PDA

Zobacz pełną wersję : 02.05. „Święty ruch i drobne stopy; święta święta ziem



Szaszka
14-05-2003, 11:32
W słoneczny pokongresowy poranek wstalismy dopiero o 9:00 – trzeba było przeciez troche odespac. Przyrzadzilam jajecznice na kielbasie, ktora zjadlysmy z Asiczką. Nul podziekowala, a Jenn stwierdzila, ze to zbyt cięzkostrawne, a nastepnie, ku naszemu zdumieniu, wyciagnela sledzie w oleju i zaczela je spozywac.
Na widok resztek jajecznicy przybyły własnie Irek zacząl zalosnie sie skarżyc, ze oni ("tzn. VIP-owie") od 3 dni jedzą suchy chleb i konserwy, a my tu sobie takie specjaly przydzadzamy.... Uspokoil sie dopiero, kiedy obiecalysmy, ze jutro zrobimy mu tą jajecznice.
Po sniadaniu okazalo sie, ze są przynajmniej trzy rozne propozycje wycieczek. Ostatecznie Nul, Jenn, Bartko i Tomek postanowili udać się do Sianek. Asiczka, Iras i Geronimo, ktorzy przywieźli do Sekowca rowery, stwierdzili, ze musza w koncu na nich pojeździć (dotarli do Koliby), a Agajotek, Sebastian i ja wybraliśmy Otryt.
Nasza trasa powiodła nas najpierw przez „Rezerwat Hulskie” (oczywiście wyznaczoną ścieżką dydaktyczną). Szlismy sobie niespiesznie po stokowce, rozkoszujac sie ciepłą i sloneczną pogodą. Po drodze minęło nas kilku rowerzystów. Na skrzyzowaniu sciezki z niebieskim szlakiem, wiodącym wzdłuż pasma Otrytu, postanowilismy odbic w lewo i rozejrzec sie po okolicy ze szczytu Hulskie (nie mylić z miejscowością Hulskie!). Roztaczał sie stamtąd piękny widok na Połoninę Wetlińską. Zrobilismy tam sobie krotki piknik.
W końcu rozpoczęliśmy marsz otryckim grzbietem. Od razu widać, że nie jest to uczęszczany szlak, słabo wydeptana ścieżka wiła się miedzy drzewami, a drogę co chwila zagradzało nam zwalone drzewo. Takiej ilosci powalonych czy strzaskanych piorunem drzew jeszcze nie widzieliśmy, z groza i podziwem myslelismy więc o sile i gwaltownosci burz, ktore muszą sie tu przewalać.
Wczesna wiosna to zdecydowanie najlepszy moment na przejscie Otrytu. Grzbiet porosniety jest gęsto bukowym lasem, jednak o tej porze roku brak liści na drzewach pozwolił nam rozkoszowac sie rozleglymi widokami, szczegolnie tymi roztaczajacymi sie po północnej stronie pasma.
Po dwuipólgodzinnym marszu niebieskim szlakiem dotarlismy w koncu do miejsca, gdzie jeszcze do niedawna stała Chata Socjologa. Żadne z nas nie zdążyło jej odwiedzic... Miejsce tętniło życiem: resztki pogorzeliska były własnie uprzątane przez bardzo wesołą grupkę ludzi, komin był już rozebrany, ocalałe z niego cegły leżały ulożone w równą pryzmę. Ale najbardziej zdmiał nas i rozbawił ogromny napis na dachu wiaty ponad duzym drewnianym stołem: „Prareferendum Europejskie Otryt 2003”. Bieszczady idą do Europy... Oczywiście spelnilismy obywatelski obowiazek i oddalismy glosy.
Poniewaz zrobilo sie juz dziwnie późno, postanowilismy nie robic popasu, tylko pędzic na dol do Dwernika, gdzie bylismy umowieni z „grupą rowerową” na pierogi ruskie w naszej kultowej knajpie – „Piekiełku”. Sami wiecie, że najlepsze pierogi w Bieszczadach są w knajpie w Dwerniku... ;)
Po dotarciu do skrzyżowania na dole ledwo powłóczylismy juz nogami i marzyliśmy tylko o jednym: żeby natknać sie na żótłego vw Geronimo. I udało sie! Okazało się, ze Gero w drodze powrotnej z Koliby zostawił Asiczkę z Irasem daleko w tyle (umówil sie z nimi w Dwerniku), a sam dojechal rowerem do Sękowca i teraz wlasnie, juz autem, zmierzal na pierogi. Okazało sie też, że na pomysl zjedzenia dwernickiego specjału wpadły rownież Żabki!
Rzucilismy sie wszyscy na te nieszczesne ruskie jak stado wyglodnialych wilkow, z takim skutkiem, że kiedy niespodziewanie zjawil sie w „Piekiełku” Piotr_S z rodziną, musieli zadowolic sie pierogami z mięsem i jagodami, bo ruskie „wyszli”. ;) Piotr był niepocieszony, tym bardziej, ze chwile wczesniej musieli zrezygnowac ze słynnych nalesnikow z jagodami w bacówce „Pod Małą Rawką”. A czemu? „Czas oczekiwania – 1,5 godziny!” Ach ta cholerna stonka! ;)
Nasz stol mienil sie wokol wszystkimi kolorami tęczy – i to nie tylko tej, ktora wlasnie po przelotnym deszczyku pojawila sie na niebie. Otoz Geronimo, Asiczka, Iras i ja mielismy na sobie koszulki rowerowe, każdą w innym kolorze. Dostalismy je rano od Geronimo! Ja tez sie zalapalam, chociaz moj rower zostal daleko, daleko... Ale jak wiadomo, liczy sie dusza „bikera”! Na pocieszenie przejechalam sie kawalek na rowerze Asiczki... Mniam! :)
Poniewaz wieczor zobil sie chlodny, postanowiliśmy odbyc naszą wieczorna biesiadę w domku „VIP-ow”, piekąc kielbaski w kominku. Grupa „Sianki” zjawiła sie bardzo późno, juz po ciemku, kiedy wlasnie zaczynalismy sie juz o nich niepokoic.
Zaprosilismy do towarzystwa Wiolę i Zbyszka, wpadła także pani Basia, i tak kolejny wieczor upłynal nam mile na oglądaniu miliona zdjeć Irka, biesiadowaniu i opowiadaniu sobie co ciekawszych momentów z odbytych tego dnia wycieczek.
W nocy nad Otrytem mruczała burza, i lało, lało, lało straszliwie. Biedny namiocik „Agajotków”.... A to wcale jeszcze nie był koniec jego mąk, ale o tym juz w następnym odcinku... ;)

GERONIMO
14-05-2003, 12:13
Dzięki Szaszko za te relacje, czytając je, na nowo przeżywam tamte chwile. Oczywiście czekam na następne.
Serdeczne pozdrowienia
Geronimo

asiczka
14-05-2003, 17:58
CZĘŚĆ WYPRAWY DO KOLIBY TO TEŻ CAŁA HISTORIA... ale zamiast pisać...cos co obiecałam:

asiczka
14-05-2003, 17:58
dzięki za oddech;-)



Wiadomość została zmieniona (14-05-03 17:09)

asiczka
14-05-2003, 18:14
noch mal:

beata
14-05-2003, 18:32
No tak... Dyplomu dla beatki nie bedzie :( za hart ducha w zmaganiu sie ze stonka - rowniez obcojezyczna.

asiczka
14-05-2003, 18:53
nA POCIESZENIE;) >>> cenzyra - wisiało 5 min. kto nie widzial - gapa;-P



Wiadomość została zmieniona (14-05-03 17:57)

beata
14-05-2003, 19:00
<ciach>



Wiadomość została zmieniona (14-05-03 18:12)

irek
14-05-2003, 21:29
przez te ograniczenia zdjecie jest malo czytelne i jeszcze ktos sobie pomysli ze prowadze rower a nie jade:)