PDA

Zobacz pełną wersję : O tym jak Hiszpan robił bramę…



Corka_Browara
18-10-2011, 17:01
Rok temu, na kształt opowieści Gasia z Siekierezady, postanowiłam opisać jedną z kilku wesołych przygód Bieszczadzkich




O tym jak Hiszpan robił bramę…

Pewnego słonecznego, październikowego dnia Hiszpan podszedł do mnie i powiedział – „Wypatruję…”, po czym nastała chwila ciszy. „Kogo wypatrujesz, Hiszpan?” – zapytałam. „Wypatruję samochodu. Marek się żeni za 2 godziny.” Nie ukrywam, że niemało uradowała mnie ta wiadomość. Przyklasnęłam z radości w ręce, entuzjazm Hiszpana udzielił się i mi. „Chodź zrobimy bramę, na dole mam rury” – rzekł. Za zakrętem przy drodze leżała sterta długich, plastikowych rur o średniej szerokości. „Chcesz to Hiszpan przerzucić przez drogę?!” – zapytałam ze zdziwieniem. Doszliśmy do wniosku, że to nie jest najlepszy pomysł, bynajmniej oryginalny. No i tak staliśmy jak te kołki przy drodze, wypatrując samochodu.

„Hiszpan, coś przydałoby się mieć na tę bramę” – stwierdziłam. „Tylko co?”. „No nie wiem, coś śmiesznego, ładnego…”. „Dobra, coś wymyślę” – odrzekł. I tak Hiszpan chodził od domu do domu pytając ludzi, co by mu dali na ową bramę. „Panie, ślub?!” – rzekła kobieta podekscytowana – „to musisz mieć pan kwiaty!”, po czym za jej pozwoleniem wyrwał większą połowę kwiatków zwisających z doniczki na zewnątrz domu. Zwinęliśmy je dookoła w kulkę tworząc coś na kształt bukietu. Hiszpan w gumofilcach w wełnianej czapce – zimówce z pomponem trzymał je na rękach jak małe dziecię. Z braku innych, kupiłam w kiosku jakże błyskotliwą kartkę zatytułowaną "Pozdrowienia z Bieszczadów" z widokiem na połoniny.

Każdy samochód nadjeżdżający zza zakrętu na nasz widok jechał dalej z ogromnie rozweselonym kierowcą. Przejechał Zawilec z Romanem patrząc na nas z niedowierzaniem, jak gdyby za nami miało miejsce coś zabawnego. Stoimy godzinę… dwie… a samochodu weselnego ani widać, ani słychać. Nagle ujrzeliśmy księdza jadącego w przeciwnym kierunku. „Czyżby ślub już się skończył?” – jedno zadało pytanie drugiemu. „A cholera, zaczekamy aż będą wracać” – odparł mój kompan nieco już zirytowany.

Kiedy minęła trzecia godzina rzuciliśmy kwiaty do rowu, jako pamiątkę po naszej bramie. Wracając do Wetliny spotkałam tam Zawilca. Opowiedziawszy mu owe zdarzenie odrzekł – „a ja się zastanawiałem, czy ten Hiszpan kwiaty przy drodze sprzedaje…”



jimi

Cisna, X 2010


Ślub odbył się w Łopience. Kartka kilka dni później, ku mojemu zaskoczeniu, została doręczona do rąk własnych. Hiszpan do dziś wspomina mi o owej historii :)

don Enrico
18-10-2011, 18:58
Świetne, w sam raz na październikowy wieczór.