PDA

Zobacz pełną wersję : Toskania



buba
07-09-2011, 14:53
Miejsce akcji - pólnocne i centralne Włochy, głównie Toskania, chyba kawałek Umbrii..
Termin: przełom sierpnia i wrzesnia
Rodzaj wycieczki: wyjazd zorganizowany. Troche objazdowy, trochę pieszych spacerów.
Skład: buba, mama, tata i reszta stonki ;)
Cel wycieczki: powygrzewać sie w słoncu i wypic duzo wina :-)

Moje wrazenia po krotkim pobycie w wyzej wymienionych okolicach:

- bardzo przyjazna pogoda: upalnie, ale nie parno, bez duchoty, slonecznie, bezdeszczowo. Wyjatkowo duzo swiatła.
-malownicze krajobrazy: urocze kamienne miasteczka na wzgórzach, wijące sie po pagórkach drogi, winnice, cyprysy..
-ogromna, nieraz wręcz przytłaczajaca ilosc pieknych zabytków. Bardzo podobał sie nam stan zachowania budynków: zadbane, nie grożące zawaleniem- ale też nie odpicowane, nie cuchnace świeżą farbą.. Obiekty pokryte patyną lat i atmosfera przeszłosci.
-pyszne wino
-paskudne jedzenie i piwo
-drogo jak szlag np. cebula 1.8 euro za kg...
-totalny brak lokalnego klimatu
~nie udalo sie znalezc zadnej lokalnej knajpy, takiej spelunki dla miejscowych
~nie udalo sie uslyszec zadnej włoskiej muzyki- tylko angielskojezyczne oklepane przeboje
~mało napotkalismy miejsc gdzie udaloby sie podpatrzec jakies prawdziwe lokalne zwyczaje, elementy normalnego zycia, a nie tylko cepelie stworzana na uzytek przemysłu turystycznego
~nie znalezlismy zadnego odpowiednika bazaru, targu, gieldy staroci. Tylko stadardowe markety albo sklepy oferujace pamiatki dla kasiastych zagranicznych turystow
~powietrze prawie pozbawione zapachów, nie liczac tych ktore rozpylaja klimatyzatory
~toskanskie krowy nie muczą i nie pachna obornikiem ;-) moze sa z kartonu??



"Czasem warto pojechac na zachód by móc potem w pełni docenic jak fajnie jest na wschodzie"
Zdanie to uslyszalam we Florencji. Dwóch chlopaków rozmawiało na moscie. Chciałam go dogonic i mu powiedziec , ze juz go lubie.. Niestety sie nie udało, zniknął gdzies w dzikim tłumie..


Troche zdjęc:

https://picasaweb.google.com/101001125951496915585/201108_AustriaWlochy_PrzejazdPrzezAlpy
https://picasaweb.google.com/101001125951496915585/201108_WlochyToskania_ToskanskaProwincja
https://picasaweb.google.com/101001125951496915585/201108_WlochyToskania_MonteOlivetoMaggiore
https://picasaweb.google.com/101001125951496915585/201108_WlochyToskania_Siena
https://picasaweb.google.com/101001125951496915585/201108_WlochyToskania_Montepulciano
https://picasaweb.google.com/101001125951496915585/201108_WlochyToskania_GreveMonteriggioni
https://picasaweb.google.com/101001125951496915585/201108_Wlochy_Asyz
https://picasaweb.google.com/101001125951496915585/201108_Wlochy_JezioroTrazymenskie
https://picasaweb.google.com/100906562474490185566/201108_WlochyToskania_SanGimignano
https://picasaweb.google.com/101001125951496915585/201108_Wlochy_PadwaArezzoFlorencja

Basia Z.
07-09-2011, 15:21
"Czasem warto pojechac na zachód by móc potem w pełni docenic jak fajnie jest na wschodzie"


Dlaczego mam zupełnie takie same wrażenia ???


Ale jednak jedna uwaga - byłaś na wycieczce zorganizowanej, takiej gdzie turystom pokazuje sie to, co sami gospodarze uważają za godne pokazania (moje wycieczki zorganizowane są jednak trochę inne).
Gdybyś tak pojechała na wycieczkę zorganizowaną przez biuro np. "Itaka" - np. na Krym - być może Twoje wrażenia byłyby podobne.

Natomiast samodzielny wyjazd od Włoch, południowej Francji czy innych krajów śródziemnomorskich, kiedy to samodzielnie włóczysz się tam gdzie chcesz przynieść może całkiem inne wrażenia.

Dawno temu razem z mężem (wtedy jeszcze nie był mężem) przejechałam stopem całe północne Włochy, spałam gdzieś na jakich budowach w Mediolanie.
W innym roku przejechałam z koleżanką całą południową i zachodnią Francję, spałyśmy na plaży, gdzieś w winnicy pod gołym niebem, lub w jakiejś budzie na dworcu TeŻeVe.

Wrażenia niezapomniane i bardzo chciałabym jeszcze kiedyś powrócić do Prowansji, która mnie po prostu oczarowała.
Ale miałyśmy zasadę taką - łapiemy stopa w określonym kierunku i jedziemy tam gdzie nas "wyrzuci", w ten sposób zwiedziłyśmy sporo ciekawych miasteczek całkiem poza utartymi szlakami.

Za jakieś 10 dni mój syn razem z dziewczyną leci samolotem z Bratysławy do Trapani (znów kupili bilety pewnie za jakieś 60 zł), na sam zachodni "czubek" Sycylii i zamierzają w ciągu dwóch tygodni wrócić stopem aż do Polski, po drodze zwiedzając co się da i wchodząc na kilka gór (m.in Etnę, Wezuwiusz).

Szczerze im tego zazdroszczę, bo wiem że zobaczą znacznie więcej niż na zorganizowanej wycieczce autokarowej.

Pozdrowienia

Basia

buba
07-09-2011, 15:37
Ale jednak jedna uwaga - byłaś na wycieczce zorganizowanej, takiej gdzie turystom pokazuje sie to, co sami gospodarze uważają za godne pokazania (moje wycieczki zorganizowane są jednak trochę inne).




To jest sama prawda co piszesz. Ja tez nie lubie wycieczek zorganizowanych, bo zmuszaja do poruszania sie jakby tunelem. I nawet jak ma sie duzo czasu wolnego (tu np. tak bylo- zwiedzanie miast, wycieczki piesze byly zupelnie samodzielne. Przewodnik tylko sugerowal ze to czy tamto warto odwiedzic)) to jednak juz odgranicza od klimatycznych noclegow, jezdzenia stopem czy komunikacja lokalna. Acz powiem ci, ze bylam na wycieczkach zorganizowanych na Krymie oraz w krajach bylej Jugosławii (Chorwacja, Bośnia, Czarnogóra) oraz w Albanii. Nic nie poradze- moi rodzice lubia wycieczki zorganizowane a ja lubie im czasem towarzyszyc i razem z nimi spedzic czas. No i na wycieczkach w wyzej wymienionych krajach, mimo "zorganizowanego tunelu" widzialam urok, klimat, zapach.. Widzialam zza szyby uroki lokalnego zycia, widzialam co trace, muszac poruszac sie z stadzie za przewodnikiem. Gdy choc na chwile urwalam sie wycieczce (lub zgubilam- mi sie to bardzo czesto zdarza ;) ) zaraz wpadalam w wir prawdziwego swiata, ludzi... Bedac na tamtych wycieczkach wiedzialam ze chce TAM wrocic.. Samodzielnie, z grupa przyjaciol, z namiotem i wolnoscia.. (na Krym wrocilam juz dwukrotnie, do Jugosławii jeszcze nie.ale bardzo bym chciala). Ale tu , w tych Włoszech, nie mialam tego odczucia kompletnie.. Tego ze z okna autobusu widze choc jedno jakies miejsce gdzie chcialabym sie wybrac a nie moge teraz.. Wiesz, na zasadzie : bylo fajnie, bylo ladnie, ale wracac jakos nie bardzo mam potrzebe...




Gdybyś tak pojechała na wycieczkę zorganizowaną przez biuro np. "Itaka" - np. na Krym - być może Twoje wrażenia byłyby podobne.



na Krymie pierwszy raz bylam juz troche lat temu wlasnie na zorganizowanej wycieczce z PTTK Rzeszow. I mimo, ze wiekszosc miejsc pokazywanych nam przez przewodnika nie przypadlo mi do gustu, to jednak w samym Krymie sie zakochalam.. Zwlaszcza w tym Krymie stepowym, przez ktory wtedy tylko przemknelismy.. Wystarczyl stepowy kibelek, pylisty bazar czy zlosc przewodnika i wycieczki na "przygody wewnatrzhotelowe".. ;-) Wystarczyla krotka, samodzielna wycieczka do wioski po zakupy z łapaniem stopa po drodze oraz trafienie do winnicy miejscowych gdy zgubilam wycieczke- zeby wiedziec ze nastepna wycieczke w tym kierunku organizuje sama :-) i to nie raz!!





Za jakieś 10 dni mój syn razem z dziewczyną leci samolotem z Bratysławy do Trapani (znów kupili bilety pewnie za jakieś 60 zł), na sam zachodni "czubek" Sycylii i zamierzają w ciągu dwóch tygodni wrócić stopem aż do Polski, po drodze zwiedzając co się da i wchodząc na kilka gór (m.in Etnę, Wezuwiusz).

Szczerze im tego zazdroszczę, bo wiem że zobaczą znacznie więcej niż na zorganizowanej wycieczce autokarowej.


fajna sprawa! napewno zobacza duzo i ciekawego :-) Tez im zazdroszcze! A oni znaja wloski? Bo mi przynajmniej to strasznie ciezko jest zalatwiac nawet drobne rzeczy nie umiejac sie kompletnie dogadac z lokalna ludnoscia.. Juz nie mowiac o jakis mniej milych wydarzeniach typu choroba w ekipie albo co... Np. na Ukrainie to wiele razy bylismy w sytuacji, ze gdyby nie znajomosc jezyka, choc minimalna to byloby bardzo niefajnie....

bartolomeo
07-09-2011, 20:27
Zdarzyło mi się kiedyś mieszkać prawie rok w północnych Włoszech, kilka lat później poprawiłem jeszcze dwoma miesiącami. Wrażenia mam zgoła odmienne, byłem jednak w innym miejscu (Lombardia) i to może być przyczyną innego spojrzenia. W sierpniu koszmarnie gorąco, w zasadzie nie do wytrzymania (szczególnie w mieście), wrzesień upalny ale już można złapać oddech, zima mokra i nieprzyjemna, z temperaturą na minimalnym plusie (w moją jedyną trafiło mi się 6 tygodni ciągłych opadów, z czego jeden lub dwa dni padał śnieg, reszta to różne rodzaje deszczu).

Zabytków tak dużo, że po pewnym czasie przestają robić wrażenie. Jednak dowolny nasz drewniany kościół lub cerkiew rzuciłyby Włochów na kolana. Widziałem jak oni reagowali na drewniane zabytki w Polsce, słyszałem jak zachowywali się w Polsce Grecy, i jedni i drudzy za byle jaką :wink: drewnianą cerkiew oddaliby ze trzy antyczne świątynie.

Pyszne wino, przyzwoite piwo (szczególnie ostatnio), kapitalne jedzenie. Lepiej jadłem tylko w Grecji, jak dla mnie włoska kuchnia jest prawie doskonała. Ja jednak mówię głównie o kuchni domowej, to jest coś wspaniałego. W punktach masowego żywienia (ale nie dla turystów, mówię o stołówce studenckiej, knajpach na prowincji, odwiedzanych przez tubylców restauracjach w dużych miastach) jedzenie jest co najmniej dobre, czasem bardzo dobre. Na paskudne jedzenie trafiałem tylko pod obleganymi przez turystów miejscami (w takich miejscach gastronomia najczęściej była opanowana przez imigrantów).

W dużych miastach drogo jak szlag (ceny takie jak u nas, tyle że w euro), na nieturystycznej prowincji ceny prawie dwa razy mniejsze, szczególnie w restauracjach i usługi.

Na ulicach i w radiu praktycznie brak muzyki anglojęzycznej, króluje coś w rodzaju lekkiego popu, koniecznie o miłości i koniecznie po włosku. Trzeba dobrze szukać po skali, żeby znaleźć radio grające rocka.

Na prowincji olbrzymie przywiązanie do tradycji, czegoś takiego u nas nie widziałem. Bardzo popularne są małe, lokalne festiwale folklorystyczne, na których jako zespoły występują nawet pojedyncze rodziny demonstrujące tylko i wyłącznie tradycyjne stroje. Ludowe festyny w małych miasteczkach są fantastyczne, sam wygrałem butelkę wina w rzucie jakimś dziwnym ciężkim czymś do jajka. Ludzie na takich festynach są niezwykle sympatyczni i otwarci, można się tam doskonale bawić nawet nie znając języka. W ogóle odnosiłem wrażenie, że Włosi lubią ale i umieją wypić. Nawet na imprezach, których głównym (i jedynym) celem było picie wina, piją aby osiągnąć stan niegroźnej alkoholowej euforii.

Spelunek dla miejscowych też nie spotkałem, ale tam czegoś takiego chyba nie ma (jeżeli tak samo rozumiemy spelunkę). Natomiast maleńkich, nastrojowych kawiarni, winiarni, restauracji na 2 i pół stolika jest poza turystycznymi rewirami bez liku. Każdy Włoch musi w drodze do pracy wypić kawę i przegryźć ją rogalikiem, w przerwie na lunch też je na mieście. Są kawiarnie, które działają tylko rano, są takie, które otwierają się trzy razy dziennie (rano, na lunch, wieczorem) ale między 16oo a 19oo bardzo trudno zjeść coś włoskiego na mieście (trzeba zasuwać w rejony odwiedzane przez turystów lub szukać knajp azjatyckich lub arabskich).

Bazarów we Włoszech jest tylko trochę mniej niż kawiarenek. W dużych miastach w każdej dzielnicy dwa, trzy razy w tygodniu zamykane są określone ulice (zawsze te same danego dnia, np. ulica A w każdy poniedziałek a ulica B w każdą środę) i od rana do wczesnego popołudnia handluje się tam wszystkim (od świeżego tuńczyka, przez tanią zastawę stołową po spodnie, sery, wędliny i wino). Dodatkowo raz w tygodniu odbywa się centralny targ (także na wyłączonych z ruchu, tym razem na cały dzień, ulicach) ściągający setki, jeśli nie tysiące mieszkańców.

Tu wypiek pizzy na bazarze:
http://www.bmiller.pl/Milano/img013.jpeg

A tu ulica po zakończeniu handlu (dwie godziny później było już czyściutko):
http://www.bmiller.pl/Milano/img017.jpeg

W Mediolanie (w innych miastach z pewnością też) raz w miesiącu jest gigantyczna giełda staroci. Cały kwartał miasta handluje tam zardzewiałymi gwoździami, potłuczonymi kieliszkami, starymi obrazami, gazetami, książkami, żyrandolami, widłami i wszystkim, co ma więcej niż kilka lat.

No i piękne góry. Rozległe, czasem zagospodarowane, czasem dzikie.

http://www.bmiller.pl/LagoDiComo/img013.jpeg

http://www.bmiller.pl/LagoDiComo/img016.jpeg

Włochy to coś zupełnie innego niż wschód, ale i wschód zyskuje dopiero wtedy jak się opuści utarte szlaki. Prowincja we Włoszech ma to "coś", ma czar i urok. Tylko najlepiej poznawać ją z miejscowymi a nie z przewodnikiem.

buba
07-09-2011, 21:33
Zdarzyło mi się kiedyś mieszkać prawie rok w północnych Włoszech, kilka lat później poprawiłem jeszcze dwoma miesiącami. .

No to faktycznie mozesz juz cos o tym kraju powiedziec. Obraz opisywany przez ciebie wydaje sie byc bardzo sympatyczny! A jak dawno tam byles? bo jak 10 lat temu to moglo sie mocno pozmieniac na niekorzysc...

Klimatyczny ten bazar w czasie trwania i krajobraz tuz po :-)


Prowincja we Włoszech ma to "coś", ma czar i urok. Tylko najlepiej poznawać ją z miejscowymi a nie z przewodnikiem.

To jest swieta prawda!! zwiedzajac teren z miejscowym zyskuje sie zupelnie inny- zwykle tysiac razy lepszy obraz!

Tylko skad ja wezme takie Wlochy o jakich piszesz? Wogole ta wycieczka to byl prezent dla mojej mamy- bo zawsze marzyla o tej Toskanii, czytala ksiazki i bardzo chciala ja zobaczyc. Wiec znalazlam ta wycieczke z biura.. Cieszylam sie jak dziecko - bo niełatwo znalezc wycieczke w ten region Włoch.. A tu dupa... Zamiast wloskiej prowincji bylo Zakopane ;-) Wiem, mozna by tam ruszyc kiedys ponownie, tylko problem bo moi rodzice juz raczej nie dadza rady nosic plecakow a i jazda autem po tamtejszych plataninach autostrad napawa ich troche przerazaniem


Zabytków tak dużo, że po pewnym czasie przestają robić wrażenie.

no to w tej jednej jedynej kwestii mielismy zbiezne spostrzezenia :-) Ja ogolnie kocham zabytki, zwlaszcza jak sa z odrapanego kamienia ;-) ale tu po dwoch dniach juz mi troche spowszednialy. Ot kosciolek z XIII wieku- wyciagac wogole aparat? Taki zwykly, oklepany...



Włochy to coś zupełnie innego niż wschód, ale i wschód zyskuje dopiero wtedy jak się opuści utarte szlaki. Prowincja we Włoszech ma to "coś", ma czar i urok.

kurde... to gdzie ta prowincja jest? jezdzilismy kilkakrotnie drogami znaczonymi jako "inne" gdzie autokar sie prawie przewracal.. Albo, juz samodzielnie wedrowalismy gruntowymi drogami pomiedzy jakimis farmami i winnicami po horyzont.. Tak z mapy to juz wygladalo na niezla prowincje, ale widac nia nie bylo...

bartolomeo
07-09-2011, 21:58
Siedziałem we Włoszech w 2003 i 2004 roku, potem wróciłem w 2008. Na krócej (kilka dni, tydzień) bywałem wielokrotnie. Ale to nie ma większego znaczenia kiedy ja tam byłem, taki kraj jak Włochy zmienia się bardzo powoli. Tam nie było żadnych rewolucji czy zmian systemowych jak w Europie Wschodniej, to my się zmieniamy, zmienia się Ukraina, Słowacja, Węgry czy Chorwacja. Natomiast Włochy (tak mi się wydaje) są pod względem kulturowym bardzo stabilne.

A bazary włoskie, te dla miejscowych, z dala od turystycznych tras, są przeciekawe. Rzadko na nich kupowałem, ale odwiedzałem regularnie. Tam np przykład ciągle żywa jest tradycja nawoływania do swojego stoiska, można się czasem wystraszyć jak obsługujący Cię sprzedawca nagle zawyje na pełne gardło chcąc zainteresować przechodzących obok potencjalnych kupców :wink:

Miejscowy
07-09-2011, 22:25
Zwiedzałem Italię w wyobraźni czytając książkę Łysiaka i na pewno się tam wybiorę właśnie dla zabytków, architektury, sztuki.
Był w książce taki motyw, że w XV-wiecznym kościele odbywał się mecz piłkarski, bo przecież Włosi takich "młodych kościołów" mają mnóstwo.

bartolomeo
07-09-2011, 22:26
Tylko skad ja wezme takie Wlochy o jakich piszesz?Zapoznaj jakiegoś Włocha, najlepiej z prowincji :wink: Serio piszę! U nas się utarło, że człowiek z prowincji to "wieśniak", moi znajomi natomiast zawsze byli dumni z tego, że pochodzą np. z Olgiate Molgora. Stawiam konia z rzędem (no dobra, 5 piw) jak ktoś znajdzie przewodnik wspominający o tej mieścinie. Tam nie ma nic, tam są tylko prawdziwe Włochy :mrgreen:

Jak chcesz zobaczyć Włochy to zapomnij o autostradach (masz rację, że bywają kręte - ta do Genui jest tak zakręcona, że u nas postawiono by znak ostrzegający o serpentynach), używaj dróg lokalnych, szukaj informacji o małych świętach (praktycznie każda miejscowość ma swoje święto wina, święto kwiatów, święto swojego patrona czy coś w tym guście) i nie zrażaj się pozorną siermiężnością wiejskich festynów, omijaj większe miasta (nie tylko te znane i polecane w przewodnikach, żadne miasto nie da nawet namiastki włoskiej prowincji) i jadaj w porach, w których jadają Włosi (13oo-14:30 i po 19oo a jeszcze lepiej po 20oo, jak znajdziesz restaurację otwartą przed 19oo to omijaj ją szerokim łukiem).

No i daj sobie na to co najmniej miesiąc a najlepiej dwa :mrgreen:

bartolomeo
07-09-2011, 22:35
Był w książce taki motyw, że w XV-wiecznym kościele odbywał się mecz piłkarski, bo przecież Włosi takich "młodych kościołów" mają mnóstwo.W piłkę Włosi potrafią grać nawet w antycznych ruinach. Piłka jest chyba jednym z podstawowych elementów trzymających ich (Włochów) razem w jednym państwie. Oni mogą się śmiertelnie pokłócić o to jak przyrządzać prawdziwą carbonarę (byłem świadkiem takiej kłótni, każdy Włoch robi każde danie inaczej, nie ma czegoś takiego jak "prawdziwa włoska carbonara"), ale mecz reprezentacji będą oglądać wspólnie.

buba
07-09-2011, 22:49
. Tam np przykład ciągle żywa jest tradycja nawoływania do swojego stoiska, można się czasem wystraszyć jak obsługujący Cię sprzedawca nagle zawyje na pełne gardło chcąc zainteresować przechodzących obok potencjalnych kupców :wink:

no wlasnie takiego lokalnego klimatu spodziewalam sie zakosztowac..wlasnie takiego! :-)



Jak chcesz zobaczyć Włochy to zapomnij o autostradach

do tych Włoch trzeba tez jakos dojechac.. myslisz ze da sie przejechac przez austrie jadac tylko malymi drogami? pewnie jakby pokombinowac...


nie zrażaj się pozorną siermiężnością wiejskich festynów:

siermieznosc mnie nigdy nie zraza :-) a nawet czesto zacheca!



Zapoznaj jakiegoś Włocha, najlepiej z prowincji:

nieglupia rada! ;) w wiekszosci sa calkiem przystojni ;)


Stawiam konia z rzędem (no dobra, 5 piw) jak ktoś znajdzie przewodnik wspominający o tej mieścinie. Tam nie ma nic, tam są tylko prawdziwe Włochy
:
widac to zasada ktora dziala prawie wszedzie- najciekawiej jest tam , gdzie nic nie ma!



jak znajdziesz restaurację otwartą przed 19oo to omijaj ją szerokim łukiem).

widzisz - to dobra rada... zawsze jadlam miedzy 12 a 18.. i zawsze dostalismy jakies gowno i w takiej cenie ze sie slabo robilo... juz wybieralismy takie knajpy najmniej odpicowane, w odrapanych bramach a caly czas cos nie gralo i zawalalo sztucznoscia...

bartolomeo
07-09-2011, 23:07
do tych Włoch trzeba tez jakos dojechac.. myslisz ze da sie przejechac przez austrie jadac tylko malymi drogami? pewnie jakby pokombinowac...A chcesz poznać Włochy czy Austrię? :wink: Jak Włochy to jechałbym autostradami aż do wybranego regionu Włoch a potem skręciłbym w drogi lokalne.

Tylko takie wędrowanie "w ciemno" faktycznie może być trudne. Nie wiem jak wyszukać te wędrowne bazary nie będąc dłużej w jednym miejscu, nie wiem jak trafić na lokalne festyny. Bez zasięgnięcia języka może być trudno... Ja bym próbował znaleźć nocleg w jakiejś mieścinie i pytać gospodarzy, pytać o wszystko! Najlepiej, żeby mieli jakieś podrośnięte potomstwo, bo sami mogą mówić tylko po włosku, młodzież najczęściej już daje radę z angielskim. Czasem warto rozglądnąć się za jakąś Polką osiadłą w okolicy (są prawie wszędzie, w zasadzie tylko kobiety, które zostały we Włoszech na stałe dla faceta), te mieszkające w małych mieścinach bez kontaktu z językiem polskim są bardzo chętne do pomocy w zamian za rozmowę. Jak jeszcze w odpowiednim wieku będą :wink: to i na festyn zaprowadzą :mrgreen:

buba
07-09-2011, 23:13
a mam jeszcze takie pytanie- widziales moze we Włoszech miejsca opuszczone, ruiny?(tzn nie mam na mysli ruin antycznych swiatyn ;) ) tak zrobilo to na mnie spore wrazenie bo nie widzialam zadnych..


Czasem warto rozglądnąć się za jakąś Polką osiadłą w okolicy (są prawie wszędzie, w zasadzie tylko kobiety, które zostały we Włoszech na stałe dla faceta), te mieszkające w małych mieścinach bez kontaktu z językiem polskim są bardzo chętne do pomocy w zamian za rozmowę. Jak jeszcze w odpowiednim wieku będą :wink: to i na festyn zaprowadzą :mrgreen:

jak nic musze jakas kolezanke wyswatac za włocha! (takiego z prowincji :P

Spotkalismy jedna Polke prowadzaca winiarnie w Montepulciano. Bardzo mile spotkanie, popilismy wina za darmo, doradzila nam jakie kupowac a jakich unikac. Acz to niestety zbyt turystyczne miejsce bylo...


Najlepiej, żeby mieli jakieś podrośnięte potomstwo, bo sami mogą mówić tylko po włosku, młodzież najczęściej już daje radę z angielskim. :
no wlasnie ja myslalam ze ja kompletnie nie znam angielskiego ale oni znaja jeszcze mniej ;)

asia999
07-09-2011, 23:26
a do zaprowadzania na festyny to Włosi równych chyba sobie nie mają ;)

całych Włoch nie zwiedziłam ale i tak rzuciły na mnie urok. Kuchnia fantastyczna. "takie same" kościoły mnie nie nudzą, bo zwykle na każdy kamyk patrzę przez pryzmat historii więc dla mnie nie ma dwóch takich samych. Dla mnie równie piękne są wielkie miasta jak prowincja - każde w swoim rodzaju smakowite dla oczu. Ludzie są różni - jak wszędzie. Bazary rzeczywiście mają w sobie "coś".

a tak przy okazji - dane mi było kiedyś z pewnym Włochem zauroczonym Polską (sam się uczył polskiego ze słownika) maszerować po Bieszczadach...pokochał je bardzo ale kupa śmiechu była przy okazji - nie zapomnę jak wymawiał "chata kryta strzechą":mrgreen:

bartolomeo
07-09-2011, 23:34
widziales moze we Włoszech miejsca opuszczone, ruiny?Tak, i w dużych miastach i na zupełnym odludziu.

Jak się jedzie przez północne Włochy autostradami to widać opuszczone... hmm... jak je nazwać... w Ameryce Południowej nazwano by je hacjendami :-) Może bliżej nas powiedzieliby na to folwarki - opuszczone domostwa połączone ze stajniami i budynkami gospodarczymi, wszystko otaczające wewnętrzny dziedziniec. Jest tego trochę.

A w mniejszych i większych miastach jest sporo ruder i opuszczonych kamienic, czasem nawet o krok od centrów turystycznych. W Mediolanie można było dojść na ulicę z takimi podupadłymi lub nawet rozpadającymi się kamienicami w 10, może 15 minut z centralnego placu (Piazza del Duomo). Ale to akurat może się szybko zmieniać - być może już je odremontowano albo wyburzono. "Miastowi" Włosi lubią mieszkać w centrach miast i ziemia jest tam bardzo droga.

buba
08-09-2011, 00:13
"Miastowi" Włosi lubią mieszkać w centrach miast i ziemia jest tam bardzo droga.
Przewodnik nam mowil ze ponoc miejscowi w duzej ilosci opuszczaja Florencje, ktora jest jedynym miastem gdzie spada liczna ludnosci. Ze przenosza sie do innych miast albo na wies.. Nie dziwilabym sie jakby to byla prawda- te dzikie tłumy i potworny zaduch w tym miescie chyba nie sprzyjaja spokojnemu zyciu..

bartolomeo
08-09-2011, 09:40
Zdaje się, że wyludnia się też Wenecja w części "na wodzie". Natomiast w Mediolanie stawiają na istniejących budynkach nowe piętra i zabudowują podwórka (nawet tak zwane "studnie"). Z reguły te nad- i przybudówki są dość paskudne, swego czasu nawet ogłoszono w mieście konkurs na najbrzydszą z nich.

A wracając jeszcze na moment do podróżowania po Włoszech to między bajki należy włożyć historie o wariatach za kierownicą, o niebezpiecznej jeździe i o setkach wypadków. W północnych Włoszech (na południu jest podobno inaczej, nie byłem więc nie będę się wypowiadał) kierowcy są znacznie lepsi niż u nas. W mieście wypadki są tam rzadkie, częste są natomiast drobne stłuczki. Jeżeli ktoś chce jeździć po miastach północnych Włoch to wystarczy ruszać zdecydowanie na światłach i uważać na skutery. Należy się też przyzwyczaić do klaksonu, bo Włosi używają go jako czegoś w rodzaju trzeciego kierunkowskazu. Trąbią jak wyjeżdżają z uliczki bez widoczności, trąbią jak trafi im się jechać w zakręcie bardzo wąską ale jednak dwukierunkową uliczką, trąbią jak zobaczą znajomego, trąbią jak ktoś przed nimi nie rusza równo ze światłami, trąbią jak stoją w korku w miejscu gdzie nigdy nie było korków, czasem miałem wrażenie, że trąbią bo nikt inny nie trąbi :wink: A przy tym machają rękami i pokazują co o Tobie myślą, a różnych gestów mają bez liku, gdyby chcieli mogą się porozumieć bez słów, mogą się "dogadać" i nawet pokłócić:

http://i.imgur.com/tMbO0.jpg

No i jak stukasz się kuflem, kieliszkiem lub lampką z Włochem to patrz mu koniecznie prosto w oczy! :mrgreen:

Aleksandra
08-09-2011, 21:25
Hej Buba, ale temat zapodałaś. Jakoś tak pasujący do moich ostatnich porównań i skojarzeń. Mój pierwszy pobyt we Włoszech to Toskania i przeurocze miasteczko Lucignano, 5 dni u włoskiej rodziny, która ani w ząb nie mówiła po angielsku, a my po włosku. 5 dni dogadywania się na migi z pełnym zrozumieniem w XIV wiecznej kamienicy, ot takiej jak sąsiednia. Typowe posiłki, bardzo długie biesiadowanie, kanapki z oliwkami i dwie okoliczne fiesty. Miejsce bardzo urocze, byłam zachwycona, ale bez tego wyjącego głosu muszę wrócić jak najszybciej. Wracałam do Włoch, ale ...
Kiedyś wyciągnięto mnie na siłę do Grecji, i... Buba, to jest właśnie to miejsce. Z kazdym Grekiem się dogadasz, nawet jak ma 80 lat i mieszka na odludzi gdzie są 2 domy i 100 kóz. Oni chcą się dogadać... Kuchnia - moim zdaniem jeszcze lepsza niż włoska. Wszędzie góry i bardzo dużo niezamieszkałych terenów. Specyficzne prawo, które od nieukończonego budynku nie każą płacić podatku - mnóstwo celowych ruin, pustostanów, itp. Plaże są państwowe, więc na każdej możesz przebywać ... hotele nie mogą ich grodzić... Góry, góry i morze. Stolica jakaś taka obdrapana, nieelegancka .... Zabytków oczywiście sporo... i małych cerkiewek

A w tym wszystkim jest coś na granicy wschodu i tu moje ostatnie odkrycie, że z miedzy Grecją a Italią zachodzi podobna korelacja jak miedzy Bieszczadami a Tatrami. To kraj śródziemnomorski i to, to góry i to .... ale jak Bieszczady są "moje" i mi bliskie i do mnie pasujące, choć nie najwyższe itp, tak Grecja jest taka bieszczadzka, swojska ;) a nie tatrzańska.
Buba życzę Ci odkrycia prawdziwych smaków Toskanii, ale jeszcze bardziej gubienia się w Grecji.

buba
08-09-2011, 21:39
Specyficzne prawo, które od nieukończonego budynku nie każą płacić podatku .

to tak jak w Albanii!!! bardzo ciekawe prawo :-) przydaloby sie u nas takie!!


mnóstwo celowych ruin, pustostanów, itp. Plaże są państwowe, więc na każdej możesz przebywać ... hotele nie mogą ich grodzić... Góry, góry i morze. Stolica jakaś taka obdrapana, nieelegancka .... Zabytków oczywiście sporo... i małych cerkiewek.

lepszej reklamy tego kraju nie moglas mi zapodac :-) :-)

W jakich regionach bylas? moze masz jakies zdjecia?


Z kazdym Grekiem się dogadasz, nawet jak ma 80 lat i mieszka na odludzi gdzie są 2 domy i 100 kóz. Oni chcą się dogadać....

tzn na migi? :-)

Aleksandra
08-09-2011, 23:25
lepszej reklamy tego kraju nie moglas mi zapodac :-) :-)

WIEDZIAŁAM ;D


W jakich regionach bylas?

Wyspy: Zakythos, Kreta oraz sporo włóczyliśmy się po Peloponezie, Grecja kontynentalna z autokaru, więc mniej zakamarków.


tzn na migi? :-)

Też, ale Grecy znają angielski, przynajmniej w wersji podstawowej, a na odludzi przynajmniej kilka słów i rosyjski też nie jest im obcy, na ogół próbują mówią mieszanką kilku języków...


moze masz jakies zdjecia?

Na początek trochę smaków z bazaru, gdzie owoce próbujesz przed kupieniem a okrzyki sprzedawców ryb nawet głuchego przyciągną do zakupów... oraz trochę betonu w Kanale Korynckim i "tron Nerona" przy tymże.

buba
09-09-2011, 00:10
Normalnie sie glodna zrobilam po tych twoich fotach! zwlaszcza te ryby....takie bazary lubie !!


i rosyjski też nie jest im obcy.

reklamy widze ciag dalszy :-)