WUKA niech to zostanie słodką tajemnicą autora i każdy niech sobie wyobrazi co mu pasuje. A to nasze zainteresowanie wskazuje tylko jak intrygująca jest relacja bertranda.
Wersja do druku
WUKA niech to zostanie słodką tajemnicą autora i każdy niech sobie wyobrazi co mu pasuje. A to nasze zainteresowanie wskazuje tylko jak intrygująca jest relacja bertranda.
Ok.Odpuszczam.Podobno jednak,gdy na ścianie wisi sztucer (w sztuce teatralnej),to w ostatnim akcie wypali!
Dni 15 i 16
Zaskoczeni? W jednym odcinku dwa dni będą. A co? Wolno mi. Bo to SA dwa dni pracujące podczas urlopu. Ale po kolei… Wstajemy raniusieńko, pakujemy resztę dobytku razem ze słojem do Srebrnej Strzały i jazda. Jestem umówiony pod zaporą, tą dużą o 9:00 rano. Klient firmy, w której pracuję zaprosił swoich klientów w Bieszczady. Ja robiłem za współorganizatora. Gnałem ile kucyków było pod maską. Po drodze mijałem Szewczenkowo, Czarną, i inne miejscowości włącznie z Lucynowem. W końcu zajeżdżam na parking pod zaporą. Autobus z gośćmi już jest. Wzbudzamy spore zdziwienie naszymi bieszczadzkimi strojami. Wycieczkowicze, to zwykła stonka. Panie i Panowie wystrojeni jak na Monciaku w Sopocie. Po dłuższej chwili /w pojęciu Bieszczadzkim/ podszedł do nas Przewodnik i zabrał w kazamaty. Nie, żebym się zachwycał, ale tym, którzy tam nie byli polecam zwiedzenie wnętrza zapory. Zupełnie cos innego niż połoniny….. Po wyjściu wycieczka wybiera się na Połoninę Wetlińską. Ja nie mam zamiaru. Rozdzielamy się. My z Renatka zmierzamy zobaczyć cerkiew w Sernicy. Jestem zaskoczony postępem prac przy jej renowacji. Nareszcie coś się tu dzieje. Mam jednak zastrzeżenia, co do tego czy cerkiew jest odbudowywana zgodnie z pierwowzorem. Blacha trapezowa nie bardzo pasuje do tej budowli. Lepiej jednak, że tak to się robi, niż nie miałoby się robić nic. Skuto tynki wewnątrz świątyni. Na szczęście pozostawiono resztki ściennych malowideł. Focimy, co się da i obiecuję sobie przyjechać podczas następnego pobytu w Bieszczadzie. Jedziemy do metropolii, w której pada deszcz, jak spiewa Pani Prońko. Tam, ku naszemu zdziwieniu jest już wycieczka. Nie wchodzili na połoninę, bo lało. Przyjechali na kwaterę. Szybko zajmujemy domki. Tak jak Perełka zawsze mi się podobała, tak domkami jestem mocno zawiedziony. Nic to. Jedną noc da się wytrzymać. Po obiedzie zaplanowane mam regularne szkolenie. Jako firmowy weteran, poradziłem sobie sprawnie. Wszyscy uczestnicy wynieśli ze szkolenia przede wszystkim wiedzę, ale również jakieś gadżety. Po szkoleniu poszliśmy do Siekierezadę i tam degustowaliśmy chmielowe nektary. Kiedy się zaczęło się ściemniać wróciliśmy do Perełki na ognisko. Oj, co tam się działo… Strach się bać. Kiełbaski, smalec piwko i inne napoje….Piszący te słowa śpiewał różne takie, ze hej!
Rano prawie wszyscy karnie stawili się na śniadaniu. Jedni wyglądali lepiej inni jeszcze lepiej. Po śniadaniu pojechaliśmy na Majdan. Tam po raz pierwszy w Bieszczadzie zobaczyłem kociołek pod parą. Nie omieszkałem wejśc nań. Potem podróż Bieszczadzką Ciuchcią do samego Przygłupia. Zmarznięty jak zimą wysiadłem z wagonu i pognałem zakupić herbatę. Trochę nam pomogła, ale ze zdumieniem się dowiedziałem, że wracamy pociągiem. Byłem przekonany, że przyjedzie po nas tutaj autobus. Załamany wtarabaniłem się do wagonu i niepocieszony wracałem kolejką. Kto nie jechał, temu polecam, ale Piskalu wybacz- w maju nie pojadę. Za którymś razem z kolei robi się to nudne…Co innego, gdyby drezyną na przykład, to się bym pisał. Teraz jedziemy do Hoczwi. Ja robię za Przewodnika a autobusie i opowiadam o mijanych bieszczadzkich atrakcjach. A to czerwonousty, a to cerkiew i zaraz za nią czołg, a to sporna kaplica, a to most, który zerwało podczas powodzi, a to kościół postawiony w jedną noc… W koncu dojeżdżamy pod siedzibę artysty, co maluje na deskach, korytach i innych takich… Zdzicho przyjmuje nas trochę po znajomości, za co Mu tą drogą dziękuję. Naprawdę sporo czasu tam spędziliśmy. Po wyjściu od Niego wszyscy mi dziękowali za możliwość poznania artysty i proponowali zorganizowanie jakiegoś wyjazdu w Bieszczad następnego roku… Po rozstaniu się z grupą pojechaliśmy do Zawozu. Jak zwykle zostaliśmy przyjęci bardzo serdecznie. Oj posiedzieliśmy chwilę przy Renatkowej naleweczce….
Planuję przyjechać z Julią, to ona chce ciuchcią. Ja zresztą też nią nie jechałem, ciuchcią, nie Julią,ale fakt- wolałbym drezyną.
..w tym buchającej ciuchci to chyba jednak nie Ty... ;-)
Szkolenie rozumiem było z metod pozoracji i maskowania...
Żaden problem. To znaczy jest jeden: trzeba jechać w Bieszczady autem. Ale nie świętą "dziewiątką" tylko z Rzeszowa wyruszyć na Dynów i "Pod Semaforem" można przetestować drezynę. Taką jak na westernach: góra - dół - góra - dół i tak do zanudzenia. Dużo to nie kosztuje a i tak po kilkuset metrach masz ochotę zapłacić drugie tyle, aby móc wracać na piechotę :-)
Piskalu może to rozwazymy?
Bartek, a ile osób moze się pomieścić na tym pojeździe? Tak, coby się nie pozrzucać.
Cztery do "pompowania" i dwójka pasażerów. Jak zwykle przed planowaniem wycieczki warto zadzwonić. Tu macie pełne informacje.