4 załącznik(ów)
Długiego przygody w Bieszczadzie
Jeszcze nie zacząłęm relacji, a już ponad 700 wyświetleń :oops:
Ponaglany, spóźniony (przepraszam) zaczynam opowieść majową.
Jak zwykle wyjazd z przyczyn zawodowych oraz oczywistych (stan konta) do ostatnich dni stał pod dużym znakiem zapytania. W czwartek otrzymałem wiadomość, że kasa idzie i zabrałem się do pakowania. Szczęśliwy w piątek po południu sprawdziłem stan konta : nie przybyło jak w Miedonii. Tam powódź, a u mnie suchooo. Krótka narada ze wspólnikami i decyzja: jedź, kasę ci doślemy, jak tylko przyjdzie. Jak zwykle podróż rozpocząłem nocnym wyjazdem. Krótka drzemka gdzieś pod Sandomierzem i sobotnim rankiem przemknąłem przez Sanok. Tęsknie zerknąwszy w przecznicę z barem Smak pognałem dalej. "Moje" pole w Duszatynie przywitało mnie kwitnącą jabłonią i śpiewem ptactwa tak rozmaitego, że wielu nie mogłem rozpoznać. Zasiadłem pod wiatą, nastawiłem kawę, coś do jedzenia i wsłuchałem się w szum Osławy, trele drozdów i nie przszadzał mi daleki warkot piły. On był tłem dla popisów ptasich koncertmistrzów. Zrobiło się sennie, wiosennie, przyjemnie.
Pokrzepiony nieco i wypoczęty wyruszyłem do Smolnika. I tu gorące powitanie. Miłe zaskoczenie, że wielu czekało na mnie, jak na gwiazdę programu :oops:
Szybko jednak okazało się, że gwiazda programu jest w bagażniku w postaci magicznej skrzyneczki z domowym piwem :lol:
Długi
10 załącznik(ów)
Długiego przygody w Bieszczadzie
Pierwszy raz trafiłem do Zagrody i ciekawie rozglądałem się po terenie. Sympatyczne zaplecze sanitarne, grile, ławki i przestronna wiata ze stołami oraz zadaszony salon z kominkiem zrobiły na mnie dobre wrażenie. Ktoś wiele rzeczy przemyślał, by było ładnie, dowcipnie i wygodnie. W sali kominkowej galeria rzeźb o treści ... różnej... bardzo. Od aniołków, przez diabełki do obsceny. Dzięki uprzejmości gospodarza piwo udało się schłodzić do właściwej temperatury. Jednak mimo tego sprawiało pewne problemy z konsumpcją :twisted:
Złośliwie się pieniło i koniecznie chciało wylać się na stoły, co na ogół mu się udawało.
Jednak zdeterminowani bieszczadnicy poradzili sobie z tym problemem, nie bez pewnych ofiar, i już po chwili rozpoczęły się śpiewy, a później tańce. Dużą atrakcją była autentyczna Młoda Para, z welonem, wódką weselną słodzoną całusami.
Do tego momentu dotrwałem. Trudy nocnej jazdy i zarwany szaleńczy tydzień w firmie dały znać o sobie. Pożegnawszy balujących pojechaliśmy do Duszatyna. Już przy świetle gwiazd postawiłem namiot i usnąłem jak dziecko wsłuchany w nocne odgłosy lasu. :D
Długi
PS
Ta piękna Pani na zdjęciach to moja Małżonka Joanna