Odp: Zapraszam do ogniska
Napięcie wyborcze rośnie! Wygląda na to, że jest niewiele osób, tak stałych w uczuciach i swoim wyborze, jak ja. W tej turze zdania nie zmienię. Aby jednak choć na chwilę oderwać Was od tych najważniejszych od roku wyborów zammieszczam opis kolejnego dnia. Będziecie trochę zawiedzeni ale urlop, to nie tylko codzienne przedzieranie się przez chaszcze i błoto...
Dzień 15
Przeprowadzka. Jedziemy do Zawozu. Oczywiście robimy to pomału z powagą. Po drodze zatrzymujemy się w Cisnej. Rysiek opowiada o Bieszczadzkich Aniołach, których dzięki Bogu i partii udało nam się nie widzieć. Obok Atamanii stoi fajna Kapliczka Pamięci. Część kapliczki jest dłuta Zdzisława Pękalskiego. Możecie powiedzieć, że obciachowa ona jest, ale mi ona nie przeszkadza. Obok Atamanii kupujemy jakieś pamiątki, ale nie te z Chin. Następnie kawa miętową w Herbaciarni. Potem obiad w Zaciszu. Dojeżdżamy w końcu do Zawozu. Danusia i Krzysztof witają nas prawie jak rodzinę. Zawsze chętnie tam jedziemy. Mieszkamy w odremontowanym domu dla turystów. Na dole 5 pokoi dwuosobowych i wspólna kuchnia i jeszcze jakieś pokoje na piętrze. Obok zadaszone miejsce na grilla. Super to zrobili. Ponieważ jest strasznie gorąco idziemy nad wodę. Renatka chrześniak i ja zażywamy kąpieli. Wracamy na pokoje. Rozpakowujemy się i pod dachem bez grilla grzejemy. Co grzejemy niech zostanie naszą tajemnicą…
9 załącznik(ów)
Odp: Zapraszam do ogniska
Dzień 16
Jest pochmurnie, parno i gorąco. Po śniadaniu ładuję ekipę do karawanu i jedziemy. Ja wiem dokąd, Renatka wie, a reszta nie wie. Na pierwszej krzyżówce skręcam w lewo. Jedziemy drogą niedawno wyremontowaną. Po pewnym czasie skręcam w prawo. Mijam wypał, a potem odgałęzienie do WIELKIEJ posiadłości. Ta posiadłość mnie od jakiegoś czasu wkurza. Olbrzymi obszar Bieszczadu za murem i siatką. Z żadnej strony nie wejdziesz tam… Jadę dalej, niżej i niżej. W końcu przy odgałęzieniu w prawo zostawiam karawan przed szlabanem. Napis głosi, ze teren prywatny, a ktoś mi mówił, że jak wjadę, to mogę się zdziwić przy wyjeździe. Często szlaban jest w takim wypadku na kłódkę zamykany. Dalej idziemy więc pieszo szutrową drogą najsamwpierw pod górę. Renatka opóźnia marsz, bo obżera się jeżynami. Pełno ich tutaj. Po chwili w miarę podchodzenia pod górę przed nami roztacza się coraz ładniejszy widok. Łąki, góry, woda. Droga prowadzi delikatnie w dół do wypału. Zaraz za nim skręcamy w lewo. W prawo na śliczny cmentarz nie prowadzę. Pomyślałem sobie, ze wszyscy mamy mapy i możemy z nich wyczytać, co jest nieopodal nas. Może to i nieładne było, ale najlepszym się zdarza. Podążamy dalej drogą. Ona skręca w prawo, więc my też. Tuż przed bramą taką bez bramy skręcamy w prawo. Dalej drogą wychodzimy na łąki. Z daleka obserwujemy dom, który tam stoi. Miejsce naprawdę zacne ale chyba tylko na lato. Zimą hektary do odśnieżania, aby się wydostać. Dalej prowadzę na przełaj przez łąki. Tak na pamięć. Pamięć mnie jednak trochę zawodzi i nie wiem, w którym miejscu mam zejść. Schodzę sam na pałę i z dołu znajduję ścieżkę, którą wracam po resztę. Renatka i ja znaliśmy to miejsce, ale dla reszty było to dużym zaskoczeniem. Byliśmy w posiadłości Króla Włóczęgów. Króla nie było. Może i dobrze… Obszedłem całe królestwo i wróciłem do reszty. Potem spokojnie tą samą drogą wróciliśmy do karawanu. Na obiad pojechaliśmy do Polańczyka. Obiad jak zwykle w Polańczyku u Pani Leszkowej, a deser i MUZYKA u Pana Leszka. Takiej muzyki nie usłyszycie nigdy w Bieszczadzie.
I jeszcze jedna refleksja z tego dnia. Była to niedziela. Tak myślę. Niedziela kończąca sierpniowy łikęd. Jakiś kretyn w tym wydał zgodę na zorganizowanie w tym dniu wyścigu rowerowego. 90% ludzi, którzy przyjechali tego tygodnia w Bieszczad między innymi na Anioły, tego dnia chciało wyjechać. A tu dupa. Droga wyjazdowa z Bieszczadu zamknięta, bo się Herosi na rowerach ścigają. Korek stał od Polańczyka do Wołkowyi. Wyobrażacie sobie to? A ten kretyn, co wydał zgodę na wyścig w tym dniu sobie tego nie wyobraził….Szkoda, że nie słyszał tego, co mówili, ci co w korku stali, a do domu mieli kilkaset kilosów
Odp: Zapraszam do ogniska
Do Twojego zdjęcia nr 7 fragment mojego wiersza :
"Niczym złoto,dąb błyszczy
posród wodnej krainy.
Daj mi jeszcze raz, Panie,
takie urodziny"
...bo były niezwykłe i niepowtarzalne (chyba!)
Odp: Zapraszam do ogniska
Myślę, że te strofy bardziej pasują do zdjęcia 8. Dziękuję.
Ale to zależy od interpretacji. Chyba mi Pan da. Teraz uwaga. Urodziny mam 11 maja. Jadę w tym roku w tym czasie z Renatką. I to Ona mnie namówiła. Dokąd jadę nie muszę pisać.
Pozdrawiam
Odp: Zapraszam do ogniska
Nie,no dąb jest na nr 7 i lśnił w słońcu jak złoto a król goscił malinową naleweczką .Moja opowieść jest dłuuuga z pobytu TAM.A szlaban czasem "robi"przykre niespodzianki,niestety.A tośmy są BYKI!!
Odp: Zapraszam do ogniska
Zdjęcie w istocie siódme w kolejności, ale nazwa zdjęcia 8.jpg i stąd to nieporozumienie :)
Pozdrawiam
10 załącznik(ów)
Odp: Zapraszam do ogniska
Cosik towarzystwo senne przy tym ognisku jest. Nikt się nie odzywa… A może winko z Miśkiem zadziałało?
Dzień 17.
Poranek budzi nas ciepły i słoneczny. Umawiamy się przy śniadaniu, że wyruszamy we dwa samochody. Najpierw jedziemy do miejscowości, w której stoi Kapliczka Pamięci. Tam robimy zakupy odwiedzamy Pracownię Ikon, z której jak zwykle ciężko się wychodzi ze względu na gościnność domowników. Krótka rozmowa z Bardem Bieszczadu i jedziemy do Baligrodu. Mam ochotę zobaczyć jak wygląda kirkut po pracach wykonanych tego roku. Ni i jestem pod dużym wrażeniem. Ci, którzy pracowali na kirkucie, a pracowali jak zwykle społecznie wykonali kawał DUŻEJ roboty. Odkrzaczono cmentarz na takiej powierzchni, że nie myślałem, iż on jest taki duży. Odnowiono sporą liczbę macew. Widok iście imponujący. Po wyjściu z kirkutu rozdzielamy się. Kuzyn z rodziną jadą w swoją stronę, a my z Renatką w prawo. Po drodze zatrzymujemy się przy ślicznej kapliczce, którą setki razy mijałem, bez zwrócenia na nią uwagi. Za kapliczką ileś tam metrów oczywiście skręcam w prawo. Najpierw droga asfaltowa, a potem szutrowa. Szutrowa i dziurawa. Ileż to razy karawan ją już pokonywał? Na rozwidleniu dróg skręcam w prawo i dalej jadę przed siebie bacznie wypatrując. Nie zwierza, bardziej samochodu. Niestety parking pusty jest znaczy nikogo nie ma, tam gdzie myślałem. Dalej na nogach do chatki. Istotnie pusta stoi. Sprawdziłem czystość, wpisownik i wróciliśmy do karawanu. Ruszam i po kilkuset metrach staję. Droga zatarasowana dużą ciężarówką jest. Chłopaki kończą ładowanie metrówek na pakę. Grzecznie się pytam: - kiedy odjedziecie, bo się nie przecisnę? Odpowiedz, którą usłyszałem po prostu mnie rozwaliła: - Panie my nie wiemy. Kierowca sobie poszedł poszukać miejsca gdzie można zawrócić. Duża ciężarówka + duża przyczepa. Niewiele myśląc zawróciłem i pojechałem szukać kierowcy. Znalazłem go i przywiozłem do auta. Po drodze powiedział, ze jest tu pierwszy raz i nie myślał, że tu taka droga jest. Uśmialiśmy się z Renatką i pojechaliśmy dalej. Kiedy droga się skończyła to skręciłem w prawo. Oj jak Renatka tej drogi nie lubi… Mijamy wypal po prawej i cały czas pniemy się pod górę. Nagle po wyjechaniu zza zakrętu widzę ciężarówkę. Inną co prawda, ale równie skutecznie blokująca drogę. Chłopaki zwijają się jak w ukropie. Pot się z nich leje. Jesteśmy pełni podziwu. Już po 20 minutach są załadowani i odblokowują drogę. Jedziemy dalej. Mijamy Błękitną Rapsodię, a raczej to, co z niej zostało. Powoli i mozolnie pniemy się w górę. Renatka się zastanawia, co zrobię gdy z góry pojedzie coś dużego.. Nic jednak nie jechało. Zajeżdżam na sam szczyt drogi, nie góry. Droga się znowu rozwidla. Ja jadę w prawo. Wiem i nie musicie głośno tego mówić. Wiem, stał tam. Widziałem go. Droga po paru kilometrach poprowadziła mnie do wsi. Na rozwidleniu skręciłem w kierunku domu bacy. Tego, co oscypki robi. Teraz to on chyba, co innego robi, bo oscypki, to tylko w Tatrach się wyrabia…Skręciłem i stanąłem. Drogę tarasowała ciężarówka. Trzecia tego dnia już. Grzecznie się pytam: Panie a długo to potrwa? A on na to odpowiada pytaniem na pytanie: A dokąd pan jedzie? Odpowiedziałem, że…. Gość kazał mi zawrócić. Powiedział, ze na tej drodze to szkoda podwozia. Zapytałem go: Panie, a przez wodę przejadę? Przejedziesz, przejedziesz usłyszałem. Ucieszyłem się, bo nigdy tą drogą jeszcze nie jechałem. Droga okazała się super. Bez dziur. Tylko nam rzeka przez drogę płynęła. Nie żeby tam raz. Ona płynęła cztery razy. Cztery razy karawan przez bród przejeżdżał. Raz jak zobaczyłem betonowe płyty porozrzucane naokoło, to troszkę zwątpiłem, ale karawan sobie poradził. Renatka tylko jakaś taka blada się zrobiła. Po przejechaniu rzeki zatrzymałem się w pobliżu Pola Biwakowego. Pole to jest oznaczone i z daleka już człowiek wie, kto może na nim przebywać. Toż to teren Naszego kolegi forumowego i przesympatycznej małżonki jego. Nie bierzcie tego dosłownie. Oni tam po prostu od „ho, ho, ho, a może i dłużej” przyjeżdżają w to miejsce świętować. Nie będę zdradzał, co świętują, ale okazja do świętowania z roku na rok jest coraz dostojniejsza. Oczywiście są na miejscu. Jakże by inaczej. Wypijamy i zjadamy, „czym chata bogata” i rozmawiamy, rozmawiamy, rozmawiamy. Czas leci zbyt szybko. Nadeszła pora pożegnania. Umawiamy się na następny rok i odjeżdżamy. Już nie przez wodę. Jedziemy prosto. W pewnym miejscu zawsze staję i… nic z tych rzeczy. Podziwiam wspaniały widok na rzekę. Dojeżdżam w końcu do Drogi Karpackiej. Skręcam w prawo. Mijam nie zatrzymując się nową cerkiew po lewej i grób Jędrka. Wracamy naokoło na nocleg. Po drodze zatrzymujemy się u miejscowego rzeźbiarza, malarza i przede wszystkim gawędziarza. Oglądamy nowe dzieła i jedziemy dalej. Teraz tylko kolacja w Polańczyku u Pani Leszkowej i kawa u Pana Leszka. Na noclegu kuzyn wita mnie zimnym piwkiem. I tak minął kolejny dzień. Bez chodzenia tym razem. Ale jeden z milszych dni tego urlopu….
Odp: Zapraszam do ogniska
Cytat:
Zamieszczone przez
bertrand236
Cosik towarzystwo senne przy tym ognisku jest. Nikt się nie odzywa… A może winko z Miśkiem zadziałało?
Nieśmiało wyłaniając się z nieco ocienionego drugiego kręgu paszczak melduje się na posterunku!
Odp: Zapraszam do ogniska
Bertrand,widzę żeś nawiedził najfajniejszą drogę,he he. A NIM się nie przejmuj,witaj w klubie.Na dole,jakbyś skręcił w górę rzeki,to zamiast brodów napotkał byś największe,przejezdne kałuże.Jak jechałem to woda zamykała się nademną.Budziłem później należyty szacun pięknie obłoconym włącznie z dachem autkiem.Tam gdzie podziwiałeś widok jest osuwisko.Podczas wykonywania drogi wielokrotnie się osuwało,raz z przejeżdżającym kokumem który to wylądował w rzece(kierowcy nic się nie stało).Uwielbiam tą dolinę.
Odp: Zapraszam do ogniska
To nie był mój pierwszy raz. ;) przynajmniej z góry na dół. Zawsze jednak skręcałem w górę rzeki. Teraz będzie inaczej. ON tylko ma za zadanie tam być, to i jest... :-)