostatnia chwila ze słoneczkiem. A po drugie dlatego, że w przewodnikach nazywają wieś "żywym skansenem". Spacerując po wąskich dróżkach nie widzieliśmy wtedy tej "skansenowatości". Pewnie dlatego, że do drewnianych chat krytych gontem można się było po tygodniowym pobycie w Maramaroszu przyzwyczaić. Po powrocie do domu zaczyna być ten skansen widać...

24760 . 24761 . 24762

24763 . 24764 . 24765

Wojtek Pysz
27-08-2011, 22:45
Na szczególną uwagę zasługują ozdobne bramy marmaroskie, występujące tylko w tym regionie.

24766 . 24767 . 24768

24769 . 24770 . 24771

iaa
29-08-2011, 23:18
A ja myślę, że krajobrazami też się należy podzielić z bliźnimi swymi ;)

Może i tak.
Jesień idzie - czas wspomnień.
Niektórzy idą w góry, żeby popatrzeć w doliny, zwłaszcza rumuńskie.

24798
24799
24800
24801
24802
24803

Basia Z.
30-08-2011, 18:22
Dlaczego załączników nie widać ???

Z ta dolinką gdzie spacerował Orłowicz tez mam fajne wspomnienia sprzed 5 lat, zabłądziłam tam osobno od grupy, która prowadziłam, za to z jednym miłym przewodnikiem (i zresztą byłym forumowiczem). Zabłądziłam dlatego, że uznałam że ja mam rację, a tymczasem rację miał mój syn.

Ostatecznie znaleźliśmy się wszyscy około północy w Borszy -Repede.

Parę starych zdjęć Młodego z Doliny Repede:

https://lh6.googleusercontent.com/-Isougj67Xpk/Rl2Hm5m18cI/AAAAAAAAAcw/CSwANaP1RT0/s1280/rodnianskie1.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-pKSdOJ_k-0k/Rl2HiJm18XI/AAAAAAAAAcI/JSQAjuHWJp8/s640/IMG_1829.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/-6rNUuurdc5A/Rl2HkJm18ZI/AAAAAAAAAcY/gj1d1WS7AQg/s912/IMG_1836.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/-IzpWapDR-XM/Rl2HlJm18aI/AAAAAAAAAcg/V-ONWcWjyH4/s912/IMG_1837.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/-GvDnfXZRaM8/Rl2HmZm18bI/AAAAAAAAAco/bThc4sFpapQ/s640/IMG_1838.JPG

Miło powspominać, zwłaszcza że był to ciekawy i nie banalny obóz - przemycaliśmy przez 2 granice psa.

B.

iaa
06-09-2011, 20:44
Dlaczego załączników nie widać ???

Musiałem przełknąć swoistego bana-na.8-)
Ale do rzeczy, jak mówi starożytna pieśń słowiańska: "I jeszcze jeden, i jeszcze raz..."
Między nami doliniarzami, żeby oczekiwań Szacownego Współwędrowca nie zawieść, rzeczone rejony prezentuję:
24885248862488724888

Wojtek Pysz
06-09-2011, 21:07
Ale do rzeczy, jak mówi starożytna pieśń słowiańska: "I jeszcze jeden, i jeszcze raz..."
O - widzę, teraz widzę. Ja poproszę takie, tylko więcej i duże, żeby mi do domciu przysłać ;)

bartolomeo
06-09-2011, 21:10
I w okna tak sprytnie wprawić, żeby sprawiały wrażenie rzeczywistych a nie podstawionych widoków :wink:

asia999
06-09-2011, 21:40
...rzeczone rejony prezentuję:
24885

a ten pierwszy rzeczony rejon to się normalnie kołłłyyyszszszeeee:wink:
widoki bajkowe:grin:

iaa
07-09-2011, 00:33
Były, a jakoby nie były...
Niech są:
24892248912489324894http://forum.bieszczady.info.pl/images/misc/pencil.png