3 załącznik(ów)
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
Teraz już jest więcej przestrzeni, idę drogą po niewielkiej skarpie, z prawej strony na lekkim obniżeniu spora łąka a za nią, w sporej odległości, ściana lasu. Właśnie coś na tej ścianie lasu mnie intryguje, na drzewie jest jakiś biały punkt… idę i co chwila na niego patrzę… może to torba foliowa przywiana wiatrem?… może coś innego? Na ostatnim postoju lornetkę odpiąłem od paska w spodniach (urwała mi się szlufka od pokrowca) i schowałem ją do plecaka. No, ale ten biały punkt intryguje mnie cały czas i w pewnym momencie gdy pomyślałem, że przejdę dalej i nie będę miał zaspokojonej wiedzy to postanowiłem się zatrzymać i lornetkę wyjąć. Patrzę przez nią i oczom nie wierzę… na sośnie(?) siedzi czapla(?). Siedzi nieruchomo dość długo, zaczynam się zastanawiać czy aby nie wypchana jakaś… obserwuję dość długo i brak jakiegokolwiek ruchu ze strony ptaka. Klaszczę i obserwuję, gwiżdżę i znowu w lornetkę… zaczynam już myśleć, że ktoś dla jaj zrobił jakiś numer dla innych. Jednak po trzech minutach skrzydła się ruszyły. Poniżej zamieściłem zdjęcia z zoomem na maxa bo z dużej odległości je robiłem i w dodatku zmniejszyłem rozmiar, więc są takie jakie są.
Droga dalej wchodzi pomiędzy zabudowania Kalnicy i wychodzi na drogę prawie przed miejscem gdzie pozostawiono fragment stodoły, na której umieszczono tablicę pamięci Wincentego Pola. W bezpośrednim pobliży znajdują się już atrybuty naszych czasów, znamiona zmieniających się czasów.
Jest dokładnie godzina 17.50 gdy zamykam pętlę w miejscu skąd wyszedłem. Słońce dziś też dość mocno prażyło więc potu trochę wylałem i marzę o chłodnej kąpieli, fajnym posiłku, zimnym żywcu i… mogę wtedy słuchać Traviaty, nawet w wykonaniu Violetty *****s. ;) W sumie cały wieczór jeszcze przede mną, ba… i noc. ;)
A cóż tam mój Oregon zapisał?... całkowity czas wędrówki wyniósł 5,26 h, przeszedłem 12,42 km, czas rzeczywistego ruchu to 2,53 h, średnia prędkość ruchu to 4,3 h.
http://www.twojebieszczady.pl/kalnica.php
http://www.twojebieszczady.pl/kamionki/kamionki.php
http://kathiawari.wrzuta.pl/audio/0H...giuseppe_verdi ------à a to już tylko dla słuchu, jak jesteśmy w temacie J
Załącznik 19765Załącznik 19764Załącznik 19763
cdn
2 załącznik(ów)
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
24.07.2010 (Sobota)
Dziś dzień bez wędrówki, jadę do Leska do Szelców na trochę słodkości a później na FestiwalKultur Karpackich i Jarmark Turystyczny. Pooglądałem stoiska na których wystawiono różnego rodzaju rękodzieła oraz regionalne produkty, serwowano też dania kuchni regionalnej i słowackiej. Nie byłem na żadnym koncercie bo w czasie mojego tam pobytu była cisza na estradzie.
Gdy zaczęło padać poszedłem do Romy na pizzę. W dobrym momencie to zrobiłem bo za chwilę nastąpiło istne oberwanie chmury. Gdy nawałnica się skończyła a także najedzony ruszyłem dalej na Półwysep Jawor do którego już dawno mnie ciągnęło by zobaczyć jak tam wygląda WZW Jawor i sam półwysep. Specjalnie nic nadzwyczajnego nie ujrzałem ,ot teren wojskowy, brama i strażnik skutecznie zniechęciły mnie do próby wejścia na teren, ale przynajmniej wiem jak tam się jedzie. J
Jadąc łapię jeszcze efektowny widok na zaporę w Myczkowcach i praktycznie to na tym mogę zakończyć opis tego dnia. Reszta jest już nieistotna.
Załącznik 19769Załącznik 19768
cdn
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
Jesteś pewien, że złapałeś efektowny widok na zaporę w Myczkowcach????
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
Lapsus, myślałem o Solinie a napisałem Myczkowce... dzięki za wychwycenie błędu.
2 załącznik(ów)
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
25.07.2010 (niedziela) a i od razu też dzień następny
Od wczoraj potwornie leje, rano też i tak ma lać cały dzień a na dziś jest jeden żelazny termin „Cerkiew w Turzańsku, godzina 11.00” . Zaplanowałem także, ale już po mszy małą przechadzkę po okolicy „Turzańsk cerkiew ->Przełęcz Zaworotcyna ->Wysoki Wierch (649 m) -> Droga –> Turzańsk cerkiew”, ale jeśli nadal będzie tak lało to ten spacerek odpuszczę.
W cerkwi jestem tuż przed mszą, staję z tyłu z lewej strony, po prawej stoi jakaś rodzinka wczasowiczów, którzy są tylko z 10 minut. W połowie mszy przechodzę na ich miejsce bo jest tam ławeczka. Zresztą i tak przeważającą część mszy się stoi. Po lewej stronie na stoliku są wyłożone długie cienkie świeczki z wyznaczoną ceną 2 zł za sztukę, biorę 2 za zaokrągloną cenę i w momencie kiedy pan (uczestnik mszy) zaczyna je zapalać ja mu też swoje daję do zapalenia. Daję też banknot na wystawiony talerzyk na odbudowę cerkwi i oddzielnie na tacę w czasie mszy. Jestem na mszy od samego początku do samego końca… aż do zamknięcia drzwi na klucz. Nie znam aż tak bardzo liturgii i języka ruskiego by całkowicie oddać się ciałem i duszą odprawianej mszy ale bacznie obserwuję ludzi i jak umiem śpiewam alleluja, po chrześcijańsku się modlę w myślach i żegnam się znakiem krzyża ale od lewej strony… żegnania się jest zresztą bardzo dużo w czasie całej mszy. Przy przekazywaniu sobie znaku pokoju jeden z panów do mnie podchodzi i uściskiem ręki ten znak sobie przekazujemy. Razem z popem i jego dwoma pomocnikami w kościele jest ogółem 17 osób. Kobiety stoją po lewej stronie, patrząc od strony drzwi, a mężczyźni po prawej. Oprócz jednego pomocnika popa to uczestnikami mszy są ludzie którzy mają ponad 60 lat a niektórzy są sporo starsi. Msza przez większość jej trwania ma śpiewny charakter z osobliwą melodyką wschodnią bez podkładu muzycznego i bardzo mi się podoba. Z zainteresowaniem obserwuję komunię świętą… jest wyłożona pokrojona bułka, która jest święcona, wierni obchodzą wokoło ołtarzyk i palące się świeczki oraz wyłożone hostie komunijne pod postacią kawałków pieczywa. Dzielą się nim, cały czas wszyscy, łącznie z odprawiającym mszę i jego pomocnikami, w tym uczestniczą. W tym czasie ja wolałem stać na swoim miejscu, z niewiedzy czy mogę (nie byłem u spowiedzi przecież) i jakież było moje zdziwienie gdy po tym misterium komunijnym pan który świeczki zapalał podszedł do mnie i wręczył mi kawałek chleba teraz już hostię. Podziękowałem, pomodliłem się w duszy i zjadłem go.
Przed cerkwią, czego wchodząc nie zauważyłem, była tabliczka o zakazie fotografowania ale i tak na początku mszy zrobiłem bardzo dyskretnie dwa zdjęcia bez flesza a kilkuminutowy film kręciłem gdy aparat wisiał mi luźno na szyi… pełna dyskrecja. Jednak temu młodszemu pomocnikowi nie uszło uwadze, że jednak coś tam kombinuję bo aparat bez futerału miałem na szyi i pod koniec mszy podszedł do mnie i strzelił mi wykład o szacunku dla świętego miejsca, o zakazie fotografowania, o rozpraszaniu, o tym że się przemieszczam po kościele (w sumie to tak: poszedłem po świeczki, poszedłem dać je zapalić i przeszedłem z lewej strony na prawą w trakcie mszy). Ze względu na szacunek dla miejsca świętego nie podjąłem dyskusji o szacunku bo i jemu mógłbym zwrócić przynajmniej 2 uwagi (dołożyłbym też swoje racje, ale… nie w trakcie mszy!), tylko przeprosiłem i szukałem pokory u Boga. Wtedy gdy on podszedł ja już dobre pół godziny wcześniej wyłączyłem filmowanie z pozycji brzucha (z wiszącego na szyi aparatu) i na pewno wtedy tego nie zauważył, że filmuję!
Fragment mszy jest tutaj http://www.youtube.com/watch?v=Whv6yBlZKEM
Msza trwała 75 minut , wyszedłem tuż przed ostatnim zamykającym z nadzieją, że rozmowa z pomocnikiem będzie kontynuowana bo wtedy wyjawiłbym swoją linię obrony. Jednak do niej nie doszło i dobrze… w sumie kościół ma łączyć a nie dzielić i ma uczyć pokory!
Jednak gdzieś na górze już szykowała się kara dla mnie, widocznie jednak tej pokory było za mało, pycha była zbyt duża, krnąbrność wrodzona się odezwała, buta… ech wszystko na raz.
Po wyjściu z kościoła, a lało nadal potwornie, pojechałem do Komańczy by zobaczyć odbudowywaną cerkiew a później do Cisnej na obiad (uwaga! Tutaj zaczyna się moja kara!).
Wybrałem się na obiad do knajpki w której jeszcze nigdy nie jadłem i tam spożyłem go z dwóch dań a jedząc drugie coś mi ono nie podchodziło… ale tak lało, że już chciałem być najedzony i pobyczyć się na łóżku. I tak się stało.
Po tym obiedzie było mi coś nie tak ale miałem nadzieję, że jak pójdę spać to rano będzie już wszystko OK. G…. było a nie OK, o drugiej w nocy mój żołądek podjął walkę z toksynami bo sam nie dawał rady, więc się zbuntował i pozbywał się zawartości… co do grama. Gehenny przechodzenia nie będę opisywał, finał był taki, że cały poniedziałek nie miałem siły zwlec się z nawet łóżka. Pierwszy raz coś takiego mi się przytrafiło w Bieszczadach na przestrzeni kilkunastu lat, nawet kiedyś jedząc wynalazki(!!!) faceta z parkingu w Pohulance mnie nie rozłożyły i nawet survivalowe jedzenie co przyroda da także nie.
I do dziś biję się z myślą… była to kara czy nie?
I kilka linków w temacie:
http://books.google.pl/books?id=3XnX9Y9szdkC&pg=PA156&lpg=PA156&dq=prze%C 5%82%C4%99cz+zaworotcyna&source=bl&ots=Eod6KBbAov& sig=7dX29_wos50VeIhiEy6RIfTRU8o&hl=pl&ei=5NWsStTAL sGF_Ab1_-yyBg&sa=X&oi=book_result&ct=result&resnum=1#v=onep age&q=prze%C5%82%C4%99cz%20zaworotcyna&f=false
http://przewodnik.onet.pl/1127,2180,1081595,,,,Turza%C5%84sk,artykulr.html
http://www.bieszczady.net.pl/turzansk.php
http://www.turfoto.info/turzansk.html
http://www.stepow.pl/gallery/main.php?g2_itemId=4866
Załącznik 19780Załącznik 19779
cdn
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
Recon pół leśnictwa mi zdreptałeś, a oranżady lesniczemu nie przyniosłeś ;)
PS Do kapliczki pod Gawganią jest jeszcze dróżka od dołu, która podchodzi prawie pod samą kapliczkę.
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
Miałem Ci jeszcze trawnik pod domem podeptać? Ręka swędziała by coś tam pod furtkę podłożyć, ale... dałem Ci czas na ogarnięcie się. Dwa razy tłum ludzi widziałem koło Ciebie a raz bieszczadzki święty spokój. Ale co się nie odwlecze to nie uciecze!
3 załącznik(ów)
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
27.07.10 (Wtorek)
Rano otworzyłem oczy, spojrzałem w niebo, padało a niebo nastrajało do dalszego leżenia, tym bardziej, że słabość miałem w sobie taką by nawet się nie ruszać. Głód jednak już dawał znaki bo wczoraj skonsumowałem tylko jedną suchą bułkę i kilka kropel wody. Musiałem teraz powalczyć z niemocą, która mnie ogarnęła. Toaleta i na przemian zimny i gorący tusz już lekko postawiły mnie na nogi, później takie po lekku śniadanko i trzeba ruszyć na mały spacerek by definitywnie wypędzić z siebie „mamloka z rułą” (ech śląska godka). Plan jest by ponownie pójść do chatki, z nadzieją, że dojdę… ale jęśli będzie coś kiepsko, to najwyżej zawrócę przed osiągnięciem celu.
Idę spokojnie, przechodzę przez mostek opodal którego zrobiłem sobie tamę na bicze szkockie (tamę zmył zwiększony nurt), mijam Leśniczówkę Roztoki i powoli idę dalej. Nie patrzę nawet na zegarek, idę średnim tempem. Przed strumykiem widzę otwartą okiennicę a to znaczy, że ktoś już tam jest. Stukam i na otwarcie czekam dobrą chwilę. W czasie tej chwili przypomina mi się bertranda opowiadanie jak to wszedł z buta do chatki a tam… hmmm… ja nawet już miałem rozbudzoną wyobraźnię ;) . Jednak drzwi otworzył… jeden lokator. Dawid mu było i w czasie rozmowy przejawiał ogromną chęć zostania bieszczadzkim zakapiorem a błyskotliwą karierę chciałby zrobić jako bieszczadzki kuglarz czy coś tak. Osobiście miał w sobie materiał i predyspozycje ku temu bo egzotyczność jego opowieści poruszała mój umiejscowiony w korze mózgowej ośrodek odpowiedzialny za śmiech a i kanaliki łzowe musiałem siłą woli pozatykać. No cóż, rozpisał się on w „raportowniku” na kilku stronach, że nawet przez kilka zdań nie przebrnąłem.
Zaczął padać mocniej deszcz więc pożegnałem się, wcześniej wpisawszy się „że byłem obecny” i postanowiłem wracać. Dziś noc na poziomie 652 ma być krótka, ale liczba ta wynikła dopiero podczas mającego nastąpić spotkania.
Załącznik 19783Załącznik 19782Załącznik 19784
cdn
1 załącznik(ów)
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
"przechodzę przez mostek opodal którego zrobiłem sobie tamę na bicze szkockie (tamę zmył zwiększony nurt)"...
nie weszło mi jedno zdjęcie :(
Załącznik 19786
cdn
1 załącznik(ów)
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
Napisałem w poście 338... "Patrząc od strony drogi, spory zarośnięty kopczyk, dalej stoi ambona."
W numerze 8/2010 miesięcznika Bieszczady w artykule "Leśniczówka Brenzberg" jest opis jak do niej dojść i jak autor KT napisał... "Jeszcze niedawno na polanie stała ambona myśliwska, ale parę tygodni temu została rozebrana i spalona." Jest nawet zdjęcie z pozostałościami.
Moje zdjęcie staje się zatem już historyczne. :)
Załącznik 19787