Najlepszy byłby zdalnie sterowany, tak na jakieś 650 km.
pozdarwiam ciepło
Wersja do druku
Najlepszy byłby zdalnie sterowany, tak na jakieś 650 km.
pozdarwiam ciepło
Hmm, tak sobie za Wami podążam...jak cień, duch, byt niewidzialny i widzę na zdjęciu nr 50 czyli nr 10, że do flaszeczki przysiada się jakieś inne niewielkie indywiduum.
Bardzo sprytnie, procentowym podstępem, podszedłeś je fotograficznie :mrgreen:
No to myk...wracam w cień, skąd wyglądam kolejnego odcinka.
Oba domki należą do gospodarstwa. Funkcjonują jako "bacówki", latem do wynajęcia. Jedna była takową, stała niedaleko dworu, obok nieistniejących już obór. Pewnego pięknego dnia przewieźliśmy ją (w częściach) ułazem pod dom Tosi i postawiliśmy od nowa. Później były kolejne przebudowy, przenosiny, i tak jakoś zrobiły się dwie. Z tym, że w rozmnożeniu ich już nie brałem udziału.
Pozdrawiam
Długi
Cóż, wiata kultowa to i zdjęcia można robić tylko za zgodą ministra środowiska, ministra kultury, sztuki i dziedzictwa narodowego oraz prezesa naczelnej izby turystycznej. A zgodę ministra zdrowia na wypicie piwa miałeś? Ty myślisz, że to tak każdy może usiąść pod sklepem i wypić piwo, za które zapłacił.
A ten człowiek to z pewnością strażnik wiaty, tak przejęty tą niezwykle odpowiedzialną funkcją, ze nie mógł się z tego przejęcia wysłowić.
Dzień 11
Zapomniałem napisać, ze codziennie rano słyszę dziwne chrumkanie i warczenie. Tak jakby silnik pracował, potem jakby szuranie jakieś, potem łoskot jakiś. Nie zwracałem dotychczas na to uwagi, ale zaczynało mnie to intrygować…
Ranek. Ranek do pośladków. /brzmi to dziwnie/. Jeszcze raz. Ranek do dupy! Renatka ma temperaturę. Nie mamy termometru, ale ona wydaje się być wysoka /nie Renatka, tylko temperatura/. Diagnoza jest następująca: wczorajszy wysiłek, upał i potem bardzo zimny wieczór zrobiły swoje. Nie wiem, co robić. Renatka uważa, ze nie powinienem zwracać uwagi na jej niedyspozycję i powinienem sobie połazić. Ponieważ wiem, że to się Renatce dosyć często powtarza, nie przejmuję się tym zbytnio. Postanawiam połazić. Dzwonię do Dertego, ale oni jeszcze śpią, albo co innego…Wyruszam więc sam. Jadę do dużej szosy i skręcam w lewo, jadę do miejscowości Szewczenko. Tam skręcam w lewo przed cmentarzem, a po jakimś czasie skręcam w prawo. Teraz posuwam się prosto do ściany lasu po płytach betonowych. Odzywa się Derty. Podążają za mną. Ciekaw jestem czy mnie odszukają? Wyruszam dobrze mi znajomą ścieżką wzdłuż znaków o kolorze nadziei. Dobrze mi się wędruje, bo z górki. W końcu dochodzę do szutrowej szosy. Zostawiam nadzieję i podążam w prawo. Coby dać szansę Dertemu, co rusz skręcam w ścieżkę w prawo i w lewo. Tak bez specjalnego celu sprawdzam, dokąd one prowadzą. A one albo wiją się pod górę, albo szybko się kończą. W końcu dochodzę do znajomej mi polany. Nagle odzywa się telefon. To dzwoni Derty i się pyta czy to moje ślady skręcające w prawo widzi w błocie. Zawracam i po chwili widzę uśmiechniętą twarz kolegi. Zawracamy kawałek do Ewy, która czeka na nas z psem na prowizorycznym biwaku. Tam razem delektujemy się ciastkami i przede wszystkim ciszą. Wreszcie ruszamy. Wracamy na polanę, z której się cofnąłem. Na polanie nie ma już resztek zabudowań i komina, które tu stały jeszcze kilka lat temu…Dalej droga prowadzi nas pod górę. W pewnym momencie Derty skręca w prawo. Chaszczujemy sobie przez jeżynowe pole. Coby nie powiedzieć, trochę czasu na tym polu straciliśmy. Ale za to mieliśmy granatowe języki i dużo leśnych owoców w sobie. Po wyjściu na grzbiet wzniesienia zrobiliśmy sobie biwak. A co? A jak? Wakacje przecież mamy. Potem leśna droga prowadzi nas w bliżej niewiadomym kierunku. Znaczy się kierunek z grubsza jest dobry. Tak, trochę klucząc wyszliśmy na widokowy grzbiet. Jak się spodziewaliśmy był to południowy skraj Trepa. Bardzo fajne widokowe miejsce. I znowu robimy sobie postój, bo i dokąd się tu spieszyć. Takie urocze miejsce zasługuje na to, żeby trochę czasu tu spędzić. Dalej przez las wychodzimy znowu na łąki. Łąkami dochodzimy do naszych mustangów. Tu się rozstajemy. Oni jada jeszcze gdzieś, a ja wracam do żony. Nie czuje się ona dobrze i nie wygląda dobrze. Dzwonię do Dartego i informuje go, że dzisiaj wieczorem się nie spotykamy… Ciekawe, co przyniesie nam jutro?
Nie brzmi dziwnie , powiem dosadnie , brzmi niemoralnie:roll: ..a fe bertrandzie,a fee :grin:
Teraz jest lepiej ,dwa słowa i wiadomo o co chodzi, tak pisz.
Relacja jest super i taka barwna, jak dla mnie ,…”ale „ co na to Moderator?:roll:
PS.no bertrandzie, przemyciłeś tu trochę treści poza cenzurą.. chyba to zgłoszę:wink:
Zbieraj chrustu Betrandzie .. oj nazbieraj... do Marca ma być tak żeby przetrwać jakoś tą wiosnę co się tak niemrawie zakrada... i dziękować dziękować...
Brrr, zimno Bertrandzie! Mimo odwilży.
Siedzę w Dolinie Rabiego/Rabskiego/Rabiańskiego Potoku i nie chce mi się pisać... Wolę łazić.
Pozdrawiam