Odp: Historie z życia wzięte
Jestem z ognistym smokiem 4x4 we właściwym wątku. Było tak : ta kobieta co mieszka samotnie w polu jakieś czterysta metrów za Wiesiem ( a ju ż sam Wiesio mieszka za wsią) zawsze jest pomijana przy odśnieżaniu, bo nikt do niej nie chce jechać. Kierowcy piaskarek (pługów) mówią, że nie da się póżniej nawrócić i zostaje kobiecina na zimę zdana na łaskę pogody. Ona ma chorego męża, którego już z rok nikt we wsi nie widział, kogo to musi obchodzić. Dzieci Adam i Ewa mieszkają w Gdyni i ich nie widziano już lata. Oni nazywają się Wróblewscy, Wiesio- Bęczyński, za nimi kiedyś był Wiśniewski, Kucharski, jeden tylko Prpkop wyłamał się ze -wski . Prokop przeżył Monte Cassino, (pochowali go w mundurze ze wszystkimi orderami!) , brat mojego dziadka nie przeżył, ale mam w rodzinie Virtutti Militari. Wiśniewski w 39-tym tyle się nawojował, że przy pierwszym spotkaniu z Niemcami zaległ jak wszyscy, ziemia wokół gotowała się od bomb. W chwili oddechu pozostało podnieść ręce do góry i oflag do końca wojny.Ale zaraz... miało być o ognistym smoku, no to pojechałem udeptać ten śnieg na drodze do jej chałupiny. Do widzenia.
Odp: Historie z życia wzięte
Przyszła jesień i plucha.
Idę ulicą a naprzeciwko mnie, chwiejnym jak zwykle krokiem, idzie Rysio...ale nie sam!! Obok Rysia idzie zmoknięta psina, bo deszcz coraz większy, i morduje się ona z kawałkiem drąga. Niesie go w pysku, wlecze, środek ciężkości badyla robi z psa wariata...drąg wypada z pyska, lecz już po chwili jest przez psa podniesiony i wleczony dalej, za Rysiem.
- Rysiu, taka paskudna, psia pogoda! Dałbyś psu spokój i nie kazał mu targać tego badyla! – mówię, gdy drogi nasze się zeszły.
- To nie pies, to suka – warknął Rysio i poszedł dalej. A jego pies, a właściwie suka, za nim, karnie wlokąc drąga za sobą.
Pozdrawiam
Odp: Historie z życia wzięte
Pierwszego stycznia wybrałam się na wędrówkę w góry. Jakoś trzeba było zacząć ten Nowy Rok ;)
Była to też okazja by być na Mszy w górach.
Pogoda cudna, widoki na Tatry super, na Babią i Pilsko też.
Kiedyś ktoś nauczył mnie, że w górach każdemu kogo się mija na trasie, nalezy powiedzieć "dzień dobry" albo "cześć".
I kiedy już schodziłam z gór, mijam starszą panią, mówię "dzień dobry". A pani do mnie "cześć". Idę spokojnie a Pani za mną jeszcze krzyczy:
" Powiem Ci, że taka miła jesteś i kulturalna to rzadkość i jeszcze taka ładna dziewczyna " ;)
Odp: Historie z życia wzięte
Stoję przy schodach warszawskiego Metra i widzę, że jakiś młodzieniec próbuje przenieść rower przez bramki biletowe. No to ja do niego - nie lepiej windą? A On zdziwiony "ŁINDOŁ?".
Po rosyjsku bym się dogadał. Angielskiego nie znam. Dopiero po jakimś czasie dowiedziałem się, że zagranicznemu rowerzyście proponowałem wejście oknem. :mrgreen: :oops: A ja nadal nie wiem jak powinienem się do niego zwrócić.
Odp: Historie z życia wzięte
Dobre!! :grin:Zupełnie jak z tymi dwoma anglikami, którzy chcieli zamówić herbatę do pokoju nr 2:
- Two tea to room two, please - poprosił jeden z nich kelnerkę w restauracj hotelowej. Na to ona:
- Param pam pam pam!!
Pozdrawiam
Odp: Historie z życia wzięte
Jeśli autor się nie obrazi, to zamieszczę też moją historię.
W sumie jak się obraził, to i tak nie ma znaczenia, bo już zamieściłem. Ale mogę skasować...
2 listopada wybrałem się z żoną i prawie 5 letnią córką na Cytadelę w Poznaniu. Są to pozostałości fortu pruskiego, na którego zboczach znajduje się cmentarz. Są tam zarówno kwatery cywilne, jak i wojskowe (m.in. Powstańców Wielkopolskich, ale też żołnierzy Armii Czerwonej i innych...). Wybraliśmy się tam wieczorem, zaopatrzeni w kilka zniczy, żeby zapalić je na mogiłach zbiorowych. Po drodze córka zapytała mnie na czyich grobach zapalimy znicze, odpowiedziałem, że na grobach ludzi, którzy zginęli na wojnie. A co to jest ta wojna? W jak najprostszych słowach (dla pięciolatki) opowiedziałem o żołnierzach, którzy napadli na Polskę i o żołnierzach, którzy ginęli żeby Polska była wolna. Tak doszliśmy do celu.
Atmosfera na samym cmentarzu była niesamowita - było już ciemno, wokół mnóstwo płonących zniczy (wyglądających w oczach mojej córki jak lampiony z bajki o Roszpunce) i cisza. Chociaż miasto zaraz za drzewami. Zapaliliśmy znicze na mogile ofiar Żabikowa, fortu VII, represji stalinowskich...
Podeszliśmy do grobu dr Wojtaszka (organizator ruchu oporu w Poznaniu podczas II WŚ), zapaliliśmy znicz. Standardowo musiałem przeczytać napisy na pomniku i wyjaśnić kto tu leży. Mieliśmy już odejść, gdy córka mi się pyta
- A ten pan tutaj śpi?
- Tak
- A mogę mu zaśpiewać piosenkę o Polsce? Na pewno mu będzie miło.
- No pewnie, że możesz
kilka sekund później ciszę przerwało "Jeszcze Polska nie zginęła..."
Jej cichy, dziecięcy głos w tej aurze był tak niesamowity, że nie miałem śmiałości dołączyć. Nieliczni spacerowicze przystawali. Odśpiewała tyle ile umie - pierwszą zwrotkę i refren. Jak skończyła, miałem wilgotne oczy.
Dobrze, że było ciemno.
Mam nadzieję, że adresaci to słyszeli, bo temu poświęcili swoje życie. Żebyś kiedyś mała dziewczynka mogła głośno, chociaż po cichu, zaśpiewać hymn Polski.
Odp: Historie z życia wzięte
.
Cytat:
Zamieszczone przez
Alchem
(...)
kilka sekund później ciszę przerwało "Jeszcze Polska nie zginęła..."
Jej cichy, dziecięcy głos w tej aurze był tak niesamowity, że nie miałem śmiałości dołączyć. Nieliczni spacerowicze przystawali. Odśpiewała tyle ile umie - pierwszą zwrotkę i refren. Jak skończyła, miałem wilgotne oczy.
Dobrze, że było ciemno.
Mam nadzieję, że adresaci to słyszeli, bo temu poświęcili swoje życie. Żebyś kiedyś mała dziewczynka mogła głośno, chociaż po cichu, zaśpiewać hymn Polski.
Po przeczytaniu tekstu też oczy mi zwilgotniały. Ktoś powie, że teraz powinno się śpiewać "Odę do radości" a ja nadal czuję się Polakiem i "Mazurek Dąbrowskiego" bardziej wchodzi mi do serca.
Dziękuję Ci i gratuluję, Masz super córkę.
Odp: Historie z życia wzięte
Wzruszająca historia, dzięki Ci za nią.
Pozdrawiam
Re: Historie z życia wzięte
Alchem, jestem pod wrażeniem. Powiedziałeś tą historią bardzo wiele, dzięki.
Odp: Historie z życia wzięte
Na pierwszej stronie pisałem o Wiesiu i o tym, że jego chata jest czymś w rodzaju schroniska dla bezdomnych i zagubionych. Pisałem też, że częstym, niemal stałym bywalcem bywał Piotrek. O Piotrku od wczoraj mówimy świętej pamięci Piotrek. Pojawił się znowu u Wiesia na same święta, był w fatalnym stanie. Wiesio położył go do łóżka i obserwował z niepokojem. Wszystko wskazywało, że to ostre zapalenie płuc i że bez pomocy lekarskiej może być zle. W zasadzie to zle już było więc Wiesio w drugi dzień świąt zadzwonił na pogotowie. Zmarzł bo było około 10 w nocy czekając na karetkę na skrzyżowaniu. Przyjechali choć pomylili drogę, zabrali Piotrka. Podobno dostał jakąś małą kroplówkę i receptę na leki. Po 11 w nocy wylądował na ulicy, bez pieniędzy, z zapaleniem płuc ale z receptą w ręku. Do domu Wiesia dotarł około pierwszej w nocy. Rano Wiesio nie zdzierżył, przyszedł do mnie, znależliśmy numer do siostry Piotrka. Siostra przyjechała i nie bez trudu i wymówek ze strony personelu umieściła brata w szpitalu. Piotrek wytrzymał jeszcze jakąś dobę i umarł. Pogrzeb we wtorek w Sylwestra.