-
Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
Osoby:
bertrand236- to ja;
Renatka – Moja lepsza połowa. Pastor ma swoją katastrofę J
Polej
Hania – żona Poleja
Jeremi – syn Poleja
Małgosia – siostra Poleja
Ania – córka Małgosi
Ala – siostra Poleja miłośniczka kotletów schabowych.
Maciej - poznańczyk
Ten wyjazd zaczął się w Sylwestra 2013. Właśnie wtedy razem z Polejem i jego żona zaczęliśmy snuć plany wakacyjne. Nadmieniam, że plany te snuliśmy w pięknych okolicach Międzychodu – czyli w Pyrlandii.
Wczesna wiosną ustaliliśmy termin wyjazdu. Cała rodzina Polejów miała przyjechać do Wetliny 31.08.2014, a my z Renatką 02.08 2014. W tak zwanym międzyczasie okazało się, ze mam za dużo niewykorzystanego urlopu. Szef zmusił mnie do dodatkowego tygodnia. Postanowiłem przyspieszyć urlop. Proponuje Małgosi i Ani wcześniejszy wyjazd w Bieszczad. Zarezerwowałem pokoje w Ciśnie (taka jest oryginalna odmiana) w Szymkówce u Ani i Krzysztofa Antoniszaków. Małgosia z córką z oporami, ale pzryjęły moje warunki. Twardo się upierałem, że za transport z Poznania do Cisnej należy się kawa i ciach w Słodkim Domku w Lesku. Długi z Sopotu wie, ze to zacna oferta…
CDN
-
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
Mam nadzieje Robert, że tym razem paliwa Ci nie zabraknie i ognisko długo będzie płonąć.
-
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
.... to ja może po drewno skoczę....;)
-
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
żeby nie było niedomówień, potwierdzam zacność oferty, a przy okazji również zacność oferenta ;)
-
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
Przepraszam Was wszystkich, ale w tym tygodniu cały Świat runął mi na głowę. Musi upłyąć dużo wody w Sanie, żebym przyszedł do siebie. Obiecuję, że ta opowieść będzie miała ciąg dalszy tylko musicie uzbroić się w cierpliwość
Pozdrawiam
-
9 załącznik(ów)
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
Trochę Świat mnie przywalił, ale powoli otrząsam się z niego. Dam radę….
Dzień 1 25.07.2014
W godzinach wieczornych odbieram Małgosię i Anię z dworca PKP w Poznaniu. Jeszcze jakaś kawa u nas, i tak około 23:00 wyruszamy w daleką drogę do Cisnej. Ania zasypia naten tychmiast, jeszcze nie wyjechałem poza granice Poznania. Małgosia mówi , że jeszcze NIGDY nie zasnęła w podróży. Renatka zażyła Ave Maryja i poczęstowała tabletką Małgosię. W okolicy Ostrzeszowa w karawanie rozlegało się równomierne chrapanie trzech niewiast. Jadę sobie powoji bez pośpiechu. W trosce o dobre samopoczucie zatrzymuję się na stacji benzynowej w Piotrkowie Trybunalskim. Budzę panie. Oprócz Ani są zaskoczone, że tak mocno spały. Po załatwieniu swoich spraw wsiadły do auta i zasnęły natychmiast. Nie robią na nich żadnego wrażenia dziury w asfalcie. Mijam kolejne miasta. Kielce, Tarnów zostają za mną. O dziwo za Tarnowem nastąpiło ogólne przebudzenie. Jest wczesna pora, ale jest już jasno. Może, dlatego kobiety się pobudziły. Między Pilznem, a Jasłem szybka przekąska. Karawan dalej podąża w kierunku dobrze sobie znanym, ale w Krośnie skręcam z trasy. Ponieważ Małgosia i Ania nigdy nie widziały drewnianego Kościoła pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny postanowiłem im go pokazać. Tutaj ukłony w stronę joorga, bo to on mi o tym kościele powiedział. Mimo, że byłem w nim po raz kolejny, to ponownie zrobił on na mnie ogromne wrażenie. Nie mówiąc już o Ani i jej mamie. Po zwiedzeniu kościoła i zostawieniu skromnych datków ruszamy dalej. Zapomniałem dodać, że tej samej nocy w tym samym kierunku podążał Barnaba. Ale inną drogą on jechał. Spotkanie miało nastąpić w Słodkim Domku i tak też się stało. Małgosia kupiła bilety na podróż i miło spędziliśmy tam kilka chwil. Ania kupiła sobie nawet bilet na dalszą drogę. Berdo bieszczadzki pies Barnaby o mało nie oszalał z radości na nasz widok. Barnaba pojechał do Cisnej, a my do Leska na zakupy. Trzeba w głuszy coś jeść, a jak wiadomo w Ciśnie nie ma sklepów spożywczych… Wpadliśmy też do jedynej słusznej księgarni. Tam z dumą zauważyłem, że na poczesnym miejscu są wystawione przewodniki syna. W końcu wracamy do samochodu i mkniemy dalej. W Białogrodzie (kiedyś taką nazwę usłyszałem od autostopowiczki) chcę kupić mapy w Gminnym Ośrodku Informacji Turystycznej. Jest sobota godzina południowa, są wakacje, czyli są turyści, ale to jest przecież „WOLNA SOBOTA”. Chwała za to wójtowi gminy…. Wyjeżdżając z rynku zauważam, że otwarte są drzwi do cerkwi. Co więc robię? Tak, daje po hamulcach i już po chwili jesteśmy w środku. Oprowadza nas Wolontariusz. Dużo opowiada o cerkwi, jej odbudowie i planach na przyszłość. Ponieważ byliśmy jednymi zwiedzaczami, to trudno nam było wyjść. Widocznie mało ludzi wchodzi do środka i gościu się nudzi. Wydostajemy się z cerkwi i bez przeszkód dojeżdżamy do Cisnej. W bramie wita nas Ania Antoniszak. Od razu wzbudza u Małgosi i Ani dużo sympatii. Jest wzruszona, że pamiętaliśmy o jej imieninach. Dzisiaj wszak Anny jest. Okazuje się, że nasze pokoje są jeszcze nie gotowe ale Ania parzy nam kawę i spokojnie czekamy. W pewnej chwili z daleka słyszymy głos zdenerwowanego Krzysztofa. Co mówi i jak mówi zdenerwowany nie pozbawiony klejnotów chłop z Bieszczadu nie muszę wyjaśniać. Dziewczyny zmroziło…. Facet miał prawo być zdenerwowany, na drugi dzień po imieninach każdy źle się czyje i dosłownie cokolwiek może wywołać u niego frustrację. Wręczyłem mu imieninową flaszkę i poszliśmy się rozpakować.
CDNZałącznik 35379Załącznik 35380Załącznik 35381Załącznik 35382Załącznik 35383
-
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
Od maja nie nie byłem na forum. Wpadłem i ujrzałem jaśniejący ogień. Tak więc, jak ćmę amok mnie ogarnął i wpadłem do ogniska. Lubię "Szymkówkowe" klimaty. Jak jestem w Bieszczadach zawsze zatrzymuję się u Antoniszaków. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.
-
3 załącznik(ów)
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
Ponieważ zostało jeszcze trochę dnia do wykorzystania, postanowiłem zabrać kobiety na wycieczkę. Zwłaszcza, ze Małgosia z Ania tam nie były. Wracamy w kierunku Białogrodu i tuż za nim skręcam w lewo. Najpierw zatrzymuję się przy kapliczce, nad którą znajduje się cmentarz i miejsce po cerkwi. Chwila zadumy na cmentarzu i jedziemy dalej. Na wysokości domu, w którym kiedyś pracował Ekspert i Forumowicz Roku skręcam w prawo. Mijam ruinę i ścieżkę „Śladami Wincentego Pola”. Tuż za cmentarzem, który znajduje się po lewej stronie drogi skręcam w szutrową drogę w prawo. Droga ta delikatnie pnie się w górę. Osiągam cel i dalej trzeba „z buta”. Radzę dziewczynom zmienić obuwie. Robią to, aczkolwiek niechętnie. Ścieżka prowadzi nas do lasu. Jest sakramenckie błoto. Teraz dziewczyny rozumieją dlaczego radziłem zmienić buty. Lubię to miejsce. Teraz tuż przy ścieżce jest las, a kiedyś była to wieś. Podobno niedawno stwierdzono, że zachowały się ślady 54 chałup. Tych śladów jest tam rzeczywiście sporo. Są podmurówki, są piwniczki, są studnie. Wszystko zarośnięte. Trochę sobie pochaszczowałem, żeby zobaczyć te miejsca, chociaż piwniczki i studnie są również tuż przy ścieżce. Dochodzimy do cmentarza, na który trzeba wspiąć się pod górę. Renatka i Małgosia zostają na ścieżce, a ja z Anią idziemy. Cmentarz jest wykoszony. Widoczne jest również miejsce, w którym stała drewniana cerkiew. Duchom mieszkańców wioski chyba się nie podoba, że nawiedziliśmy cmentarz, bo zesłały na nas burzę. Ona się do nas dopiero zbliża, ale postanowiliśmy wrócić do samochodu. Zdążyliśmy przed deszczem. Zanim dojechałem do asfaltu zaczęło lać. Zgłodnieliśmy. W Cisnej podjechaliśmy do „Szynku na Zamościu”. Jest to miejsce, gdzie naprawdę dają znakomite jedzenie w przystępnej cenie. Gorąco je wszystkim polecam. Objedzeni wracamy do „Szymkówki”. Tak właśnie minął pierwszy dzień…Jutro niedziela.
-
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
A może osoba numer 6 na mojej liście i osoba nr 7 ;) wreszcie się zarejestrują na forum i coś dopiszą. Wiem, że czytają forum namiętnie...
Pozdrawiam
-
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
Bertrand napisał :
Cytat:
Na wysokości domu, w którym kiedyś pracował Ekspert i Forumowicz Roku skręcam w prawo. Mijam ruinę i ścieżkę „Śladami Wincentego Pola
Ciebie Kolego to powinna armia zatrudnić do szyfrowania. Łatwiej już Enigmę złamać.
Czy pisząc w tym cytacie miałeś na myśli miejsce, gdzie bociany zerwały się z gniazda na widok aktualnego Forumowicza Roku na rowerze ?
-
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
Cytat:
Zamieszczone przez
don Enrico
Ciebie Kolego to powinna armia zatrudnić do szyfrowania. Łatwiej już Enigmę złamać.
Eee, przecież pisze bez owijania, przejrzyście. No chyba że ktoś w Bieszczadach nie był, forum nie czytał... :twisted:
-
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
Cytat:
Zamieszczone przez
don Enrico
Bertrand napisał :
Ciebie Kolego to powinna armia zatrudnić do szyfrowania. Łatwiej już Enigmę złamać.
Czy pisząc w tym cytacie miałeś na myśli miejsce, gdzie bociany zerwały się z gniazda na widok aktualnego Forumowicza Roku na rowerze ?
Taki szyfrant w wojsku, porażka by była. Z tego co wiem Browar w wojsku nie był, a odczytał dobrze (a może dlatego, że nie był?)
W każdym razie to tam gdzie te bociany uciekały przed pedałami... ;)
Pozdrawiam
-
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
Nie wywołuj tu genderu i ... tego tam.. Relacjonować proszę...... bo..
bo czekam ;)
-
6 załącznik(ów)
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
Się pisze...
Wstajemy rano, ale niezbyt wcześnie rano. Śniadanie jemy w naszym pokoju i tak już będzie do końca pobytu w Szymkówce. Po śniadaniu zamawiamy u gospodarzy obiadokolację i wyruszamy na Mszę Św. do cerkwi, która teraz kościołem jest. Znowu karawan wspina się na te same serpentyny, co wczoraj. Po drugiej stronie góry na postumencie stoi płaskorzeźba głowy oficera Nie mogę się nadziwić, że jeszcze stoi… Mijam schronisko, które bardzo lubi jeden z naszych kolegów forowiczów. Jeszcze przed „Leśnym Dworem” swoją drogą pięknie wyremontowanym skręcam w prawo. Droga równa, jak stół, nie to, co kiedyś. Mijamy Krzywy domek, co dawno już sczerniał i nie jest taki ładny oraz wodospad. Droga pnie się pod górę, ale karawan daje radę. Na górze, jak to na górze ładne widoki i nic więcej. Droga opada aż do samego brodu. Co to za bród, po którym można przejść suchą nogą? Woda płynie pod i w betonowych płytach. Kiedyś to i rurę wydechową można było w nim urwać, a teraz co? Oj zmienia się Bieszczad! Przejeżdżamy przez trzy brody i parkuję pod cerkwią znaczy się na dole. Teraz już tylko pod górę i jesteśmy na miejscu. Po Mszy Św. Krótka rozmowa z miejscowym proboszczem, zwiedzanie cerkwi i odjazd.
CD Jutro
-
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
No...:lol:
no pięknie :grin:
-
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
Witam
osoba nr 7 melduje się :) i informuję, że jestem już zalogowana na forum. A teraz z radością czytam zaszyfrowaną wersję naszych wspólnych wędrówek.
może mało aktywna ale pozdrawiam serdecznie
-
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
Witam na forum :-)
Pozdrawiam
-
10 załącznik(ów)
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
Wracamy w stronę brodów, a nawet dwa przejeżdżamy. Tak dla odmiany po Mszy Św. trzeba odwiedzić Wiatrak Lucyferów. Przed trzecim brodem się zatrzymuję. Przechodzimy przez potok i idziemy ścieżką. Ścieżka ta jest oznaczona na drzewach znakami kapelusza. I tak się zastanawiam: są w Bieszczadzie szlaki turystyczne, są szlaki kapliczkowe, są szlaki tak zwane ścieżki spacerowe i jest szlak kapeluszowy, ale, po jaką ch…rę? Może jeszcze jakiś Zakapiorski powstanie? Od strony, w którą my podążamy, co chwilę jacyś ludzie idą. Znaczy się Wiatrak Lucyferów robi się coraz popularniejszy. Brniemy po błocie pod górę. Nagle naszym oczom ukazują się ciekawe tropy. Ktoś przed nami szedł tą droga na bosaka. Z błota wystają kamienie, korzenie, ale nic to. Jak da się w klapkach w Tatrach, to można na bosaka w Bieszczadzie. Po drodze dziewczyny spożywają to, co rośnie na krzewach i obserwują bacznie otoczenie. Ja wolałbym zrobić z tego nalewkę… Tuż przed celem naszej wędrówki naprzeciwko nas idzie mała grupka młodych ludzi. Butów odpowiednich do chodzenia w terenie nie ma nikt, za to już wiemy czyje tropy podziwialiśmy wcześniej. Był to młodzieniec w wieku około 20 lat. Nawet się nie sililiśmy na jakąkolwiek uwagę- głupoty podobno nie da się wyleczyć. Po chwili naszym oczom okazał się cel naszego spaceru. Nawet wody w Wiatraku było więcej niż zwykle widziałem. Kto chciał to wchodził do środka, kto nie chciał podziwiał z dołu. Po jakimś czasie postanowiliśmy wracać. Tym razem jak to zwykle czynię w pewnym momencie skręcam w lewo w bardziej zarośniętą ścieżkę. Po lewej stronie ukazuje się nam piwniczka z owalnym sklepieniem. Ciekawe, czy to była ziemianka, czy może chałupa stała nad nią? Jeszcze tylko przeprawa przez potok i jesteśmy przy karawanie.
-
10 załącznik(ów)
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
Chwila zastanowienia dokąd jechać i zawracam. Znowu przez dwa betonowe niby brody. Jadę cały czas prosto, aż droga się nie skończy. W miejscu, w którym kiedyś stała cerkiew i została rozebrana, bo woda miała ją zalać, ale nie zrobiła tego skręcam w prawo. Po lewej stronie stoi budynek, w którym już podków nie robią. Po jakimś czasie mijam cmentarz, który jest na zboczu. Jedziemy coś przekąsić. Od wielu lat darzę dużym sentymentem „Bar pod gontami”. Jedzenie zawsze było tam przepyszne, a obsługa po lepszym poznaniu się przemiła. Bar ten ma jeszcze jedną wielką zaletę: jest czynny cały rok, a nie tylko w sezonie jak wiele tego rodzaju przybytków w Bieszczadzie. O dziwo nie ma starszej Pani. Obsługuje sama młodzież. Dziewczyny zamawiają naleśniki z jagodami, a ja tradycyjnie żurek. Siadamy na zewnątrz, bo w lokalu duszno strasznie. W pewnej chwili o mało nie spadłem z krzesła. Z głośnika tuż nad naszymi głowami wydarła się niewiasta „zamówienie nr9 proszę odebrać”. Ło matko było to straszne. Kiedyś donoszono żarełko do stolików bez wrzasków albo ludzki głos zapraszał do odebrania posiłku. W końcu doczekaliśmy się i my. Naleśniki były małe i z niewielka ilością jagód. Nie to co kiedyś… A żurek był podany w temperaturze zbliżonej do zimna. Może wystygł od jajka, które w nim było, bo było bardzo zimne… Zwróciłem uwagę dziewczynie z obsługi a ona moja uwagę przekazała młodemu mężczyźnie na zapleczu. O Sole mio (słowa te zastępują w tym miejscu ogólnie stosowany przerywnik przez ludzi kaleczący język polski), jak on ją wyzwał. Miał do niej żal, że nie umiała się nam odszczeknąć. Ten bar został wymazany przeze mnie z mapy Bieszczadu. Jeszcze tam wstąpię i jak będzie Starsza Pani to będę tam jadł w przeciwnym razie uciekam.
Teraz jedziemy w stronę Cisnej. Mijamy dwie smażalnie pstrągów i nowy bar tuż przed drewnianym mostem. Czy ktoś z siedzących przy tym ognisku w nim jadł? Jeżeli tak, to proszę o opinie. Zatrzymuję się przy sklepie. Dalej idziemy pieszo w lewo. Chciałem kobieto jeszcze pokazać cmentarz ale nie ten koło dzwonnicy. Ten na górze. Idziemy drogą (a jakże asfaltową) lekko pod górę. Przy ostatnim domu starszy Pan radzi nam wejść na łąki i łąkami iść do góry, bo droga błotnista bardzo jest. Zawsze mówiłem, że należy słuchać starszych, więc schodzimy na łąki. Pierwszy wylazłem na przełęcz i uwaliłem się pod drzewem. Za chwilę przyszła Ania. Po jakimś czasie myślałem, że ułożyli tu gdzieś tory kolejki, bo usłyszałem straszne sapanie. Ani chybi parowóz. Po chwili okazało się, ze to Renatka i Małgosia dochodzą… Niebo zaczęło robić się ciemne. Nic to – mówię dziewczynom idziemy do wsi, która kiedyś nazywała się „zimne miejsce”, czy jakoś tak. Słychać zbliżające się grzmoty, a na cmentarz jeszcze daleko. Renatka postanowiła wracać. Za Nią po chwili Ruszyła Małgosia, a my z Anią jeszcze idziemy w stronę cmentarza. W końcu my też zawracamy. Grzmi, gdzieś nad Soliną, a my, nie zmoczeni schodzimy błotnistą drogą. Starszy pan który, radził nam iść przez łąki nadal siedzi przed domem. Zagadnąłem go i rozpoczęła się długa opowieść. Człowiek ten pamiętał tragedię z 7 i 8 lipca 1946 roku. Pokazał nam miejsce, w którym stał ten dom. Obiecujemy sobie, że jeszcze kiedyś przyjedziemy do niego, żeby poopowiadał nam. Jeszcze tylko wizyta na cmentarzu. Pokazuję dziewczynom, gdzie jest mogiła Ukraińców… Wracamy do karawanu i on zawozi nas do Szymkówki. Jemy tam obiadokolację, która przeszła nasze oczekiwania. W bardzo przystępnej cenie bardzo dużo dobrego jedzenia. Na koniec kawa. Już wiemy, że do końca naszego pobytu w Szymkówce będziemy się tu stołować. Ania gotuje wspaniale, a Krzysztof mówi, że to jego szkoła. Nie wiem, gdzie leży prawda, ale serdecznie polecam. Po kawie jeszcze spacer do centrum i to koniec dnia.
-
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
Cytat:
Zamieszczone przez
bertrand236
(...)
Wracamy do karawanu i on zawozi nas do Szymkówki. Jemy tam obiadokolację, która przeszła nasze oczekiwania. W bardzo przystępnej cenie bardzo dużo dobrego jedzenia. Na koniec kawa. Już wiemy, że do końca naszego pobytu w Szymkówce będziemy się tu stołować. Ania gotuje wspaniale, a Krzysztof mówi, że to jego szkoła. Nie wiem, gdzie leży prawda, ale serdecznie polecam. Po kawie jeszcze spacer do centrum i to koniec dnia.
Krzysztof jest autorem dwóch książek kucharskich. Ania to wszystko, co On w terenie zebrał i przelał na papier w kuchni sprawdziła. Więc jakaś prawda w tym jest.;)
Czekam na ciąg dalszy.
-
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
Cytat:
Zamieszczone przez
bertrand236
...Starszy pan który, radził nam iść przez łąki nadal siedzi przed domem. Zagadnąłem go i rozpoczęła się długa opowieść. Człowiek ten pamiętał tragedię z 7 i 8 lipca 1946 roku. Pokazał nam miejsce, w którym stał ten dom. Obiecujemy sobie, że jeszcze kiedyś przyjedziemy do niego, żeby poopowiadał nam.
zapewne z Nim rozmawiałem kiedyś (początek lat 80 ) ...pan opowiadał szeptem, jakby konspiracyjnie wręcz...Wtedy chodziłem tamtędy często ,z Obłazów do sklepu w Terce . A w ''zimnym miejscu " przysiadałem często. paląc papierosa .
-
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
Cieszę się, że też coś dorzucacie do ognia....
Pozdrawiam
-
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
...wiesz Bertrand , przesiadując '' w zimnym miejscu" ZAWSZE czułem się jakoś nieokreślenie dziwnie - jakiś niepokój czy coś ....próbowałem sobie to racjonalnie tłumaczyć - że ''zdymałem się " na podejściu .Dopiero ów Pan wyjaśnił .PÓŻNIEJ już nigdy tam nie siadywałem....
-
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
Cytat:
Zamieszczone przez
tomas pablo
...wiesz Bertrand , przesiadując '' w zimnym miejscu" ZAWSZE czułem się jakoś nieokreślenie dziwnie - jakiś niepokój czy coś ....próbowałem sobie to racjonalnie tłumaczyć - że ''zdymałem się " na podejściu .Dopiero ów Pan wyjaśnił .PÓŻNIEJ już nigdy tam nie siadywałem....
Możesz rozwinąć o co chodzi?
-
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
....można o tym poczytać tutaj....powiedzmy, że z tej drugiej strony ...http://www.apokryfruski.org/kultura/...zyzna/terka-2/
-
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
To wiem, ale co to ma wspólnego ze Studennym?
-
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
... Tomas pisał o zimnym miejscu... czyli o Studennym....
-
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
No wiem o czym pisał Tomas ale mord miał miejsce w Terce, a nie w Studennym.
Chodzi mi o fragment wyjaśnienia "pana" i jego związek ze Studennym właśnie.
-
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
Bertrandzie, dorzuć drwa do ognia, bo zimno tak jakoś
-
10 załącznik(ów)
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
Kolego!
zaczynam rozumieć Paradoks polegający na tym, że emeryci na nic nie mają czasu. Od kiedy jestem bezrobotny też czasu mi brakuje...
Do rzeczy:
Dzień następny zaczął się około godziny 9:00. A co? Nie wolno? Pogoda jest śliczna więc nie warto marnować dnia. Po śniadaniu jeszcze tylko kawa i już jesteśmy gotowi do drogi. Wyjeżdżając z Szymkówki skręciłem w prawi i pojechaliśmy przed siebie. Zaraz po przejechaniu torów kolejki zatrzymaliśmy się przy sklepie, coby uzupełnić różne zapasy. Jedziemy drogą w kierunku mniej lub więcej zachodnim. Droga ta jest na południe od szlaku będącego częścią Biegu Rzeźnika. Następny przystanek robię tuż za Światełkiem Włóczykija. Przy drodze stoi kościółek wybudowany staraniem i pracą między innymi Kija. Kościółek nówka sztuka. Kilka fotek i karawan prowadzi nas dalej. Po prawej stronie mijamy wylot doliny w której znajduje się dosyć znana wieś. Wieś ta znana jest przede wszystkim z tego, że odbył się tam KIMB na którym nie było Bertranda. Poza tym nad wsią tą gospodarzyła kiedyś dziewczyna, która została uhonorowana tytułem Debiutanta Roku. We wsi tej gospodarzy też baca, który robi pyszne sery (nawet, gdy jest w stanie wskazującym na..), żyją bracia, którzy są rzeźbiarzami dobrze znanymi Satyrykowi Roku i żyją w niej wyznawcy aż pięciu religii. Nie skręcamy do wioski tylko jedziemy dalej. Kiefy po prawej ręce mam cmentarz to skręcam w lewo. Przed groźnie brzmiącym drogowskazem: Kimadło Wampira skręcam w lewo. Robimy sobie krótki przystanek na małym przystanku. Przystanek ten robi na mnie smutne wrażenie, ale Gosia stwierdza, że gdyby miała kasę, to chętnie by go kupiła. Nie mówiła w jakim celu, a ja jej nie uświadamiałem, że Bar który tu kiedyś był padł był. Jedziemy dalej ale już nie asfaltem a szutrem w kierunku Wesołego Haszkowa. Zostawiam karawan na rozstaju dróg i dalej idziemy pieszo. Prowadzę dziewczyny na najpiękniejszy moim zdaniem cmentarz w Bieszczadzie. Każdy może mieć inne zdanie ale Renatka i ja mamy właśnie takie. Nagle Małgosia zrobiła zamach na życie Renatki. Niby przypadkiem zahaczyła się o swoje sznurowadło i pooooleciała na Renatkę. Ta z kolei podparła się kijkiem, żeby się nie przewrócić. Kij aluminiowy nie wytrzymał ciężaru dwóch kobiet i się złamał ze złości na takie obciążenie. Gosia zapewnia do dziś, że to było przypadkowe, ale ja swoje wiem. Zostawiliśmy kij w dwóch kawałkach przy drodze i poszliśmy na cmentarz. Sporo czasu spędziliśmy pośród krzyży i nagrobków…
-
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
Cytat:
Zamieszczone przez
bertrand236
... Zostawiliśmy kij w dwóch kawałkach przy drodze i poszliśmy na cmentarz...
Hmm...
Mam nadzieję, że chwilowo. U nas wrzuca się takie rzeczy do żółtych worków...
-
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
Cytat:
Zamieszczone przez
Dlugi
Hmm...
Mam nadzieję, że chwilowo. U nas wrzuca się takie rzeczy do żółtych worków...
Nie popędzaj....:twisted: Nie skończyłem relacji.
Pozdrawiam
-
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
Ufff, czyli chwilowo :-)
Ale nie czekaj zbyt długo z dalszą opowieścią, bo tu chyba do tej operacji się zbliżamy (?).
-
10 załącznik(ów)
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
Mówisz masz...
Nawet najzacniejsze miejsce trzeba opuścić. Z cmentarza kierujemy się starą drogą na południe. Po drodze oglądamy sobie florę i faunę. W końcu stosowna tablica oznajmia nam, że jesteśmy na końcu świata. O ile sobie dobrze przypominam, znak drogowy z podobnym napisem znajduje się za Daszówką. Oznacza to, ni mniej ni więcej, że w Bieszczadzie są dwa końce Świata. Co to może oznaczać?
Jeżeli idziemy z jednej strony i dochodzimy do końca Świata, albo idziemy z drugiej strony i też dochodzimy do końca Świata, to może oznaczać tylko jedno Świat zaczyna się i kończy się w Bieszczadzie! :grin: Podziwiamy cokoły, na których kiedyś stały metalowe krzyże. Nie możemy sobie wyobrazić, że przed wojną stało tu 110 domów i żyło prawie 700 ludzi. Miejsce to tętniło życiem, a dziś cisza i spokój… Dochodzimy do jedynej chaty. W środku dwie dziewczyny zapraszają nas do zwiedzania. Zdejmujemy buty na tarasie i zwiedzamy (no może nie rozumiem, dlaczego nie wszyscy). Chata dysponuje około 30 miejscami noclegowymi na poddaszu. Do dyspozycji są materace i koce, strych podzielony jest słupami podpierającymi dach oraz dwoma kominami, które podobno całkiem sprawnie ogrzewają pomieszczenie sypialne. Na dole stoi na środku izby piec, a ogromny, drewniany stół może gromadzić wszystkich chatkowiczów. W chatce nie ma prądu-oświetlenie ogólne zapewniają świeczki, indywidualne-własne latarki. Na parterze, znajdują się pomieszczenia gospodarzy, mała kuchnia gdzie nie ma jednak pieca, za to jest kominek. Łazienka gdzie nie ma bieżącej wody, jest za to wanna z odpływem, do której nosi się wodę ciepłą z kotłów stojących na piecu, a zimną ze strumienia. W chatce jest pod dostatkiem garnków, patelni sztućców itp. Obok chatki miejsce na ognisko i możliwość rozbicia swego namiotu. Co mnie zaskoczyło negatywnie? Kiedyś jak się tu przychodziło, to mieszkańcy częstowali gorącą herbatą miętową. Zmieniają się obyczaje… Wychodzimy na taras i biwakujemy, przy tym co każdy przyniósł ze sobą. Co ja przyniosłem widać na zdjęciu. Bardzo fajnie nam się tam siedziało. Zabieramy puste opakowania ze sobą i tą sama drogą wracamy do karawanu. Po drodze podnosimy leżące przy ścieżce szczątki kija i zanosimy je do karawanu. Teraz karawan kieruje się na zachód. Po przejechaniu kilkuset metrów przejeżdżamy pod mostem, którego szerokość nie pozwala na wyminiecie się samochodu osobowego i roweru. Parkuję tuż za okazałym budynkiem…
-
7 załącznik(ów)
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
Za budynkiem jest mizerna wiejska droga, za to przed elegancka kilkupasmowa twarda droga. Siadamy sobie na ławce przed budynkiem i zastanawiamy się, dlaczego tu tak cicho i pusto jest. Znalazłem nawet otwarte pomieszczenie, w którym pracuje umundurowany mężczyzna. Okazało się, że kieruje on ruchem tutaj. Zadałem mu pytanie - Kiedy nadjedzie pierwszy pojazd? Okazało się, że w październiku. Fajną ma gość robotę, rękawów sobie nie wyrywa, bo mamy koniec lipca. Postanowiliśmy zobaczyć dziurę w ziemi. Część z nas idzie twardą drogą. A część poboczem. Kilkadziesiąt metrów od budynku okazuje się, że ta kilkupasmowa droga, to lipa jest. Wszystkie pasy zeszły się w jeden. Może przy budynku bramki postawią i będą kasować? Ale czy przy takim ruchu, to się opłaci? Dochodzimy do dziury. Dziurę tą kopano dość dawno, bo zaczęto w 1870, a zakończono w 1874. Najpierw była wąska, ot tak, żeby się zmieścił. Potem ją poszerzono, a potem znowu zwężono. Złośliwi ludzie dziurę niszczyli, ale była odkopywana. Znaczy się jest potrzebna. Różne źródła podają różną głębokość dziury. Ma ona mniej więcej od 416 m (Wikipedia, Twojebieszczady) do 642 m (Rewasz i Ruthenus). Może kiedyś, ktoś ją porządnie zmierzy? Postanowiliśmy wejść do niej. Z początku szło nam dobrze, ale z każdym krokiem robiło się coraz ciemniej. Jeszcze nie doszliśmy do miejsca, z którego widać koniec dziury, a Małgosia spanikowała. Nie, żeby bała się potwora, nietoperza, czy innego pająka. Ona po prostu nie lubi przebywać w dziurze nawet w przednim towarzystwie. Zawróciła, i ruszyła przed siebie aż jej kijki zafurkotały i tyle ją widzieliśmy. W stuczterdziestoletniej historii dziury, chyba nigdy z niej tak szybko nic nie wypadało jak Małgosia. Kiedy my wreszcie się z niej wyczołgaliśmy, Małgosia na nas czekała uśmiechnięta i zadowolona. Wracaliśmy ponownie tą sama drogą ale nie do budynku. Jeszcze kilkaset metrów przed nim poprowadziłem dziewczyny w lewo. Znajduje się tam bardzo fajne schronisko, gospodarstwo agroturystyczne? Wesołe Haszkowo. Prowadzi je Bieszczadzka Czarownica, której ojcem był znany Bieszczadzki Zakapior. Uważni czytelnicy forum wiedzą, o kogo mi chodzi, bo miała ona (jak to czarownica) w tym roku małą scysję z Piskalem. Scysja ta zakończyła się w maju w Bazie ludzi z mgły. Nie ciągnijmy więcej tego tematu. Buło minęło. Kiedy weszliśmy do obejścia nadleciała Czarownica. Oprowadziła chętnych po swoim obejściu. I koniecznie chciała nas czymś ugościć. Opowiedziała nam też kogo ona ze sobą to nie poswatała w swoim gospodarstwie…… Tego tematu tez nie będę ciągnął, bo nie chce plotek rozsiewać po świecie. Obiecała, że znajdzie Małgosi męża. Warunkiem jest, żeby Małgosia przyjechała na kilka dni. Pożyjemy, zobaczymy, ale kciuki trzymam. W Wesołym Haszkowie byliśmy niezbyt długo i wróciliśmy do karawanu. Karawanem pojechałem do szosy, co ją niesłusznie karpacką drogą zwą.
-
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
Cytat:
Zamieszczone przez
bertrand236
(...) Z początku szło nam dobrze, ale z każdym krokiem robiło się coraz ciemniej. Jeszcze nie doszliśmy do miejsca, z którego widać koniec dziury, a Małgosia spanikowała. Nie, żeby bała się potwora, nietoperza, czy innego pająka. Ona po prostu nie lubi przebywać w dziurze nawet w przednim towarzystwie. Zawróciła, i ruszyła przed siebie aż jej kijki zafurkotały i tyle ją widzieliśmy. W stuczterdziestoletniej historii dziury, chyba nigdy z niej tak szybko nic nie wypadało jak Małgosia.(...).
Sądząc po ostatnim zdjęciu to autor zdjęć również pomykał niczym pośpieszny na Pierwszej Węgiersko-Galicyjskiej Koleji.
-
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
To była autorka. Znakomita większość zdjęć, które pozwoliłem sobie wrzucić do ogniska do tej pory jest autorstwa Ani.
-
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
Zgadzam się z przedmówcą, że musiałam bardzo się spieszyć żeby nadążyć z fotodokumentacją szybko przemieszczających się osób i obiektów (kijki) :smile:
-
9 załącznik(ów)
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
Skręcam w prawo i niebawem skręcam w lewo. Mijam znajdująca się po lewej ręce zagrodę. Zagroda znana jest z płaskorzeźb o tematyce nie przeznaczonej dla dzieci. Jedziemy dalej przez malowniczą wieć. Opowiadam dziewczynom, jak to kiedyś spotkaliśmy tutaj hiszpańskiego szlachcica na rowerze. Pokazał on nam wtedy bardzo zacna agroturystykę, o klimatycznej nazwie. Podążamy dalej. Zatrzymuję się mniej więcej po środku wsi koło murowanej cerkwi z 1806 roku pod wezwaniem Przeniesienia Relikwii św. Mikołaja (natomiast konsekracja odbyła się w 1846). Cerkiew jest w remoncie więc była otwarta. Zrobiła ona na nas smutne wrażenie. Tynki poskuwano na wysokość około 120 cm, mury będą zabezpieczone przed wilgocią. Przy pracach remontowych pracowało dwóch mieszkańców wsi. Nie napawało nas to optymizmem. Nie byłbym sobą gdybym nie zajrzał na cmentarz. Na cmentarzu znajdują się obok siebie groby z opisem literami łacińskimi i opisane cyrylicą. Następnie jedziemy dalej. Koł leśniczówki skręcam w prawo i zostawiam karawan na dużym placu służącym do załadunku drewna. Dalej już musimy się wspiąć pieszo na samą Szubienicę. Dziewczyny, co rusz spoglądały za siebie podziwiając coraz rozleglejsze widoki. Najpiękniejszy jednak widok rozciągał się ze szczytu Szubienicy. Najpierw wchodzimy do odbudowanego budynku, a później siadamy przed nim. Niestety nie ma już tutaj Koleżanki z forum. Nadal brakuje mi pelargonii, które znajdowały się przy oknach spalonego budynku. Siedzimy na ławce i spożywamy złocisty napój wyjęty prosto z lodówki. Ach, żyć nie umierać. W końcu trzeba wracać do karawanu. Po drodze Ania miała małą sprzeczkę z miejscowym ogierem, który był zazdrosny o swoją klacz. Wracamy do Cisnej. A w Cisnej na stole czaka na nas cegła. Kto nie wie, co to jest niech żałuje, a kto wie niech się oblizuje na samo wspomnienie.
-
Odp: Jak Bertrand bez blizny zoperował nogę Chrystusowi. Zapraszam do letniego ognia
Cytat:
Zamieszczone przez
bertrand236
(...) Opowiadam dziewczynom, jak to kiedyś spotkaliśmy tutaj hiszpańskiego szlachcica na rowerze. Pokazał on nam wtedy bardzo zacna agroturystykę, o klimatycznej nazwie.(...).
Niesamowite, niespodziewane spotkanie !
A to wszystko dzięki tej płaszczyźnie forumowej.
Gdyby nie to forum, minęliśmy się bezimiennie.
Takie spotkania zostają na zawsze w kanonach . To nowa jakość którą nie sposób opisać.
p.s. taka myśl mnie naszła ... Bieszczady zyskują dwukrotnie dzięki spotkaniom forumowym.
Cieszę się tym co piszesz bo już za 3 dni szykuje się następne niesamowite spotkanie. tym razą zaplanowane