Odp: Szwendy tędy i owędy
Jedno ognisko dogasa, to drugie płonąć zaczyna. Tak trzymać! Czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam szwendacza
Odp: Szwendy tędy i owędy
Uwielbiam takie bieszczadzkie "pamiętniki" czytać, zwłaszcza że Twój w zasadzie pokrywa się datami (przynajmniej jeśli chodzi o datę przybycia w Bieszczady) z moim:
http://forum.bieszczady.info.pl/showthread.php?t=4672
Będę dalej porównywał miejsca i daty, może się gdzieś na szlaku wyminęliśmy ?
Odp: Szwendy tędy i owędy
Zaczyna się ciekawie. Mam nadzieje, że narracji nie poprowadzisz ja lukas w gwiezdnych wojnach od środka, bo wystarczy chwila nieuwagi i można się zagubić ...
Odp: Szwendy tędy i owędy
Cytat:
Minął kolejny tydzień pracy i otępiały kieratem codzienności umysł domaga się zresetowania.
Zaczął się kolejny tydzień pracy i już można resetować ...wczytując się jak inni to robią.
No! Recon powinien być zadowolony ilością relacji
Odp: Szwendy tędy i owędy
...pal w piecu pal... bo ja tu między betonowymi drzewami do bruku przyrastam
Odp: Szwendy tędy i owędy
Cytat:
Zamieszczone przez
Pyra.57
Zaczyna się ciekawie. Mam nadzieje, że narracji nie poprowadzisz ja lukas w gwiezdnych wojnach od środka, bo wystarczy chwila nieuwagi i można się zagubić ...
Czasami warto i trzeba się zagubić, a jaka póżniej radocha z się odnalezienia :)
6 załącznik(ów)
Odp: Szwendy tędy i owędy
Rankiem dnia następnego, międzygalaktyczny autosan, wibrując, trzeszcząc i podskakując śmigał do TAM ze mną na pokładzie. Właściwy start z buta zaplanowałem sprytnie na górze, coby w znoju i pocie nie tylko czoła, nie wdrapywać się ku obłokom, skoro Veolia czyli niegdysiejszy Connex będący kiedyś po prostu PekaeSem i tak wzniesie się na sam prawie szczyt.
Po opuszczeniu pojazdu dostrzegłem w rozrzedzonym wysokością powietrzu bryłę pięknej świątyni ( foto 1 ). Pokonałem kilka metrów asfaltu i wstąpiłem na wspaniałą polną drogę, która wkrótce zamieniła się w leśną. Zaraz na początku zobaczyłem, co oznacza stracić głowę dla Bieszczadów ( foto 2 ). Po rogach poznałem, że nie była to istota ludzka jeno diabeł. Niewykluczone, że to ten sam osobnik co upuścił kilka kilometrów dalej spory kamień. Widać ten kur co zapiał, dopadł go wreszcie i zadziubał skubańca u stóp góry , która sądząc po nazwie musi być mekką bieszczadzkich czarownic. Rozejrzałem się tedy bacznie dookoła i zobaczyłem nadlatujący tak gdzieś od strony Olszanicy ;) punkcik, który z czasem stawał się większy i większy - tak, że w końcu dostrzegłem, znane mi nie tylko z forum kształty. Tak, tak – dobrze myślicie, był to właśnie kruk. Nie Dziubas, ale też krakać potrafił.
Ruszyłem dalej. Na ten z nazwy szczyt nieowłosiony prowadziła droga o kamuflażu wodnym ( foto 3 ). Pokonywałem pewne jej odcinki w stylu skocznym a nawet miejscami rozpaczliwym. Grunt to złapać grunt!
Posiadłszy w końcu ten wydepilowany wzgórek ( foto 4 ), rozanielony i odprężony napawałem się chwilą, snując wzrokiem po bliższych i dalszych mu okolicach ( foto 5 , foto 6 ). Jakbym palił, to bym sobie zapalił, a że nie palę to musiałem się napić. Na szczęście nie byłem na szlaku.
7 załącznik(ów)
Odp: Szwendy tędy i owędy
Jeszcze chwilkę zwlekałem z odejściem, gdyż zamyślony czekałem, czy aby w tym właśnie miejscu nie ukażą mi się słynne nagie i nęcące Leśne, nie robotniki oczywiście, tylko takie czarownice swawolne. Niestety, albo raczej na szczęście przypomniałem sobie, że gdzieś wyczytałem, iż takie czarownice „odbierają krowom mleko i szkodzą w jajach”. W zasięgu wzroku żadnej krowy nie było, więc na wszelki wypadek pognałem dalej. Drepczę więc sobie tym płajem leśnym, a tu nagle, po prawej ręce ukazują mi się tajemnicze kręgi! Nie w zbożu, a w lesie! Co gorsze – nie były to ślady lądowania ferajny Lucasa, czy też tej pokraki ze świecącym paluchem (E.T.) lecz raczej kogoś z plemienia tego, co za pomocą oleju słonecznikowego i tramwaju odciął Berliozowi głowę. Wierzcie, nie wierzcie – były to czarcie kręgi ( foto 7 ) . Podejrzana okolica, pomyślałem....i dałem dyla w las. Ha! – i nie ma co się dziwić lekko podupadłym Karmelitom, którzy zostali zesłani w takie a nie inne miejsce, u stóp tejże właśnie góry, że pili, palili a ponoć nawet swawolili. Kto wie co, i w jakiej postaci im się ukazywało? I popadli w grzech a klasztor w ruinę.
Najwyższa pora opuścić sferę ducha i powrócić do spraw bliższych ciału, a dokładniej rzecz ujmując bliższych żołądkowi. Głód zaczął mi już na tyle doskwierać, że zjadłbym przysłowiowego diabła z kopytami :wink:. Idąc rozglądałem się więc za odpowiednią miejscówką. Po minięciu przecinki obsadzonej energetycznymi słupami zajarzyłem, iż prowadzą one do drewnianego wigwamu, umeblowanego ławeczkami. Zakręciłem więc i rozpocząłem walkę z poszyciem. Ileż to się trzeba natrudzić, żeby sobie ułatwić! Na szczęście odległość była niewielka i wkrótce przedarłem się do wigwamu ( foto 8 ) . Tam zaczęło się: ochlaj ( foto 9 ) i wyżerka na całego.
Zaspokoiwszy po części potrzebę pierwszego stopnia piramidy Maslowa ruszyłem z kopyta ku jej najwyższym szczeblom. Szedłem teraz jak po sznurku, trzymając się rozpostartych w terenie poręczówek koloru zielonego ( foto 10 ). Mijając balsamicznie widokowe polanki ( foto 11 , foto 12 ), spozierałem raz na lewo , raz na prawo i radość mnie unosiła niczym wietrzne prądy, wznoszące białe ptaszyska z odległego pasa startowego ( foto 13 ).
Odp: Szwendy tędy i owędy
Dość tego świętowania, czas się wziąć za pisanie. Publika czeka, pewnie by coś poczytali.