-
6 załącznik(ów)
Uff... Wróciłem :)
Kiedy dotarlismy do chatki, gwiazdy już od dłuższego czasu panoszyły sie na niebie.W izbie cieplo, Anyczka z Edim zadbali o kominek :D Z myśla o Bertrandzie wystawiłem na zewnątrz świeczkę jako punkt orientacyjny: Latarnię Górską dla nocnych wędrowców :) Księżyc jeszcze nie wzeszedł, jest dość ciemno w dolinie...Zjedliśmy wspólnie posiłek częstujac sie wzajemnie domowymi pysznosciami... Nie minęło wiele czasu od naszego powrotu, kiedy za drzwiami rozległ się tupot butów.Bertrand! - pomyślałem i otworzywszy drzwi wpuściłem nader liczna grupę osób...Zanim dotarło do mnie ze cos jest nie tak, bo przeciez Bertrand jest tylko jeden, chatkę wypełnił gwar i szelest zrzucanych plecaków... :D O ja naiwny :lol: Nie wzięłem pod uwagę tak oczywistej rzeczy że nie tylko my moglismy wpaśc na pomysł spedzenia sylwestra na odludziu...
Szybka reakcja: robimy porzadki. Trzeba zrobić miejsce dla nowych gosci>plecaki moje i Bizona powedrowały na stryszek. Przedstawiamy sie sobie nawzajem. Ja oczywiscie po kilku minutach zapominam kto jest kim, pomimo swej pamieci wzrokowej..." Ale to nie wpływa na komfort jazdy" -jak mawiał mój dobry znajomy... :lol: Dobrze ze to nie czeczeńcy, coć tez moglo by być wesolo...Widzę ich poraz pierwszy ale bieszczadnik z bieszczadnikiem zawsze znajdzie wspólny temat :D "Rozgaszczanie" czy też "zadomawianie" trwało kilka chwil...O jest gitara! Fajnie! Nie umiem grać, Ale lubie słuchać...Wiec słucham...Niewiele pamietam z chronologii tego wieczoru...Nie wiem jak i kiedy pojawił sie w kominku garniec z grzańcem...Nie wiem skad sie wzięło piwo...Nie wiem w którym momencie wytworzył sie ten wspaniały klimat...Twarze przyjaznych obcych ludzi w miekkim świetle świec...Muzyka...Śpiew...Rozmowy...Śmiech...
-
Coby Ci trochę przypomnieć. :lol: Ja też tam byłem, :) Żołądkową i grzańca piłem, :oops: świetnie się bawiłem tylko bardzo szybko Was opuściłem. :cry:
Pozdrawiam
-
2 załącznik(ów)
Akurat Brertrandzie miałem o Tobie pisać :D Wiem że nie moge prosić o cierpliwość, bo tą akurat już macie na wyczerpaniu :) Wiec piszę dalej...Ok 18:30 zjawili sie Harnas z Maćkiem...A pół godziny po nich w końcu zjawił sie Bertrand :lol: Wydawał sie być mile zaskoczony niespodziewanym rozwojem sytuacji...Z racji duzego natęzenia dżwieków i wrażeń wyszliśmy na ganek... gdzie zatwierdziliśmy naszą znajomość wraz z Bizonem i Edim pijąc zacna ognistą tinkturę ze sławetnego juz kubka, którego zawartość znały tak naprawdę tylko gwiazdy widzace wszystko z góry :D Wspomniane gwiazdy milczały dyskretnie, dlatego nikt nie mógł byc pewien jaka porcja tinktury naleje mu sie w ciemnosciach...Na jeden łyk... na dwa... na trzy... :twisted: Ech... brrr... Bez zapijania :lol: W dole szumial potok, za naszymi plecami muzyka i śpiewy...Tak sie tworzą wspomnienia które działaja jak balsam, gdy sie do nich wraca po powrocie w tryby cywilizacyjnej rzeczywistości. Nawet teraz, kiedy pisę te słowa na mojej brodatej gebie błaka się usmiech...Jak widział to Bertrand mozna dowiedzieć sie na tej stronie: http://forum.bieszczady.info.pl/bieszczady1803-0.html
Wróciwszy do chatki Bizonek dorwał sie do gitary i zaczął cos tam plumkać, cos tam spiewać...Czas leciał szybko...Ani sie nie obejrzałem...Ani sobie nie pogadałem...A juz Bertrand musiał wracać do cywilizacji... :? Odprowadziłem go do samej drogi przyświecajac latarką...Jako że pora była umówiona, czekała na niego małzonka i karawan, choć zaświadczam że karawan był zbedny, bowiem Bertrand "zgonu" po tinkturze nie zaliczył :lol: Miał możnośc ujrzeć jedynie sam początek zabawy...Szkoda...kiedys nadrobimy :lol: Wróciłem. Stanąłem na uboczu i obserwowałem to wszystko jak wyspiański na weselu u kumpla...Jak zauważyłem Anyczka przy kominku sączyła powoli piwko i podobnie jak ja chłonęła uroki chwili z drugiego "ubocza" :lol: Porozmawiałem chwilkę z Harnasiem nad mapa o lokalizacjach i stanie Chatek w Biesach...I nagle poczułem że czas sie zająć szykowaniem noclegu bo cosik dziwnie "słabnę" :wink: Wyszedłem przed chatke i po poręczach wdrapałem sie na strych, gdzie w świetle czołówki, posapując i mamrocząc pod nosem różne zaklęcia rozstawiłem namiot i rozłożyłem śpiworek...Drogą spowrotem na dół nie musiałem się zanadto przejmować dzieki pomocy grawitacji :lol: A na dole w tzw. miedzyczasie Młody z gitarzysty przeistoczył sie w perkusistę, a pusty :cry: garniec po grzańcu przeistoczył sie w bęben :lol: Co to sie działo...Trwaj chwilo radosna! Jak sie okazało nie tylko ja tak pomyslałem, bowiem nastepnego dnia mogliśmy znów usłyszec cały koncert utrwalony na kasecie :lol: ...Przez co u braciszka zrodziły sie uzasadnione obawy przed nieautoryzowanym rozpowszechnieniem tych nagrań :lol: Ok 3-4 godz w nocy udałem sie na spoczynek na stryszek, gdzie zastałem juz w namiocie pochrapujacego w najlepsze braciszka.Hop! w śpiworek i sen...
-
2 załącznik(ów)
31 grudzień...Jak w "Siekierezadzie":"... położyłem sie wieczorem i obudziłem rano...Babciu Oleńko toż to cud!!!"
Otworzyłem oczy.Zbudził mnie hałas przed chatka...Wyjrzałem.To Harnaś pracowićie rąbał uzupełniając zapas drewna. Ma zdrowie chłop. Czuł potrzebę narąbać się od samego rana :lol: Wstawanie trwało dosc długo. Pośniadaliśmy...Potem poszliśmy do lasu po drewno...Bieszczady :D Cóż za cudna kraina, gdzie kac sie nie ima :lol: Z poczatku jakos nie kwapiłem sie do wymarszu...Rozleniwienie? Moze osłabienie?...hmm...Popołudniu doszły nastepne cztery osoby...Harnas był w baligrodzie i dowiózł nam sześc piw...Jeszcze sie wahałem czy zostać, ale powoli sie pakowaliśmy...Pozczułem zew... Z początku słabiutki, ale narastajacy...Dotarło do mnie- trzy dni w jednym miejscu? To grzech zniechania wedrówki :twisted: Idziemy Bracie!
-
4 załącznik(ów)
Młodemu podczas pakowania siadła na moment koordynacja ruchowa i sprawił że z sześciu piw nagle zrobilo sie pięć :cry: Jedno "się" stłukło... :cry: Jeszcze sesja zdjeciowa przed chatką...Żal opuszczac takie zacne towarzystwo, ale góry wołają...
-
2 załącznik(ów)
Anyczka i Edi odprowadzaja nas do jeziorka...Zrywa sie zimny wiatr...Słońce zachodzi.Żegnamy sie i rozchodzimy...Oni do chatki a my? Ścieżką pod górę po zmrożonym starym śniegu.Po 10 min postój.Ściagamy kurtki-rozgrzalismy sie :) Raczymy sie czekolada.Pod przełęczą nastepny postój. Czas założyc czołówki. Zapadł juz zmrok- nic nie widać, jedynie zarys koron drzew na tle nieba...Świecimy sprawdzona metoda, tylko wtedy kiedy trzeba. Dochodzimy do ziel szlaku. Ślady ludzkie. Z góry.Podłączamy się. W pewnym momencie coś na śniegu przykuło moja uwagę.Latarka...O! Krew? Albo ktoś sie skaleczył, albo poszła komuś z nosa z przemęczenia...A może ktoś komus opowiadał stare dowcipy? Nie wyglada to groźnie wiec kontynuujemy droę pod górę.Dochodzimy do bardziej stromego podejscia. Ślady znikaja w zawiane w zaspach...Rozgladamy sie za znakami szlaku. Nie ma? Wyciagamy radyjka...Rozdzielamy sie.Ja pod góre, młody po warstwicy. Wiatr sie wzmaga wraz z wysokościa stracając szadź, która pada niczym śnieg..."masz coś?" pytam przez radyjko."Nic..." "Ja też nic..." Gdzieś w dole miedzy drzewami przebłyskuje bizonowa latarka...Nagle snop światła w górę! " Co sie stało?"chwila ciszy...w końcu radyjko odz się: "K...a! Wyj... się!" "acha :lol: To wracaj, u mnie sa znaki..." Okopuję sie w śniegu i ubieram kurtkę. Czekam na brata aż dołączy...Jest brat.Dosiada się. Właczam dla zabawy radyjko. Kanał wywoławczy..."ogolne wywołanie, woła stacja ze zboczy Chryszczatej! Jak nas słychać?"...Nic...Skaczemy po kanałach. Ktos rozmawia..."Break!" "prosze breku :) ""hej! Podajemy z Chryszczatej. Skad podajecie i jak nas słychać?" "Werlas! Głośno i wyraźnie... :) " hmm.. nieźle jak na reczne radyjko z flexem...Życzenia noworoczne, papa! i Dalej pod górę...Śniegu przybywa, idzie sie coraz ciężej, czuje że powoli dopada mnie kryzys...Zip! Zip! Oddycham głeboko i łapczywie zuzywam chyba cały tlen w promieniu metra odemnie :lol: Teraz wiem co znaczy iśc w góry żeby, odetchnać pełna piersią.W godzine marszu zuzyłem tyle tlenu że starczyłoby na dzień siedzenia w domu przed komputerem... :) "Czekaj Brat, musze odsapnąć" Znów okopujemy sie w śniegu i wyciagamy po piwku...Psss...Pyk! I braciszkowie racza sie piwkiem w pieknych okolicznosciach przyrody :lol: Śmiejemy sie z siebie, że robia sie z nas specjalisci od nocnych marszów po górach.Prorocza uwaga.(Miesiac później znów wedrowalismy w nocy po okol Halicza w dużo głębszym śniegu :lol: ) Puste butelki do plecaka.Daaalej...Na polance przed szczytem śnieg powyżej kolan. Niewygodnie... :? Wkurzam sie i ide na kolanach, wieksza powierzchnia - nie zapadam sie w śniegu.Odpoczywam na czworakach z głową przytuloną do sniegu a zadem bezczelnie wypietym gdzieś w strone gwiazdozbioru Cygnusa..." A ty co wyprawiasz?" pyta zdziwiony brat stojac pionowo..."Chyba widać :lol: Odpoczywam..." Za chwilę docieramy do grzbietu i w prawo do pod słup na szczycie...Szadź bajkowa! Skrzy sie cudnie w świetle latarki...No to fotka zdobywców - Pstryk! pstryk! ( później okazało sie ze fotki były do niczego. Zapomniałem ze zmęczenia włączyc synchronizacji lampy :cry: ) Koniec czekolady. Ostatnie dwa papieroski...Wiatr gwiżdże w gałęziach, zamiata szadzią i śniegiem. Uwielbiam to... :D Po to sie przecież jeździ w gory zimą...
-
Wytrzymajcie jeszcze drodzy czytelnicy... :lol: CDN :lol:
-
tak na poczatek to pozdrawlienia dla calej ekipki z przed i sylwestrowego wspoolnego bytowania tam poza elipsa, chcialo by sie rzec dla nas, czyli tych, o ktorych byla mowa pomiedzy wierszami (takze tymi pisanymi jak i niezwerbalizowanymi, bardziej juz realnymi w samym tylko ich pomysleniu) w jabolowym uzewnetrznianiu sie z czasu tego, co to przyszli z gitara, zdaje sie pozytywna wibracja [bo jak tu jej nie miec w tak pieknych okolicznosciach przyrody] i poezja w gitarze, spiewie (jaki by nie on byl, zwlaszcza po przetestowaniu kilku ladnych miarach tego o czym chwile dalej i innych) i w ogole calej swiadomosci tego co jest, czym sie oddycha, na co patrzy i czym zyje oraz mlodym W, ktore zostalo pozniej uwarzone w towarzystwie innych winnych li niewinnych jak sumienia wyrzut plynnych pobudzaczach do zycia, tego bardziej wyrazistego i wrazliwszego niz to tzw. codzienne jak to sie zwyklo mowic i czasem tez pisac, a ktore tez trzeba przezyc, (kto sie zgubil w sensie logicznym tego jakby zdania to niech przejdzie do wyrazenia "dla nas"), bylo to spotkanie pozytywnym zaskoczeniem, bo roznych ludzikow sie spotykalo tu i tam w tej przestrzeni bies czadowej, bylo dobrze, nie chce tu kadzic nikomu, bo i po co, tylko wypisac jak rzeczywiscie sie to widzialo i przezylo, takze milo bylo i dalej sie poszlo tam gdzie sie mialo pojsc, bo widocznie tak mialo byc, bo inaczej byc nie moglo...
-
Pod słupem mała sesja łączności. Komóra sie wściekła :lol: Sypią sie życzenia od znajomych...Odpowiem na kilka, potem może nie być okazji...Więc kliq-kliq :) aż w końcu kolega Mróz delikatnie poklepał mnie po pleckach że pora iść...Nie potrafię znaleźć słow żeby przekazać jak pieknie było wtedy na szczycie Chryszczatej, kto widział- zrozumie, a kto nie widział temu zazdroszcze... Chciałbym poczuć jeszcze raz ten zachwyt gdy odkrywa sie piekno zimowych wędrówek...Busola. Ulubiony azymut "pi razy drzwi " i ruszamy "w stronę kierunku".Teraz w dół...Śnieg...zwykła woda w proszku, a potrafi tak zmieniac krajobraz.Wygładza wszelkie ostre kształty, czyni świat łagodnym i miłym dla oka, a ja lubię jak mi dobrze w oczy... Wiatr cichnie gdy schodzimy w dół...śnieg jeszcze dodatkowo wytłumia i wygładza dżwieki...Cisza taka że sami zamilkliśmy.Jakoś tak bezwiednie... Jakby się weszło do świątyni...Mamy całkiem dobre tempo marszu. Wiadomo: z górki :) Rozeszlismy sie na boki żeby zwiekszyć prawdopodobieństwo jeśli nie wypatrzenia to może przynajmniej zderzenia sie z chatką :lol: Co jaks czas zapalam czołówkę, liczę na ślady...Nic. Czasem jeleń...Wszelaka gadzina zlazła w doliny gdzie nie ma śniegu i żyć łatwiej...Z dwoma wyjątkami...( hehe! Czy my jesteśmy wyjątkami? Przecież nie wyjemy :lol: ) Jeden wąwóz...Drugi...Trzeci...Niestety pokonujemy je w poprzek...Troche to męczy.Kurcze... Może ją minęliśmy? Chwila namysłu...Narada. Odbijamy na wsch, i szukamy punktu orientacyjnego...Łeee... Znowu pod górę... :? Na szczęście punkt orientacyjny jak na zamówienie pojawił sie na naszej trasie.Super! No to robimy tak...Zrzucamy plecaki, ja idę poszukać chatki a ty rozpal tu ognisko. Byc może tu zabiwakujemy...Włączyliśmy radyjka...Busola...i pomykam w dół. najpierw prosto, potem zaczynam zygzakować żeby natrafić na jakiś ślad bytności ludzi...Otoczyła mnie cisza...Jestem w swoim raju...czasem odzywam sie do brata żeby sprawdzić czy mam jeszcze łącznośc.Słychać go elegancko...Latarki nie używam.Jest dosć jasno. W pewnym momencie z boku zamajaczył jakis kształt nie pasujacy do otoczenia...Dopiero po chwili załapałem co to może być gdy ujrzałem z bliska krzyż...Ślad tragicznej historii...Zbiorowego ludzkiego szaleństwa sprzed prawie stu lat...Zadumałem sie chwilę...Wypiję za was piwko chłopaki, kimkolwiek jesteście...Gdzieś zostawiliście swój świat i rodziny by zginąc bez sensu w wojnie z kaprysu "cysorzy" i Cara... http://forum.bieszczady.info.pl/bies...719.html#14719 tu możecie zobaczyć szkic... A ja dalej...Do nowego roku zostało półtorej godziny... :lol:
-
Jabol, przerywasz w najciekawszych momentach.
Co Ty sobie wyobrażasz, że scenariusze do seriali TV piszesz ?!
:twisted: