PDA

Zobacz pełną wersję : 200 km rowerem tak czy nie.



WALDI
16-08-2011, 12:42
Według sugestii temat przeniosłem tutaj.
Zacznę może tak
Nie kwestionujmy czegoś tylko dlatego że sami tego nie robimy.
Teraz odniosę się ściśle do tego co napisałeś.
Cyklistów dzielimy na tych co cyklozę we krwi mają i dla nich trasy poniżej 100km to zbyt mało.Są też niedzielni cykliści dla których przejechanie się rowerkiem do pracy to już spory wysiłek.Są także i ci którzy dla przyjemności jeżdżą od czasu do czasu gdy pogoda odpowiednia.Sporą grupę stanowią ci co stale poprzeczkę sobie wyżej ustawiają.
Można tak wyliczać bez końca.Co cyklista to inny sposób poruszania się i każdemu co inne odpowiada.Tak więc w zależności jaką grupę będziemy oceniać możemy napisać czy dystans 200km jest możliwy do przejechanie przez niego czy raczej wątpliwe.

..."Zeby przejechac 200 km na rowerze to trzeba sie niezle uwijac"...
Zgoda.ale
Jednakże 200km można pokonać 6.40 przy 30km/h i tutaj można się ujechać
ale także 200 km pokonamy w 10godz 20km/h robiąc co 30km pół godz.przerwy.
W obu przypadkach dystans pokonany ale nie każdy musi zapylać 30km/h

..."Dla niedzielnego rowerzysty dystan nierealny do pokonania"...
Zgoda ale
Jakbyś prześledził dokładnie stronkę to sam byś się zdziwił ilu takich niedzielnych cyklistów bije kolejne duże dystanse.Mówimy tu o 200-300 bez zbytniego przygotowania tak z marszu.Może podam taki przykład.W tegorocznym wyścigu Bałtyk Bieszczady na dystansie 1000km jechało ponad 60 uczestników w różnym wieku.Spotkałem tam gościa który powiedział że w tym roku przejechał jedynie 1500km,a mimo tego zdecydował się na start.Tak więc nie nogi nie tężyzna fizyczna potrzebna ale tęga głowa.

..."Nawet dla dobrego amatora jest to ogromne wyzwanie"...
Tutaj zgody nie ma.
Dobry amator z takim dystansem radzi sobie bez problemu.Jedynie góry mogą stanowić pewien problem.Jeżeli ktoś całe życie kręci po równinkach to górki mogą stanowić pewien problem.No ale jeden zaliczy ten dystans w 6 godz a drugi może go zaliczyć w 8.Nie było mowy o limicie czasu,a rozpatrujemy tylko możliwości.

..."Zatem bez zaplecza(czytaj kogos w samochodzie,ktory poda plyny) nierealne do wykonania"...
W zeszłym roku kumpel jeździł dużo po Kanadzie i był w szoku że tak trudno w terenie zdobyć tam coś do picia czy jedzenia.Musiał wozić wszystko ze sobą.Ludzie ogrodzeni płotami bojaźliwi bez kontaktu.No ale tu Polska właśnie i co wioska to sklep,a w nim to co człowiekowi (cykliście)potrzebne do przetrwania.Na przestrzeni wielu lat co kręcę się po bezkresach w 90% Bieszczadach(niedzielnym nie jestem)nigdy za mną wóz z zaopatrzeniem nie jechał.
Tak więc jak już ktoś zauważył sklepów ci u nas dostatek i ludzie bardziej życzliwi.
Jestem pewny że jak osłabniesz na trasie,a pieniędzy akurat zabrakło to w pierwszym lepszym domostwie kromkę chleba dostaniesz,a może coś więcej.
Gdy się ktoś zamierza z dwu setką uporać to w kieszenie ładuje tyle "dopalacza"aby
na całość trasy starczyło.

..."ale ich predkosc jazdy to z kolei 10-15km/h Zatem na przejechanie 200km potrzebuja minimum 2 dni."...
Przy 15km/h nawet z sakwami dla tych co to lubią to ok 13godz dokładając 2 godz na przeróżne postoje to 15 godz.Więc o jakich tu dwóch dobach mowa.
Rozpatrujemy tu możliwości,a one tkwią w wielu cyklistach więc zakładanie że jest to nie możliwe jest błędne.

...".Nie mowcie mi tez o mozliwosci odpoczynku i zjedzenia odpowiedniego posilku w czasie jazdy,bo to najwieksza pierdola"...
Nie mówiłem więc zgoda.ale
Każdy mierzy swoją miarką.Tak aby przykładem poprzeć.W zeszłym roku kumpla zaprosiłem w Bieszczady aby z Dużą Pętlą go zapoznać.On 100kg żywej wagi a ja 70.Na półmetku 100km w Ustrzykach G na popas wstrzymanie.Ja kromkę chleba z kieszonki i picie z bidonu,a on obiad zamawia.Oczy przecieram ze zdumienia.
Po takim jedzeniu ja bym chyba zaniemógł,a on dzielnie kolejną stówkę zaliczył.
Ja muszę na małym głodzie dojechać do mety bo jazda z pełnym brzuchem to męczarnia i kolka na każdym podjeździe.No ale podany przykład mówi że każdy człowiek jest inny i zakładać nie można że coś jest pierdołą.

..."Zatem z rezerwa podchodze do opowiesci o pokonaniu 200km na rowerze w ciagu jednego dnia"...
Rozumiem że ta rezerwa o której wspomniałeś to margines na to że jednak coś jest możliwe i może moje wywody są tego dowodem.

..."Waldi bez przesady.Większość ludzi spędzających wolny czas na rowerze poświęca temu nie więcej niż 2 do 3 godzin jazdy"...
Tak jak wspomniałem na wstępie w zależności którą grupę oceniamy tak przedstawiamy ich możliwości.Większość powiadasz no i tu pewnie racja ale jest ta mniejszość,której wspomniany dystans nie przeraża.Tak więc gdy większość nie może a mniejszość może dowodzi że dystans jest do przejechania.
To tak samo jak z łażeniem, po górkach.Większość zapyla na Tarnicę i tam ma kres swoich możliwości,a mniejszość jeszcze zaliczy przeł. Bukowską i wskoczy z rozpędu na połoninki.
..."Link,który podałeś nie odnosi się do niedzielnych rowerzystów,którzy na rower wsiadają sporadycznie i za żadne skarby nie przejadą 200km za jednym"...
Jak sądzę nie zapoznałeś się dokładnie ze wskazaną stronką stąd Twoje stwierdzenie.
Są tam ludzie z czołówki listy którzy deptają pedałki niemal codziennie i o nich nie mówimy bo dla nich dystans 200km to bułka z masłem.Ale jest tam z tysiąc osób,a wśród nich wielu którzy tak z dnia na dzień 200-300- i więcej kręcą.
Jak można nazwać kogoś takiego który czeka na wakacje żeby więcej pojeździć bo wcześniej jedynie krótkie trasy robił.Więc stwierdzenie że za żadne skarby czegoś zrobić nie można jest błędne.

..."nie dałbym rady walnąć 200 na dwóch bidonach,bez batonów i żeli"...
Zgoda ale.
Kto to napisał bo jakoś odnaleźć nie mogę.
Widzisz i cały czas odnosisz to do siebie.To że Ty nie możesz nie jest powiedziane że ktoś inny tego nie zrobi.Przejeżdżam Dużą Pętlę +-200km w miesiące letnie i przy 30+ więc nie zliczę bidonów które wypróżniam jest tego sporo.Żadnych żeli nie stosuję.Wożę ze sobą kanapki z dżemem,miodem,kupuję banany,drożdżówki,batony,czekoladę,ciastka w zależności od potrzeby.
No ale tą samą trasę przelatuję w listopadzie,a bywa że w grudniu 10+ przy suchej drodze i jeden bidon wystarczy ewentualnie dwa.Tak więc musimy rozpatrywać różne przypadki.Ty nie możesz a ktoś inny przejedzie bez problemu.

..."7 czy 8 godzin morderczego wysiłku,bez odpowiedniego uzupełniania płynów i kalorii jak sam na pewno dobrze wiesz nie jest zalecane"...
No i na koniec zgoda wyjaśniać chyba nie ma potrzeby.

Jak rozpocząłem tak i zakończę.
Nie kwestionujmy czegoś tylko dlatego że sami tego nie robimy.
P.S Mam nadzieję że i Ty hucu kiedyś swoje 200 zaliczysz o czym nas poinformujesz czego Ci życzę

Krysia
16-08-2011, 12:52
Ale te 200km to chyba i tak nie na rowerze MTB co?;-)
a jeśli nie na góralu to po co się pchać w góry na innym?
Bo od tego się zaczęło-jak dostać się w Bieszczady. Koniec łatwego transportu wypada w Rzeszowie.
A więc mamy nawet mniej niż 200km;-)
ale cały czas jesteśmy na góralu.

WALDI
16-08-2011, 13:20
..."Ale te 200km to chyba i tak nie na rowerze MTB co?;-)"...
No zgadza się co innego szosowy,a co innego góral.
Jednakże dla chcącego nie ma nic trudnego.
To tak w skrócie opisana jedna z setek tras które dane mi było wykręcić po Bieszczadach.
Wątek z przed laty ale nadal aktualny.
http://forum.bieszczady.info.pl/showthread.php/2678-Może-ktoś-dołączy.

Jakby nie patrzeć to gdy na góralu przyjedziesz to i tak sporo po asfaltach pojeździsz.No chyba że tak trasę ułożysz że zminimalizujesz wjazd na drogi główne.

Krysia
16-08-2011, 13:31
Ja w ogóle nie chcę asfaltem w tym problem;-)
dzięki za linka prześledzę wieczorkiem przy herbatce.

Czarek pl
16-08-2011, 13:50
200 km,to duże wyzwanie,ale jaka radość po jego pokonaniu,nie ma wątpliwości,że amator może pokonać je w jeden dzień,muszą być jednak spełnione pewne warunki,o których wspominali moi przedmówcy.
Dla miłosników kolarstwa fotka z ostatniego Tour de Pologne.
http://desmond.imageshack.us/Himg717/scaled.php?server=717&filename=dsc2475x.jpg&res=medium

hucu
16-08-2011, 17:43
Faktycznie może zbyt rygorystycznie i personalnie podszedłem do zagadnienia uznając,że mój sposób jazdy (a ja lubię się po prostu ujechać) jest tym do którego należy się odnieść. I przez ten pryzmat oceniłem pokonanie 200km i ono w żaden sposób nie składa mi się do kupy z powodów wymienionych wcześniej. Przy okazji zdeprecjonowałem preferencje i osiągnięcia innych , niesłusznie uznając ich '' turystyczną'' jazdę za niegodną uwagi. Zwracam honor jeżeli kogoś uraziłem.12-20 godzin na rowerze... jednak bym się nie zdecydował na tą odmianę kolarstwa(przynajmniej na razie). Ale w końcu każdy ma prawo decydować o swym siedzeniu :oops:. A swoją drogą, jak ktoś wsiadający na rower sporadycznie czuje się po takiej długiej jeździe dnia następnego? Ma jeszcze ochotę spojrzeć na rower? Wiem,wiem siodełko siedełku nie równe ale tyłek musi się jednak do każdego przyzwyczaić a po takiej dawce to może pozostać uraz zarówno fizyczny jak i psychiczny. Dlatego chętnie dowiem się jak radzą sobie z tym problemem długodystansowcy.
A wracając do meritum to fakty niezaprzeczalnie wskazują na to,że można przejechać 200km na rowerze bez pomocy z zewnątrz. Ja póki zdrowie pozwoli pozostanę jednak przy swoim sposobie jazdy,który tychże 200 km nie pozwoli mi pokonać. Jak wspomniałem jedyne co zabieram jadąc to dwa bidony,batonik,żel (czasem po dwa-zależy od pogody-jak zimno mniej płynów a więcej kalorii).Nie wożę żadnych kluczy ani pompki.Telefon zabieram sporadycznie. W razie awarii,cóż jest mały problem,ale póki co w lesie na noc nie zostałem.
Zachęcam w miarę możliwości do spróbowania takiej zabawy w rower jaką ja preferuję. 60-70 km nie brzmi tak jak 200,ale frajda z ujechania się na maxa bezcenna:mrgreen:;). Trzeba korzystać,bo z wiekiem wydolność organizmu do ekstremalnego wysiłku spada.

Wojtek Pysz
16-08-2011, 18:59
Z powodu, iż niechcący rozpętałem dyskusję o kilometrach, odpowiadając "zaczepnie" na wypowiedź calanthe (http://forum.bieszczady.info.pl/member.php/2036-calanthe):
http://forum.bieszczady.info.pl/showthread.php/6540-Wypo%C5%BCyczalnie-rower%C3%B3w/page2
poczuwam się do obowiązku napisać parę zdań. Ale nie za dużo, bo lubię jeździć na rowerze a nie kłapać dziobem o jeżdżeniu :)

Nie wiem, co to są żele i do czego służą. Żywię się głównie chlebem i serem gryfickim z Sanoka. Z batonów jadam "Danusię". Zapas wody uzupełniam (kolejność istotna) w potokach, w studniach, w sklepach wiejskich, w kranach. Narzędzi i części wożę trochę, bo serwis jakoś nigdy nie nadąża za mną:) Poniżej: dwie dziury jednego dnia: W Studenem (fot. 1, 2) i pod Żebrakiem. Samochód w tle jest obiektem napotkanym przypadkowo.

24620 . 24621 . 24622
A w sprawie kilometrów, przychylam się do szacunków don Enrico z cytowanego wyżej wątku: aby oprócz radości jazdy mieć radość oglądania, poznawania, odkrywania - dobrym dystansem jest 70 - 140 km dziennie.
Równocześnie lubię od czasu do czasu przejechać 250 km dziennie albo 999 przez 5 dni. To dobry trening, by te 70-140 nie były problemem.
I to by było na tyle.

WALDI
16-08-2011, 22:05
..."Nie wożę żadnych kluczy ani pompki"...
No to jesteś ryzykant.Gdybyś choć raz rozkraczył się gdzieś z dala od cywilizacji to następnym razem niezbędne rzeczy woził byś ze sobą.Pompka,dętki,podstawowe klucze to tak samo ważne jak jedzenie i picie,a szczególnie dla tych co zapuszczają się w teren.

..."Trzeba korzystać,bo z wiekiem wydolność organizmu do ekstremalnego wysiłku spada"...
Nie da się ukryć.Najgorzej jest pofolgować bo wtedy kilogramy atakują.Im człowiek cięższy tym trudniej zmusić organizm do wysiłku.
Puki co kręćmy takie dystanse jakie nam odpowiadają i jakie jesteśmy w stanie pokonać.
Bieszczady z pozycji rowerowego siodełka bez względu jakie by ono nie było są piękne i zawsze możemy utrwalić to na fotkach.
..."Zapas wody uzupełniam"...
Potoki raczej omijam bo nigdy nie wiadomo czy jakiś zwierzak powyżej dzioba nie maczał w nim.Pozostałe pozycje jak najbardziej.Nie ma to jak zimna woda ze studni na parę betonów.
No i jakie ciekawe rozmowy mogą być z gospodarzem przy tejże.

..."Poniżej: dwie dziury jednego dnia: W Studenem (fot. 1, 2) i pod Żebrakiem"...
No to ładny zestaw wozisz.Ale lepiej więcej niż potem czegoś zabraknąć może.
Tez złapałem kapcia przy zjeździe z Żebraka w stronę Mikowa.Gdyby nie pompka i zapasowa dętka pewnie czekał by mnie marsz w spiekocie do najbliższych zabudowań.
Nie wyobrażam sobie abym bez podręcznego serwisu wybrał się gdzieś na trasę.
W okolicach Mucznego skasowałem łańcuch i przerzutkę i gdyby nie skuwacz pewnie bym szukał noclegu gdzieś w Tarnawie.Po skróceniu łańcucha na jednym przełożeniu przez 90km
wracałem do domu.

don Enrico
16-08-2011, 22:43
Fajny watek się rozpoczął, o którym już dawno myślałem
ale Waldi piszesz :

Tez złapałem kapcia przy zjeździe z Żebraka w stronę Mikowa.Gdyby nie pompka i zapasowa dętka pewnie czekał by mnie marsz w spiekocie do najbliższych zabudowań.Wojtej P. o podobnych historiach piał na forum i fajnie
bo podróż rowerem to nie tylko sam miód ale i problemy techniczne z którymi sobie trzeba poradzić.
Klarownie rozwinąłeś temat 200 km i z przyjemnością go przeczytałem.
p.s pozdrowienia od niedzielnego rowerownika

calanthe
16-08-2011, 22:47
gorzej jak na trasie się taka niespodzianka trafi:)
tutaj akurat na szczęście niedaleko domu!
24623

osobiście nie mam jeszcze 200km na koncie jednego dnia... ale wiem że dałabym radę, bo "rower to jest cud maszyna" i w ogóle nie wyobrażam sobie bez niego życia no:))
i też zawsze mam mały zestaw mechanika.. podstawowe klucze dętka pompka :)

Krysia
16-08-2011, 22:57
No to mnie w ogóle nie kręcą kilometry, za to zachorowałam na enduro!
Masa nauki przede mną.
Ciekawe czy nie jestem już na to za stara;((((

calanthe
16-08-2011, 22:58
No to mnie w ogóle nie kręcą kilometry, za to zachorowałam na enduro!
Masa nauki przede mną.
Ciekawe czy nie jestem już na to za stara;((((

nigdy nie jest się za starym na spełnianie marzeń i realizowanie pasji tych starych i nowych co się właśnie zachorowało!!

no a km też mnie nie kręcą... bo dla mnie liczy się jakość a nie ilość:) ale lubię wiedzieć ile przejechałam i na ile mogę sobie pozwolić i jak planować trasę.. chociaż wiadomo że planuje się a później i tak w rzeczywistości się plany zmieniają ;)

hucu
17-08-2011, 02:00
Z powodu, iż niechcący rozpętałem dyskusję o kilometrach, odpowiadając "zaczepnie" na wypowiedź calanthe (http://forum.bieszczady.info.pl/member.php/2036-calanthe):
http://forum.bieszczady.info.pl/showthread.php/6540-Wypo%C5%BCyczalnie-rower%C3%B3w/page2
poczuwam się do obowiązku napisać parę zdań. Ale nie za dużo, bo lubię jeździć na rowerze a nie kłapać dziobem o jeżdżeniu :).

Zupełnie się tym nie przejmuj. Ja przejeżdżam to co mam przejechać w 2 góra 3 godziny,zatem zostaje mi sporo czasu na kłapanie dziobem.Ty spokojnie możesz pedałować dalej. Przecież to zrozumiale,że po tylu godzinach na rowerze nawet się nie chce dzioba otworzyć :mrgreen:


Nie wiem, co to są żele i do czego służą.

Tym też się nie przejmuj.Człowiek uczy się przez całe życie.


Z batonów jadam "Danusię". Zapas wody uzupełniam (kolejność istotna) w potokach, w studniach, w sklepach wiejskich, w kranach. Narzędzi i części wożę trochę, bo serwis jakoś nigdy nie nadąża za mną:)

Z Danusią robię inne rzeczy (ale jak się wcześnie rower oddaje to temu Danusia daje) :mrgreen:


..."Nie wożę żadnych kluczy ani pompki"...
No to jesteś ryzykant.Gdybyś choć raz rozkraczył się gdzieś z dala od cywilizacji to następnym razem niezbędne rzeczy woził byś ze sobą.Pompka,dętki,podstawowe klucze to tak samo ważne jak jedzenie i picie,a szczególnie dla tych co zapuszczają się w teren.


Rozkraczyłem się nie raz-myślę,że zdarza mi się to raz do roku(choć w tym roku nie to nie spotkało).Ale tak jak napisałem nigdy nie zdarzyło mi się zostać w lesie na noc.Zawsze bez większych problemów dotarłem do miejsca gdzie ktoś mnie ''z holował"do domu. I wcale nie zraziło mnie to do dalszej jazdy w taki sposób. Już taki jestem i dobrze mi z tym.

DUCHPRZESZŁOŚCI
22-08-2011, 01:28
Jestem codziennym użytkownikiem roweru. Robię jakieś czterdzieści kilometrów. Awarje zdażają się średnio dwa razy w miesiącu. Najcześciej łapię gumę. Ale był zerwany łańcuch, połamane szprychy. Lubię jeździć dla przyjemności. Nigdy się nie ścigałem, ani nie jechałem dla zrobienia jak największej liczby kilometrów. Mnie to nie bawi. Myślałem, że przejechanie 20 kilometrów to pryszcz. Tydzień temu wybrałem się na przejażdżkę w miejsce mego urodzenia. I złapałem zadyszkę po 5 kilometrach. Okazało się że czterdziestolatkowi o wadze 110 kg jazda po płaskim idzie bez problemu. Wystarczy kilka podjazdów w górę i na dół i zaczyna brakować powietrza w płucach. Tak więc Koledzy, jestem pełen podziwu dla Waszych rajdów po Bieszczadach. I jeszcze 200 km? Ja w góry rowerem nie pojadę, skoro pokonało mnie Nadbużańskie Podlasie.

Browar
22-08-2011, 16:39
Wojtej P. o podobnych historiach piał na forum i fajnie
bo podróż rowerem to nie tylko sam miód ale i problemy techniczne z którymi sobie trzeba poradzić.


Miałem w Bieszczadzie trzy ciekawe awarie.
Podczas zjazdu z Żebraka zgubiłem jedną z pięciu śrub mocujących przednią tarczę do korby.Tarcza się wtedy wygina,nie da się naciskać na pedały.Całe szczęście w Diablogrodzie wygarnąłem podchmielonego mechanika z wesela i dopasowaliśmy jakąś drobnozwojową śrubę.Tego samego dnia chyba za karę pogubiłem się na Hyrczy i do Łopienki dolazłem potokiem,to był dopiero hardkor :)
Od północy też tego samego dnia dojeżdżał mój kumpel na świeżo zakupionym Mustangu - taki polski pseudo bajk.Spotkaliśmy się na Jaworcu,koleś miał smutną minę.Okazało się że źle zmienił bieg,skrzyżował łańcuch,zadał z kopyta bez opanowania i ... zgiął tylną piastę o mało nie wyrywając wielotrybu.Zonk,wydawało się koniec wyprawy.Ale następnego dnia położyliśmy piastę na pieńku do rąbania,od góry przyłożyłem kołek bukowy i zadałem z młota - piasta się wyprostowała na tyle żeby dało się jechać.Obaj byliśmy zdumieni sukcesem,he he.
Trzecia awaria była widowiskowa.Jechałem za koleżanką w Tworylnem, koło strażnicy.Nagle dupło,spod jej koła wypadła chmura,zupełnie tak,jakby najechała na minę.Taka była zresztą moja pierwsza myśl ;) Eksplodowała dętka i opona.Dętka wymieniona ale opona była rozdarta na pięciu centymetrach,wzdłuż felgi.Sytuację uratowała butelka PET,wyciąłem z niej prostokąt i owinąłem dętkę w miejscu rozerwania opony.Zadziałało elegancko.
Pozdrawiam Rowersów ;)

WALDI
22-08-2011, 21:41
No to i ja dorzucę coś od siebie ,a o czym już krótko wcześniej wspomniałem.
Działo się to już kilka ładnych lat temu ale w pamięci pozostało.

Z archiwum
Od jakiegoś czasu przymierzałem się do objechania tej trasy ale jakoś spychałem to
na dalszy plan.Wczoraj wreszcie zdecydowałem że pojadę.Pogoda zapowiadała się
ładna chociaż po południu miały przechodzić burze.Obliczyłem sobie czas że
wyjeżdżając o 6 rano powinienem objechać trasę zanim deszcz mnie dopadnie.
Tym razem góral jedynie wchodził w rachubę gdyż spory kawałek nie nadawał się
na szosówkę.Tak się składa żeby 50km przejechać po bezdrożach muszę 150
wykręcić po asfalcie aby tam w ogóle dojechać.
Skupię się jedynie na tym leśnym odcinku bo tam się wszystko rozegrało.

Mapka może pomóc w prześledzenia trasy jazdy.
www.twojebieszczady.pl/mapa-on/biesz1.php
Sanok-Ustrzyki Dolne-Lutowiska-Stuposiany-Wilcza Góra-Czerenna-Jasionów-
Tarnawa Niżna Muczne-Lutowiska i powrót do domu tą samą drogą.

Na piątym kilometrze tej leśnej drogi za Czerenną usłyszałem zgrzyt i rower
stanął w miejscu.Patrzę co się dzieje bo wszystko do tej pory sprawowało się
bez zarzutu.
Oczywiście przerzutka tylna zmielona pomiędzy szprychami.Rolki tulejki i
całość w rozsypce(nie wszystko odszukałem)Najechałem na gałęzie pozostawione
przez drwali w czasie ścinki drewna.W pierwszej chwili wydawało mi sie że to
sen.Sam na jeszcze nieznanej trasie z dala od cywilizacji.W tył czy przód to
parę km do najbliższych zabudowań.Przez głowę przebiegły myśli że koło mnie mogą
być jedynie niedźwiedzie lub wilki.Zastanawiałem się czy mogę liczyć na
czyjąś pomoc i doszedłem do wniosku że niestety ale tylko na siebie.Miałem
nadzieję że jakiś samochód z drewnem będzie jechał i mnie podwiezie.
Zadecydowałem że idę do przodu.Pod góry pcham ,a z góry podjeżdżam.Kto tu był
wie że odcinków równych nie ma. Jedynie góra i dół,góra,dół.

Po kilku podejściach z buta (i tutaj muszę wtrącić).
Dwa tyg temu kupiłem zestaw narzędzi w scyzoryku,a tam skuwacz do
łańcucha.Wydaje się to nie prawdopodobne ale przez 16 lat kręcenia po raz
pierwszy go ze sobą zabrałem.Nigdy wcześniej nie zerwałem łańcucha i był mi
nie potrzebny.
Zdecydowałem że będę skracał łańcuch i zrobię go na ostro.Teraz jaką decyzję
podjąć.Co z przodu,a co z tyłu w perspektywie wiele podjazdów w terenie i po
szosie,a także sporo po prostej.Decyzja padła na 32 przód i 15 tył.Skupiłem
się na tym że pod niektóre góry podchodzę ale za to wolę mieć mniejszy młynek
na prostych.W perspektywie 100km drogi powrotnej już myślałem że zobaczę
gwiazdy na niebie gdy dojadę(dojdę) do chatki. Najgorsze w tej sytuacji dopiero miało nadejść.Nade mną gromadziły się czarne chmury i perspektywa drałowania po błocie zanim do asfaltu dotrę była nie sympatyczna.Po raz drugi los się uśmiechną do mnie bo padać zaczęło gdy do Mucznego dojeżdżałem.
Tak w nawiasie dodam ale ta cała sytuacja dodała mi taki przypływ energii że
ani razu z roweru nie zszedłem mimo że na trasie sporo trudnych podjazdów było oto
jeden z nich.
www.podjazdy.ovh.org/ostre1.html
Sam się sobie dziwiłem że w tym nieszczęściu taki fart no i fajna przygoda na
ostrym kole. Grunt to się nie poddawać.
Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło no i mimo wszystko trzeba troszkę
główkować aby wyjść z opresji.