PDA

Zobacz pełną wersję : Krasna pascha z kiełbasą i koniakiem!



sir Bazyl
11-05-2016, 19:39
Kilka tygodni poprzedzających długi weekend trwały luźne rozmowy kto, kiedy i gdzie.

Dalibóg! Rozmowy wcale nie były luźne a bardzo konkretne! Ustalono, że machniemy Borżawę po czym zmieniliśmy cel na Połoninę Krasną.


Przez chwilę było nas już nawet i 5 osób ale ostatecznie pojechały ....
dwie i to pięć dni później:mrgreen:
Te dwie osoby nie przestraszyły się zarwanej nocy i długiej jazdy, jak i konkretnych przewyższeń więc nie zmieniły celu a nawet dorzuciły w promocji jeszcze jeden okoliczny masyw.
Wyjazd nastąpił o pierwszej w nocy w czwartek i po straceniu kilku chwil na granicy w Korczowej oraz nieopatrznym, nocnym zwiedzeniu centrum Lwowa, już około 9.30 zawitaliśmy do docelowej miejscowości. Wioska, z której zamierzaliśmy wyruszyć w góry to Kołoczawa.
Z centrum
40513 40514
tej bardzo dużej wsi podjechaliśmy boczną drogą poszukać ścieżki prowadzącej ku górom. Po jej znalezieniu wróciliśmy do głównego skrzyżowania by troszkę pozwiedzać. W Kołoczawie jest kilka muzeów, pomników i cerkwi, ale że pogoda dopisywała ruszyliśmy na zwiedzanie magazynów czyli sklepów spożywczych w celu zapewnienia na wyprawę podstawowych produktów tj. chleba, koniaku i musztardy :mrgreen:
Z dwoma ostatnimi produktami nie było żadnych problemów ale wizyty w kolejnych sklepach utwierdzały nas w przekonaniu, że coś jest nie tak z zaopatrzeniem Kołoczawy w pieczywo. Nadwątlone morale wzmacnialiśmy różnymi gatunkami piwa spożywanymi w co drugim sklepie żeby się owo morale nie rozbuchało zanadto, bo toalety nigdzie niet a zabudowa zwarta :twisted:
W końcu zdobyliśmy się na odwagę i postanowiliśmy dokładnie wypytać miejscowych o co chodzi z tym chlebem i kiedy dowiozą?
- Panie, na chleb to musicie poczekać do soboty!
- A co się stało?
- Jak to co, do piątku po świętach wielkanocnych nie ma u nas wypieku chleba i spożywa się paschę wielkanocną, u was tak nie ma?
- U nas tak nie ma, a czy macie tą paschę?
- Zostało jeszcze dwie.
- To prosimy.
I tak oto nabyliśmy dwie chałki, które przez najbliższe cztery dni miały zastąpić nam chleb.
Jeszcze pozostało tylko przestawić samochód blokujący część pasa drogi gdzieś na szerszy odcinek pobocza. Jak już go przykleiłem do parkanu przy jakimś domostwie, podszedłem do gospodarza zapytać czy można tak zostawić auto na trzy do czterech dni. Gospodarz - Nikolaj powiedział, że absolutnie nie i bardziej odpowiednim miejscem będzie jego podwórko za ogrodzeniem i już biegnie otworzyć mi bramę. Ja mu na to, że naprawdę nie trzeba, ale wytłumaczył mi, że tą drogą wieczorami pędzą swoimi leśnymi monstrami robotnicy leśni nie zawsze całkiem trzeźwi i już niejedno auto zostało przez nich muśnięte :grin:
Zastosowałem się do poleceń i już po paru chwilach ruszyliśmy w góry.

coshoo
11-05-2016, 20:46
Były góry śmieci w Kołoczawie, czy ostatnimi laty już trochę posprzątali? :-D

sir Bazyl
11-05-2016, 21:10
Były góry śmieci w Kołoczawie, czy ostatnimi laty już trochę posprzątali? :-D
Nic a nic, brzegi potoków usiane śmieciami, pełno dzikich wysypisk ale na szczęście my po krótkim czasie udaliśmy się w góry gdzie było w tym temacie znacznie lepiej choć nieidealnie.




Na dzień dzisiejszy zaplanowaliśmy małą rozgrzewkę, taki skok w bok w Gorgany – wejście na szczyt Strimba. Do pokonania mieliśmy 1200 metrów przewyższenia na odcinku ośmiu kilometrów, więc daleko nie było:-D Ledwie ruszyliśmy - zaczęło padać
40516
Początkowo wspinaliśmy się łąkami ponad wsią coraz wyżej

40517
i wyżej
40518
i wyżej
40519
i wyżej
40520
i jeszcze wyżej
40521 40522

Było bardzo parno, co chwilkę przechodziły delikatne ulewy a zaraz po przejściu deszczowej chmury pojawiało się prażące słońce.
Z dołu dobiegały jakieś modły. Okazało się, że to kuna bieszczadzka zapytuje Najwyższego: Boże, daleko jeszcze?
40523
Niebiosa milczały więc ja musiałem troszkę ściemniać, że już prawie, że tuż-tuż, że jeszcze tylko przez ten bukowy las, że widać niby jak drzewa karłowacieją z wysokością i wymyślać inne tego typu zapewnienia o rychłym końcu stromizny;)

sir Bazyl
12-05-2016, 16:33
W końcu faktycznie dotarliśmy do ostatnich podrygów lasu i początku kosówki więc należało wybrać odpowiednie miejsce pod namiot. Rozstawiliśmy go w miejscu trochę osłoniętym od wiatru
40525
ale też bardzo widokowym
40526 40527
Wrzuciliśmy do środka piernaty i już na lekko, z werwą pocięliśmy na szczyt. Po dotarciu do przełęczy z małym stawkiem
40528
oddzielającej Strimbę od dwóch innych wierzchołków tego masywu, okazało się, że z drugiej strony idzie ku nam złe
40529
Niby jeszcze było całkiem nieźle widać połoniny Świdowca
40530
ale zanim wdrapaliśmy się na szczyt, okolicę spowiły chmury i widoczność zmalała do kilku metrów
40531

Jimi
12-05-2016, 20:20
Ojej biedna kuna !!

sir Bazyl
12-05-2016, 20:53
Gdy powróciliśmy do namiotu po raz kolejny się wypogodziło, więc szybciutko przygotowaliśmy drewno i rozpaliliśmy podniebne ognisko. Siedząc w jego cieple napawaliśmy się wspaniałymi widokami na Połoninę Krasną dającymi rozkosz dla ducha
40533 40532
a nasze podniebienia rozsmakowywały się w pieczonej kiełbasce
40534
zagryzanej krasną (piękną) paschą
40535
i popijanej koniakiem (Krymskij *****),
40536
który spożywany w tak fantastycznym miejscu smakował wybornie.

Tu wtrącę małą dygresję na temat tego trunku, którego proces powstawania opisał w reportażu „Kirgiz schodzi z konia” Ryszard Kapuściński. Żeby nie mącić w wątku głównym zamieszczę ten ekskurs w odrębnym poście poniżej.

sir Bazyl
12-05-2016, 21:28
Ryszard Kapuściński „Kirgiz schodzi z konia” fragm.:

„Nie każdy wie, jak powstaje koniak. Żeby zrobić koniak, potrzeba aż czterech rzeczy: wina. słońca, dębiny i czasu. A poza tym, jak w każdej sztuce, trzeba mieć smak. Reszta wygląda następująco:

Jesienią, po winobraniu, robi się winogronowy spirytus. Ten spirytus wlewa się do beczek. Beczki muszą być dębowe. Cały sekret koniaku ukryty jest w słojach dębowego drzewa. Dąb rośnie i gromadzi w sobie słońce. Słońce osiada w słojach dębiny, jak bursztyn osiada na dnie mórz. Jest to długi proces, który trwa dziesiątki lat. Z młodego dębczaka nie byłoby dobrego koniaku. Dąb rośnie, jego pień zaczyna się srebrzyć. Dąb pęcznieje, jego drzewo nabiera mocy, barwy i zapachu. Nie każdy dąb da dobry koniak. Najlepszy koniak dają samotne dęby, które rosły w zacisznym miejscu, na suchym gruncie. Takie dęby są wygrzane w słońcu. W takim dębie jest tyle słońca, co miodu w plastrze. Grunt podmokły jest kwaśny i wtedy dąb ma w sobie za dużo goryczki. W koniaku to się od razu wyczuje. Dąb, który za młodu był ranny odłamkiem, też nie da dobrego koniaku. W ranionym pniu soki źle krążą i dębina nie ma już tego smaku.

Potem bednarze robią beczki. Taki bednarz też musi wiedzieć, co robi. Jak źle przykroi drewno, dębina nie da aromatu. Odda kolor, aromatu nie popuści. Dąb to jest leniwe drzewo, a przy koniaku dąb musi pracować. Taki bednarz powinien mieć czucie jak lutnik. Dobra beczka może wytrzymać sto lat. A są beczki, co mają dwieście lat i więcej. Nie każda beczka się uda. Są beczki bez smaku, a znowu inne dają koniak jak złoto. Po kilku latach już się wie, które beczki są jakie.

Do beczek wlewa się winogronowy spirytus. Pięćset, tysiąc litrów, to zależy. Beczkę kładzie się na stojak i tak się ją zostawia. Nic więcej nie trzeba robić, trzeba czekać. Na wszystko przyjdzie czas. Ten spirytus wchodzi teraz w dębinę i wtedy drzewo oddaje wszystko, co ma. Oddaje słońce, oddaje zapach, oddaje kolor. Drzewo wydusza z siebie soki, pracuje.

Dlatego musi mieć spokój.

Potrzebny jest przewiew, bo drzewo oddycha. Drzewo lubi mieć sucho. Wilgoć zepsuje kolor, da kolor ciężki, bez światła. Wino lubi wilgoć, a koniak tego nie zniesie. Koniak jest bardziej kapryśny. Pierwszy koniak dostaje się po trzech latach. Trzy lata, trzy gwiazdki. Gwiazdkowe koniaki są najmłodsze, niskiego gatunku. Najlepsze koniaki są firmowe, bez gwiazdek. To są koniaki, które dojrzewały dziesięć, dwadzieścia, do stu lat. Ale naprawdę wiek koniaku jest jeszcze dłuższy. Trzeba dodać wiek dębu, z którego była beczka. (…)

Czy koniak jest młody, czy stary, to się poznaje po smaku. Młody koniak jest ostry, szybki, jakby impulsywny. Smak będzie cierpki, chropowaty. A znowu stary wchodzi łagodnie, miękko. Dopiero potem zaczyna promieniować. W starym koniaku jest dużo ciepła, dużo słońca. On pójdzie do głowy spokojnie, bez pośpiechu. A swoje i tak zrobi.”

Nasz był więc dość niskiego gatunku ale spożywany na wysokościach miał po zachodzie słońca miliony gwiazdek wokół :) i swoje też zrobił :)

don Enrico
12-05-2016, 22:25
sir Bazyl napisał

i popijanej koniakiem (Krymskij *****),
http://forum.bieszczady.info.pl/attachment.php?attachmentid=40536&d=1463079148&thumb=1 (http://forum.bieszczady.info.pl/attachment.php?attachmentid=40536&d=1463079148)
który spożywany w tak fantastycznym miejscu smakował wybornie.
Jak to więc z tym Krymem jest ?
Spożywanie tego trunku na Ukrainie jest postrzegane negatywnie , czy pozytywnie ?

bieszczadzka kuna
13-05-2016, 17:43
Ojej biedna kuna !!
Naukowo zostało stwierdzone, iż wędrując we dwoje, sir Bazyl wyżywa się na mnie, wybierając, nie powiem całkiem piękne trasy. Ciekawe, czy mój "rzeźniczek" przyzna się, kto jęczał dnia następnego, hę?

- - - Updated - - -


sir Bazyl napisał

Jak to więc z tym Krymem jest ?
Spożywanie tego trunku na Ukrainie jest postrzegane negatywnie , czy pozytywnie ?
Heniu, odniosłam wrażenie, że na Ukrainie koniak sam w sobie, nie jest raczej trunkiem chętnie pijanym. Za to piwo a i owszem, w dużych ilościach

bieszczadzka kuna
13-05-2016, 18:51
Z dołu dobiegały jakieś modły. Okazało się, że to kuna bieszczadzka zapytuje Najwyższego: Boże, daleko jeszcze?
O, żesz ty orzeszku......Żeby było jasne, po 10 godzinach marszu, Bazyl powiada: Masz teraz pół godziny wolnego, możesz zdjąć buty, spać, robić co zechcesz.....znaczy się dalej brniemy? A co tam, teraz hura hura, samowolka, w końcu, o dzięki Najwyższy......

sir Bazyl
13-05-2016, 19:22
(...)
Spożywanie tego trunku na Ukrainie jest postrzegane negatywnie , czy pozytywnie ?
Ja tam nie wiem, kupiliśmy go w jakimś bunkrze, spod lady i w atmosferze wielkiej konspiracji :wink: i na wszelki wypadek poszliśmy kilka kilometrów za wieś i wspięliśmy się ponad 1000 metrów w pionie żeby nikt nie dostrzegł co tam sobie popijamy :-D Dla kamuflażu, jeszcze na dole przelaliśmy go do plastikowej butelki po wodzie mineralnej żeby udawał herbatkę :)

sir Bazyl
14-05-2016, 08:28
W nocy dość mocno wiało i przeszła konkretna ulewa ale ranek wstał piękny
40547 40548
Uwielbiam noclegi w namiocie a w takich miejscach to wręcz ubóstwiam! Niech się schowają gołębiewskie, sheratony czy inne hiltony!
Pogoda dopisywała, byliśmy już wysoko, czasu mnóstwo więc nie śpiesząc się przygotowaliśmy na ognisku śniadanie po czym spakowaliśmy cały szpej i ruszyliśmy na znaną nam z wczorajszego ataku szczytowego przełęcz
40552 40549
Na szczyt Strimby
40553
już się nie wdrapywaliśmy. Postanowiliśmy zdobyć pozostałe dwa wierzchołki tego masywu.
40554
Na przełęczy spotkaliśmy samotnego czeskiego turystę. Zapytałem go dokąd zmierza i skąd? Wędrował na bliską już Strimbę ale wyszedł z Ust Czornej! Była 9.30 więc słysząc tą odpowiedź musiałem wyjaśnić sprawę do końca – to o której wyszedłeś? O trzeciej trzydzieści. Niezły hardcor, my o tej porze to przewracaliśmy się na drugi boczek :razz: Pożegnaliśmy się życzeniami szczęśliwej wędrówki i ruszyliśmy w przeciwne strony. Naszym celem na dziś było przejście na Połoninę Krasną przez przełęcz Pryslop. Tuż za stawkiem odchodził w jej kierunku wygodny trawers omijający szczyty więc z niego nie skorzystaliśmy :mrgreen:
Wybraliśmy trasę prosto do góry, przez pola śnieżne
40550
i kosówkowy chaszczing
40551
(to niebieskie tam w środku to fragment zapadniętej między konary kuny)

bartolomeo
14-05-2016, 08:35
wygodny trawers [...] pola śnieżne [...] kosówkowy chaszczingNiezmiernie mi się podoba ten "wygodny kosówkowy chaszczing" :wink:

sir Bazyl
14-05-2016, 09:02
Niezmiernie mi się podoba ten "wygodny kosówkowy chaszczing" :wink:
A jak kunie się to podobało!!! Widać jej nie było ale słychać było doskonale rzucane w przestrzeń wyrazy zachwytu :mrgreen:

bieszczadzka kuna
14-05-2016, 12:57
Uwielbiam noclegi w namiocie a w takich miejscach to wręcz ubóstwiam!
Ubóstwiam twoje śniadania, przy ognisku.

- - - Updated - - -


Niezmiernie mi się podoba ten "wygodny kosówkowy chaszczing" :wink:

Jasne, Bazyl zgubił trawers i tyle. Upierał się przy tym, niczym kuna, że przebiega właśnie przez tę kosówkę. Potem było gorzej, "zgubił wodę" akurat, jak nastał upał i słońce prażyło jak oszalałe. A to dwie warstwice w dół, a to jedna i już, już ma być źródełko a nawet strumyczek i tak przez pół dnia.....na szczęście nie umarłam na suchoty, koniak zastosowałam do celów leczniczych, zwilżając spierzchłe usta

sir Bazyl
16-05-2016, 20:48
Na szczęście tego przedzierania się zbyt wiele nie było i już po kilku chwilach wygramoliliśmy się na szczyt. Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy na następny
40564
Trzymając się już z dala od kosówkowych zagajników :)
Po dotarciu na jego wierzchołek rzuciłem okiem na mapę, według której ciut poniżej, na linii lasu miały zaczynać się dwa potoczki. Wody już nie mieliśmy a pić się chciało okrutnie. Ruszyliśmy więc w dół biorąc za cel przyleśne łąki porośnięte szczawiem alpejskim
40565
kombinując, że jak jest szczaw, to kiedyś koszarowano tu jakieś trawojady więc może i jakieś źródełko się znajdzie. Pierwszy z domniemanych potoków miał łożysko wybrukowane jasnoszarym kamieniem i ani kropli wody, natomiast w miejscu drugiego była młaka ale tylko w jednym zagłębieniu była woda, taka jakaś nieapetycznie wyglądająca :| Lasem przedarliśmy się do ścieżki opadającej wzdłuż grzbietu ku przełęczy. Po pewnym czasie zrobiliśmy skok w bok w poszukiwaniu potoku ale okazało się, że może i jest gdzieś tam znacznie dalej i sporo niżej więc zawróciliśmy do ścieżki. Z mapy wynikało, że kawałek niżej potok będzie płynął w miarę blisko choć oczywiście nie po grani :-P
Zapuściliśmy się po raz kolejny w las i po chwili mogliśmy się nachłeptać do woli i wykąpać w górskim potoku. Z pełnymi zbiornikami zbiegliśmy na przełęcz
40566 40567
Tu zrobiliśmy sobie przerwę obiadową po której nastąpiła przerwa na leżakowanie.
Tych przerw było chyba za dużo, bo jak już ruszyliśmy w górę odrobić „stracone” 600 metrów to do wyjścia z lasu na połoninę nie mogłem dognać pędzącej ku górze kuny!!! Tak goniła, że aż okulary zgubiłem i musiałem w ich poszukiwaniu kawałek się wrócić i stracić zdobytą w pocie czoła i innych części ciała wysokość. W końcu wyrwaliśmy się z objęć lasu i naszym oczom ukazał się widok na górę ,z której przyszliśmy
40568
na Piszkonię
40569
i na bliski już kres mordęgi, czyli grań główną połoniny
40570
W celu schłodzenia organizmu wytarzałem się w śniegu zalegającym w zapadlisku drogi i pognaliśmy zobaczyć, co tam widać po drugiej stronie grani.

bieszczadzka kuna
17-05-2016, 08:08
Z oporami schodziłam do lasu, w poszukiwaniach wody, puszczając Bazylka przodem. Mniej odwodniony był to i sił mu do szusowania nie brakło.Takich suchot na szlaku, to nigdy nie czułam. Przerwa była jedna na obiad, wśród szumiących, brzozowych listków i cieplutkich promyczków słoneczka. A to wszystko spowodowało lenistwo u sir Bazyla40576
Troszkę mnie kusiło, aby może zmienić kierunek i powędrować do najbliższego magazinu po piweczko.
40577

- - - Updated - - -


Tych przerw było chyba za dużo, bo jak już ruszyliśmy w górę odrobić „stracone” 600 metrów to do wyjścia z lasu na połoninę nie mogłem dognać pędzącej ku górze kuny!!!
To są pomówienia

zbyszek1509
17-05-2016, 11:36
Troszkę mnie kusiło, aby może zmienić kierunek i powędrować do najbliższego magazinu po piweczko.
40577


Oj, mogło to się źle skończyć. Jak widać, to tamtejsi "chłopcy" lubią się bawić jak na strzelnicy.

sir Bazyl
17-05-2016, 17:28
(...) pognaliśmy zobaczyć, co tam widać po drugiej stronie grani.
W tym pędzie :wink: zgubiłem towarzyszące podejściu widoki na Świdowiec
40579
Był troszkę daleko, ale najwyższy szczyt udało mi się przyciągnąć bliżej
40580
Dotarliśmy na grzbiet połoniny i okazało się, że po jej drugiej stronie też jest pięknie
40578
Obraliśmy kierunek na Syhlianskij (1564), najwyższy szczyt pasma. Prąc ku niemu czy to grzbietem, czy wygodnymi trawersami zapuszczałem żurawia to tu
40581
to tam
40583
to siam
40585
Po drodze rozglądaliśmy się za jakimś dogodnym miejscem na biwak. Niestety na mapie nie zaznaczono żadnych źródeł w pobliżu grani a potoki były i owszem, lecz znacznie niżej niż by się chciało schodzić. W końcu nastąpił ten moment

(...) po 10 godzinach marszu, Bazyl powiada: Masz teraz pół godziny wolnego, możesz zdjąć buty, spać, robić co zechcesz.....
Kuna zaległa na wypłaszczeniu* po zawietrznej stronie a ja poszedłem na lekko dalej, rozejrzeć się za jakimś śladem wody. Po stronie nawietrznej wiało na szóstkę skali Beauforta (wg tablic Światowej Organizacji Meteorologicznej: tworzą się grzywacze, długa wysoka fala, szum morza. Fale z pianą na grzbietach i bryzgi – a na lądzie zrywa kapelusz). Zacząłem troszkę schodzić delikatnie trawersując stok i nagle, po niespełna pięciu minutach prawie wlazłem w ukryte za niziutkim garbem, mocno bijące źródło
40582
Wróciłem uradowany do wygrzewającej się w promieniach słońca kuny i uznaliśmy, że jej legowisko spełnia wymogi biwaku gdyż jest w miejscu osłoniętym od wiejącego z północnego-wschodu zimnego wiatru i podłoże trzyma się poziomu. Wkrótce nasz domek już stał na połoninie:
40584
Na kolację dostałem pajdę paschy
40586
ze śledziem w oleju :shock:
Ogniska nie było, ale w promieniach słońca siedzieliśmy przed namiotem aż do jego zachodu, za szczyt z wielką wieżą (Topas 1548 )
40587



*Word nie zna słowa wypłaszczenie :twisted:– widać nigdy po górach nie łaził!

Dlugi
18-05-2016, 07:36
Wydaje mi się czy jednak ktoś poszedł w góry umalowany? ;)

bieszczadzka kuna
18-05-2016, 08:43
Wydaje mi się czy jednak ktoś poszedł w góry umalowany? ;)
A to ci grzech? W końcu było dużo przerw w wędrowaniu, to i czas wypełnić można było malowaniem :)

don Enrico
18-05-2016, 09:05
(...)
to tam
40583
to siam(...)!
Zielono mi ....
i tam i siam.

yamat
18-05-2016, 09:49
Ładne ;-))

sir Bazyl
18-05-2016, 18:28
Ranek dnia następnego wstał rześki i mało zachęcający do wyjrzenia z namiotu
40592
Ze dwie, trzy godziny próbowaliśmy ignorować pogodę wylegując się w ciepłych śpiworach ale ile czasu można leżeć? Spakowaliśmy więc graty do plecaków, odpięliśmy sypialnię od tropiku i pod jego kopułą zjedliśmy śniadanie. Później szybka akcja pakowania tropiku i w drogę. W ruch poszły czapki, rękawiczki, ciepłe polary i odzież przeciwdeszczowa. Szliśmy w kierunku Syhlianskiego przy silnym wietrze zacinającym śniegiem z lewej strony. Lekki dyskomfort powodowało trzymanie głowy pod kątem 90 stopni w prawo od kierunku marszu ale poza tym było fantastycznie. Co prawda początkowo wszystko było spowite chmurami i nic nie było widać lecz od czasu do czasu pojawiały się atrakcyjne prześwity
40593 40594 40597
Unikając jak tylko się dało wychodzenia na grań wybieraliśmy osłonięte trawersy a gdy się skończyły wdrapaliśmy się na szczyt. Nagle się przetarło i można było podziwiać okolicę
40598 40599 40600
Okazało się, że wylądowaliśmy o jeden szczyt za daleko :)
Paletę kolorów uzupełniały kwitnące krokusy
40603
Po sesji zdjęciowej zawróciliśmy na szczyt z tabliczką. Niestety po osiągnięciu wierzchołka znów się zaniosło
40601 40602

sir Bazyl
18-05-2016, 18:37
Idąc dalej w powrotnym kierunku podziwialiśmy dookolne widoki
40604 40606
i wdrapaliśmy się na górę ze zmagazynowanymi rurami zapasowymi do biegnącego połoniną, na szczęście zakopanego już gazociągu
40605
Stąd było już niedaleko do zwornika grani, na którym można zakręcić w kierunku południowym na szczyt Topas lub iść dalej na zachód. Kuna popędziła na zachód
40607
więc wybraliśmy 8) tą drugą opcję i rozpoczęliśmy zejście z połoniny w jej niższe rejony
40608 40609
Znów zaczęło padać więc na obiad schowaliśmy się do czegoś co udawało pasterski szałas
40610
Po obiedzie ruszyliśmy dalej i zaraz za wieżą telekomunikacyjną zakręciliśmy w kierunku części wsi, w której zostawiliśmy samochód. Zejście było bardzo strome więc szybko traciliśmy wysokość i sporo przed zmrokiem dotarliśmy do domu Nikolaja. Zapytałem go gdzie tu można niedrogo przenocować i za chwilkę byliśmy umówieni z właścicielem turystycznego domku kilkaset metrów dalej. Gospodarz czekał na nas na drodze i po ustaleniu ceny (85 hrywien/os.) zaprosił do środka. Do dyspozycji mieliśmy dwa pokoiki, aneks kuchenny w przedpokoju, łazienkę i łóżka jak u babci :) :
40611
Po wrzuceniu plecaków do środka udaliśmy się na zwiedzanie okolicznych magazinów połączone z degustacją piwa :razz:

sir Bazyl
19-05-2016, 19:26
Kolejny dzień przeznaczony był na powrót do domu. Ponieważ czasu było sporo a droga, którą przyjechaliśmy, na odcinku Dolyna – Miżhirija to prawdziwe wyzwanie dla zawieszenia samochodu i układu nerwowego kierowcy (jedynka – dwójka – jedynka – dwójka itd.) postanowiłem pojechać z Miżhiriji do Wołowca i stąd przez Niżne Worota dalej. Droga dużo lepsza, z punktu widokowego nad Wołowcem podziwiliśmy Borżawę
40615
Pikuja
40614
i nieznanego przeznaczenia zabudowę
40613
Ponieważ przy przekraczaniu trzy dni temu granicy w Korczowej zauważyliśmy sporą kolejkę samochodów oczekujących na wjazd do Polski pomyślałem, że warto zmienić trasę i pojechać na przejście w Małym Bereznym. Wybrałem drogę wzdłuż Połoniny Pikuja, przez Roztokę do Wołosianki. Droga też kiepska a na odcinku około jednego kilometra przy zjeździe z przełęczy pod Starostyną rozryta przez leśny sprzęt. Na szczęście było w miarę sucho i udało się jechać grzbietami kolein. Z Wołosianki już asfaltem do Wielkiego Bereznego na obiad (barszcz ukraiński, warieniki, duży lany kwas – 7 zł/os.). Po obiedzie podjechaliśmy na przejście graniczne i okazało się, że ta kolejka co widzieliśmy w Korczowej to pikuś. W Małym Bereznym zaczynała się przy sklepach i stacjach benzynowych czyli granicy nawet widać nie było
40616
Podobno stało ponad dwieście samochodów. Kierowcy poirytowani tempem odpraw a raczej jego brakiem gremialnie używali klaksonów, których wycie słychać było chyba w Ubli . Wzdłuż kolejki przeszedł jakiś graniczny „generał” czy inna szycha i zainteresowanym tłumaczył, że ze strony ukraińskiej odprawa odbywa się szybko i na bieżąco lecz samochody tkwią w korku z powodu opieszałości służb słowackich. Dla pilnowania porządku w kolejce sprowadzono policję, co w żaden sposób nie przyśpieszyło przekraczania granicy ale było ciszej. Okazało się, że faktycznie służby ukraińskie szybciutko dokonywały odprawy lecz nic to nie dawało, bo zablokowany był pas dojazdu do bramek słowackich, mimo iż z jednej kolejki teraz tworzyły się dwie tj. dla unii i dla pozostałych. Po przejściu plątało się (inaczej tego nazwać nie można) ponad dziesięciu celników z kubkami w jednej ręce a datownikami w drugiej ale obsługiwało wszystkich tylko dwoje. Czekając na odprawę mieliśmy okazję obserwować z jaką butą, ignorancją i po prostu chamstwem odprawiani są Ukraińcy. Po prostu żenada. Kolejka unijna posuwała się znacznie szybciej ale szału nie było. Gdy już sprawdzili mój samochód i pozostało tylko sczytać elektronicznie paszporty (dwie sztuki) celniczka zabrała je do kantorka i przepadła na dwadzieścia minut. W tym czasie na przejście przyszła celniczka ukraińska z prośbą o przyspieszenie odpraw gdyż kolejka samochodów oczekujących ciągle się powiększała. Jedyną reakcją było wyśmianie jej prośby przez grono wielce z siebie zadowolonych panów zajętych trzymaniem kubków w jednej ręce i datowników w drugiej.
W kolejce ustawiliśmy się o 14.08 a granicę opuściliśmy o 19.15 czyli ponad pięć godzin później.
Ubla całkowicie zasługuje na miano upierdliwego przejścia ale w tym wypadku była to „zasługa” słowackich służb. (http://forum.bieszczady.info.pl/showthread.php/6068-Ubla-upierdliwe-przej%C5%9Bcie-w%C4%85tek-wydzielony?highlight=ubla)

bartolomeo
19-05-2016, 19:52
podziwiliśmy [...] Pikuja
40614
Z tego miejsca pierwszy raz świadomie zobaczyłem Pikuja, dopiero później zacząłem go wypatrywać z naszych połonin. Lubię to miejsce :smile:


Ubla całkowicie zasługuje na miano upierdliwego przejścia ale w tym wypadku była to „zasługa” słowackich służb. (http://forum.bieszczady.info.pl/showthread.php/6068-Ubla-upierdliwe-przej%C5%9Bcie-w%C4%85tek-wydzielony?highlight=ubla)
Tydzień wcześniej wracaliśmy z Ostrej i na przejście podjechaliśmy jako... jedyny samochód. Szliśmy na rekord, ale bardzo miła pani, jeszcze po stronie ukraińskiej, poprosiła Wojtka o wprowadzenie auta na kanał. Narkotyków szukali. Bardzo grzecznie, ale ponad pół godziny to zajęło.

A potem strona słowacka. Dużo czasu nam to nie zajęło, może niecałe 10 minut, ale słowacki pogranicznik raczył był niegrzecznie i obcesowo pouczyć Wojtka (kierowcę), który pas drogowy należy wybrać na przejściu (byliśmy jedynym autem!) oraz że zatrzymanie się 35cm przed linią stopu jest karygodne i natychmiast należy podjechać i stanąć tak, aby mógł dostać od nas paszporty nie ruszając się z miejsca, z którego nas pouczał.

Coś z tym przejściem faktycznie jest nie tak.