-
Odp: Przez Pikuj, Borżawę, Negrowiec, Krasną, zakarpackie błota, Świdowiec do Kamieńc
Na początek przypomnę w skrócie stwierdzenie don Enrica, że dyskusje topografoczno-historyczno-etnograficzne nie są zakazane, a nawet należą do dobrych obyczajów. Więc sobie podyskutuję.
Cytat:
Zamieszczone przez
luki_
Cóż, na potrzeby relacji trzeba jakąś formę wybrać. Generalnie przyjmuję taką zasadę, że na terenach dawnej RP używam nazw polskich, natomiast poza jej obrębem - aktualnych tłumaczeń (czyli wziętych z map) na język polski.
Kontynuując urojenia zdziwaczałego "mapiarza", przedstawiam następujące spostrzeżenia:
- Na mapie Bieszczady Wschodnie Krukara z 2010 r. (nowszej nie mam) występują dwie nazwy: Żedniewo i Zdeniowa
- Na mapie polskiej WiG mamy Žděňovo i Zdeniowa
- Na mapach ukraińskich jest Жденієво, na rosyjskich Ждениево (transkrypcja fonetyczna: Żdenijewo)
- Węgrzy piszą Szarvasháza
- Słowacy piszą Žďeňovo lub Ždeňová (słyszałem, mapy słowackiej osobiście nie widziałem)
Twoja nazwa jest Żdeniowa jest więc według mnie UNIKALNA, czyli NIKT jej do tej pory NIGDZIE nie użył! Ale mogę o czymś nie wiedzieć i chętnie się dowiem :)
Z drugiej strony - tworzenie nowych nazw chyba nie jest zakazane ;)
-
Odp: Przez Pikuj, Borżawę, Negrowiec, Krasną, zakarpackie błota, Świdowiec do Kamieńc
A mnie osobiście nazwa Żdeniowa najbardziej mi się podoba, może i unikalna, ale tak mi dobrze brzmi.
A przy okazji LUKI rozwiązałeś zagadkę
http://forum.bieszczady.info.pl/show...le-.../page141
.
Bravo !
Już teraz wszyscy wiedzą co to za cerkiew.
Cytat:
Zdjęcia po kolei to:
1) cerkiew w Zbynach...
-
Odp: Przez Pikuj, Borżawę, Negrowiec, Krasną, zakarpackie błota, Świdowiec do Kamieńc
Cytat:
Zamieszczone przez
Wojtek Pysz
Na początek przypomnę w skrócie stwierdzenie don Enrica, że dyskusje topografoczno-historyczno-etnograficzne nie są zakazane, a nawet należą do dobrych obyczajów. Więc sobie podyskutuję.
Kontynuując urojenia zdziwaczałego "mapiarza", przedstawiam następujące spostrzeżenia:
- Na mapie Bieszczady Wschodnie Krukara z 2010 r. (nowszej nie mam) występują dwie nazwy: Żedniewo i Zdeniowa
- Na mapie polskiej WiG mamy Žděňovo i Zdeniowa
- Na mapach ukraińskich jest Жденієво, na rosyjskich Ждениево (transkrypcja fonetyczna: Żdenijewo)
- Węgrzy piszą Szarvasháza
- Słowacy piszą Žďeňovo lub Ždeňová (słyszałem, mapy słowackiej osobiście nie widziałem)
Twoja nazwa jest
Żdeniowa jest więc według mnie UNIKALNA, czyli NIKT jej do tej pory NIGDZIE nie użył! Ale mogę o czymś nie wiedzieć i chętnie się dowiem :)
Z drugiej strony - tworzenie nowych nazw chyba nie jest zakazane ;)
Ha, ha - mieliście rację! W wyniku mojego niedopatrzenia powstała hybryda pomiędzy wersją Żdeniewo, a Zdeniowa i to całkiem przypadkowo ( nie było moim zamierzeniem sprowokowanie tej dyskusji, ale dobrze wyszło - przynajmniej wszyscy czytelnicy niniejszego forum bedą mogli opanować nazwę, czy też nazwy niegdyś używane tej karpackiej miejscowości).
-
Odp: Przez Pikuj, Borżawę, Negrowiec, Krasną, zakarpackie błota, Świdowiec do Kamieńc
Luki, odpuszczamy nazwę i czekamy na rozwój wypadków; mnie najbardziej ciekawią te błota :)
-
Odp: Przez Pikuj, Borżawę, Negrowiec, Krasną, zakarpackie błota, Świdowiec do Kamieńc
Cytat:
Zamieszczone przez
Wojtek Pysz
Luki, odpuszczamy nazwę i czekamy na rozwój wypadków; mnie najbardziej ciekawią te błota :)
No, wreszcie pytanie na temat. Jeśli chodzi o te błota, to właśnie moją intencją było sprowokowanie dyskusji :-).Ta nazwa - "zakarpackie błota" trochę celowo sprowadza tok myślenia potencjalnych czytelników na manowce, ale może w trakcie mojej relacji pojawią się jakieś sugestie (a może ktos już tam był i wie, co mam na myśli?). Jeśli nie to sprawa rozwiąże się wkrótce sama.
P.S. Ciąg dalszy niedługo, proszę o cierpliwość...
-
10 załącznik(ów)
Odp: Przez Pikuj, Borżawę, Negrowiec, Krasną, zakarpackie błota, Świdowiec do Kamieńc
Załącznik 24936Załącznik 24937Załącznik 24938Załącznik 24939Załącznik 24940Załącznik 24941Załącznik 24942Załącznik 24943Załącznik 24944Załącznik 24945
Dzień 4 i 5:
Jako się rzekło w poprzednim odcinku - wstajemy trochę wcześniej, żeby na pewno zdążyć na autobus, który wg. rozkładu ma pojawić się w Zdeniowej o 7.45. Jesteśmy na przystanku parę minut po siódmej i ok. 7.20 przyjeżdża nasz bus (jak sie później okazało, nasze autobusy zazwyczaj pojawiały sie przed czasem).
Jedziemy do Wołowca. Całe szyby naszego busika oklejone są przeróżnymi reklamami, a to na temat połączenia autobusowego Użhorod - Moskwa za "jedyne" 490 hrywien, a to w sprawie innych "atrakcji" Obok wisi kartka z napisem "Polsza, Czechy, Szengen - wizy, karta Polaka" i dopisany nr. kontaktowy telefonu komórkowego. Robi nam się trochę nieswojo i trochę głupio, że my, mieszkając w takiej "krainie marzeń" pewnie niejednego Ukraińca, może nie doceniamy na codzień za bardzo tego faktu.
Tuż po ósmej docieramy do Wołowca i od razu idę do kasy po bilet na dalszy odcinek - tzn. do Podobowca, skąd mamy zamiar wyruszyć na szlak. W kasie dowiaduję się, że bilety sprzedają dopiero, kiedy okaże się, ze autobus, którym mamy jechać dotrze na przystanek. Po chwili jednak pojawia się nasz bus relacji Użhorod - Miżhirja i zajmujemy w nim miejsca. O 8.50 odjazd i po ok. 15 minutach, po minięciu Przełęczy Wołowieckiej docieramy do celu. Mój plan na dziś przewiduje najpierw znalezienie miejsca na nocleg w Podobowcu lub położonym tuż u podnózy Borżawy Filipcu, a nastepnie zdobycie najwyższego szcytu Borżawy - Stoja (na dzień nastepny przewidziałem poranne wyjście na Gimbę i marszrutę grzbietem Borżawy do przeł. Przysłop, po czym zejście do Miżhirji i stamtąd juz autobusem dostanie się do Kołoczawy). Wysiadłszy w Podobowcu ruszamy szutrowo - kamienistą drogą w kierunku Filipca. Po chwili dołącza do nas człowiek, który przedstawia sę i mówi, że pracuje w jakiejś lokalnej turbazie i może nas tam zabrać. Dzwoni z tel. komórkwego po "maszynę", ale w tym samym momencie pojawia się obok nas osobowa Łada, której właściciel proponuje nam podwiezienie i pomoc w znalezieniu noclegu. Ponieważ do podnóży Borżawy jest jeszcze ok. trzech kilometrów, skwapliwie korzystamy z tej okazji i zabieramy się z nim. Po drodze pan faktycznie zatrzymuje się pod jakimś domem, mówiąc, że tu mają niezłe pokoje, ale właścicieli nie ma, tak więc jedziemy dalej. Podwozi nas do ostatnich zabudowań Filipca przed zboczami Borżawy, gdzie wysiadamy i wręczając należne 10 hrywien za podwózkę, oświadcamy, że już sobie poradzimy i kwaterę znajdziemy sami. Wchodzimy do pierwszego z brzegu pensjonatu - wygląda nieźle, więc i cena pewnie będzie wysoka, myślimy - pytając o wolny pokój na jedna noc. Okazało się, że cena nie jest aż tak tragiczna, jak się spodziewaliśmy, więc cóż - na jedną noc możemy sobie tutaj pozwolić. Zostawiamy rzeczy i ruszamy pod górę. Ponieważ jest już po dziesiątej, postanawiamy skorzystać z wyciagu krzesełkowego, który usytuowany jest na zboczach Gimby i dociera na wysokość ok. 1150 m npm. W powietrzu jest dosyć parno, a na szczytach przewalają się troszeczkę niepokojące chmury. Ale co tam - pewnie przejdzie - mówię do żony i wsiadamy na krzesełko. Na górze okazuje się, że jest dość sporo turystów na szlaku, m in. mijamy czeską wycieczkę, z której jeden z uczestników niesie w nosidełku malutkie dziecko. Chmury na szczytach kłębią się coraz bardziej, mimo to decydujemy się iść dalej. Trawersujemy północne zbocza Gimby malutką ścieżynką biegnącą między jagodami. Po chwili docieramy do głównego grzbietu, a po następnych kilkunastu minutach osiągamy przełęcz przed końcowym podejściem na Wielki Wierch, kiedy słyszymy pierwsze groźne pomruki nadciągającej burzy. W jednej chwili decydujemy się zawrócić (jak się za chwilę okazało, dobrze, że zapamiętałem miejsce, z którego szlak trawersujący od północy szczyt Gimby odchodzi od głównego grzbietu - w "mleku" jakie za chwilę nastąpiło nie mielibyśmy inaczej szans go zlokalizować). Niestety początkowy odcinek powrotnego szlaku wypada nam pod górkę, w tym czasie pomruki i grzmoty stają się coraz bliższe. Po odnalezieniu trawesu zaczynamy biec - uff, jak dobrze, że nie jesteśmy już na głównym grzbiecie, bo pioruny zdają się padać tuż- tuż. Z nieba pada już wszystko - deszcz, grad, a krople lecące na nas nie z góry, ale z boku, zdają się mieć wielkość grochu. Kilka razy, kiedy pioruny strzelają na prawdę blisko padamy na ziemię. Zastanawiam się wtedy, co zrobić, jeśli nie daj Boże, taki grzmot trafił by Asię, a nie mnie - musiał bym chyba uciekać w siną dal, bo na pewno teściowie nie wybaczyli by mi do końca życia :-). Z trawersu Gimby ruszamy w dół, ku wyciągowi krzesełkowemu. Trochę uspokaja nas widok spokojnie idących w swoich gumiakach, wyprostowanych jagodziarzy. Na górnej stacji wyciągu czeka już sporo ludzi chętnych do zwiezienia, niektórzy schronili się w budce wyciągowego. Zjeżdżając w dół krzesełkiem uświadamiamy sobie dopiero, że przemoknięci jesteśmy dokładnie do suchej nitki. W całym tym ferworze nie zabezpieczyliśmy plecaka i nie ubraliśmy peleryn przeciwdeszczowych. Na dole w pensjonacie zostały moje nieprzemakalne spodnie - oczywiście akurat tego dnia nie wziąłem ich ze sobą. Zastanawiamy się też, co tam z grupą Czechów ( tych od dziecka w nosidełku) - czy są bezpieczni i zdążyli się gdzieś na czas schronić (jak się okazało dosyć niespodziewanie po dwóch dniach, są cali i zdrowi).
Ponieważ jesteśmy przemoczeni do cna, resztę dnia spędzamy w pensjonacie, próbując suszyć nasze ciuchy. Pani z recepcji pożyczyła nam nawet grzejnik elektryczny, ale z butami sprawa wydaje się być beznadziejna. Nie mamy nawet żadnych gazet, żeby wymościć nimi nasze "trzewiki", a na suszenie na balkonie nie ma co liczyć- jest taka wilgoć, że mogły by sobie stać tam ze dwa tygodnie bez żadnego efektu.
Następnego dnia rano postanawiamy zmienić plany - rzeczy nie są jeszcze dosuszone, a mokrych nie będziemy ładować do plecaków. Postanawiamy więc co się da pozostawić do dosuszenia, a planowaną trasę szczytami do Miżhirji zamienić na ponowną próbę zdobycia Stoja. Z tego co sobie przypominam, jest jakiś autobus, który parę minut po siedemnastej przejezdża przez Filipiec do Miżhirji. Postanawiamy więc iść dziś tak, żeby na niego zdążyć. Niestety za oknami widoki niewesołe - przewalają się ciężkie czarne chmury i niewykluczona jest "powtórka z rozrywki" z dnia wczorajszego. Czekamy więc jeszcze trochę. Koło godziny dziesiątej zaczyna się przecierać, co prawda szczyty skąpane są jeszcze w chmurach, ale postanawiamy iść. Ponieważ znowu zrobiło się późno, a nas czas dzisiaj dosyć goni postanawiamy znów skorzystać z wyciągu. Potem znów ta sama trasą - na szcęście w jej trakcie chmury ustępują zupełnie i naszym oczom ukazuje się majestatyczny szczyt Stoja. Ruszamy jednak najpierw na Wielki Wierch - tam jesteśmy ok. trzynastej, postanawiam więc, że Stoja z braku czasu tym razem musimy sobie odpuścić. Trudno - schodzimy więc z Wielkiego Wierchu ścieżką prowadzącą w kierunku Przełęczy Wołowieckiej, z której na jednym z wierzchołków skręcamy w prawo na drogę prowadzącą w kierunku Filipca. Po drodze widoczność wyostrza się coraz bardziej i zaczyna być widać całkiem ładnie na północnym-zachodzie Pikuja, jak również Ostrą Horę i Poł. Równą, a nawet nieco z prawej majaczące szczyty polskich Bieszczadów. W przeciwnym kierunku otwiera się piękny widok na Gorgany, przede wszystkim najbliższe z tego miejsca, a więc Kamionkę i wystający zza niej grzbiet Poł. Piszkonii z Negrowcem. Trasa w dół zajmuje nam trochę czasu głownie ze względu na liczne przerwy "jagodowe". Przed czwartą jesteśmy na miejscu w naszym pensjonacie. Ponieważ zamierzamy jeszcze coś zjeść, tak więc decydujemy się na proponowaną przez panią z recepcji podwózkę "maszyną" na przystanek w Filipcu - ma ona kosztowac 25 hrywien - ten przystanek położony jest o 6 km od pensjonatu. Zamawiamy więc samochód na 16.30 gdyż (jak słusznie się spodziewałem) jakieś opóźnienie na pewno wystąpi, a nasz autobusik nie będzie przecież czekał. W międzyczasie jemy sobie obiadek w resteuracji hotelowej. Kiedy zjawiamy się o umówionej porze przed hotelem, słyszymy , że nasza pani gdzieś wydzwania, ze strzępków zrozumianych słów wynika, ze rozmawia z jakimś Wasylem, który mówi jej, że nie może przyjechać. No tak, myślę, to mamy pozamiatane. Na autobus już nie zdążymy pieszo, więc trzeba będzie tu zostać do jutra. Wtedy pojawia się obok pani jakiś facet, który również gdzieś dzwoni i po chwili podchodzi do nas mówiąc, że "maszyna już jedzie, ale ponieważ benzyna podrożała, to trzeba kierowcy zapłacić 40 hrywien". Nie lubię takich sytuacji, odwracam się wiec na pięcie wzruszając ramionami i czyniąc mimiką twarzy gest mówiący Facetowi coś a'la "chyba Pan zwariował", a kątem oka widząc, że naszej pani z recepcji jest wyraźnie głupio, ale ten facet to zapewne jakiś jej przełożony, więc nie może nic zrobić. Po kilku minutach przyjezdża dwóch chłopaków w dresach swoją "limuzyną" z doczepionym znaczkiem "Audi" ( nie pamiętam, co to było, ale w każdym razie jakiś nowy wóz) i zapraszają nas do środka, mówiąc tym razem, że koszt podwiezienia to 30 hrywien. Wsiadamy. Jeśli mam już jakiś wybór, to szcerze mówiąc wolę na Ukrainie kierowców starych Ład - są zazwyczaj sympatyczni, można z nimi pogadać, no i nie cackają się ze swoim samochodem na wyboistych drogach tak jak ci kolesie z "Audi". Nie mam pojęcia ile czasu zostało do odjazdu autobusu, a oni jadą w ślimaczym tempie omijając wolniutko, z obrzydzeniem każdą dziurę w nawierzchni. Jedziemy w efekcie bardzo długo i jest już grubo po siedemnastej, kiedy lądujemy na przystanku. Odpuszcamy sobie targi i wręczamy chłoppakom 30 hrywien - są wyraźnie zadowoleni. Przystanek w Filipcu jest może i ciekawy - z jakimiś malowidłami przedstawiającymi jelenie, górskie lasy itp., ale mnie znacznie bardziej obchodzi to, czy przypadkiem autobus już nie pojechał. Idę więc zasięgnąć języka u przydrożnego sprzedawcy grzybów. Ten odpowiada mi, że będzie za jakieś 15 - 20 minut, co nas bardzo uspokaja. I faktycznie - pojawia się busik marki "Etalon" relacji Użhorod - Kołoczawa. A więc zawiezie nas na miejsce! Wsiadając mówię kierowcy, żeby wysadził nas przy "czeskiej turbazie" jak nazwałem na potrzebę tej wymiany zdań "Czetnicką Stanicę". Odpowiada, że oczywiście wie, gdzie to jest i że zatrzyma się tam. Podróż przebiega na szczęście bez żadnych przeszkód i koło 19.30 jesteśmy na miejscu. Od razu przypada nam do gustu to schronisko - nieźle utzrymane, na dole pokaźna karczma, a w niej pełno Czechów popijających piwko i wcinających "smażeny ser". Dostajemy też fajny pokoik, do którego wchodzi się bezpośrednio z drewnianego tarasu ciągnącego się wzdłuż całego budynku i na którym, co najważniejsze - można wywiesić nasze mokre rzeczy i pranie!
Jesteśmy już bardzo zmęczeni, ale wstępujemy jeszcze na piwko do knajpy, po czym kładziemy się dosyć wcześnie spać. Plan na jutro - Negrowiec!
c.d.n.
P.S. Zdjęcia z tych dni:
1) ruszamy na Borżawę
2) jest jeszcze nieźle
3) ostatnie chwile przed burzą
4) powtórka z dnia poprzedniego - znowu chmury
5) ale pod nimi oprócz nas idą jacyś turyści!
6) w dole obozowisko przy wodospadzie Szypot
7) na trawersie Gimby
8 ) wychodzi Stoj!
9) a przed nami Wielki Wierch
10) Stoj z trasy na Wielki Wierch
-
10 załącznik(ów)
Odp: Przez Pikuj, Borżawę, Negrowiec, Krasną, zakarpackie błota, Świdowiec do Kamieńc
Załącznik 24946Załącznik 24947Załącznik 24948Załącznik 24949Załącznik 24950Załącznik 24951Załącznik 24952Załącznik 24953Załącznik 24954Załącznik 24955
c.d. fotek:
11) na szczycie Wielkiego Wierchu
12) przerwa śniadaniowa po zejściu ze szczytu
13) schodzimy na dół, a po naszej lewej - piękny Pikuj!
14) widoczek na Gimbę
15) już blisko celu - przed nami Gorgany
16) przystanek autobusowy w Filipcu
17) Czetnicka Stanica w Kołoczawie - widok na taras
18 ) i widok z tarasu na nasz jutrzejszy cel - Połoninę Piszkonię
19) można wreszcie rozwiesić mokre rzeczy!
20) Czetnicka Stanica z zewnątrz
-
Odp: Przez Pikuj, Borżawę, Negrowiec, Krasną, zakarpackie błota, Świdowiec do Kamieńc
Cytat:
Zamieszczone przez
don Enrico
Dzięki Don Enrico, dopiero teraz to zauważyłem, tak byłem pochłonięty moją "pisaniną" :-). Chociaż muszę stwierdzić, że zaliczyłeś mi poprawną odpowiedź "awansem" i trochę na wyrost, bo nigdy nawet nie zauważyłem tego pytania w tamtym wątku :-).
P.S. A co z "błotami" w tytule mojej relacji? Czy nikt na prawdę nie domyśla się o co może chodzić? Dla ułatwienia dodam, że nie miałem na myśli takich błot, jakie występują np. na Polesiu, a raczej takie, jakie możemy odnaleźć miejscami np. na Krymie.
-
10 załącznik(ów)
Odp: Przez Pikuj, Borżawę, Negrowiec, Krasną, zakarpackie błota, Świdowiec do Kamieńc
Załącznik 24983Załącznik 24984Załącznik 24985Załącznik 24986Załącznik 24987Załącznik 24988Załącznik 24989Załącznik 24990Załącznik 24991Załącznik 24992
Ponieważ nie ma żadnych sugestii na temat "błot" zagadka rozwiąże się już w tym odcinku:
Dzień 6:
Następnego dnia poranek jest cudny - szykuje się piękny dzień na górską wędrówkę! Korzystając z bytności w Czetnickiej Stanicy postanawiamy zjeść wreszcie porządne śniadanie i schodzimy na dół do knajpy, gdzie przygotowują dla nas pyszne jaja sadzone na boczku (och, co za ciekawa odmiana po kilku dniach wcinania serków topionych!).
W drodze na Negrowiec idziemy spory kawałek wsią, następnie odbijamy od głównej drogi na prawo i poprzez serię kośnych łąk dochodzimy do granicy lasu. Widoczki od rana przepiękne - na zachodzie Borżawa, a za nami majestatyczna Połonina Krasna. Ścieżka w lesie już tradycyjnie staje się dość stromą, ale liczne przerwy przeznaczone na zbieranie i konsumpcję jagód pozwalają dać cenne chwile wytchnienia. Po osiągnięciu szczytu Barwinok (nazwa wg. mapy pt. "Gorgany, Poł. Krasna, Świdowiec" wydawnictwa "Compass") wychodzimy na połoninę i naszym oczom ukazują się poszczególne szczyty Piszkonii w całej okazałości. W trakcie podejścia na trawers Horbu spotykamy trzech Ukraińców (to pierwsi turyści tego dnia spotkani przez nas na szlaku) od których dowiadujemy się, że idą zaplanowaną przez siebie marszrutą o długości 150 kilometrów, która kończy się na Howerli. Ponieważ przyszli z przeciwnego kierunku, informują nas co nas jeszcze czeka ciekawego na szlaku i na koniec tradycyjnie życzą szczęścia. Po niecałej godzince wdrapujemy się wreszcie na Negrowiec. Stąd widoki przecudne - na północy morze wierchów gorgańskich, a na południu za pasmem Poł. Krasnej widać nawet na horyzoncie łańcuch rumuńskich góry Gutii -Oas (tego dnia pierwszy raz widzimy z Ukrainy rumuńskie Karpaty). Chwila odpoczynku połączona z posiłkiem, po czy ruszamy dalej szczytami Piszkonii. Kolejnym wierzchołkiem na naszej trasie jest Gropa. I tu niespodziewanie zastaje nas duży ruch, rzekłbym rejwach. Najpierw mija nas grupa czeskich turystów (ta sama, którą dwa dni wcześniej spotkaliśmy na Borżawie tuż przed burzą) i znów z dzieckiem w nosidełku - poznają nas - cieszymy się, że nic im się nie stało. Za chwilę nadchodzi dwójka Polaków (chłopak z dziewczyną) - opowiadamy im o możliwościach noclegowych w Czetnickiej Stanicy, z czego jak się okazało następnego dnia skorzystali. Już mamy ruszać dalej, kiedy "dopada nas" kolejna grupa Czechów - przyjechali na Ukrainę w osiem osób, a pochodzą ze Śląska Cieszyńskiego i okolic Ostrawy. Opowiadają nam, gdzie do tej pory byli i co widzieli.
W tym miejscu czas na małą retrospekcję.: Jeszcze wczoraj wieczorem, kiedy zeszliśmy na piwko w naszej Czetnickiej Stanicy, przeglądałem leżące tam na półeczce pocztówki. Moją szczególną uwagę zwróciła zwłaszcza jedna z nich - przedstawiająca grupę ludzi nad jakimś jeziorkiem, całych umorusanych w ciemnej mazi. Podpis na pocztówce głosił - "Sołone oziera Zakarpatja. Sołotwino". A to ciekawe - pomyślałem. Coś takiego widziałem pierwszy raz na Krymie podczas mojego pierwszego pobytu tam w 1991 roku. Tyle, że tamte jeziora położone były blisko morza i pamiętam dokładnie, że na ich brzegach występowały jakieś lecznicze błota, z których to błot skwapliwie korzystali, obkładając się nimi od stóp do głów miejscowi wczasowicze. Słone jeziora blisko morza - to rozumiem, ale tu, na Zakarpaciu? Zagadka rozwiązuje się przy okazji rozmowy z w/w Czechami - tak, takie jeziora faktycznie są i oni tam wczoraj byli! Położone są na terenach po byłych kopalniach soli, a na ich brzegach wystepują faktycznie lecznicze błota. No nie, myślę sobie, przecież pojutrze i tak mamy zamiar dostać się do Rachowa, Sołotwino leży przecież po drodze. Musimy więc koniecznie z tej atrakcji skorzystać!
Schodzimy tak kawałek dyskutując z Czechami, potem wyprzedzają nas. Droga w dół do Synewiru wije się teraz lasem i ciągnie w nieskonczoność. Jest to zwykła droga leśna, którą spokojnie może jechać "maszyna". Tuż przed końcem trasy spotykamy jeszcze raz "naszych" Czechów - znów ucinamy sobie z nimi pogawędkę, po czym już na dole Czesi wsiadają do swojego busika, a my idziemy doliną Terebli do Synewiru, gdzie mamy zamiar złapać autobus do Kołoczawy. Faktycznie, po ok. 20 minutach przyjeżdża - słychać go już z dala dzięki piszczącym hamulcom.
W Kołoczawie w naszej Stanicy jemy kolację. Korzystając z okazji postanawiam zapytać się "szefa", czy nie wie, jak się stąd najlepiej dostać do Rachowa. Zaznaczam jednak, że chodzi mi o autobus na niedzielę (bo prawdopodobnie w tygodniu kursują inaczej). Szef odpowiada mi, że można stąd jedynie dojechać do Chustu, a stamtąd łapać inny autobus lub marszrutki. Na pytanie, o której taki bus do Chustu odjeżdża z Kołoczawy odpowiada, że coś koło 5.30. 5.30? No świetnie, dla pewności dopytuję jakim czasem operuje mój rozmówca. Oczywiście okazuje się, że miejscowym. Czyli nie jest tak źle - 6.30 "po Kijewu" to już bardziej ludzka pora. Z ciekawości pytam, o której może jechać następny autobus. Siedzący przy barze przy szklaneczce wódeczki miejscowi chwilę się zastanawiają, po czym pada odpowiedź - "w obiad!". No tak, wobec tak precyzyjnej informacji nie pozostaje nam nic innego, jak wybrać się tym wcześniejszym połączeniem. Ale to dopiero pojutrze. Jutro czeka nas Krasna!
c.d.n.
P.S. Zdjęcia z tego dnia:
1) ruszamy
2) pojawia się Borżawa
3) nasz cel
4) obłędnie piękna polana w gorgańskim lesie
5) ponad granicą lasu - za nami Połonina Krasna
6) a na prawo od niej majaczą na horyzoncie góry Gutyjskie w Rumunii
7) przed nami Negrowiec
8 ) "wychodzą" Gorgany
9) Lenin (a może Dzierżyński?) na szlaku
10) "nic nie mąci skupionej zadumy wierchów gorgańskich"
-
8 załącznik(ów)
Odp: Przez Pikuj, Borżawę, Negrowiec, Krasną, zakarpackie błota, Świdowiec do Kamieńc
Załącznik 24993Załącznik 24994Załącznik 24995Załącznik 24996Załącznik 24997Załącznik 24998Załącznik 24999Załącznik 25000
c.d. zdjęć:
11) Gorgany z końcowego podejścia na Negrowiec
12) słabo, bo słabo, ale na południowym-wschodzie "wylazły" Howerla i Pietros (widok ze szczytu Negrowca)
13) czy tego pana bolą zęby?
14) już schodzimy - jeszcze spojrzenie na Negrowca
15) i na Borżawę
16) i jeszcze raz na Gorgany
17) :-)
18 ) już w dolinie Terebli