2 załącznik(ów)
Re: Długiego przygody w Bieszczadzie
[quote="długi"]
Miłe zaskoczenie, że wielu czekało na mnie, jak na gwiazdę programu :oops:
Szybko jednak okazało się, że gwiazda programu jest w bagażniku
Tu sie nie zgadzam z Tobą - Ty byłeś Gwiazdą :wink: , a w bagażniku były gwiazdeczki przedniej marki.
Wklejam zdjęcie z "wejścia" Długiego -- to zdjęcie pozwoliłem sobie ściągnąć ze str. Wojtka Gosztyły www.komancza.info , bo ja nie zdążyłem zrobić (może Duch,albo Xiro zbliżenie "gwiazdeczek" zamieszczą )
Długiego przygody w Bieszczadzie
Opowiadania Leśniczego:
Może ktoś bieglejszy w piśmie kiedyś spisze te pogwarki, bo są smakowite, pełne życia i humoru. Ot jak ta o żubrze, który przyszedł w odwiedziny do sąsiedniej osady. Leśniczy powiadomiony o niecodziennej wizycie złapał za aparat fotograficzny, wsiadł w samochód i pognał na miejsce zdarzenia. I rzeczywiście, stoi na środku drogi, nie za wielki tak jakoś ze 700, 800 kg. Mieszkańcy osady ciekawie przyglądają się zwierzęciu. z za płota. Nawet w Bieszczadach jest to fakt raczej rzadki. Leśniczy wysiadł z auta, przygotował aparat... a tu jeden miejscowy J.. woła: Jędruś poczekaj, zrób ze mną i zaczyna podchodzić pomału z garścią siana w wyciągniętej ręce.
- Gdzie leziesz wariacie, stratuje Cię.
- Jędruś on o mnie w stodole już jadł, ja go po zadzie klepałem.
I pomału, pomału zbliża się do żubra. Żubr zwiesił łeb i sapie, jest źle.
- Odejdź od niego, mówię, spierd....
- Jędruś, nie gadaj, zrób zdjęcie jak będzie już jadł...
Nie zdążył. Żubr zaczepił rogiem o brzeg kufajki, rozdarł od boku przez bark do kołnierza. J.. potoczył się parę metrów, a żubr wgniatał w ziemię czapkę, która spadła J.. z głowy.
- J.. idź, weź mu tę czapkę!
- A niech se ją nosi, jak mu tak się podoba, patrz taką dobrą kufajkę na szmatę zrobił!
Wizyta szczęśliwie skończyła się cerowaniem watowanej kurtki. Żubr do wieczora poszedł sobie w las. Czapka nie nadawała się do użycia.
Z powodu emocji leśniczy zapomniał o aparacie, więc dokumentacji fotograficznej brak. Długi
3 załącznik(ów)
Długiego przygody w Bieszczadzie
Pogoda nam sprzyja. Poniedziałek wstał słoneczny, prawdziwie wiosenny. Wybieramy się odwiedzic stare kąty. Pierwsze, to sprawdzić czy Olchowaty tak samo szumi jak przed rokiem. Złażę ze skarpy w krzaczory. Małe kaskady szumią jakby bardziej przyjaźnie, wiosna... Płoszę piecuszka i dzieżbę. Zdenerwowana bogatka dzwoni na alarm. Robię kilka fotek i wracam na drogę. Jabłonie w starych sadach oszalały. Biel w kilu odcieniach różowości na tle zieleni tak jasnej, że aż nieprawdopodobnej (o zieleni można nieskończenie, patrz zieleń, bo już nie powtórzę..). W głębi łąki odzywa się derkacz. Monotonnie piłuje swoje, a z drugiej strony odpowiada mu konkurent. Przy sągu drewna wygrzewa się padalec. Poniedziałek ma to do siebie, że nawet na tak popularnym szlaku jak na Jeziorka Duszatyńskie jest pusto. Tylko leśni pracownicy układają metry, gdzieś wysoko powarkuje piła i basem huczy det. Jeszcze przed wejściem w las wita nas wysokie kiija myszołowa. Chwilę przyglądam mu się przez lornetkę. Stary znajomy z postrzępionym skrzydłem. Obserwuję go w tym miejscu od kilku lat. Droga jest mocno rozjechana przez ciężki sprzęt zwózkowy. Ale nie padało od kilku dni, więc nie brodzimy w błocie, tylko boczkiem, boczkiem przemykamy się nad koleinami. A koleiny pełne życia. Kumaki we wszystkich stadiach rozwojowych. Istna lekcja biologii. Do tego traszki. Na kolejnej "plamie" słońca wygrzewa się padalec. Przenoszę go poza drogę, by nie spotkała go zła przygoda na drodze.
3 załącznik(ów)
Długiego przygody w Bieszczadzie
Ptasie trele cały czas nam towarzyszą. Niespecjalnie się spiesząc dochodzimy do jeziorek.
Pliszka żółta poćwierkując zwraca na siebie uwagę. Pewnie ma w pobliżu gniazdo i stara się mnie oddciągnąć w inne miejsce. Daję jej spokój, nie jestem ciekawy jej lęgu.
Jeziorka niby takie same, a jakby jaśniejsze. Tatarak srebrzy się w słońcu, toń odbija błękit i zieleń. Feria barw z koncertem w tle. Udało mi się szczególnie jedno zdjęcie nad górnym jeziorkiem, nie wiem tylko, czy w tym formacie odda część nastroju.
Pojawił się nowy obyczaj: jedna z drużyn harcerskich przyczepiła do drzewa kartkę, w folii zabezpieczonej przed deszczem, że była tu, że wędrowała przez miejsca, które odwiedził Papież. Pewnie jeszcze wiele drużyn odwiedzi wiele miejsc, w których był Ojciec Święty. Ale jeżeli mają swoją bytność upamiętniać, to chyba przesada.
Siedzimy nad górnym jeziorkiem coś z godzinę. Jesteśmy tylko my, woda, szept w trzcinach i ptaki. Wracamy pomału, licząc na jakieś spotkanie... ale wczesne popołudnie, to nie jest pora na zwierzynę. Na polu namiotowym nadal jesteśmy sami, nikogo.
Wypoczywamy, wraca mi właściwa równowaga i porządek rzeczy.. Sprawy zostawione w Gdańsku zaczynają być nieistotne. Właściwie, to dlaczego tylko tydzień urlopu :?: :roll:
Wieczór jak zwykle (raptem trzeci, a już jak zwykle :D ) z koncertem drozdów. Po 22 dołączył do nich puszczyk z radosnym chichotem. Podkład daje monotonne rrrrr derkacza, raz z lewa, raz z prawa.
Jutro będzie piękny dzień
Długi