Zamieszczone przez
przemolla
Puszczę Borecką znam trochę... Imprezę nie. W 85 roku poznałem w Bieszczadach Ernesta, który miał takie hobby... może filozofię, że interesował się kulturą indiańską, propagował ją, włóczył się po Bieszczadach, jeździł na jakieś zloty indiańskie w okolice Wiżajn. Długo z nim rozmawiałem i przyznam szczerze, że nie wiedziałem co o tym sądzić. To , że czymś nietuzinkowym się zajmował było fajne, ale na ile to było trochę infantylne... nie wiem. Kulturowo, geograficznie, mentalnie to przepaść.... Wiem, że takie imprezy indiańskie, bez wojowników z krwi i kości również dzisiaj istnieją. Niedaleko mnie mieszka indianin z Peru. Sprzedaje wisiorki, instrumenty, płyty CD z muzyką swojej kultury i to jest ok. Wydaje mi się, że jest bardziej wiarygodny niż ktoś nie mający korzeni,nie wywodzący się z tej kultury i nie mający często bezpośredniego kontaktu z nią, z miejscem, językiem etc.....