15 września - 6 października 2006 r.
6 października 2006 r. Najpiękniejsza dolina świata
Ostatnia wycieczka bieszczadzka A.D. 2006.
Dojechaliśmy do Mucznego. Następnie doszliśmy strasznie błotnistą (początkowo) ścieżką do leśniczówki Brenzberg - to teraz tylko punkt na mapie, zresztą nie mam 100% pewności, że dokładnie tam dotarliśmy.
A potem się zgubiliśmy.
Na przełaj, a później korytem jakiegoś strumyka zeszliśmy do drogi zakładowej Lasów Państwowych, a nią - do miejsca wypału węgla drzewnego (już przy drodze ze Stuposian do Mucznego).
Stamtąd ścieżką poszliśmy w górę do Dydiowej. Niecała godzina drogi. Błoto chwilami powyżej kostek.
Przy chatce w Dydiowej skonsumowaliśmy nasz "suchy prowiant", rozmawiając z właścicielem terenu, panem profesorem z Krakowa, który akurat odwiedził swoje włości. No i ten widok przed nami - na przepiękną nadsańską dolinę ...
Powrót znów tą błotnistą ścieżką prowadzącą do szosy Stuposiany - Muczne. Szosą, już po ciemku, powędrowaliśmy (ok. 1 godz.) do Mucznego. Okazji żadnej nie łapaliśmy (zresztą i tak nic nie jechało), nie mając sumienia włazić niesamowicie zabłoconymi butami (i spodniami) do cudzego samochodu.
Buty wyczyściłem już w Warszawie. A spodnie dżinsowe (niesamowicie "złachane") pozostawiłem w Sękowcu. Może - pokrojone na szmaty - służą do mycia podłóg w domkach Basi.
5 października 2006 r. Odpoczynek
Wieczorem znów do barku, tym razem tylko na herbatkę (jako że jutro trochę za kierownicą).
Ależ ten świat jest mały. W barku spotkaliśmy 2 facetów z Radomia. Rycho też jest radomiakiem, a i mnie to miasto nigdy nie było obojętne - niegdyś zaliczyłem tam swoją edukację na poziomie podstawowym i średnim. Było to co prawda ze 100 lat temu, ale było (swój "staż" warszawski liczę dopiero od rozpoczęcia studiów). A i teraz b. często jeżdżę do Radomia - odwiedzać i opiekować się mieszkającą tam samotnie matką.
No więc pogadaliśmy sobie z owymi radomianami, wypytując się wzajemnie "co, kto, gdzie i kiedy". I okazało się, że jeden z nich (taki wielki zwalisty chłop, o posturze Andrzeja Gołoty) jest moim (a ja - jego) ... niedoszłym szwagrem. Niegdyś, i nota bene mniej więcej w tym samym czasie, chodziliśmy bowiem z dwiema siostrami B.: on - z Elizą, a ja - z Ewą. I obydwa te związki ... nie wytrzymały próby czasu (to oczywiście eufemizm).
Bez obawy o dekonspirację. Radom liczy ok. ćwierć miliona mieszkańców.
4 października 2006 r. Drugi raz na Dwerniku Kamieniu
Co do owego "drugiego razu" - uwaga jak przy dacie wczorajszej.
Trasa: Sękowiec - Dwernik Kamień - Nasiczne - dalej ścieżką wiodącą po zboczu Dwernika Kamienia aż do drogi prowadzącej do Zatwarnicy - wodospad nad Hylatym - Zatwarnica - Sękowiec.
Na ścieżce z Nasicznego spotkaliśmy 2 turystów, którzy lekko zbłądzili i - mimo posiadania mapy - nie bardzo wiedzieli, gdzie dokładnie się w danej chwili znajdują. Wędrowali z Dwernika Kamienia, tyle że ze szczytu schodzili nie tak jak my, ścieżką w stronę Nasicznego, lecz. ... na przełaj. A kierowali się na Połoninę Wetlińską, do Chatki Puchatka. Pomogłem im zorientować się co do aktualnego miejsca pobytu, wytłumaczyłem, gdzie napotkają skrzyżowanie 2 ścieżek, na którym powinni skręcić w lewo (znajdowaliśmy się tylko kilka minut drogi od owego skrzyżowania).
Wieczorem piwo w barku w Sękowcu. Także spotkanie z dwoma zaprzyjaźnionymi wagabundami z Warszawy, którzy również co roku o tej porze przyjeżdżają do Sękowca. Na mój gust to jednak stanowczo zbyt dużo używają samochodu. Np. przyznali się, że wybierając się na Przełęcz Orłowicza, samochodem dojechali aż do Suchych Rzek. Wg mnie to herezja. Jeszcze większy absurd niż nominacje rządowe dla polityków z Samoobrony.
3 października 2006 r. Drugi raz na Tarnicy
Oczywiście 2-gi raz podczas tego pobytu, bo tak w ogóle to ... nie pamiętam. Chyba już ok. 10 razy tam się wdrapywałem.
Samochód, tak jak wczoraj, pozostawiliśmy na parkingu w Ustrzykach Grn. Potem okazją (mieliśmy wielkie szczęście - w zasadzie nic nie czekaliśmy) podjechaliśmy do Wołosatego, a stamtąd niebieskim i żółtym szlakiem weszliśmy na Tarnicę. Po zejściu z Tarnicy (też żółtym szlakiem) wróciliśmy - czerwonym szlakiem przez Szeroki Wierch - do Ustrzyk Grn.
Po drodze spotkaliśmy "Błękitnego Wiatra" - członka naszego Forum, wędrującego sobie z Asią (duży talent wokalny). Powołali się na znajomość z Tarniną, a nawet do Niej zadzwonili na komórkę.
Pogoda jak wczoraj - wiatr i mgła. Ale wycieczka b. fajna.
2 października 2006 r. Połonina Caryńska
Zostawiliśmy samochód na parkingu w Ustrzykach Grn. i powędrowaliśmy czerwonym szlakiem na Połoninę Caryńską. Przeszliśmy całą połoninę nie bardzo jednak sobie z tego zdając sprawę, jako że silny wiatr i mgła pozbawiły nas wrażeń widokowych. Mieliśmy za to, może jeszcze nie szkołę, ale chyba już przedszkole "przetrwania". Nie padało (chociaż cały czas zanosiło się na deszcz).
Pilnując cały czas czerwonego szlaku zeszliśmy do Brzegów Grn., a stamtąd wróciliśmy busem do Ustrzyk Grn.
Pod połoniną, w lesie (tam nie wiało) zrobiliśmy sobie przerwę "obiadową".
Tego dnia dwukrotnie (na połoninie, a potem na parkingu w Ustrzykach Grn.) spotkaliśmy 3 miłe panie z Poznania, wędrujące zdaje się tą samą trasą, lecz w odwrotnym kierunku.
1 października 2006 r. Odpust w Łopience
Odpust jak to odpust, za to sceneria - malownicza.
Prawdę powiedziawszy (a komu mam mówić prawdę, jak nie Wam ?), to przez cały czas trwania uroczystości przesiedziałem na wzgórzu nad doliną, w której stoi cerkiew. Zachwycałem się krajobrazem, rekonstruując w myślach wygląd tej okolicy do 1945 r. I dumałem o tym, że dla mieszkańców tej i innych bieszczadzkich wsi właściwa wojna rozpoczęła się dopiero po zakończeniu II wojny światowej.
Do kościoła zajrzałem już po nabożeństwie.
I w ten sposób tylko Rysiek uzyskał odpuszczenie grzechów, a moje zostały zachowane.
W Łopience przykleił się do nas pieszy turysta z Piaseczna k/Warszawy, mój imiennik. Człowiek noszący ponadto królewskie nazwisko (przyznał się, że czasem zagląda na nasze Forum, może się więc teraz odezwie). W drodze powrotnej wspólnie wpadliśmy na smażonego pstrąga do Terki.
Wracając nadłożyliśmy nieco drogi - minęliśmy skrzyżowanie w Smolniku (nie skręcając w stronę Zatwarnicy) i odwieźliśmy kolegę do samych Ustrzyk Grn., gdzie zamieszkiwał w Hoteliku Białym.
30 września 2006 r. Dwernik Kamień
Wycieczka piesza na trasie: Sękowiec - Dwernik Kamień - Nasiczne - Dwernik "Piekiełko" - Dwernik Skrzyżowanie. Stamtąd powrót do Sękowca okazją.
Na szczycie Dwernika Kamienia chwila zadumy, pogłębionej chmilnym micnym.
A na dyżurze w "Piekiełku" znów tylko Stały Bywalec z kolegą + miejscowi stali bywalcy.
29 września 2006 r. Wycieczka samochodowa nad Jez. Solińskie
Pojechaliśmy do Soliny i Polańczyka. Obiadek zjedliśmy w Solinie (w knajpce z widokiem na jezioro), kawę wypiliśmy w Polańczyku.
W Polańczyku krótkie odwiedziny u starego znajomego, kierownika jednego z ośrodków wypoczynkowych.
28 września 2006 r. Przejście całej Połoniny Wetlińskiej
Poszliśmy trasą: Sękowiec - Zatwarnica - Suche Rzeki - Przełęcz Orłowicza - Osadzki Wierch - Chatka Puchatka - Brzegi Grn. Z Brzegów Grn. podjechaliśmy busikiem do Lutowisk, po których się trochę poszwendaliśmy. O godz. 19:33 mieliśmy PKS do Sękowca.
Pogoda jakby wymarzona. A mimo to ktoś na połoninie miał tego dnia pecha. Przeleciał nad nami śmigłowiec GOPR i wylądował chyba przy Chatce Puchatka. Zasłabł jakiś turysta z Niemiec.
A dowiedziałem się o tym już po powrocie do Warszawy. Okazało się, że tamtego dnia przy Chatce Puchatka był też mój kolega z Warszawy - tyle że wyprzedzał mnie w wędrówce po połoninie o jakąś godzinę (maszerował tamtędy z Wetliny).
27 września 2006 r. Odpoczynek
I to taki zupełny odpoczynek. Nigdzie nie idziemy ani nie jedziemy. Ale nie jest nudno - akurat wybuchła afera z tzw. "taśmami prawdy". I pomyśleć, ze stary konspirator (jeszcze z okresu stanu wojennego) tak dał się podejść Renacie B.
Rycho po którymś kieliszku stwierdził, że chyba zakochał się w Renatce B. Zdenerwował mnie tym strasznie, gdyż wydało mi się - po tej samej liczbie kieliszków, że Renata B. jest wyłącznie moją miłością. I tu chyba obaj zbytnio się pospieszyliśmy - nie przewidzieliśmy bowiem, że w 2006 r. jeszcze większą "gwiazdą" salonów politycznych okaże się Aneta K.
Skończyłem też wreszcie lekturę "Przed czerwonym trybunałem" Romana Horynia. Jakże nieprawdopodobnie skomplikowane mogą być ludzkie losy, i to jednego młodego człowieka ! Zsyłka na Sybir, służba wojskowa w armii gen. Andersa, potem emigracja w Anglii, a następnie ... przyjazd do ZSRR i służba w NKWD. I znów ... zsyłka na Sybir. Powrót do Polski dopiero za czasów Chruszczowa.