PDA

Zobacz pełną wersję : Bieszczadzka przechadzka



sir Bazyl
16-11-2016, 18:44
Informacje ogólne:
W przechadzce udział wzięli - Kuna i ja.
Miejsce przechadzki – Bieszczady
Czas trwania przechadzki - cztery dni
Transport – Pekaes, Veolia, autostop
Suma podejść – wyciskała siódme poty
Ilość pokonanych kilometrów – ho, ho, ho albo ciut mniej
Noclegi – pierwszy na strychu, drugi na pierwszym piętrze, trzeci na parterze.
Chyba te najważniejsze informacje podałem już wszystkie więc przejdźmy do przechadzki.

Dzień I (11.11)

Rano, zaraz po opuszczeniu Pekaesu wpadliśmy na żubra
41942
bo …w Bieszczadach dobrze wpaść na żubra :razz:

Często spotykam tego osobnika ale tym razem znów zrobiłem mu zdjęcie ponieważ z jego lewej flanki przyczaił się maluch, nie jego co prawda lecz też piękny! Pierwsze konie mechaniczne, które przyszło mi ujeżdżać, czaiły się właśnie pod maską (no dobra – pod tylną klapą) takiego czerwonego cudeńka więc czuję do tych kształtów wielki sentyment. W środku zagrody widniejącej na zdjęciu, żubrów było znacznie więcej i mogliśmy nacieszyć się nimi do syta. Jak się już nacieszyliśmy to z kopyta ruszyliśmy w stronę słońca
41943
ale asfalt szybko się nam znudził i poszliśmy kamienistą dróżką zakosić kilka jabłek
41944
Na lewo
41945
i prawo
41946
słońce jeszcze się przebijało, ale tam gdzie szliśmy jakby sobie odpuściło
41947
Niezrażeni tym widokiem zagłębiliśmy się w las
41948
który w miarę zdobywanej wysokości zbielał niemal doszczętnie
41949
Wkrótce osiągnęliśmy szczyt
41950
i opadliśmy z jego drugiej strony, gdzie znów było kolorowo
41951

bartolomeo
16-11-2016, 19:11
Noclegi – pierwszy na strychuNa strychu? Cóż za trywialne rozwiązanie... :wink:

sir Bazyl
16-11-2016, 19:39
Na strychu? Cóż za trywialne rozwiązanie... :wink:
Strych wcale nie był trywialny tylko trójkątny, się geometrii poducz ;)

bartolomeo
16-11-2016, 19:49
Trójkąty są trywialne, nie istnieją mniej złożone figury dwuwymiarowe :mrgreen:

Ale dajmy spokój geometrii. Na nocleg nie mieliście już daleko...

bieszczadzka kuna
16-11-2016, 20:10
Informacje ogólne:
Suma podejść – wyciskała siódme poty
I chlipy....z całą pewnością Bazyl stanął na wysokości zadania i nie było uczucia niedosytu. Do tego gotuje wyśmienite kolacje i nic to, że potem trzeba je spalać w tych jego kilometrach.

Browar
17-11-2016, 09:44
No proszę, jak to w podobny czas podobnymi ścieżkami człeka ciągnie ;)

sir Bazyl
17-11-2016, 15:38
No proszę, jak to w podobny czas podobnymi ścieżkami człeka ciągnie ;)
Szkoda, że się nie zdzwoniliśmy na jakiegoś browca :(

sir Bazyl
17-11-2016, 16:26
... Na nocleg nie mieliście już daleko...
Akurat w tej kwestii bartolomeo nie ściemnia :wink: i faktycznie wkrótce dotarliśmy do miejsca noclegowego, którym była baza namiotowa
41957
Na miejscu trzeba było natargać drewna z lasu i go poszatkować, żeby wlazło do kominka w bazowej wiacie
41958
i zagonić :wink: Kunę do garów.

...z całą pewnością Bazyl stanął na wysokości zadania i nie było uczucia niedosytu. Do tego gotuje wyśmienite kolacje ....
Taaa.. dzięki , ale prawda jest taka, że ja co najwyżej jestem marnym pomocnikiem a szefem kuchni z prawdziwego zdarzenia jest Kuna, która nie wiedzieć kiedy i z czego potrafi wyczarować jakiś pyszny obiad bądź inną przekąskę:
41959
Na zdjęciu właśnie miesi ciasto na poobiedni podwieczorek, który składał się z wypiekanych nad ogniem placków cynamonowo-rodzynkowych z zapiekanymi w kociołku, świśniętymi po drodze jabłkami
41960
O tu już jest zrumieniony z jednej strony:
41961 mniam, mniam
Po takiej uczcie można było już iść spać na wiatowy strych, który mimo grubymi nićmi szytej bartolomejskiej teorii, wcale nie był dwuwymiarowy lecz jak najbardziej przestrzenny! (i przewiewny też był).
Szczegółowa mapa trasy z dnia pierwszego:
41962

coshoo
17-11-2016, 16:37
Niezłe smakołyki z rusztu. Mapka też niczego sobie, pewnie jakieś nowe wydawnictwo...

bartolomeo
17-11-2016, 17:11
Bazylu, Ty się chyba poruszasz po przestrzeniach nieeuklidesowych... bo jakiż ten strych przestrzenny, skoro tam trzeba albo na kolanach albo choć w ciągłym ukłonie! :wink:

bieszczadzka kuna
17-11-2016, 17:41
Patrz, jak się Bartolomeo poduczył. Na żadnych kolanach, wzdłuż wysokości ostrosłupa czworokątnego, można spokojnie w pionie stać. Bazyl uknuł podstęp, kazał mi umyć rączki bo ponoć ta niespodzianka wymaga czystych rąk, potem wyciągnął z plecaka torebkę z jakąś mieszanką i otrzymałam rozkaz wygniatania tego i owego. A, żem się uśmiała....po takiej uczcie to chyba ja próbowałam po cichutku udać się spać bo Bazylowi włączył się tryb siedzenia przy ognisku. Spało się cieplutko, rano powitał nas mrozek a zejście po wodę przez dwa drewniane mosteczki było niezłym wyzwaniem, ślizgawica że hej.
P.S. Mapka dla mnie, start..góra, dół..stop.

sir Bazyl
17-11-2016, 17:48
... Mapka też niczego sobie, pewnie jakieś nowe wydawnictwo...
He, he, a jaka paleta barw!!!


Bazylu, Ty się chyba poruszasz po przestrzeniach nieeuklidesowych...
Wyborne, bardzo mi się ta przestrzeń podoba choć jeszcze nie wiem tak do końca co znaczy ale zaraz sprawdzę w internecie :)

DUCHPRZESZŁOŚCI
17-11-2016, 18:08
Patrz, jak się Bartolomeo poduczył. Na żadnych kolanach, wzdłuż wysokości ostrosłupa czworokątnego, można spokojnie w pionie stać. (...)
Na tym stryszku bywałem kilkukrotnie i pomimo tego że, do wysokich się nie zaliczam, to jednak zawsze musiałem się skłonić.
Miło z Wami wędrować, choć tylko wirtualnie.

bieszczadzka kuna
17-11-2016, 18:20
Miło z Wami wędrować, choć tylko wirtualnie.
To może DUCHPRZESZŁOŚCI w przyszłości się z nami wybierze na wspólne wędrowanie w bieszczadzkie knieje?
Bazylu, to ja w końcu stałam prosto czy szłam na czworakach?

bartolomeo
17-11-2016, 18:22
Bazylu, to ja w końcu stałam prosto czy szłam na czworakach?Mówisz, że to Bazyl przyniósł produkty na te placuszki? :mrgreen:

bieszczadzka kuna
17-11-2016, 19:13
Bartolomeo, poczekaj do świtu a dowiesz się jakie halucynogenne :shock: śniadanie przygotował Bazyl.

partyzant
17-11-2016, 21:44
Dwa lata temu, pod koniec października, nocowałem samotnie na stryszku.
Co ja mówię?! Jakie samotnie?
Koło komina, czarno-biała kotka powiła wianek kociąt, popiskiwały całą noc.
Wcześniej, przed wieczorem i to dość blisko, zaryczał jakiś spóźniony jeleń, tak jakoś inaczej. A może to nie jeleń?!
Kocica była zaopatrzona w mleko i miała kopiec pokrojonej kiełbasy, prawdopodobnie przez ludzi , których spotkałem przed wieczorem po drodze do bazy i których częstowałem pączkami.
A może to byli nasi z forum?

bartolomeo
18-11-2016, 15:28
poczekaj do świtu a dowiesz się jakie halucynogenne :shock: śniadanie przygotował Bazyl.Psychodeliczne śniadanko Bazyla? Wysoko stawiacie poprzeczkę!

https://www.youtube.com/watch?v=V9dK-r0htXI

sir Bazyl
18-11-2016, 19:58
...Bazylu, to ja w końcu stałam prosto czy szłam na czworakach?
Nie dość, że na czworakach to jeszcze tyłem do przodu :mrgreen:
41963

Mówisz, że to Bazyl przyniósł produkty na te placuszki? :mrgreen:
Mieszałem jakieś białe proszki, doświadczenia nie mam więc mogłem faktycznie coś namotać :-P

Dwa lata temu, pod koniec października, nocowałem samotnie na stryszku.
Co ja mówię?! Jakie samotnie?
Koło komina, czarno-biała kotka powiła wianek kociąt, popiskiwały całą noc.
(...)
Ja poprzednio nocowałem tam wczesną wiosną i też prawie samotnie, bo po obu stronach polany siedziały gdzieś w konarach drzew sowy i pohukiwały na siebie przez pół nocy :)

Psychodeliczne śniadanko Bazyla? Wysoko stawiacie poprzeczkę!

Nam za muzykę musiał wystarczyć szczebiot sikorek i trzaskanie drwa w kominku.

Sroka
18-11-2016, 22:58
ooo żesz,Wy wszyscy co sie w błocie taplacie i wszystkie emocje przeżywacie.....
gratulacje serdeczne i zazdrość równie serdeczna z serca mojego płynie
póki daleko mi do wzniesień TYCH niech błogosławione będą odczucia Wasze fotografią przekazane dla nas (póki co niegodnych odległoscią skazanych)

sir Bazyl
19-11-2016, 09:30
... rano powitał nas mrozek a zejście po wodę przez dwa drewniane mosteczki było niezłym wyzwaniem, ślizgawica że hej.
...
Przez ten mróz strasznie nie chciało mi się wychodzić ze śpiwora ale w końcu się udało. Żeby trochę się rozgrzać napaliliśmy w kominku i nastawiliśmy czajnik na herbatę (bo piwo wyszło wieczorem :cry: ).
41964
Do kociołka wrzuciłem garść suszonych grzybów , zebranych dwa tygodnie temu wśród mchów i paproci (http://forum.bieszczady.info.pl/showthread.php/9476-Bieszczadzkie-bajki-z-mchu-i-paproci), wsypałem żurek w proszku i już po kilku minutach mieliśmy rozgrzewające śniadanie z chrupiącymi grzankami z rusztu.
Teraz można było już zabrać się za robienie porządku, cięcie drewna i upychanie go pod dach oraz poranną toaletę w potoku. Jak już się ogarnęliśmy to ruszyliśmy przez zimowy las
41965
do celu, którym było PIWO!
Szliśmy tropem miłośnika miodu
41966
który chyba amatorem piwa nie był, gdyż w pewnym momencie zakręcił w rejony całkiem bezpiwne a nam po drodze do celu wyrósł jeden szczyt większy
41967
i trzy mniejsze (Berdo, Petrowa, Horb).

...halucynogenne :shock: śniadanie przygotował Bazyl.
No i chyba przez te grzyby w żurku doznaliśmy zbiorowej halucynacji! Plan był taki, że po minięciu Horbu zejdziemy łąkami wprost do Cisnej. Tuż przed nimi, będąc jeszcze w lesie wypatrzeliśmy (widzieliśmy to razem i wyraźnie!) między drzewami, stojącą w oddali, chyba na skraju łąk, chatkę zbudowaną z ciemnego drewna, z poddaszem i podcieniami. Trochę było gęstwiny po drodze i nam na chwilę zniknęła z oczu i jakież było nasze zdziwienie gdy dotarliśmy na miejsce i okazało się, że gdzieś wyparowała i chyba szybko się skropliła bo był tam staw!:shock:

calanthe
19-11-2016, 13:45
Przeczytałam ten wątek na chwilę przed pójściem spać...

jakieś czary zadziałały bo w snach przeniosłam się w Bieszczady! w te same miejsca po których Wy chodziliście :)

bieszczadzka kuna
19-11-2016, 16:02
No i chyba przez te grzyby w żurku doznaliśmy zbiorowej halucynacji!
Ale ja naprawdę widziałam ten domek! Za to żadnego stawu nie było wcześniej.

sir Bazyl
19-11-2016, 16:16
Ale ja naprawdę widziałam ten domek! Za to żadnego stawu nie było wcześniej.
Przecież wiem, sam Ci go pokazywałem!

bieszczadzka kuna
19-11-2016, 16:38
:smile: Zeszliśmy na łąki ale wszystko pogrodzone, jak nie taśmami to drutem kolczastym, trzeba było wrócić na leśną ścieżkę, a piwko już pachniało a jak smakowało. Najpierw pod Kudłatym Aniołem ale tam jakoś wszyscy ładnie ubrani bo i to pora obiadowa a ja jak ten czupur siedzę :smile:, futro potargane przez knieje. Udaliśmy się więc do zacniejszego lokalu Siekierezady, tłoczno ale wesoło i tu Bazyl poznał jak smakuje baba pieczona. W rzeszowskim to się nie jada takich specjałów? Baba ziemniaczana z boczusiem i cebulką dobrze przyprawiona, pieprzna i upieczona to samo niebo w gębie. Poczytaliśmy twórczość pana Rafała i weseli powędrowaliśmy na przystanek autobusowy.
41969

sir Bazyl
19-11-2016, 16:39
Przeczytałam ten wątek na chwilę przed pójściem spać...

jakieś czary zadziałały bo w snach przeniosłam się w Bieszczady! w te same miejsca po których Wy chodziliście :)
Miło, że udało nam się Ciebie przenieść w te piękne miejsca.
Jak już jesteśmy przy tym temacie to coś Wam zdradzę w sekrecie. W Bieszczadach są jeszcze dwie nieznane połoniny! Bardzo często mi się śnią i zawsze są w tym samym miejscu. Jedna jest na miejscu Magury Stuposiańskiej tylko od niej wyższa i ułożona w poprzek do Caryńskiej. Ma dwa mniej więcej równej wysokości szczyty oddzielone od siebie przełęczą. Cała pokryta jest połoniną i przez wiele lat przejeżdżając drogą u jej stóp, kusiło mnie ją zdobyć i w końcu udało mi się wyjść na przełęcz ale rozpętała się burza i zwiałem na dół. Z kolei druga jest za Tarnawą i Bukowcem. Nie ma tam granicy i torów tylko wielki masyw, najwyższy w całych Bieszczadach, taki podłużny, obły ale na południowo-wschodnim końcu najeżony skałami. Nikt tam nie chodzi bo to teren Parku i nie ma tam szlaków. Legalnie można przejść naokoło dołem, stokówkami. Po cichu się przyznam, że byłem na tym końcu ze skałkami, jest tam taka fajna ścianka na cztery, pięć metrów wysokości, po której trzeba się wdrapać żeby stanąć na wierzchołku. Niestety zbliżał się zmrok i musiałem schodzić w doliny ale wybieram się tam jeszcze przejść całą połoninę.

sir Bazyl
19-11-2016, 17:19
Jak już powyżej Kuna wspomniała, łąki okazały się terenem prywatnym, ogrodzonym drutem kolczastym a zza położonej ciut dalej kępy drzew słychać było odgłosy cięcia drewna i wystawał kawałek domu (choć kto go tam wie czy aby na pewno tam był?). Cofnęliśmy się więc do lasu i dalej poszliśmy drogą zwózkową, która doprowadziła nas do asfaltowej szosy tuż przed mostkiem na początku Cisnej.
Tu chciałem zabłysnąć i mówię do Kuny:
- Jeszcze rzut beretem i będziemy pić laną Perłę w knajpie „Pod Kudłatym Aniołem”
- Kurcze, to ty wiesz, w której knajpie jakie piwo leją?
- No BA!
(tydzień temu tu byłem to jeszcze pamiętałem:mrgreen:)
No i wchodzimy uciorani i zmoknięci do Kudłatego, wcześniej zdjąwszy onuce zewnętrzne zwane stuptutami. A tam w środku podłoga jak na wybiegu, wyścielona dywanami a wokół rewia mody outdoorowej. Wszyscy tacy świeżutcy, czyściutcy, suchutcy i pachnący a my sunąc środkiem zostawiamy po sobie ślady jak det wracający ze zrywki i wali od nas dymem jak z wypału!
Wiedziałem na co mamy ochotę więc pruję prosto do bufetu, żeby było szybciej:
- Dzień dobry, dwie lane Perły proszę!
- Dzień dobry, nie ma, lana Perła się skończyła…

WojtekMyśliwiec
19-11-2016, 20:05
- Dzień dobry, dwie lane Perły proszę!
- Dzień dobry, nie ma, lana Perła się skończyła…
Urwać narrację w takim momencie !!!
To nieludzkie !!!
Chwyt godny najlepszych scenarzystów hoolyłódzkich -czyli Cliffhanger (ang. (https://pl.wikipedia.org/wiki/J%C4%99zyk_angielski) „zawieszenie na krawędzi klifu (https://pl.wikipedia.org/wiki/Klif)”) − zabieg fabularny, polegający na nagłym zawieszeniu akcji w sytuacji pełnej napięcia, w której główni bohaterowie znajdują się w trudnej sytuacji. :-)
Więc gryząc paluszki czekam na c.d. w nadziei na rozwój akcji w stylu "Masakra Pod Kudłatym Aniołem".

mavo
19-11-2016, 20:18
Trzydzieści lat planuje coś takiego.
A Bazyl pstryk i już.

sir Bazyl
20-11-2016, 11:28
....gryząc paluszki czekam na c.d. w nadziei na rozwój akcji w stylu "Masakra Pod Kudłatym Aniołem".
Taka myśl przez chwilkę zagościła w mojej głowie :wink: ale, że jęzor leżał już prawie na kontuarze, to wziąłem dwie butelkowe.
Sączymy piwko, plecaki obok ociekają i jakoś czujemy się tu nie miejscu. Towarzystwo jakieś takie wymuskane, jakby dopiero co z kościoła wyszli a my potargani wiatrem, wychłostani deszczem, takie trochę dzikusy leśne, więc poszliśmy dalej „w miasto” poszukać sympatyczniejszego:
41970

...Udaliśmy się więc do zacniejszego lokalu Siekierezady, tłoczno ale wesoło i tu Bazyl poznał jak smakuje baba pieczona. W rzeszowskim to się nie jada takich specjałów?
Tam zamówiłem właśnie tą babę pieczoną czyli placki ziemniaczano-kaszkowe z gulaszem. W rzeszowskim bardziej lubimy żywe baby :twisted: więc tego dania jeszcze nie znałem. Niestety nie pamiętam pod jaka nazwą widniały w menu ale polecam – bardzo smaczne i sycące. Do tego jedno piwko i drugie piwko i trzeba lecieć na przystanek na ostatni autobus jadący w kierunku Kalnicy, gdzie zamierzaliśmy nocować.
Na nocleg chcieliśmy zatrzymać się w gospodarstwie agroturystycznym „U Oli”. Nigdy wcześniej tam nie byliśmy więc nie bardzo byliśmy zorientowani gdzie to jest. Mi coś się kojarzyło, że jak wcześniej oglądałem jakąś stronę z noclegami to google maps wyświetlało miniaturkę mapki i punkt wskazujący miejsce był gdzieś za bajorami po zewnętrznej stronie łuku drogi, czyli trzeba było iść najpierw w stronę sklepu i w lewo gdzieś tam do góry.
Autobus wypluł nas w bieszczadzką ciemność kilka minut po osiemnastej i w lekkiej zadymce śnieżnej ruszyliśmy na poszukiwanie naszej przystani. Aha, w autobusie byliśmy jedynymi pasażerami więc apeluję w tym miejscu – jeździjcie autobusami bo mi wszystkie polikwidują!!!

sir Bazyl
20-11-2016, 15:51
No i leziemy w tej śnieżycy do nierozpoznanego celu i niepewni, czy nawet gdy trafimy to załapiemy się na nocleg, gdyż miejsc wcześniej nie rezerwowaliśmy a przecież to sobota długiego weekendu. A w Kalnicy na ulicach pustka, nikogo zapytać o drogę, w domach pogaszone, normalnie dzikie Bieszczady :-P Okazało się, że trzeba iść cały czas lewą drogą do góry i na jej końcu wchodzi się na podwórze posesji „U Oli” (http://www.bieszczady.net.pl/uoli/oferta.html). Tam zostaliśmy bardzo miło przywitani i otrzymaliśmy pokój na piętrze.
Obiekt funkcjonuje na zasadach schroniskowych tj. wspólna jadalnia, kuchnia, toalety na każdym piętrze i pokoje o różnej wielkości, od małych po wieloosobowe. Skromnie i surowo ale nam się bardzo podobało, więc tym, którym nie straszne są warunki schroniskowe gorąco polecamy. Koniecznie muszę wspomnieć też o właścicielce czyli Oli, która okazała się być osobą bardzo otwartą i sympatyczną. Dziękujemy za miłe przyjęcie!
Zdjęcie schroniska "U Oli" zrobione następnego dnia rano:
41974

DUCHPRZESZŁOŚCI
20-11-2016, 17:01
Tam zamówiłem właśnie tą babę pieczoną czyli placki ziemniaczano-kaszkowe z gulaszem. W rzeszowskim bardziej lubimy żywe baby :twisted: więc tego dania jeszcze nie znałem. Niestety nie pamiętam pod jaka nazwą widniały w menu ale polecam – bardzo smaczne i sycące.
Coś mi tu konfabulujecie. Prawdziwa baba ziemniaczana ma być pieczona w piecu, najlepiej aby ów był opalany drewnem, a placki to się smaży na patelni. To są smaki mego dzieciństwa. Typowe danie pogranicza podlasko-białorusko-litewskiego. W moich rodzinnych Siemiatyczach nazywana jest blinem.
Czekam na dalszy ciąg relacji.

sir Bazyl
20-11-2016, 17:12
Coś mi tu konfabulujecie. Prawdziwa baba ziemniaczana ma być pieczona w piecu, najlepiej aby ów był opalany drewnem, a placki to się smaży na patelni. To są smaki mego dzieciństwa. Typowe danie pogranicza podlasko-białorusko-litewskiego. W moich rodzinnych Siemiatyczach nazywana jest blinem.
Czekam na dalszy ciąg relacji.
Duchu, jest taka możliwość, że namotałem, bo chyba to jest ta baba choć raczej nie pieczona w piecu opalanym drewnem. Tak mi się to tylko skojarzyło z plackami i żeby unaocznić podobnym mnie dyletantom mniej więcej z czym mogą mieć do czynienia, posłużyłem się tym niezgrabnym porównaniem:)
Ale była bardzo dobra, ta baba.

bieszczadzka kuna
20-11-2016, 18:05
Duchu, jest taka możliwość, że namotałem, bo chyba to jest ta baba choć raczej nie pieczona w piecu opalanym drewnem. Tak mi się to tylko skojarzyło z plackami i żeby unaocznić podobnym mnie dyletantom mniej więcej z czym mogą mieć do czynienia, posłużyłem się tym niezgrabnym porównaniem:)
Ale była bardzo dobra, ta baba.
Żeby baby od placka nie rozróżniać, wstyd. W prezencie zapiszę cię na kurs kulinarny.
To był po prostu kartoflak polany gulaszem.
Ważne, że najedzeni, napici w ciemnościach ale trafiliśmy do Oli.

sir Bazyl
20-11-2016, 21:22
Trzydzieści lat planuje coś takiego.
A Bazyl pstryk i już.
Mavo, ty sójko nasiczniańska - widzę, że muszę kiedyś spakować drugi plecak, zatargać go pod drzwi hacjendy i jak tylko otworzysz, to już się nie wymigasz!

sir Bazyl
21-11-2016, 18:30
Dzień III

Walka, pot i łzy…

Plan na ten dzień był ambitny: z Kalnicy na Smerek i dalej całą połoniną do schroniska na nocleg.
Po szybkim śniadanku ruszyliśmy całkiem zasypaną boczną drogą, do mniej bocznej by w końcu dotrzeć do głównej bieszczadzkiej arterii:
41977
Mimo, iż szliśmy doliną to podmuchy wiatru szarpały nami bardziej niż delikatnie. Wkrótce dotarliśmy do odbicia szlaku z drogi głównej na Kindrat i jak zobaczyłem zalegającą tam, sięgającą do połowy łydki, nieskalaną ludzką stopą biel pokrywy śnieżnej to nieśmiało zaproponowałem małą korektę planu czyli złapanie stopa do Wetliny i wyjście na Przełęcz Orłowicza , i tam podjęcie ewentualnej decyzji o napieraniu połoniną bądź zwianiu na drugą stronę grani w kierunku Sanu. Kuna niby na zmianę przystała ale widać było, że jest strasznie zawiedziona odpuszczeniem wspinaczki na Smerek.

Teraz pozostało tylko złapać stopa co okazało się nie lada wyzwaniem, gdyż samochodów co prawda jechało bez liku, ale wszystkie w odwrotnym kierunku. Padało nieprzerwanie od poprzedniego popołudnia i mimo dość wczesnej pory nastąpił masowy exodus z Bieszczadów, przerażonych warunkami, zmotoryzowanych turystów. Sznur aut sunął powoli w kierunku Cisnej a jakoś nikt nie chciał jechać na wycieczkę w góry, do Wetliny bądź dalej. W końcu, gdzieś pomiędzy Kalnicą a Smerekiem, sympatyczna para zabrała nas na pokład i dzięki nim już po chwili siedzieliśmy w Starym Siole na piwie, nabierając animuszu do dalszej drogi, już na własnych kopytach.

sir Bazyl
21-11-2016, 20:44
W końcu ruszyliśmy ku przełęczy, najpierw łąkami
42004
a później lasem
42005
W miarę zdobywania wysokości walka z żywiołem nabierała coraz większej dramaturgii
42006

Na przełęczy Kuna nie chciała pozować pod szlakowskazem do zdjęcia, nie chciała też rozważyć wariantu przejścia połoniną do schroniska, entuzjazm zdobywania szczytów gdzieś chyba się ulotnił i nie zatrzymując się parła na drugą stronę grani ku niewidocznej linii lasu
42008
Czyli wariant został wybrany, pozostało tylko dotrzeć w doliny, do cywilizacji na nocleg.
Nie chwaląc się, jestem troszkę od Kuny większy i ze dwa razy cięższy więc byle podmuch nie miotał mną tak jak moją towarzyszką więc po kilku metrach już ją dogoniłem i jako, że ścieżką nie dało się iść ponieważ zagłębienie terenu wydeptanego szlaku powodowało, iż chcąc nią iść trzeba było walczyć ze śniegiem sięgającym do uda ,przy w porywistym wietrze, siekącym śniegiem po oczach, postanowiłem na rympał skrócić to zakole szlaku bo obok niego śniegu było tylko po kolana.
42009
Szedłem pierwszy przecierając drogę i zatrzymałem się kilkadziesiąt metrów niżej czekając aż mnie partnerka dogoni i jakież było moje zdziwienie gdy usłyszałem jak była już blisko, taką chlipiącą mantrę wydobywającą się gdzieś spod uszczelniających usta warstw szalika. Okazało się, że myślała, że zabłądziłem i prowadzę ją na pewną zgubę i sobie chlipała pod nosem. Zapewniłem ją, że wszystko ok i tym razem jeszcze nie zginiemy :razz:, a że już kiedyś słyszałem te odgłosy, jak po nocy, w zimie, bez rakiet próbowaliśmy przebić się z okolic Durnej do drogi, to się ucieszyłem i mówię:
- Hi, hi, dawno tego nie słyszałem!
Trochę ją oburzyło, że zamiast współczuć to się podśmiewam ale cel osiągnąłem, bo odwróciłem jej uwagę od czarnych myśli i dreptała już za mną pogodzona z losem :mrgreen:
Wkrótce dotarliśmy do lasu, później do szlaku i do wiaty, gdzie zatrzymaliśmy się na zasłużony odpoczynek i otrzepać się ze śniegu
42010
Zmrok zapadał szybko i do Zatwarnicy doszliśmy już po ciemku:
42011
Tam wdepnęliśmy do hotelowej restauracji wrzucić coś na ząb i za kilka chwil dotarliśmy na nocleg do znajomych, którzy już się martwili, czy czasem nie pobłądziliśmy.

bieszczadzka kuna
21-11-2016, 22:13
Dzień III
Walka, pot i łzy… Kuna niby na zmianę przystała ale widać było, że jest strasznie zawiedziona odpuszczeniem wspinaczki na Smerek.
Prawda cała prawda, już oczami wyobraźni widziałam jak mną targa tragiczna nuda, jak się męczę z tłumem turystów, jak przewracam z nudów jeden boczek cielska na drugi w Wetlinie. Na szczęście udało się i było warto na 102 i się pośmiałam i sobie pomedytowałam i powyłam niczym Kuna, z czego sir Bazyl miał polewkę i to nie czarną bo wiśniową.Miotać mną zaczęło już przed wejściem na połoninę, apogeum osiągnęłam pod szlakowskazem gdzie naciągnięcie czapki po oczy, zapięcie kaptura pod nos i wyciągnięcie spod niego polarowego komina na niewiele się zdało. Plecaka mało mi nie zerwało, raz w prawo, raz w lewo, bach leżę i weź tu się człowieku w tym śniegu podnieś a Bazyl co.....śmiech, to dalej weź tu człowieku nie zdenerwuj się.... Faktycznie uspokoiłam się jak dotarliśmy do wiatki, w dół to i po ciemku byśmy doszli.
I tu bardzo ciekawe kto przebąkiwał abyśmy może już na Sękowiec nie szli, tylko w hotelu w Zatwarnicy zostali? Sam Bazyl. A u Krysi i ciepło było i kolacja na nas czekała, a sami gospodarze spoglądali na nas jak na dwoje wariatów.
P.S. Zainwestuję w aparat fotograficzny, poczekaj Bazylu już ja cię uwiecznię w górskich momentach grozy!

- - - Updated - - -



a później lasem
42005
Piękne jest to zdjęcie, oddaje ciszę lasu.

bieszczadzka kuna
21-11-2016, 23:05
Po szybkim śniadanku ruszyliśmy całkiem zasypaną boczną drogą, do mniej bocznej by w końcu dotrzeć do głównej bieszczadzkiej arterii
Do mniej bocznej, czyli skrótem do sklepu. Tak napomknę tylko, że w sklepie była perełka i dwóch panów niby drwali, czy jak? Nie wiadomo czy już w dzień świąteczny pracowali w lesie, czy jeszcze nie dotarli do swojego schronienia spod sklepu. Panowie bardzo dziwili się, słysząc jaką trasę obraliśmy a nawet skomentowali, że jakby im nawet milion zł obiecywano, to i tak w taką zamieć nie poszliby w góry. To mnie z kolei dowartościowało, a mam was, nie taka Kuna bezbronna! W żarcie rzuciłam, że jakby ktoś GOPR wzywał to na pewno ja. I tu taki niewypał, bo po po powrocie Bazyl czyta zaległe wiadomości i informuje mnie, że GOPR uczestniczył w akcji ratunkowej kilkunastoosobowej wycieczki na trasie, którą mieliśmy iść, tyle że oni szli w dół. Masz babo placek.....

bartolomeo
22-11-2016, 20:24
Masz babo placekAaaa... to ta baba jednak jest plackiem?

sir Bazyl
22-11-2016, 20:57
Aaaa... to ta baba jednak jest plackiem?
No właśnie, mnie obsztorcowali a sami kręcą jak się da:

...nazywana jest blinem.


...To był po prostu kartoflak...
Blin, kartoflak, to nie brzmi babą :)

bartolomeo
22-11-2016, 21:01
Szczególnie ten kartoflak do baby mi nie pasuje!

Ale jakby tam baby nie zwał (jak się Kuna upiera to może być i kartoflak) to coś się długo w tym Sękowcu zasiedzieliście.

sir Bazyl
22-11-2016, 21:07
... coś się długo w tym Sękowcu zasiedzieliście.
Tylko do ósmej trzydzieści następnego dnia ale na razie wystąpiły obiektywne trudności z kontynuowaniem relacji, zaraz po ich ustąpieniu podejmę wątek :)

sir Bazyl
25-11-2016, 17:11
Dzień IV

Rozpoczęliśmy go od sforsowania potoku Głębokiego
42045
nie w bród co prawda, lecz po moście
42046
Później tą samą techniką pokonaliśmy San i ruszyliśmy wzdłuż Jamniczego stokówką w górę
42047
My szliśmy wzdłuż a w poprzek pałętały się niedźwiedzie
42048
dając zimie do zrozumienia, że to falstart.
Wkrótce trochę szerzej mogliśmy spojrzeć na okolicę
42049
42050 42051
Tuż za tym punktem widokowym poziomnice niemalże stanęły dęba :wink:
42052
Jeszcze godzina czy dwie do góry i już jesteśmy w partiach szczytowych
42053

bieszczadzka kuna
25-11-2016, 18:12
Jeszcze godzina czy dwie do góry i już jesteśmy w partiach szczytowych
Chyba ty, bo ja wlekę się z tyłu i rozmyślam kiedy to się skończy, może chociaż drogę odśnieżyli.

asia999
26-11-2016, 20:29
Chciałam doczekać do końca relacji ale widoki są takie bajeczne, że już teraz napiszę, że relacja jak zwykle pierwszorzędna. :)) A ten śnieg to dla mnie z bezśnieżnych (jak do tej pory) nizin wygląda jak jakiś kosmiczny rarytas.

sir Bazyl
28-11-2016, 19:02
Chciałam doczekać do końca relacji ale widoki są takie bajeczne, że już teraz napiszę, że relacja jak zwykle pierwszorzędna. :)) A ten śnieg to dla mnie z bezśnieżnych (jak do tej pory) nizin wygląda jak jakiś kosmiczny rarytas.
Dzięki Asiu. W ostatni weekend tego rarytasu już nie było, aż trudno było uwierzyć, że dwa tygodnie wcześniej brnęliśmy w nim po kolana :)


...Jeszcze godzina czy dwie do góry i już jesteśmy w partiach szczytowych...
Ponieważ po ostatnich opadach śniegu nikt przed nami nie szedł i troszkę się mozoliliśmy, postanowiliśmy więc, że nie będziemy szli grzbietem tylko go przeskoczymy i boczną stokówką
42083 42082
koło nieistniejącej już Gwidonówki (foto z 2009r.)
42086
zejdziemy do głównej, która powinna być odśnieżona. Tak też było i przed drugą wyskoczyliśmy na drogę filmowców
42084
Ja już od dwóch godzin fantazjowałem co by tu zjeść w Lutowiskach. Różne menu przewinęło mi się w myślach i nie mogłem się zdecydować czy wolę coś wymyślnego czy pierogi, a może po prostu kotleta z kapustą? Żurek z jajkiem i kiełbasą czy barszcz czerwony z krokietem? Generalnie byłem już na niezłym ssaniu i myśl o pysznym obiadku jedzonym w ciepłym miejscu popędzała nogi do bardziej energicznego marszu.
W końcu lądujemy w Lutowiskach
42085
i już rozsiadamy się wygodnie i jemy obiad. Rozsiadamy się na plecakach przed spożywczym a na obiad są buły z sałatką śledziową. Okazało się, że wszystkie knajpy zamknięte bo to po sezonie. Mogliśmy przyjść wczoraj to jeszcze byśmy się załapali ale, że nie przyszliśmy to buły na schodach. Troszkę wieje, my stygniemy po dość intensywnym ,całodziennym marszu i po zaspokojeniu pierwszego głodu szukamy miejsca gdzie można by się schować na pół godziny w oczekiwaniu na autobus. Znaleźliśmy w tej turystycznej miejscowości turystyczną informację i okazało się, że można tam przycupnąć przy stoliku i nawet jakby ktoś chciał to można posurfować w necie. Z surfowania nie skorzystaliśmy ale z łazienki i owszem, gdyż przed sklepem troszkę krępowaliśmy się przebierać spodnie i koszulki. Odsapnęliśmy trochę, ogrzaliśmy się i już w suchej odzieży popędziliśmy na przystanek, z którego Veolią dotarliśmy do Rzeszowa.

bartolomeo
28-11-2016, 19:10
Przygoda pełną gębą! Dzięki Bazylu :smile:


W ostatni weekend tego rarytasu już nie byłoByłeś? Będzie następna relacja?

sir Bazyl
28-11-2016, 20:04
...Byłeś? Będzie następna relacja?
Byłem z forumowiczem, którego relacje bardziej mi się podobają niż moje więc ustąpię mu pola na tej wspominkowej niwie :-D

don Enrico
28-11-2016, 20:31
(...)
i już rozsiadamy się wygodnie i jemy obiad. Rozsiadamy się na plecakach przed spożywczym a na obiad są buły z sałatką śledziową. Okazało się, że wszystkie knajpy zamknięte bo to po sezonie. Mogliśmy przyjść wczoraj to jeszcze byśmy się załapali ale, że nie przyszliśmy to buły na schodach(...)
Czytając to, już mi zabulgotało, aby stworzyć kolejny sarkastyczny wątek o Bieszczadach poza sezonem (i nie będzie to mój pierwszy taki tekst) - ale zastanowię się chwilę aby zbytnio się nie narażać

bieszczadzka kuna
29-11-2016, 11:03
A ja już nie mogę doczekać się następnej wyprawy. Gdzie to sir Bazyl zaprowadzi mnie? Może będzie śnieg, a może darmowe spa z błotka i zdrowotne okłady z gałązek krzaczków.....bo pieczonych jabłuszek to na pewno nie będzie.

sir Bazyl
25-11-2017, 20:50
...Tam zamówiłem właśnie tą babę pieczoną czyli placki ziemniaczano-kaszkowe z gulaszem. (...)


Coś mi tu konfabulujecie. Prawdziwa baba ziemniaczana ma być pieczona w piecu, najlepiej aby ów był opalany drewnem, a placki to się smaży na patelni. (...)


Żeby baby od placka nie rozróżniać, wstyd. (...)To był po prostu kartoflak polany gulaszem....

Minął już rok od tamtej kłótni :wink: i w poprzedni weekend postanowiliśmy sprawdzić kto miał rację.
Mimo, iż czepiała nas się jesień
43897
i tarniny się czepiały
43898
a nawet sowa czepialskim wzrokiem spozierała zadziornie
43892
dotarliśmy do właściwej miejscowości i knajpki, która wbrew panującej w Bieszczadach modzie, była po sezonie czynna!:
43894
Komisyjnie, pod czujnym wzrokiem szalonego Antoniego
43895
oraz bazylopodobnego Jegomościa
43893
sprawdziliśmy w wielkiej księdze
43896
jaką nazwę nosi ta potrawa.
Okazało się, że to ani placki, ani baba, ani kartoflak tylko TARCIUCH!!!
Monstrualna porcja, do tego po szy lub szszszeery jasne i można wracać do domu.:grin:

bieszczadzka kuna
26-11-2017, 15:43
Nie tylko mnie czepiała się jesień43899

Kura8210
26-11-2017, 18:09
A co to za knajpa jeżeli można spytać?;)

coshoo
26-11-2017, 20:14
A co to za knajpa jeżeli można spytać?;)

Cisna, Siekierezada.