Bieszczadzka wyprawa piskalska
To mój debiut w tej formie. Mam szczerą nadzieję, że się wam spodoba.Zaczynamy.
Początków tej relacji jest co najmniej kilka. I wszystkie, zapewniam,prawdziwe.
Pierwszy tak wczesny, że trudno mi precyzyjnie umieścić go na osi czasu.Z całą pewnością sięga schyłku XIX wieku, kiedy to młody chłopak z Krościenka nad Dunajcem został poproszony przez akuszerkę o pomoc przy porodzie.Urodziła się wtedy dziewczynka o imieniu Anna, z którą po dwudziestu latach ożenił się.Mieli czworo dzieci.
Pierwsze,Maria,utopiło się w Dunajcu w wieku 5 lat. Jan powiesił się pod koniec lat osiemdziesiątych w lesie pod Krościenkiem,choć co do jego śmierci istniało dużo wątpliwości czy zrobił to był li tylko z właśnej inicjatywy.Julia zmarła ze starości kilka lat temu. Najmłodsza zaś, Katarzyna żyję do dziś w Toporzysku pod Toruniem.
W czasie wojny pracowała w przymusowym obozie pracy w Austrii w fabryce broni. Na weselu Julii zapomniała się i zaszła w ciążę. Powojenne losy rzuciły ją aż w białostockie, by ostatecznie osiąść na Pomorzu i poślubić Józefa, Zabużanina.
Z weselnego zapomnienia urodziła dziewczynkę. Ta dziewczynka to moja mama. A potem pojawiłem się ja...
Początek drugi jest mniej literacki i dotyczy mojego pierwszego wyjazdu w góry. Gdzieżby indziej? Do Kroscienka nad Dunajcem w piękne Pieniny, gdzie poznałem ciocię Julię.Była to szkolna wycieczka w 1984(?) roku. I dojechaliśmy do... Krościenka w Bieszczadach.Pamiętam stamtąd obrabowany kiosk Ruchu, żołnierzy straży granicznej i potężny bochen chleba, zapach i smak, który czuję w ustach do dziś.Żeby było śmieszniej wycieczką opiekowała się...nauczycielka geografii.
Tak oto po raz pierwszy pojawiłem się w Bieszczadach.
Trzeci początek wiąże się z planowanym już wyjazdem w Bieszczad 3 lata temu.Dotykamy współczesności.Przyjaciel mój, Banan, wielki miłośnik Bieszczadu po rozwodzie postanowił tu osiąść.Trafił najpierw do Leska, później Myczkowa aż w końcu na Polanę Ostre do domu bez prądu, z wytwornym kibelkiem na dworze składającym się z dwóch zadaszonych ścian z żerdką, na której się siadało,i kija służącego do odganiania niedźwiedzi, wilków i żmij.Jako mgr historii doskonale nadawał się aby pracować przy rozładunku drewna, zwózce siana i na wypale.
Razu pewnego pośliśmy na krótki spacer na Otryt, który zakończył się dwiema nocami w Sękowcu i poznaniem Darka i Pawła z Warszawy.
Rok później, już z Pawłem i Darkiem spędziłem dwa cudowne tygodnie w Sękowcu. Wiele wycieczek, wiele imprez, z których niejedna kończyła się późno w nocy śpiewaniem pięśni legionowych i tytułowej piosenki z serialu "Przygody pana Michała".Wtedy też poznałem Stałego Bywalca, który wtedy był dla mnie po prostu Kaziem.To początek czwarty.
A na koniec jeszcze jeden początek.Zeszłoroczny, deszczowy pobyt w Sękowcu i powrót ze Stałym Bywalcem.Wtedy to Kaziu opowiedział mi pierwszy raz o forum i KIMBie.
I w ten oto sposób znalazłem się w trym miejscu..
Kurtyna w górę!Opowieść czas zacząć!
cdn.
Odp: Bieszczadzka wyprawa piskalska
Odp: Bieszczadzka wyprawa piskalska
Zaczełeś z górnego C, dawaj dalej do pieca.
Odp: Bieszczadzka wyprawa piskalska
Wspomnij też o wieloletnich umizgach D. do I.
Oraz o niedawnym "tragicznym" finale tych umizgów.
Odp: Bieszczadzka wyprawa piskalska
Cytat:
Zamieszczone przez
Stały Bywalec
Wspomnij też o wieloletnich umizgach D. do I.
Oraz o niedawnym "tragicznym" finale tych umizgów.
Postaram się uwzględnić tę interpelację. No,ale to dopiero pod koniec.Ale nie uprzedzajmy faktów.
Odp: Bieszczadzka wyprawa piskalska
Tak sobie myślę...
Piskal rozkręca się i nieźle miesza na Forum, pozytywnie oczywiście. Ciekawym jestem, czy jak pisze to zażywa tabaki?
Odp: Bieszczadzka wyprawa piskalska
Pamiętnik znaleziony w Sanie
motto:
Gdy przyjeżdżam w Bieszczady źli ludzie o rozdwojonych językach mówią, że wtedy w promieniu 20 km. brakuje piwa.Plotka zawsze z 10 km. zrobi 20.
(parafraza cytatu z K.Makuszyńskiego)
Rozdzaiał I
Wyjazd w poniedziałek 6.13 z dworca Toruń Główny, przyjaz 9.04 do Warszawy Zachodniej,przesiadka w Stałego Bywalca i... w góry góry miły bracie, tam przygoda czeka na cię!
Podróż przebiegła spokojnie:piwo, przejazd przaz wsie należące niegdyś do JanaKochanowskiego,piwo,Sandomierz,piwo,Tarnobrzeg ,obiad,Rzeszów,piwo,Sanok,piwo,Lesko.A w środku rozmowy:o Bieszczadach, KIMBie,KIMBowiczach,zeszłych pobytach i wielu innych sprawach.Wysiadam w Lesku, idę się zakwaterować do Bieszczadnika.
Na drugi dzień pogoda robi się brzydka,pada mżawka,ciśnienie leci na łeb, na szyję, na leski bruk. A przecież to miała być moja pierwsza wędrówka do Polańczyka. Idę na PKS.Jest autobus za 3 godziny.Robię spacer po Lesku, idę na miejsce, gdzie historia aż krzyczy.Leski kirkut.Nie jestem tu pierwszy raz, ale wciaż jestem pod wrażeniem.Już po powrocie mój przyjaciel, gdy się dowiedział, że tu byłem, stwierdził,że gdybym był w Pradze, to szedłbym śladami Pana Samochodzika ("Pan Samochodzk i Tajemnica tajemnic").Cóż,byłem w Pradze.Dziś jest tu jeszcze bardziej przygnebiająco, zimno, deszczowo, a mnie ogarnia zimno niepamieci.Starozakonni byli tu większością, dziś macewy coraz bardziej zmęczone coraz głebiej pochylają się ku ziemi.Ich dach stanowią pokrzywy.Czas wracać.Jeszcze nie wiem, że przyjdę tu jutro, gdy w słońcu moje refleksje nie bedę tak przygnębiające.
Jadę do Polańczyka.Polańczyk jak Polańczyk, przed sezonem cichy, za cichy,nudny,schodzę na przystań, robię kilka zdjęć.Słońce nieśmiało przebija się przez chmury.Chmury dzielnie bronią swojego panowania na niebie, ale w końcu pod wieczór ulegną.Nie podoba mi się tu, ale chciałem po raz pierwszy zobaczyć największe sztuczne jezioro w Polsce.Postanawiam jechać do Cisnej by jutro noclegować na Jaworcu.O święta naiwności! Nie mam czym. Jest tylko autobus do Leska.Czemu nie, lubię tam być.
Nocleg w Bieszczadniku.A rano to już zupełnie inne miasto, śmieje się rozświetlonymi refleksami słońca.Jeśli trafię na autobus, to jeszcze dziś z Cisnej wyruszę na Jaworzec. Niestety spóźniłem się 15 minut, następny za kilka godzin. Z zazdrością patrzę na literkę "W" na rozkładzie.Cóż, przecież nie będę czekał na dworcu. Biorę plecak i idę pod Kamień Leski zahaczajęc po drodze o kirkut.
Kamień robi na mnie duże wrażenie, ciekawym kiedy i komu ten wystajacy kawałek spadnie na głowę? Nie mogę tu dłudo marudzić,wracam do Leska. Koło Alfa zaczepia mnie dwóch mocno zawianych:
-O,pan z dużym plecakiem, to na pewno ma kieliszek.Mamy wódkę, ale nie mamy kieliszka.
Pewnie, że mam kieliszek, nie pierwszy raz jestem w Bieszczadach. Mam też piersiówkę, ale dziś nie mam ochoty na wódkę.Wolę piwo, jestem w końcu Piwskal. Wypijam tylko dwa kieliszki. Józek staje się coraz bardziej marudny,Rysiek jeszcze się trzyma.Rozmowa schodzi na ślepe tory.Czas się żegnać.Idę na autobus.Pora jechać do Cisnej. Obiecałem przecież WUCE, że jak tam będę pozdrowię od niej Rysia Szocińskiego.Autobus odjeżdża...
cdn.
Odp: Bieszczadzka wyprawa piskalska
Żeś Piwskal i tabakoniuchacz to już wiem. Ale, że tak lekką rękę masz do pisania, tego nie wiedziałem. Gratuluję, czekam na dalszą relację.
Odp: Bieszczadzka wyprawa piskalska
Ładnie piszesz Piskal, czekam na ciąg dalszy opowieści.
Odp: Bieszczadzka wyprawa piskalska
Gratuluję debiutu i też niecierpliwie czekam na dalszy ciąg.