Dzień odwiedzin.
Tym razem Joanna zostaje na straży obozowego ogniska. Jedziemy do Krywego, a w planie jeszcze obiadek w Wilczej Jamie.
Pogoda cały czas nam dopisuje więc wybieram trasę przez przełęcze. Widoki jak malowane. Tylko w Wetlinie musimy bardzo uważać, aby nikt nam nie wszedł pod koła. Nad Przełęczą Wyżną krąży myszołów. Ten to ma widoki. Pozazdrościć. Wtedy nie przypuszczałem jak szybko zobaczę Bieszczady z góry dzięki zdjęciom zrobionym przez mojego starszego syna, Maćka. Był w Bieszczadach z żoną tydzień przed nami i zrobił kilkadziesiąt fotek "z góry". Będą na zakończenie. Tymczasem jedziemy już kwietną aleją. Zawsze rudbekie przyprawiają mnie o dreszcz emocji. Fotografuję je bez końca. Ale później gdy oglądam zdjęcia.. to nie to. Dolina Krywego widziana z Rylego. Codziennie na nią patrzę. Mam tapetę na ekranie ze zdjęcia zrobionego spod słupa na szczycie. Pierwszy raz byłem tam pewnej zimy, czy wiosny. Usiłowaliśmy dość bezskutecznie dojechać pod dom Tosi, wtedy jeszcze Pani Antoniny Majsterek. Gdy w końcu zostawiliśmy auto pod pawilonem i podeszliśmy do Gospodyni przywitała nas słowami: jeszcze nie widziałam, żeby łąkę orać ułazem. I tak się zaprzyjaźniliśmy z Tosią i Staszkiem. Jesteśmy tam częstymi gośćmi i zawsze nas wzrusza ciepło przyjęcia i ... i te Krywe. Nie ma śliczniejszego miejsca. Na Krywem trochę nowości. Jest nowy domownik: kawka. Bystre, wścibskie ptaszysko, które nie pominęło żadnej okazji by nas poznać i spróbować dziobem. Młodych interesują głównie konie pasące się opodal. No cóż, skrzywienie zawodowe. Gotowi byli zostać kilka dni, aby dosiąść któregoś. Później jeszcze jeździliśmy do Woli Michowej, tam też są konie i do Wołosatego.
cdn