Odp: Bertranda spotkanie z Manitou. Nowa letnia gawęda przy ognisku.
Niedawno wyczytałem na forumie, że można poczytać tutaj seriale. Odebrałem to jakby było to napisane do mnie. O.K. Może i piszę seriale. Mógłbym opisać w jednym poście cały wyjazd, mógłbym opisać w jednym poście jeden dzień, ale piszę, jak piszę i tego nie zmienię. Uważam, że części z Was to pasuje, bo zagłosowaliście właśnie na mnie. UKŁON w Waszą stronę. może wyjaśnię Wam technikę pisania. Zaczynam przygotowania do pisania relacji już w Bieszczadzie. Każdego dnia wieczorem zgrywam zdjęcia do katalogu w którego nazwie jest aktualna data. Zgrane zdjęcia opisuję. To w Bieszczadzie. Po takim skatalogowaniu zdjęć mogę pisać relacje po dwóch latach nawet. Zanim napiszę relację z jakiegoś dnia, najpierw wybieram zdjęcia do tej relacji. Skoro uzbiera się 30 zdjęć, to znaczy, że relacja z tego dnia musi być pocięta na trzy części, bo do postu/a można wkleić maksymalnie 10 zdjęć. Ot i tak powstaje moja gawędą przy ognisku. I póki co tego zmieniać nie będę.
Pozdrawiam
Odp: Bertranda spotkanie z Manitou. Nowa letnia gawęda przy ognisku.
Bertrandzie latem Anno Domini 2010 - osobiście pokażę Ci jak dzika róża wygląda ;)
Odp: Bertranda spotkanie z Manitou. Nowa letnia gawęda przy ognisku.
Cytat:
Zamieszczone przez
marcins
Bertrandzie latem Anno Domini 2010 - osobiście pokażę Ci jak dzika róża wygląda ;)
Marcinie! Wiosną Anno Domini 2010 na KIMBie dostaniesz nalewkę z dzikiej róży zbieranej w Bieszczadzie.
Pozdrawiam
Odp: Bertranda spotkanie z Manitou. Nowa letnia gawęda przy ognisku.
Cytat:
Zamieszczone przez
bertrand236
Marcinie! Wiosną Anno Domini 2010 na KIMBie dostaniesz nalewkę z dzikiej róży zbieranej w Bieszczadzie.
Pozdrawiam
Uspokoiłeś mnie tą obietnicą. Ale dalej nie rozumiem czemu tam gdzie jej najwięcej jej nie znalazłeś...
Odp: Bertranda spotkanie z Manitou. Nowa letnia gawęda przy ognisku.
O.K. Pospacerujemy po Wieży ;)
Odp: Bertranda spotkanie z Manitou. Nowa letnia gawęda przy ognisku.
Tak jakoś za dwa tygodnie te widoki w jakże innej kolorystyce będą cieszyć moje oczy.
Pozdrawiam ciepło z zasypanego Sopotu
Długi
10 załącznik(ów)
Odp: Bertranda spotkanie z Manitou. Nowa letnia gawęda przy ognisku.
Chwała Bogu za to, że są one w stanie chyba takim samym jak były, kiedy byliśmy tu ostatnio. Z przeciwnej strony razem z nami do ruin dotarła grupa osób. Przedstawili się jako grupa przewodników turystycznych, ale nie z Bieszczadu. Jako przewodnicy załamali mnie totalnie. Oni nie potrafili znaleźć cmentarza przy tych ruinach. Wiedzieli, ze jest, tylko nie potrafili go odszukać. Musiałem ich zaprowadzić te 30 metrów. Dla ułatwienia dodam, ze za bardzo nie był zarośnięty. Ponieważ grupa ta robiła hałas, jak to grupa ruszyliśmy dalej przed siebie. Prowadziłem teraz do następnych ruin. Ruin, które są przy drodze. W międzyczasie adrenalina nam podskoczyła, bo na wczorajszym błocie zauważyliśmy tropy misiaczka. Musiał to być dość duży osobnik. Renatka bez wahania ruszyła ostro przed siebie, zwłaszcza, że ze śladów można było wyczytać, że misiu poszedł w stronę, z której przyszliśmy. Przy ruinach dworu odpoczęliśmy sobie na leżących tu pniach. Kiedy odpocząłem zostawiłem żonę na pastwę misia i poszedłem nad rzekę. Jakże pięknie ona opowiada w tym miejscu skąd i dokąd płynie, co widziała po naszej i po nie naszej stronie. Nie mogłem się nasłuchać tej opowieści lecz w trakcie jej trwania wróciłem do Renatki, która już nie siedziała na pniach, tylko nerwowo się przechadzała po ścieżce.
Odp: Bertranda spotkanie z Manitou. Nowa letnia gawęda przy ognisku.
...Renatka Tańczy z Misiami... a Ty z rzeką romansujesz.. nieźle nieźle...
Zawsze jak jestem w tych ruinach to czuję się jakby mi nogi puszczały korzenie...
A te przewodniki to pewnie półprzewodniki.. albo izolatory... Dokładaj drew bo ludzie marzną od siedzenia w domu....
10 załącznik(ów)
Odp: Bertranda spotkanie z Manitou. Nowa letnia gawęda przy ognisku.
Kiedy taki Mistrz opowiadań pogania, nie mam innego wyjścia....
Teraz szliśmy polną drogą, która lekko się wznosiła. Po prawej minęliśmy jedyne gospodarstwo w tej okolicy, które sobie ktoś tutaj zmajsterkował;). Po lewej minęliśmy małe drewniane domki, które tu stoją już od dawna, ale nie wiem, do kogo należą. Nie podchodząc do nich poszliśmy dalej. Renatka szła drogą, a ja chaszczowałem sobie po jej lewej stronie. Kiedy doszliśmy do miejsca, gdzie chyba kiedyś zwierzęta, albo ludzie ryli to byliśmy szczęśliwi. I nie dlatego, że znowu widoki piękne mieliśmy przed oczami, ale dlatego, że wiaterek się zerwał i nie było tak parno i gorąco. Dalej to już się domyślacie, po zrobieniu pięknej pętli wróciliśmy do auta. W drodze powrotnej zatrzymałem się na chwilę w miejscu, z którego odchodziła w lewo droga do innych ruin. Że tak powiem są to ruiny w pełnym tego słowa znaczeniu. Niewiele już zostało z budowli, która została zbudowana 189 lat temu, a poświęcona była nie komu innemu tylko niejakiej Św. Praksewii. Obok tych ruin niewiele zostało też z cmentarza, ot kilka nagrobków, z których niewiele da się odczytać. I tak zakończyła się wycieczka. Jeszcze tylko powrót do wsi, która na końcu drogi jest. We wsi za to stoi sobie dumnie hotel. W hotelu dają smacznie i niedrogo jeść. Jest tylko jeden nieistotny w zasadzie szkopuł. Trzeba jeść to, co jest. Innego wyboru nie ma. Jedna zupa, jedno drugie, jakiś kompot, ewentualnie deser. Ale to, co jest, jest naprawdę smaczne
Po wyjściu z hotelu natychmiast kierujemy się w stronę wiaty. Innej opcji nie ma. Tam pod wiatą obowiązkowo wypijamy po browaru. Wypijamy, to duże słowo. Siedzimy i sączymy sobie. I ten błogi nastrój postanowił nam zakłócić miejscowy jegomość. Podszedł do mnie mając „duży luz w pęcinach” /jak chwiejny krok pięknie kiedyś określił Janusz Rewiński, kiedy występował w kabarecie TEY/. Podszedł i bardzo groźnie zagaił. Niestety nic nie zrozumiałem. To, co powiedział było całkowicie niezrozumiałe, a nie podejrzewałem Go, że rozmawiał do mnie w obcym języku. Poprosiłem o powtórzenie zarzutu. No to jeszcze bardziej zdenerwowany powtórzył to samo, co powiedział przed chwilą. Trudno znowu nie zrozumiałem. Do rozmowy włączyła się Renatka. O dziwo ona zrozumiała i przetłumaczyła mi na nasz język. Gość miał pretensję za to, ze zrobiłem mu zdjęcie. Teraz ja mu tłumaczyłem a on nie rozumiał mnie /widocznie na innych częstotliwościach nadawaliśmy, albo mieliśmy całkiem inne poziomy krwi w alkoholu/. W każdym bądź razie, ja mówiłem, że nie zrobiłem mu zdjęcia, bo aparat leży w samochodzie, a nie posiadam zdalnie sterowanego urządzenia fotografującego. Gość był bardzo upierdliwy, więc wstałem z groźną miną. Wtedy odszedł odgrażając się, że to jeszcze nie koniec. Ja naprawdę mu zdjęcia nie zrobiłem!!!. Kiedy go spotkaliśmy następnego dnia nic nie mówił na ten temat. Chyba to przemyślał albo nie bardzo miał, o czym myśleć. Wszystko jedno, postawiłem mu piwo. Po tej przygodzie wróciliśmy do leśniczówki. Wieczorem było ognisko, kiełbaski, flaszeczka oczywiście w zacnym towarzystwie Dartego i Ewy. Wieczór był paskudnie zimny. Do tego stopnia, że przy ognisku nie dało się siedzieć. Derty zabrał ognisko na szufelce do domku i je reanimował w kominku. Zaraz poczuliśmy się lepiej. Idąc na ognisko zabrałem tym razem latarkę…
Odp: Bertranda spotkanie z Manitou. Nowa letnia gawęda przy ognisku.
Koniecznie musisz kupić aparat zdalnie sterowany dziwię się że jeszcze go nie masz:))))))