PDA

Zobacz pełną wersję : IV RIMB - relacja alternatywna



Wojtek Pysz
16-10-2011, 18:49
O tegorocznym RIMB-ie, jak i o poprzednich nie da się nic dobrego powiedzieć. (no, może oprócz pogody, która była bardzo dobra). Dodatkowo, nigdzie nie spotkałem naprawdę rzetelnej relacji z tej imprezy (no, może oprócz sprawozdania w „Radiu Erewań”, ale kto tego dziś słucha). W związku z tym postanowiłem zamieścić relację niezależną i niniejszym to czynię.

W oficjalnym wątku o RIMB-2011 (http://forum.bieszczady.info.pl/showthread.php/6965-IV-RIMB-relacja?p=124696&viewfull=1#post124696) napisano: „Pierwszy poranek KIMB-owy przed cerkwią w oczekiwaniu na Wojtka tak się dłużył, że…”. A naprawdę to z tym oczekiwaniem było tak, że gdy o godzinie 8:59, czyli minutę przed wyznaczonym czasem zajechałem przed cerkiew w Żłobku i nieoczekiwanie nie zastałem nikogo (fot.1.).

I zastanawiałem się, co ja teraz zrobię. Nie mam mapy, nie znam Bieszczadów, nie wiem, gdzie ten Żurawin, w którym mamy spać. Miejscowa ludność nie miała na temat Żurawina jednoznacznych wiadomości. Jedni mówili, że go już nie ma, inni, że coś tam jeszcze jest . Trzeba jechać prosto a potem skręcić w boczną drogę.

No to pojechałem prosto a potem skręciłem w prawo. Ale żadnego Żurawina nie było. Droga zaczęła się błocić i leśnieć (fot.2.). Po godzinie jazdy spotkałem w lesie czwórkę ludzi, siedzących obok starego samochodu terenowego, który zagradzał mi drogę. Przeprowadziłem rower bokiem przez krzaki, obok nich. Nie wiem, po co przyjechali do lasu, bo siedzieli na trawie i coś jedli. Przystanąłem na chwilę, przywitałem się i dla nawiązania rozmowy zapytałem, dokąd prowadzi ta droga.

- Nigdzie. Ale jakby bardzo chcieć, to w dół przez las można dojechać do Czarnej Dolnej, w górę przez las na Żuków a prosto przez gęsty las do Victoriniego.
- Ale ja nie chcę ani do Czarnej, ani na Żuków, ani do Victoriniego.
- To se pan wyjedziesz na te polane na górce, tam będzie widać dookoła i se pan zobaczysz, gdzie byś pan chciał pojechać.

Wyjechałem sobie na górkę z polaną i rzeczywiście: wszystko widać dokoła. Ale widać tylko lasy i polany, góry i doliny – żadnej wsi nie widać a Żurawina w szczególności (fot.3.).

fot.1. 25805 fot.2. 25806 fot. 3. 25807

Pojechałem więc na dół, w kierunku gdzie mniejsza trawa i równiejsza łąka. Na dole trafiłem na jakiś potok, potem na piaszczystą drogę. Widać było jakieś stare sady ale ludzie już chyba wyjechali albo pomarli, bo zostało tylko tyle.

fot.4. 25808 fot.5. 25809 fot.6. 25810

Jechałem więc dalej ta piaszczystą drogą. Wkoło pustka, tylko gdzieś z boku słychać warczenie piły motorowej. Nagle tuż obok coś łupnęło a 5 metrów przed rowerem pojawiła się w poprzek drogi wielka, zielona olcha. Stanąłem jak wryty. Zza olchy wyszedł człowiek z piłą.

- O żesz, nie spodziewałem się, że w we wsi, której nie ma ktoś mi przed rowerem drzewo zwali, rzekłem.
- O żesz, tędy nikt nigdy nie jeździ, oprócz traktora czasem, a traktor bym słyszał, odrzekł pilarz.
- A gdzie tą droga można dojechać?
- Do Czarnej Dolnej.
- A jak nie chcę do Czarnej Dolnej?
- To se pan jedź przez ten wierszek do Paniszczewa.

Pogadaliśmy parę minut. O tym, że kiedyś tu była Wola Sokołowa a teraz teren ktoś wykupił i dolina jest prywatna. I że właściciel niewiele za pracę w lesie płaci. Jak się paliwo, olej i łańcuch do piły odliczy, to mało co zostanie. Potem kilka szybkich "rzazów" piłą (fot. 7.) i mam przetartą drogę dla roweru. Wydarłem na grzbiet pod górę. Na obrzeżach doliny rzeczywiście stały tabliczki z informacją o terenie prywatnym i zakazie wstępu (fot. 9.).

fot. 7. 25811 fot. 8. 25812 fot. 9. 25813

Corka_Browara
16-10-2011, 19:23
Wojtku ciekawą miałeś przygodę! Ale trzymasz w napięciu -jak w końcu udało Ci się spotkać z ekipą? I kto to widział bez mapy jechać w góry :) Ale dzięki temu miałeś fajną przygodę w nieznane i zobaczyłeś piękne opuszczone tereny. Ja z kolei wybierałam się na rimb nie wiedząc w ogóle gdzie dokładnie się on odbywa, mając jedynie /jakże sprecyzowaną/ informację, że gdzieś na odcinku między Smolnikiem a Tarnawą :) ale w ostatniej chwili zgarnął mnie Komisarz ;)

Wojtek Pysz
16-10-2011, 20:27
Ale trzymasz w napięciu -jak w końcu udało Ci się spotkać z ekipą?
Nie, tylko trochę zdjęć musze powybierać, bo mi się pomieszały.


I kto to widział bez mapy jechać w góry :)
Miał być pan kierownik i pan przewodnik - to po co mi mapa?

Skończyłem na drwalu z Woli Sokołowej. To teraz będzie sarenka. Może to nie dokładnie sarenka, ale ja zwierzęta dzikie dzielę na małe (zające i świstaki), średnie (sarenki) i duże (żubry i niedźwiedzie).

Za tabliczką o terenie prywatnym droga była równa i porośnięta drobna trawką. Jechałem pomalutku, rozglądając się. Rower toczył się cicho. I zobaczyłem przy drodze sarenkę. Stanąłem, bezszelestnie wyjąłem aparat z sakwy na kierownicy. Wiatr wiał od sarenki do mnie, więc zapach moich skarpetek nie przeszkodził zwierzęciu w posiłku. Niestety, sarenka cały czas stała tyłem, w najlepszym przypadku bokiem do mnie (fot.10.). Postanowiłem ja poprosić, by się odwróciła. Przygotowałem aparat, nastawiłem ostrość i zawołałem: Hej, sarenko, popatrz no się tutaj! I wiecie co - zrozumiała! (fot.11.). Coś jej się chyba u mnie nie spodobało - może rower miałem brudny - bo zaraz sobie gdzieś pobiegła.

fot.10. 25814 fot.11 25815 fot.12 25816

Wojtek Pysz
16-10-2011, 21:32
Z górki z sarenką zjazd do Paniszczowa (drwal mówił: Paniszczewa). Wiele dróg jest pozagradzanych żelaznymi siatkami, trzeba objeżdżać po potoku i podmokłych łąkach. Główna droga w dolinie tez wchodzi na teren wielkiego gospodarstwa. Brama jest zamknięta, do zbliżającego się wędrowca gnają ujadające psy. Poniżej droga jest już dostępna, za to miejscami zalana (pomimo suszy) przez Paniszczówkę, zatamowaną przez bobry. Z doliny wywozi się sporo drewna. Na dole, u wylotu też stoi tablica informująca o terenie prywatnym, nie zabrania jednak wstępu. Kończą się dawne, wolne Bieszczady.

25817 25818 25819 25820 25821 25822

No to jestem już na drodze asfaltowej, trzeba więc w końcu znaleźć ten Żurawin. Ale na razie po drodze jest wieś Polana. W centrum przy drodze sklep i bar. Bar sobie przypominam. Byłem tu ostatnio 37 lat temu. Bar prawie się nie zmienił (zdjęcia są z różnej strony). Sklepu nie pamiętam. Trochę inaczej wygląda za to strój i ekwipunek dzisiejszego turysty.

25823 25824

Basia Z.
16-10-2011, 22:01
Wojtek - ten przystojniak na pierwszym planie to Ty ?

B.

jojo
16-10-2011, 23:21
Wojtku cały czas cię podziwiam (zwłaszcza twjw wyjazdy rowerem)
Fajna trasa i opowieść,
przedostatnie zjęcie z Polany - aż się łezka w oku... (chociaż ja wtedy pewnie jeszcze w pieluchy sikałem)

don Enrico
17-10-2011, 19:32
Alternatywna ? Może wreszcie ktoś wygarnie całą prawdę

Wojtek Pysz
17-10-2011, 20:59
Wojtek - ten przystojniak na pierwszym planie to Ty ?
Ja też jestem na pierwszym planie, ale po lewej - z gitarą i emaliowanym kubkiem ;)

Fajna trasa i opowieść,...
A ja cały czas się wkoło rozgladalem, czy gdzieś za drzewa nie ukaże się coś tajemniczo żelaznego ;)

Wracając do tematu - po drodze spotkałem jeszcze innego, tajemniczego gościa w żółtych gumiakach, potem drogę zagrodził mi potężny smok drzewożerca aż w końcu dotarłem wieczorem do Żurawina. Okazało się, że reszty ekipy nie ma. Nie dotarli jeszcze, choć mieli do przejścia tylko parę kilometrów. Jest tylko jakaś Agnieszka, ale tez jej nie ma, bo pojechała traktorem za rzekę. Pojechałem i ja w stronę rzeki. Rower zaparkowałem w bezpiecznym miejscu ale przez rzekę już nie przechodziłem, żeby sobie czego nie zamoczyć. A potem się zrobiło ciemno, główna ekipa się doczołgała a Agnieszka wróciła traktorem i zabrała wszystkim telefony, co już było opisywane.

25855 . 25856 . 25857 . 25858

don Enrico
18-10-2011, 19:13
A ja cały czas się wkoło rozgladalem, czy gdzieś za drzewa nie ukaże się coś tajemniczo żelaznego
Ponoć nasze Jojo siedziało zamknięte w przyczepie i nie straszyło.

Basia Z.
18-10-2011, 21:35
Ja też jestem na pierwszym planie, ale po lewej - z gitarą i emaliowanym kubkiem ;)



Masz piękny plecak :)

Wojtek Pysz
23-10-2011, 16:58
Masz piękny plecak :)
Tak Basiu, miałem kiedyś piękny plecak. Bo i lepszy niełatwo było kupić, i nie było za co. Ale radość z wędrowania była niezależna od klasy sprzętu :)

Ale wracamy do relacji. Nastał drugi dzień RIMB-u. Rankiem wszystko wszyscy spali i nic się nie ruszało. Wyjątkiem byli gospodarze, którzy krzątali się w obejściu i pies. Miałem brzydkie podejrzenia, że ekipa ruszy na trasę koło południa (jeśli w ogóle ruszy). Pożegnałem się z gospodarzami oraz z psem i ruszyłem w stronę gór, bo na razie byliśmy w dolinie. Jadąc jakąś dróżką w stronę tych gór napotkałem na drogowskaz: Lutowiska 45 min, Chatka Socjologów 40 min. Wybrałem to drugie, bo było bliżej. Na drogowskazie nie napisali, że te 40 minut to się idzie bardzo pod górę. A dla roweru z sakwami było to bardzo-bardzo pod górę i z 40 minut zrobiło się dwa razy tyle. W końcu doturlałem się na Otryt, gdzie ujrzałem zapowiadaną Chatkę Socjologa, która zapraszała wędrowca, by za 5 zł obejrzał sobie z balkonu najpiękniejszą panoramę bieszczadzką. Nie miałem akurat drobnych, więc sobie nie obejrzałem.

26010 26011 26012 26013

Teraz zjazd na dół, znów w dolinę Sanu. Miało być 50 minut a tym razem zmieściłem się w połowie. Tylko na dole tarcze hamulcowe trochę śmierdziały i dymiły. Most w Dwerniku, stary sklep w Dwerniku. Tego faceta ze sklepu już gdzieś kiedyś widziałem.

26015 26017 26018

Wojtek Pysz
23-10-2011, 17:20
Przez Dwernik płynie potok Dwernik. Ten sam potok nieco wyżej, we wsi Nasiczne nazywa się Nasiczniański (a jeszcze wyżej nazywa się jeszcze inaczej). Do Dwernika wpada potok Caryński, który płynie przez wieś … już wszyscy zgadli: Caryńskie. Z drobnym zastrzeżeniem, ze wsi już nie ma. Może nie do końca, bo trafiłem na jednego mieszkańca. O obecności mieszkańca świadczył dym z komina, świeża folia na dachu oraz suszący się na sznurku ręcznik. Nieco powyżej mieszkańca było kiedyś centrum wsi, z cerkwią, cmentarzem, domami i polami.

26022 26023 26024 26025

Stąd już prosta droga na przełęcz Przysłup Caryński. Tutaj krótki odpoczynek przy schronisku i drugie śniadanko.

26026 26027 26028 26029 26030

Wojtek Pysz
23-10-2011, 19:08
W nagrodę za długi a płaski podjazd na przełęcz będzie teraz krótki a szybki zjazd do Bereżek. Na słupku z drogowskazami turystycznymi widnieje napis: „Szlak rowerowy Extreme-Bieszczady na odcinku Przysłup Caryński – Bereżki ZAMKNIĘTY”. Nie zmartwiłem się szczególnie, bo nawet nie widziałem, że tedy prowadzi jakiś szlak rowerowy. Co więcej, taki komunikat obudził pewne emocje. Nie dość, że „Extreme”, to jeszcze zamknięty! Pewnie będą „momenty”!
Nie było niczego wyjątkowego. Zwalone drzewa spotkać można w każdym lesie a stromo bywa w każdych górach. Za najciekawszą przeszkód dla rowerzysty uznałem mostek, na którym trzeba było w połowie skręcić w lewo pod katem prostym, bo drugi koniec wisiał w powietrzu nad półtorametrowym rowem. Pieszy zauważał to „w locie”, nieuważny rowerzysta mógł skończyć „lotem”. I może jeszcze ścieżkę o szerokości pół metra, biegnącą nad pionową skarpą – brzegiem potoku.


26031 26032 26033 26034


W Bereżkach szlak wchodzi na wielkie pole namiotowe z odnowionym wyposażeniem, kilkadziesiąt metrów dalej jest już droga asfaltowa. Przy wejściu na pole i na szlak siedzi pan parkowy i sprzedaje bilety. Wygląda na to, że jechałem „na gapę”, ale przy wychodzeniu/wyjeżdżaniu biletów nie sprawdzają. Część górska zaliczona, teraz będzie część drogowa. Trzecie śniadanie przy sklepie w Pszczelinach, potem – hajda na Tarnawę!

26035 26036 26038 26039

Przy drodze do Mucznego spotykam pod Wilczą Górą resztę ekipy. Wyczerpani całodziennym, 7-kilometrowym marszem czekają na transport kołowy. Spotykamy się po pół godzinie przy barze Carpathia w Mucznem. Potem przejazd transportem (cztero)kołowym do Tarnawy Niżnej. Za wyjątkiem badaczy rowów, którzy poszli pieszo i osobnika, który preferuje transport dwukołowy.
26041
Ostatni odcinek, zamiast asfaltem pojechałem jakąś dawną „PGR-ową” drogą, która wyprowadziła mnie oczywiście w pole a potem dwa kilometry za wieś. Ale za to miałem czyste-mgliste, wieczorne widoki na Bieszczady. Wieczorem nikt nie zabierał telefonów. W nocy było ognisko u Browara, którym się zakończył dzień drugi a rozpoczął trzeci.
26043

Wojtek Pysz
26-10-2011, 20:00
Rankiem dnia trzeciego do akcji wkracza nadworny kucharz. Rozchodzące się zapachy wyciągają wszystkich z łóżek, pomimo wczorajszego wycieńczenia 7-kilometrową trasą. Przyjeżdża także straż graniczna, ale za późno - juz wszystko zjedzone. Po śniadaniu mój rumak zostaje samotnie w pokoju a ja wyruszam tym razem z resztą ekipy na trasę pieszą.

26240 26241 26242

Wyruszamy w góry. Na pierwszym zdjęciu zbiórka czwórkami przed wymarszem. Na drugim zdjęciu widok na Browarową Polanę, miejsce po ognisku i potężne, stalowe ogrodzenie. Na trzecim zdjęciu – pokonanie pierwszego kilometra poszło bez problemu, już jesteśmy przy starym moście kolejki.

26243 26244 26245

Potem było mordercze podejście pod Grandysową Czubę, nie było sił, by wyciągać aparat. Resztkami tchu dotarliśmy na górę, skończył się ciemny las i na słonecznej polanie mogliśmy przystąpić do najważniejszego punktu programu w dniu dzisiejszym, czyli słynnego długiego i forsownego wypoczynku. Wszyscy odpoczywali, oprócz kilkunastu fotografów, dla których wszystko było za blisko albo za daleko.

26246 26247 26248 26249

Wojtek Pysz
12-03-2013, 08:03
Potem Bazyl włóczył nas jakiś czas po lesie, by w końcu zejść (na azymut bodajże 30) do doliny Roztok. Tutaj odłączyłem się od ekipy, bo drugą część dnia miałem zaplanowaną jako jeżdżoną. Tarnawa leży na granicy parku narodowego i dalsze poruszanie się drogą w górę doliny Sanu wymaga uiszczenia opłaty z tytułu UDOST.OB.SC.N. Nie wiem, co to oznacza, ale dla człowieka z rowerem kosztowało 6 zł, w tym 44 gr PTU 8%. Spytałem pani w okienku, dokąd mogę jechać, mając taki bilet. Do Sianek, bez wahania odpowiedziała pani. Tutaj się, z jednej strony, bardzo ucieszyłem, bo ostatnio rowerem można było legalnie dojechać tylko do Beniowej. Z drugiej strony, bardzo się zmartwiłem, bo godzina była trochę za późna na wycieczkę aż do Sianek. Ale co tam, lampkę rowerową mam mocną, do uzupełnienia czołówkę, w sakiewce parę batonów. Ruszam! Droga prowadzi początkowo tuż nad Sanem.

31360 . 31363 . 31359 . 31365

W rejonie Sokolików żegnam się na chwile z Sanem, i okrążając od zachodu Kiczerę Sokolicką dojeżdżam do Bukowca. Potem powrót do Sanu w Beniowej. Nagle po lewej stronie coś załomotało. Prawdziwy pociąg! Jedzie tuż, tuż! Ale miedzy mną a pociągiem jest jeszcze słupek, żółta tablica graniczna i cieniutki San na dnie dolinki. Pociąg jest już za granicą!

W ostatniej relacji z Pikuja znalazły się takie zdania: http://forum.bieszczady.info.pl/showthread.php/7917?p=143502&viewfull=1#post143502

Mnie ta podróż koleją intrygowała od lat, od czasu jak wędrując do Beniowej i Sianek polską ścieżką zobaczyłem za granicą ukraiński pociąg. Od tego czasu bardzo chciałem tym pociągiem pojechać i tydzień temu wreszcie się udało :smile:
Po tym „udaniu się”, przypomniałem sobie o podobnych uczuciach i przy okazji, o niedokończonej relacji z 2011 r. Tam, w Beniowej, stanąłem i gapiłem się na ten pociąg, zapomniałem nawet o wyciągnięciu aparatu. Zdjęcie zrobiłem, gdy już pociągu nie było, widać tylko druty zasilające nad torami. Po chwili dotarłem do cerkwiska i cmentarza w Beniowej. Duży i czytelny znak informował rowerzystów, że nie dla nich dalsza droga. Trzeba było wracać po śladach na dół. Pani w okienku nie miała najświeższych informacji drogowych.

31361 . 31364 . 31366 . 31362

don Enrico
12-03-2013, 11:56
Ech ! piękne to były chwile.