-jak na harcerzy przystało -weźcie kompas a nie jakieś giepeesy:)
Latarka (najlepiej czołówka), mapa, kompas, kubek stalowy, drobna apteczka, igła nitka, nóż, coś nieprzemakalnego w razie deszczu -to w zasadzie moje stałe wyposażenie tzw niezbędne.
Wersja do druku
-jak na harcerzy przystało -weźcie kompas a nie jakieś giepeesy:)
Latarka (najlepiej czołówka), mapa, kompas, kubek stalowy, drobna apteczka, igła nitka, nóż, coś nieprzemakalnego w razie deszczu -to w zasadzie moje stałe wyposażenie tzw niezbędne.
Ciekawostką jest dawanie takich porad, korzystając z komputera podłączonego do Internetu. A może ten uśmieszek na końcu zdania objaśnia intencję autorki?
Ja myślę, że najlepiej to bez kompasa:)
Niech harcerz się patrzy, po której stronie mech rośnie na drzewa, gdzie mrówki mrowiska robią albo ptaszki gniazdka. Można też skorzystać z ciał niebieskich, takiej gwiazdy polarnej na przykład. A jeśli harcerz nie chce czekać, aż się pokaże gwiazda, może sobie wbić patyczek w ziemię i ten patyczek mu w południe pokaże północ (jeśli akurat jest w Londynie lub okolicy). Skąd harcerz ma widzieć, kiedy jest południe, opowiem następnym razem. O innej porze dnia patyczek również mógłby posłużyć do wyznaczenia kierunków, ale trzeba mieć dodatkowo zegarek. A harcerz nie powinien nosić zegarka, bo to obciach.
Nie da się zatrzymać dawności „siłom”. W niektórych regionach Polski jeszcze 100 lat temu zboże żęto sierpem, bo użycie do tego celu kosy było profanacją zboża.
Wojtek: "Ciekawostką jest dawanie takich porad, korzystając z komputera podłączonego do Internetu. A może ten uśmieszek na końcu zdania objaśnia intencję autorki?"
Nie za za bardzo rozumiem jaka jest tu zależność między komputerem a giepeesem:) Na komputerze nie sprawdzam trasy. Ja w górach orientuje się mapą i kompasem, raczej stronię od wszelkich nowinek turystycznych typu gps, kijki i inne bajery, dlatego zachęcam harcerzy do tradycyjnych sposobów orientacji w terenie:) A jeśli tak jak mówisz -tradycja to rzecz względna, to harcerze kojarzą mi się z survivalowym podejściem do wędrówki.
W niektórych regionach Polski jeszcze 100 lat temu zboże żęto sierpem, bo użycie do tego celu kosy było profanacją zboża.
Nasunął mi się na myśl piękny polski film -Konopielka
Komputer włączony do sieci Internet oraz odbiornik GPS połączony z zespołem satelitów to podobne wynalazki. Składają się ze skomplikowanych systemów sprzętowo-łącznościowo-programowych oraz niewielkiego urządzenia, które ma w rękach człowiek i w nieskomplikowany sposób posługuje się nim.
Korzystając z Internetu, komunikujesz się z ludźmi, czytasz wiadomości, opowiadasz o swoich wędrówkach, pokazujesz zdjęcia, pochodzące z naszpikowanego elektroniką aparatu. Przypuszczam także, że jeździsz autobusem (zamiast przemieszczać się pieszo lub konno), jedzenie kupujesz w sklepie (zamiast polować, uprawiać i zbierać) a ubierasz się w wytwory przemysłu (zamiast sobie prząść lub tkać). Przy okazji sierpa, nasunął Ci się na myśl film, a nie książka Edwarda Redlińskiego. Nie jesteś więc taka ortodoksyjna, jaką byś być chciała.
Bo nie da się zatrzymać dawności, te diabelskie wynalazki doganiają nas i wnikają w nasze życie, choć sami tego nie zauważamy. Oczywiście z wielu można nie korzystać – z powodu braku zastosowania, braku funduszy lub z wyboru. Z mojej strony – kończę, bo filipm prosił/prosiła o porady i opinie luźne, a nasze zaczynają być bardzo luźne:)
Wojtku:) Pewnie, że postępu uniknąć się nie da i wszyscy z nim w różnym stopniu podążamy. Ja wcale nie jestem i nie chcę być ani tym bardziej stwarzać pozorów ortodoksyjnej, bo jest to już zupełna skrajność a daleko mi od niej. Niemniej tempo w jakim korzystamy z różnych technologii zależy od nas samych. W turystyce pieszej nie chciałabym nigdy używać gpsa, bo jest to pójście na łatwiznę i według mnie pozbawia całego uroku wędrówki. O książce Redlińskiego pewnie, że słyszałam ale nawet nie miałam jej w rękach dlatego powołuję się na film. Proszę mnie tym samym nie uważać za ignoranta literackiego :)
Wymieniłaś wśród bajerów, obok gps, również kijki...stąd i u mnie podejrzenia o Twą ortodoksyjność, albo choćby o jej pozorowanie.
Spytam więc, czy bielizna termoaktywna, buty z wibramem i plecak z pasem biodrowym to też bajery? Czy chodzisz po górkach w koszuli flanelowej, dżinsach, traktorach i z worem obrywającym ramiona?
Ja nie używam gps, ale bajer w postaci kijków posiadam;)
Pozdrawiam
miałam wspomnieć że buty to jedyna rzecz w jaką zainwestowałam. dżinsy zawsze, flanele (a raczej koszulę w kratkę podobną do flaneli) prawie zawsze. jak już było powiedziane, do wszelkiej ortodoksyjności (mocne słowo) mi bardzo daleko :) kijki wyglądają zabawnie ale zgodzę się, że pomagają odciążyć stawy czy kręgosłup, więc są dobre dla zdrowia ale też często lansem. sama przez to łażenie z sporym obciążeniem mam drobny problem z kręgosłupem i od pół roku z piętą, więc bardzo prawdopodobne że kiedyś kija zamienię na te kijki choć mi się to nie uśmiecha:) nie wiem skąd w was tyle jadu a może to ja nie umiem wypowiadać się na forum. pogadajmy kiedyś w Bieszczadach a jestem pewna, że inaczej ułożą się relacje :)
wydaje mi się, że wątek z potrzebnymi poradami już jest wypełniony dlatego pozwoliłam sobie na zboczenie z tematu.
Jimi!! Z mojej strony zero jadu!! Miałem po prostu troszkę uwag i tyle. Gdybym był złośliwy to napisałbym, że dobrze iż Redliński obejrzał film bo napisał na jego podstawie super książkę. A nie napisałem tego;)... bo zero jadziku. Propozycja spotkania się w Bieszczadach kusząca, bo sądzę ze mógłbym się od Ciebie wiele nauczyć (nadal bez jadu)...i poprawić relacje.
Pozdrawiam gorąco
dzięki Bartolomeo za wydzielenie wątku...bo ciężko już było z tymi ...bajerami;)
Przyznam, że czytam wydzielony wątek ze szczerym uśmiechem na ustach :) Bo słowo pisane, szczególnie to pisane na szybko w internecie, często niesie ze sobą ładunek emocjonalny możliwy do prawidłowego odczytania jedynie, kiedy autora zna się osobiście, poza siecią. W wypowiedzi Ani nie widzę przejawów ortodoksji (bo i sama Ania ortodoksem nie jest), jest tam jedynie pozytywny słowny kuksaniec, którego "udzielając" z pewnością Ania nie miała żadnych złych intencji. Znowuż w wypowiedzi Wojtka nie czuję ani grama jadu, bo i w samym autorze według mnie ze świecą go szukać :)
Co powiecie na reaktywację RIMB'u? ;)
Mamciu!! A ja w tym wszystkim gdzie jestem?? Osierociłaś mnie...tylko Ania i Wojtek!!;).... a jadu nie ma we mnie ni krzty i to chyba wyjaśniliśmy sobie z Anią na PW.
Pozdrawiam
A ja sądzę, ze we wszystkim potrzebny jest umiar.
GPS-a nie używam, bo zepsułby mi zabawę, chociaż uważam ze w niektórych sytuacjach (zagubienie) może być bardzo pożyteczny.
Jak dotąd jednak nie znalazłam się w żadnych górach w sytuacji, gdzie byłby mi niezbędny.
Kijków używam, bo po 35 latach chodzenia po górach kolana i kręgosłup czasem odmawiają mi posłuszeństwa.
Ciekawe, że nikt się nie czepia telefonu komórkowego i każdy za oczywiste uważa zabieranie go ze sobą, a jeszcze tak 15 lat temu był to "bajer".
Mój mąż (zażarty tradycjonalista - przeciwnik GPS-u i kijków) zaczął go używać dopiero jakieś 7-8 lat temu, ale teraz używa i uważa za pożyteczny.
A za reaktywacją RIMB-u jestem wszystkimi czterema kończynami !
do tego idzie się - zwłaszcza schodzi - dużo stabilniej i trudniej o kontuzję; zwłaszcza zimą nie wyobrażam sobie chodzenia bez kijków
czołówka jak planuje spacery przed lub po zachodzie, mapa jak idę trasę pierwszy raz lub nie jest do końca zaplanowana, jakieś plastry
W ogóle to wszystko jest teraz bajerem;)
...gdy zaczynałem swoją przygodę z górami, w połowie lat 70-tych (ubiegłego wieku:razz:) to chodziło się w połatanych jeansach, koszuli flanelowej w kratkę, buty traktory, plecak z pseudostelażem (kawałek stalowego drutu na plecach), namiot trójka tak ciężki, że musieliśmy go dzielić na pół (jeden niósł namiot a drugi tropik, maszty i śledzie), materac dmuchany ciężki jak cholera, takiż sam śpiwór.
To wszystko na plecach, a do tego denaturat i maszynka do niego...i oczywiście plecak dopełniony konserwami (to szczególnie w chudych latach 80-tych)
Wersja lajtowa była bez namiotu, śpiwora i materaca, jedynie z kocem. Teraz to sam już nie wiem czy to był lajcik czy hardcore;)
Dziś wibram, bielizna termoaktywna, szybkoschnąca, softshelle, kijki, plecaczki samonośne, tysiące mm i mg nieprzemakalności, oddychalności, wiatroszczelności...wszystko lekkie i do tego samo chodzi:razz:
Starocie wspominam z nostalgią i ...biorę w górki flanelę w kratę...ale człowiek zrobił się wygodny (a może i stary) i chce nosić, mało, lekko, sucho, ciepło i bezpiecznie.
Pozdrawiam ciepło
To ja się będę czepiał.
Chodzenie z komórą tam gdzie nie ma zasięgu to totalny lans. A mega-lans jest wtedy gdy tej komóry nie da rady wyłączyć i delikwent idzie przez las ze słuchawkami w uszach i słucha np Chopina.
Gdy to zobaczyłem, to aż ugięły mi się nogi z wrażenia.
Właściwie jakby z kijka zrobił antenkę CB to byłoby jeszcze fajniej.
No to dowiedziałem się, jestem obciachowy. Komórkę mam, a zazwyczaj dwie, niestety nie mogę zdecydować się na ich wyrzucenie jak tracę zasięg. Muzyczkę nieraz puszczam na słuchawki i co najgorsze lubię koszule flanelowe a spodnie to zazwyczaj jakiś wycieruch. GPS jest w komórce i go nie wydłubałem, jakieś mapy UMP ma wgrane... Kijki też mam. Jest mi źle z tym ale przyzwyczajeń nie zmienię. :lol:
A ja się cieszę jak ich widzę ze słuchawkami na uszach - ich wybór, ich strata, że nie posłuchają natury - za to krew mnie zalewa jak idzie ta młoda fala bez słuchawek i słucha muzyki i idę nie widzę, a słyszę i słyszę...
Jakby miały lepszą baterię... albo solara...
http://www.telepolis.pl/telefony.php?id=1864
http://di.com.pl/news/44537,0,Wideor...Defy_Plus.html
Po co osobno GPS?
Przepiękna sprawa zagrać w Angrybirds na połoninie i nigdzie się nie śpieszyć :)
Analogicznie mam z GPS-em w samochodzie - wolę tradycyjny atlas i opinie tubylców, bo taka eksploracja sprawia przyjemność. Takiego Kolumba nie prowadził głęboki, kobiecy głos, udzielający wskazówek typu "za 2 mile metrów skręć w lewo"... Ale jak czasem mapa się kończy, a zapytać nie ma kogo, to GPS w komórce się przydaje.
Lans i obciach to dla mnie jedno, hehe, zakładam że wątek jest na luzie - sezon ogórkowy.
Marcowy, gps-a w aucie używam, nie da się go trwale wyłączyć ale nie znaczy to że się go słucham, hehe.
No właśnie ten android, są na niego całkiem niezłe mapy, temat do przemyślenia.
Eee tam, nie znacie się ;)
Lans to jest posiadanie i używanie takiego telefonu:
http://m.ocdn.eu/_m/7d0f202874d248ae...e9be8,61,1.jpg
łał !! ....z jakiego to muzeum techniki to wyciągnęłaś ??... jestem pod wrażeniem grafiki ;) .Ale tak serio- to działa, jest sprawny i co nokia to nokia :!: Też nie jestem zwolennikiem tych wszystkich gejfonów ...a taką nokią to orzechy można łupać i działa dalej ...
Co Wy opowiadacie, w Pradze widziałem gościa jak robił zdjęcia tabletem.
Lansiarze! Ja ostatnio kupiłem sobie w góry taki telefon:
Załącznik 29771
Bartek !!! miałem kiedyś IDENTYCZNY / tylko, że zielony był.../
Noooo, to już powszechne zboczenie :-D W przedszkolu Marcówny rodzice chcieli pobić takiego jednego, co na zakończenie roku stanął pośrodku sali i KRĘCIŁ tabletem cały występ dzieci. A w zeszłym tygodniu na zamku w Nieświeżu obśmiewaliśmy pannę, co zarejestrowała w ten sposób cały swój pobyt :-D
Ten obrazek to akurat z netu ;)
Ja od początku używania telefonu czyli od ok 15 lat mam zawsze takie modele "do łupania orzechów", jednocześnie z pojemną baterią (tak aby wytrzymywała z tydzień bez ładowania)
Miałam już siemens M35i (niestety zgubiłam go), jakieś "pancerne" nokie, teraz Samsung Solid B2710.
Zupełnie nie jestem przekonana do dotykowych ekranów, takie telefony są bardzo mało odporne na wilgoć i wstrząsy (przekonało się o tym paru moich znajomych, kiedy telefon zniszczył się na skutek jednorazowego upadku lub zamoknięcia) i żrą prąd aż miło.
Gdyby były jeszcze takie aparaty pozostałabym przy czarno-białym ekranie, ze względu na ilość pożeranego prądu.
Raczej jestem minimalistką i używam tego co jest mi naprawdę potrzebne.
Do telefonu przekonałam się bardzo szybko, ale tylko do jego podstawowych funkcji - to jest dzwonienia i wysyłania SMS-ów.
Natomiast całą resztę uważam za zbędny bajer.
No, czasem przydaje mi się jeszcze możliwość czytania książki na ekranie telefonu.
Podoba mi się tytuł wątku, uśmiałam się widząc ten temat:) W zasadzie jeszcze stałym elementem jest u mnie konserwa, skoro już o konserwach mowa. Przed telefonem komórkowym też długo się broniłam, byłam jedyną osobą w klasie w liceum która go nie miała, dziś nie mamy już w domu nawet stacjonarnego. Razi mnie to, że już nawet małe dzieci mają komórki. Ja sprawiłam sobie ją w trakcie studiów (dziś już jestem rok po studiach). Muzyki w słuchawkach na polu nigdy nie słuchałam a w górach w ogóle sobie tego nie wyobrażam. Pewnie tu mi ktoś wypomnie, więc napiszę sama -kilka razy zdarzyło mi się cicho puszczać spokojną muzykę na chwilę na głos ale to było w czasach gdy się bałam, np. cały dzień nie spotkałam nikogo na szlaku a tu mi coś szeleściło zza krzaka ale wcześniej upewniałam się czy oby na pewno nikt za mną nie idzie -ale to w zasadzie inny powód niż podane wcześniej, więc nie na temat piszę.
Enrico: "Możesz zabrać szachy, jak się spotkamy to walniemy partyjkę na Osadzkim. Nie będziemy się śpieszyć."
:D za szachami nie przepadam ale za to w chińczyka bym chętnie pograła :D kiedyś grywałam w chińczyka na cztery osoby samej, więc nie głupi pomysł a na pewno zadziwi przechodniów :P
Basia: "Lans to jest posiadanie i używanie takiego telefonu:"
Zdecydowanie racja. Mój wujek ma taką inną, raczej jeszcze starszą nokie -taką fioletową z żółtym wyświetlaczem (taki klasyk), jak mu zadzwoni w autobusie to cały autobus się ogląda :))) raz jedna babka chciała od niego zgrać muzyczkę, tą która zadzwoniła, to niestety się nie dało -nie ma funkcji ani blautacza ani tym bardziej mmsa :>
Bartolomeo: "Lansiarze! Ja ostatnio kupiłem sobie w góry taki telefon:"
ten sezon ogórkowy widzę pełną parą :>
Bajery w górach ? Biorę ze sobą wiertarkę , taką akumulatorową.
Bardzo się może przydać, ale oczywiście trzeba mieć również wiertła. Można sobie wywiercić dziurkę, albo wkręcić wkręcika.
A dziewczyny jak widzą że wyciągam wiertarkę to wyją z zachwytu.
Noszę też czasami piłkę do metalu (taką ręczną) parę razy już mi się przydała, ale przyznaję nie ma tego efektu jaki osiągnąć można wyciągając z plecaka takera.
I to jest właśnie to co pisze don E...,robiliśmy przez jakiś czas, w swoim gronie, konkurs pt."Kto wyniesie na górę najbardziej oryginalną i nie potrzebną rzecz"...co tam nie było ??? ...ale wiertarka na akumulatorki z wiertłami powala :) na plecy.
ps. trzeba wznowić taki konkurs, może być korespondencyjny, ale dokumentowany zdjęciami.
Co Wy na to ?
Taki konkurs był na Harcerskim Rajdzie Świętokrzyskim. Któregoś roku zwycięzca nosił chłodnicę od Żuka.
Co ja na to?
Jestem za, a nawet przeciw. ;)
Zdjęć nie mam, bo to było dawno temu ale wygrałam taki konkurs mając na rajdzie bardzo gruby podręcznik do analizy matematycznej. Nie zabrałam aby wygrać konkurs, ale miałam za kilka dni egzamin i myślałam, że się trochę pouczę.
Jakoś nie widzę entuzjazmu ! czy naprawdę nie zabieracie w góry wiertarki ?
Ona jest bardziej przydatna od giepesu czy też tabletu.
Oj ! chyba rodzi się pomysł na nową imprezę wyjazdową i zamiast nudnego RIMB-u trzeba zrobić zlot ludzi noszących potrzebne rzeczy.
(wersja alternatywna : noszących niepotrzebne rzeczy)