czy to juz koniec....???
:shock: :roll: :cry:
Wersja do druku
czy to juz koniec....???
:shock: :roll: :cry:
nie gwarantuję :twisted: ale postaram sie...Pozdrawiam wszystkich przy ognisku i odchodze w mrok... po nowe wrazenia...Cytat:
Zamieszczone przez bertrand236
ja nie cedzę, jeno słowa ważę :lol: lekkce zazwyczaj :lol: :lol: :lol:Cytat:
Zamieszczone przez bertrand236
Cytat:
Zamieszczone przez bertrand236
Już ja tego dopilnuję :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:
I tak to juz jest. Pojechali i bawią się z pewnością dobrze. Ja póki co mam tylko wspomnienia. :( . Ale ja juz niebawem wyruszam :D :D :D Jeszcze aż/ tylko/2 tygodnie
Pozdrawiam
Dzień jedenasty
Najsmutniejszy i najgorszy dzień podczas tego pobytu w Bieszczadzie. Zapewne domyślacie się, dlaczego. Jest to nasz ostatni dzień. Śniadanko, pożegnanie z Dworaczkami i w drogę. Jedziemy powolutku, powiedziałbym z oponki na oponkę żeby jak najdłużej być w Bieszczadzie. Pocieszamy się tylko tym, że wrócimy tu na pewno w sierpniu a ja może wcześniej…. Po drodze mamy zamiar wstąpić do Tyrawy Wołoskiej. Na końcu Leska skręcamy, więc w prawo. Nie ma już czasu, żeby sprawdzić, czy się coś dzieje na szybowisku w Bezmiechowej. Przed wojną był to bardzo znany ośrodek szybowniczy. Góra Sobień. Przystanek. Oczywiście włażę na górę. Przepiękne ruiny zamku. Kto tam nie był niech jedzie. Jeszcze nigdy nikogo tam nie spotkałem. Można się zadumać zwłaszcza, że roztacza się z stamtąd przepiękny widok na San. Jedziemy dalej do Tyrawy. Cel jest jeden. W książce „Majster Bieda, czyli Zakapiorskie Bieszczady” opisany jest Boguś z krainy drewnianej nostalgii. Postanowiliśmy odszukać gościa. Jest to całkiem nietrudne, ponieważ do jego Galerii prowadza widoczne z daleka drogowskazy. Zatrzymujemy się przed domem i wchodzimy do ogrodu. Wszędzie pełno 2 a nawet 4 metrowych rzeźb drewnianych. Robi to na nas duże wrażenie. Od Papieża Polaka po ojca pijaka. Tego nie da się opisać tam trzeba być i wszystko to zobaczyć. Tylko Boguś Iwanowski autor tych wszystkich śliczności nieobecny. Na progu domu leży kartka z napisem „Jestem przy wiklin składzie drewna 200 m stąd”. Idziemy go poszukać. Nie ma tam gościa. Uczynny pracownik składu drewna wsiada na wielocyped i jedzie na poszukiwania rzeźbiarza. Po chwili z Bogusiem Iwonickim idziemy do niego do domu. Jeszcze raz ogród. Tym razem poznajemy genezę wszystkich rzeźb. Boguś umie i bardzo lubi opowiadać. Widzi, ze znalazł nowych słuchaczy, więc opowiada. Przechodzimy do domu. Ludzie ile on tam ma rzeźb. Poczet królów polskich. Orły tych władców. Historie życia Karola Wojtyły i Józefa Piłsudskiego i wiele wiele innych. Oczywiście nie mam problemów z otrzymaniem wpisu od Bogusia do książki. Jesteśmy z Renatką pod wrażeniem. Watro tam wstąpić jadąc lub wracając z Bieszczadu. Przez Sanok, Krosno i wiele, wiele miast i wiosek wracamy do domu do Barnaby. Na Śląsku przetestowałem odporność zderzaka Karawanu 2 na wytworze francuskiej motoryzacji Renault Megane. Na karawanie prawie nie ma śladu natomiast Renault…….. szkoda gadać. Gość był bardzo kulturalny i grzeczny i spokojny. Ale to już inna bajka….
Jak się zbiorę w sobie to napisze ten obiecany Epilog. Mam nadzieję, że was zainteresuje, ponieważ napiszę jak nas okradziono w Bieszczadzie. Żeby wszystkich uspokoić, nie mam żalu do nikogo, ale co ponieśliśmy straty to ponieśliśmy. Jak się przekonaliśmy Bieszczady nie są wcale takie bezpieczne jak myśleliśmy…
... i brzuch mnie w tym momencie serdecznie rozbolal ze smiechu... a pozno bo 1 w nocy :lol: i jak tu spac isc :lol: hahaha... fajno tu, fajno ;) PozdrawiamCytat:
Zamieszczone przez bertrand236
Opisując drugi dzień zacząłem wątek i go nie skończyłem… :oops: Czas to nadrobić. Jest noc. Ciemna noc. Śpię sobie jak niemowlę. Nagle budzi mnie żona. Nie, żebym się zmatrwił :P ale widzę zaspanymi oczkami, że ona jest wystraszona. Opowiada, że ktoś łazi nam po schodach /patrz zdjęcie domku/. :!: Zastanawiam się kto może próbować nam włazić do pokoju o tej porze. :?: :shock: Otwieram drzwi, a tu na schodach nikogo już nie ma. Słyszę tylko na dole odgłosy żarcia. Patrzę na śrubę na której wisiał nasz prowiant, a prowiantu niet. :( :( Schodzę w piżamce na podwórze a tu pieska już nie ma. Otwieram Karawan, bo w środku jest latarka. Świecę sobie elektrycznością i zbieram co ocalało. Tu sobie leży pasztecik w metalowej folii., tam sobie leży serek topiony. Dalej jeszcze cóś. Zbierałem tak z 10 minut. :D Trochę rabuś zgubił albo nie wiedział jakie smakołyki są w opakowaniu. Czekałem tylko na to, aż kogoś pobudzę. To by było dopiero. :lol: Facet w wieku zaawansowanym w piżamce z latarką. Ciekawe, od kogo wraca??? :?: :?: A tu żonka czeka na schodach. Widok i przypuszczenia przednie. :idea: :wink: Rano opowiedzieliśmy wszystko Dworaczkom. Pan Jarek się śmiał i powiedział, że pies sąsiadów takie numery lubi robić. Faktycznie ten mieszaniec coli i innego mieszańca wyglądął na wychudzonego. :twisted: Postawił piwo /Pan Jarek – nie pies/ i powiedział, że w kuchni jest lodówka do dyspozycji gości. Żartując delikatnie mnie opieprzył, że musiał się trudzić do nas po nocy i część trofeów pogubił, zamiast po prostu iść do lodówki. :D :D Zaraz karnie zaniosłem ocalałe resztki prowiantu do kuchni. Po co chłopina ma łazić po nocy. Wieczorem w lodówce było szkło z zawartością. Fajna kwatera, fajni gospodarze. I to by było na tyle. Ognisko dogasa. Czas kończyć imprezę. :cry: :cry:
Pozdrawiam
moze nastepna razą trzeba wszystkie okoliczne psy nakarmic... wtedy nikt nic nie ukradnie :lol: :lol: :lol: :D
Jak to Jabol wedroje po bieszczadzie - 29 czerwiec Wolkowyja ;)