PDA

Zobacz pełną wersję : Ona



yamat
24-11-2014, 11:56
Kiedy przyszła, spał. Może drzemał? Był zmęczony, bo czekał na nią już drugą noc. Na razie skradała się cichutko, oszukiwała go cichym szelestem zgranym z bębnieniem deszczu o dach. Przewrócił się na drugi bok i dał się uśpić tą zwodniczą muzyką. Obudziło go łomotanie w drzwi. Coraz mocniejsze, natrętne. Potem dopiero usłyszał szum. Narastał, więc już wiedział, że czeka go długa noc. Wiele razy już przychodziła, o różnych porach dnia i nocy. Zabezpieczał dom i to wystarczało. Starzy ludzie dawno temu opowiadali, że gdy kiedyś przychodziła to zabierała wszystko i wszystkich. Ale to było wtedy, gdy on sam był małym chłopcem i słuchał tych opowieści jak bajek. Teraz sam jest stary, ale nie opowiada dzieciom takich historii. Może, dlatego, że nie ma komu? Wczoraj nawet włączył radio, był bardzo ciekawy czy cos powiedzą? Czy też wiedzą, że jest blisko? Wiedzieli. Ostrzegali też, że tym razem jest wyjątkowo groźna. On mówił-głodna. Czuł to, zawsze sam wyczuwał czas. Nie musiał patrzeć na nic, słuchać ludzi ani radia, wyczuwał ją zawsze, w powietrzu, przez skórę, jakimś dziwnym zmysłem. Przygotowywał się starannie i zawsze wychodził obronną ręką. Skoro teraz nawet w radio mówili to przyłożył się szczególnie. Nie ufał tym z odbiornika, ale faktycznie wyczuwał jakieś szczególny niepokój. Musiała być strasznie głodna. A może to jednak starość? Tracił siłę, wzrok, węch, więc i pewnie wyczucie też. Ale był zbyt stary, zbyt uparty, żeby odpuścić, zlekceważyć. Usiadł na łóżku. Łomot i szum narastał. Nie pamiętał takich odgłosów, widać jednak nie kłamali. Parę dni temu przyjechali tu jacyś ludzie z wioski. Mówili, że niebezpieczeństwo, że ewakuacja i takie tam. Skłamał ich, że niedługo przyjedzie po niego syn. Że musi naszykować rzeczy do zabrania i,że nie ma dla nich czasu. Dali mu coś do podpisania, nawet nie czytał. Co oni mogli wiedzieć o niej? Wszyscy byli w wieku jego wnuka, więc, o czym mieli pojęcie? Na pewno nie o niej! Nie o jej sile, przebiegłości, bezwzględności. Znał ją jak zły szeląg. Wszystkie jej wybiegi, pułapki, oszustwa. Nie raz widział, jak udaje, że się cofa, że straciła siły, że ma dosyć a potem wracała, z zaskoczenia licząc, że on da się zwieść. Zawsze ją przechytrzył! I teraz też da jej radę! Czuł się bezpieczny, zabezpieczył drzwi, okna, solidnie, dechami, pakułami, zasmołował. Już przedwczoraj wstał skoro świt i po śniadanku w strugach deszczu przygotował deski, każdą oglądał starannie a potem szczelnie przybijał do futryn. Było w nich już tyle dziur. Kalendarz pisany dziurawym brajlem. Potem poutykał wszystkie inne szpary tłustymi szmatami a na końcu, nie spiesząc się pomalował wszystko grubą warstwą gorącej smoły. Dom z daleka wyglądał dziwacznie- do piętra pocięty szachownicą jasnego muru i ciemnych plam. Stary uśmiechnął się do siebie smutno- kiedyś było tu więcej takich domów, ale wszyscy pouciekali. Wioska zawsze była narażona. Co prawda w ostatnich latach przychodziła częściej, ale nie była bardzo głodna, nie krzywdziła ludzi tylko niszczyła zasiewy, plony, zagrody. Czasami zabijała zwierzęta. Nikt by tego nie wytrzymał, więc pouciekali ludziska. Ostatnia rodzina chyba z 10 lat temu? 10? A skąd! 15 jak nic! Ależ ten czas.... .Gdzieś tam widać jeszcze kikuty kominów sterczących z krzaków. Drewno spożytkował na opał. Dobre drewno, wysezonowane, natłuszczone. Paliło się jak marzenie. Ot, tyle z wioski. Tylko on został, on wytrzymał. Tu się urodził i tu chciał umrzeć. Ciągnęli go ze sobą, namawiali, żeby się przeprowadził do wioski, syn nawet chciał go brać ze sobą do wielkiego miasta w innym kraju, ale gdzie on tam? Tu znał każde drzewo, każdy kamień, czytał pogodę z wiatru, z chmur, ze śpiewu ptaków. Latem siadywał na ławeczce przed domem i cieszył się ciepłem słońca, zimą opierał plecami o ciepły piec i czytał. Miał dużo książek i je pierwsze powynosił na piętro. Leżały teraz stosem jedna na drugiej zakrywając prawie całą ścianę. Nawet nie wiedział, że ma ich aż tyle. Na wierzchu pozostawiał sobie te, których dawno nie czytał, nawet zapomniał, że je ma. Ale będzie czytał dopiero jak ją pokona. Walczył z nią od lat, walczyli jego rodzice i ich rodzice. Nawet chyba cieszył się na myśl, że znowu się zmierzą. I, że znowu udowodni jej swoją wyższość. Niech sobie nie myśli!
Szum zmienił się w nieustający łomot, wydawało mu się, że dom drży. Musiała być wściekła! Może na niego? Może myślała, że go zaskoczy? Że zanim stary wstanie z łóżka ona zdąży go zabić? Wstał z łóżka i wyjrzał przez okno. Było ciemno, ale zobaczył pod oknem jak się miota, jak uderza raz za razem w drzwi, ściany. I była coraz większa, potężniejsza, hipnotyzowała go swoją furią. Stary stał jak urzeczony patrząc na niszczycielską siłę, dopiero brzęk tłuczonych szyb oderwał go od okna. Jednak weszła! Za nic miała jego zabezpieczenia. Ale to nie koniec. Ogarnął spojrzeniem pokój. Wniósł tu wszystko, co mogło zostać zniszczone. Zapasy, talerze, ubrania nawet radio. Już zrozumiał, że ma mało czasu, że musi przenieść się wyżej, na stryszek. Na stole leżał telefon, taki nowoczesny, komórkowy, prezent od syna. Wziął go do ręki. Do kogo miał zadzwonić? Do syna? Co to da? Jest tysiące kilometrów stąd, nic nie zrobi. Do wioski? To też za daleko, zresztą teraz? Odłożył telefon z powrotem. Kijem z haczykiem na końcu otworzył klapę do stryszku. Rozłożył drabino-schody. Rozejrzał się jeszcze raz po pokoju. Schylił się nad książkami dźwignął ile mógł i po drabinie wtargał je na strych. Powtarzał tę drogę tak długo aż przed oczyma zaczęły tańczyć mu ciemne plamy a oddychanie zaczęło boleć. Usiadł na chwilę. Dom cały drżał, stary wiedział, że zostało nie wiele czasu. Miał świadomość, że zaraz musi wspiąć się na strych, mimo, że sterta książek nie zmalała nawet w połowie. Podniósł się ciężko i mimo krótkiego palącego oddechu i pulsującego bólu w klatce piersiowej znowu zaczął dźwigać książki. Oddychał tak głośno, że dopiero bolesna skarga wyważanych drzwi uświadomiła mu, że już czas. Wrzucił na strych jeszcze parę siatek z jedzeniem i piciem i sam wspiął się na drabinę. Był w połowie drogi, gdy drzwi puściły. Łomot łamanych mebli i poniewieranych rzeczy zmieszał się z wściekłym rykiem. Obrócił się i ciężko siadając na podłodze strychu i spojrzał w dół. Teraz dopiero do niego dotarło. Zrozumiał, że to nie koniec. To, co zobaczył zmroziło go śmiertelnym strachem. Z jego gardła bez jego wiedzy i zgody zaczął wydobywać się dziwny dźwięk. Skowyt strachu. Pomyślał, że mógłby zadzwonić do syna, do kogokolwiek, wykrzyczeć, że potrzebuje pomocy, że sam sobie nie poradzi, ale telefon zostawił na stole a ten już dawno został zmiażdżony miotającym się cielskiem. Siedział tak sparaliżowany i dopiero jej zimny chwyt za nogę otrzeźwił go. Stary jednak nie cofnął nóg. Wiedział, że przegrał, wiedział, że tym razem to ona pokonała jego, że odpłaciła mu za te wszystkie lata. Patrzył ze zrezygnowaniem jak jego kolana znikają w ciemnej i zimnej czeluści. Czuł to zimno, czuł jak go przenika aż do szpiku kości.
Wygrała. Ona. Woda.

Miastu Kłodzku i Ernestowi H ;-)

Lipiec 2004r

Lisk
24-11-2014, 19:07
Doskonałe ....

diabel-1410
24-11-2014, 21:50
Świetnie napisane

yamat
25-11-2014, 09:58
Dziękuję !!! :-P

diabel-1410
25-11-2014, 14:42
Yamat Ty nie dziękuj Ty publikuj i pisz :-)

yamat
25-11-2014, 15:45
kiedy jakoś mi się odechciało ...i tak wszystko w elektonicznej "szufladzie " leży ;-))0

Olaa
25-11-2014, 15:47
Brawo! :)