Kremenaros. Powtórka z rozrywki.
Kremenaros czeka na chętnego.
Jak podaje regionalna prasa (Nowiny 27.02) ogłasza się przetarg ( który to ? - bodajże już trzeci) na dzierżawę schroniska Kremenaros w Ustrzykach Górnych.
Jak myślicie: znajdzie się nawiedzony który weźmie to na swoje barki ?
.
Ci którzy mieli okazję tam przebywać twierdzą że tego schroniska absolutnie nie wolno remontować. Właśnie w takim stanie daje niezapomniane przeżycia dzikiego zachodu (przepraszam = wschodu)
Ale czy chcielibyśmy przeżyć tą "powtórkę z rozrywki" ?
Wiadomo, że w UG brak jest miejsc noclegowych. Ale czy podnosić standart poprzez stęplowanie dachu ?
Czy chcielibyście tam przeżyc jeszcze raz te chwile ?
Zapraszam do wspomnień i dyskusji.
Odp: Kremenaros. Powtórka z rozrywki.
Kremenaros to totalny syf (sorry za słowo), i nie wiem czy nawet remont pomoże (a moze o to chodzi, by nie pomógł?:>). Miejsce idealne wszak.
Odp: Kremenaros. Powtórka z rozrywki.
Te "niezapomniane przeżycia dzikiego wschodu" zafundowałem sobie niecałe pół roku temu i mogę stwierdzić, że jestem odporny na tego typu romantyzm. Chris, nie przepraszaj, "totalny syf" to bardzo łagodne określenie tego, co się tam dzieje :roll:
Minimalna inwestycja w Kremenarosie to przemeblowanie, odgrzybienie i nowy system wentylacji/ogrzewania. Maksymalna - wyburzenie. Im szybciej nowy dzierżawca to zrozumie, tym lepiej - dla niego i gości.
Odp: Kremenaros. Powtórka z rozrywki.
oooki , mega syf. Pozdro.
Odp: Kremenaros. Powtórka z rozrywki.
To może wciągnąć "Kremenarosa" na listę zabytków.
Bedzie się mógł zawalić zgodnie z literą prawa.
Odp: Kremenaros. Powtórka z rozrywki.
Ja bym postulował skansen w Sanoku ;-), za 50 latekkk atrakcja.
Odp: Kremenaros. Powtórka z rozrywki.
Cytat:
Zamieszczone przez
Henek
To może wciągnąć "Kremenarosa" na listę zabytków.
Bedzie się mógł zawalić zgodnie z literą prawa.
To chyba najgorsze wyjście - wyjdzie ni schronisko, ni pomnik ;-)
Odp: Kremenaros. Powtórka z rozrywki.
ja tam uwazam ze nie remontowac!!! miejsc o wysokim standardzie jest w bieszczadach i tak za duzo- niech zostanie troche takich w dawnym stylu, gdzie atmosfera jest wazniejsza niz standardy.
Odp: Kremenaros. Powtórka z rozrywki.
Cytat:
Zamieszczone przez
Marcowy
Te "niezapomniane przeżycia dzikiego wschodu"
Kochani, ten obecny "Kremenaros" to wszystko nic w porównaniu z dawnymi świetnymi czasami.
A było to ...... chyba na początku lat siedemdziesiatych, kiedy to świeżo pobudowany zespół restauracyjno-hotelowy nazywał się jedynie słusznie "Pulpit". A to na cześć słynnego żubra-wędrownika, który karierę bieszczadzką, a potem ogólnopolską, rozpoczynał w zagrodzie hodowlanej nad niedalekim potokiem Zwór.
Były więc wtedy w UG dwie knajpy. Rzeczony "Pulpit" oraz wcześniejsza i renomowana "Letnia".
"Letnia" to była sama bieszczadzka poezja budownictwa tamtych lat. Klasyczna budowla drewniana pokryta dechami i o dziwo mająca pewien styl, w części kuchennej obita dechami, a nad częścią barowa tylko dach. Szeroka wnęka barowa z kontuarem , z boku dwa okienka - do wydawania i do zwrotu naczyń.
Część barowa była otoczona sztachetowym niskim płotkiem, wyposażenie stanowiły solidne metalowe stoliki pokryte laminatem oraz bardzo poręczne w gorących dyskusjach (o jakże tam wtedy częstych) solidne metalowe taboreciki na czterech nóżkach.
Ta prawdziwa perła bieszczadzkiej gastronomii była przeważnie czynna już od szóstej rano, bowiem nie mogła zawieść swojej podstawowej klienteli - drwali, wozaków, smolarzy -którzy mieli słuszny pogląd nie rozpoczynania pracy bez co najmniej dwóch piw.
"Pulpit" od otwarcia był przesadnie ambitny - mierzył przynajmniej o dwie gwiazdki wyżej w przewodniku Michelin'a. Było to rzeczywistą przesadą, bo w końcu klientela w obu knajpach była prawie taka sama i można powiedzieć "wymienna".
Kolejni dzierżawcy prześcigali się w pomysłach uatrakcyjnienia samej knajpy jak i części hotelowej, która była bidna, ale w miarę czysta.
I któryś z dzierżawców trafił w dziesiątkę - zaczął organizować w soboty i niedzielę dancingi (dla młodzieży przypomnienie - była kiedyś taka instytucja knajpiana). Była regularna orkiestra z akcentami cygańskimi, były tańce i miejscowa (plus okoliczne miejscowości) socjeta przybrana w "kościelny" przyodziewek.
Zabawy były nader huczne, a ich kontynuacja w części hotelowej przeciągała się do wczesnych godzin przedpołudniowych.
I było również tak wtedy, że w okolicach Bereżek działała sezonowa stacja myrmekologów (ci od mrówek to tak się chyba nazywają ?) Polskiej Akademii Nauk. Jej podstawowa załogę stanowili zazwyczaj bardzo weseli studenci obojga płci, oczywiście pod nadzorem też imprezowej kadry naukowej. Co było zrozumiałe, bo w końcu po ośmiu godzinach znakowania kuperków mrówek białą farbą trzeba było jakoś odreagować.
Stację na kilka dni nawiedził słynny francuski profesor od tychże mrówek, nie władający żadnym polskim słowem, oprócz oczywiście tego na k..... oraz "dżękuję". Z racji wieku i urzędu postanowiono go ulokować w gościnnych apartamentach hotelu "Pulpit". Wszystko było w miarę dobrze przez kilka dni (profesor sam mieszkał w 2-osobowym pokoju), aż przyszła feralna sobota z dancingiem.
Trzeba przyznać, że dzielnie znosił odgłosy sąsiedniej zabawy, tzn. starał się spać, broń boże żadnych interwencji czy narzekań. Trochę zaczęły mu puszczać nerwy kiedy część biesiadników przeniosła się z zabawą do części hotelowej. Ot nic nadzwyczajnego, zwykłe pokrzykiwania, piski dam, jakieś wyzwiska, których na szczęście nie rozumiał. Znosił to dzielnie aż do momentu kiedy do hotelu zeszła orkiestra po skończonym dancigu. Wtedy zabawa zrobiła się naprawde szampańska - akordeonista zaczął przygrywać, dam było już więcej, zaczęły się scysje o podział łupów, ktoś komuś dał po buzi, o ścianę gruchnęło krzesło, po czym jeszcze kilka i ... nagle padł strzał.
Biedny profesor - jako naukowiec wyposażony w wyobraźnię i na ten moment już prawie kompletnie ubrany - wypadł prze okno i poleciał na piękne o sierpiowym świcie Ustrzyki G.
Błąkał się bidula z trzy godziny, aż koło szóstej zauważył oznaki ruchu przy "Letniej". Pomimo doznanych przeżyć zdobył się na odwagę, podszedł i ... zamówił po francusku herbatę. I oczywiście dostał ... duże piwo ! Podziękowawszy, oszołomiony mamrotał przy tym - "dziki wschód, dziki wschód ...".
I do dzisiaj trwają dyskusje - czy było to z aprobatą czy z dezaprobatą ?
Odp: Kremenaros. Powtórka z rozrywki.
Cytat:
Zamieszczone przez
jeden z Pulpitów
Kolejni dzierżawcy prześcigali się w pomysłach uatrakcyjnienia samej knajpy jak i części hotelowej, która była bidna, ale w miarę czysta.
I o to się mnie rozchodziło :idea: Pierwszy raz nocowałem w "Pulpicie" na początku lat 80. i wtedy to - na szczęście - też nie był Marriott, ale dało się spać i korzystać z łazienki bez obrzydzenia.
Super zacna opowieść :-) Jeszcze :!: