Sioux
08-01-2014, 13:55
W końcu nadszedł długi weekend styczniowy w Bieszczadach. Pierwotnie pomysł był taki, żeby się wybrać na skitury. Niestety zimę póki co mamy taką jaka mamy, więc z nart trzeba było zrezygnować. Wycieczka była już jednak zaplanowana i jak to mój kolega powiada „zawsze lepiej pojechać niż nie pojechać w góry”, więc w piątek 3 stycznia po południu dotarliśmy do UG. Ponieważ kolega i towarzysz wędrówki był pierwszy raz w Bieszczadach, to zdecydowaliśmy się „klasykę” –Tarnica, Rozsypaniec, Halicz, Bukowe Berdo i Połonina Caryńska. Poniżej krótka relacja.
Piątek 03/01 zatrzymaliśmy się w jedynym chyba otwartym lokalu w UG, czyli w Hotelu Górskim PTTK. Niestety hotelik Biały nie przyjmuje zimą gości, a szkoda. Po kolacji w hotelowej restauracji wcześnie poszliśmy spać, żeby 04/01 wstać o 06:30 i po śniadaniu i przepakowaniu, o 07:45 wyruszyć czerwonym szlakiem w stronę Tarnicy. Na Tarnicy byliśmy około 11:00, a potem po zeszliśmy do Wołosatego na mniej więcej godzinę 13:00. Zaskoczył mnie fakt, że spotkaliśmy około 30 innych turystów po drodze. Widać magia najwyższego szczytu, relatywnie dobre warunki i długi weekend robią swoje. W wyższych partiach lód i trochę zmrożonego śniegu, mgła i widoczność około 50m. Niżej wczesna wiosna lub późna jesień – jak kto woli. W Wołosatem brak otwartych sklepów i barów. Hotelik pod Tarnicą oczywiście również zamknięty. Znaleźliśmy więc przytulną kwaterę i poszliśmy na obiado-kolację do UG.
W niedzielę 05/01 znowu pobudka trochę po 06:00, śniadanie, herbata do termosu i wyjście w stronę Rozsypańca i Halicza o 07:45. Rano z dołu widać było nawet Tarnicę i Połoninę Caryńską , ale już na przełęczy Bukowskiej nieprzyjemnie mżyło. Około 13:00, zupełnie przemoczeni i smagani silnym wiatrem staliśmy na grani Bukowego Berda. Pierwotnie chcieliśmy przejść całą grań (niebieskim szlakiem) i biwakować gdzieś w lesie już poza BPN. Jednak wymiękliśmy ze względu na deszcz i silny wiatr i zeszliśmy do Mucznego gdzieś około 15:00. Tam w „Siedlisku Carpathia” znaleźliśmy schronienie na noc, zjedliśmy wyjątkowo dobrą kolację i udało nam się całkiem skutecznie przesuszyć rzeczy.
Ostatni dzień – poniedziałek 06/01 – przywitał nas rano mało przyjemnym deszczem. Przeszliśmy „stokówką” do drogi łączącej UG z UD, następnie przeszliśmy jakieś 2 km do Bereżek i stamtąd żółtym szlakiem doszliśmy do schroniska „Koliba”. Po krótkim posiłku, zagrzani i najedzeni w ciągu godziny weszliśmy na Caryńską. Niestety pogoda niebyła dla nas łaskawa i widoczność nie przekraczała 50m. Za to przynajmniej nie padało. Z Caryńskiej do UG, przebiórka przy samochodzie i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Podsumowując, wycieczka się udała mimo, że pogoda nie rozpieszczała. Szkoda też, że kolega nie miał okazji ani razu zobaczyć choćby jednego pięknego Bieszczadzkiego widoku. Wciąż tylko samo mleko i mleko. Nie mogę tylko odżałować, że nie była to wycieczka skiturowa… :-(
Załączam kilka zdjęć.
Piątek 03/01 zatrzymaliśmy się w jedynym chyba otwartym lokalu w UG, czyli w Hotelu Górskim PTTK. Niestety hotelik Biały nie przyjmuje zimą gości, a szkoda. Po kolacji w hotelowej restauracji wcześnie poszliśmy spać, żeby 04/01 wstać o 06:30 i po śniadaniu i przepakowaniu, o 07:45 wyruszyć czerwonym szlakiem w stronę Tarnicy. Na Tarnicy byliśmy około 11:00, a potem po zeszliśmy do Wołosatego na mniej więcej godzinę 13:00. Zaskoczył mnie fakt, że spotkaliśmy około 30 innych turystów po drodze. Widać magia najwyższego szczytu, relatywnie dobre warunki i długi weekend robią swoje. W wyższych partiach lód i trochę zmrożonego śniegu, mgła i widoczność około 50m. Niżej wczesna wiosna lub późna jesień – jak kto woli. W Wołosatem brak otwartych sklepów i barów. Hotelik pod Tarnicą oczywiście również zamknięty. Znaleźliśmy więc przytulną kwaterę i poszliśmy na obiado-kolację do UG.
W niedzielę 05/01 znowu pobudka trochę po 06:00, śniadanie, herbata do termosu i wyjście w stronę Rozsypańca i Halicza o 07:45. Rano z dołu widać było nawet Tarnicę i Połoninę Caryńską , ale już na przełęczy Bukowskiej nieprzyjemnie mżyło. Około 13:00, zupełnie przemoczeni i smagani silnym wiatrem staliśmy na grani Bukowego Berda. Pierwotnie chcieliśmy przejść całą grań (niebieskim szlakiem) i biwakować gdzieś w lesie już poza BPN. Jednak wymiękliśmy ze względu na deszcz i silny wiatr i zeszliśmy do Mucznego gdzieś około 15:00. Tam w „Siedlisku Carpathia” znaleźliśmy schronienie na noc, zjedliśmy wyjątkowo dobrą kolację i udało nam się całkiem skutecznie przesuszyć rzeczy.
Ostatni dzień – poniedziałek 06/01 – przywitał nas rano mało przyjemnym deszczem. Przeszliśmy „stokówką” do drogi łączącej UG z UD, następnie przeszliśmy jakieś 2 km do Bereżek i stamtąd żółtym szlakiem doszliśmy do schroniska „Koliba”. Po krótkim posiłku, zagrzani i najedzeni w ciągu godziny weszliśmy na Caryńską. Niestety pogoda niebyła dla nas łaskawa i widoczność nie przekraczała 50m. Za to przynajmniej nie padało. Z Caryńskiej do UG, przebiórka przy samochodzie i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Podsumowując, wycieczka się udała mimo, że pogoda nie rozpieszczała. Szkoda też, że kolega nie miał okazji ani razu zobaczyć choćby jednego pięknego Bieszczadzkiego widoku. Wciąż tylko samo mleko i mleko. Nie mogę tylko odżałować, że nie była to wycieczka skiturowa… :-(
Załączam kilka zdjęć.