10 załącznik(ów)
Odp: Pierwszy krok w chmury Pikuja. Taka sobie relacja.
don Enrico. Patrzyłem, zastanawiałem się ale niestety pustak ze mnie. Jakoś tak ze tej strony mi trudno.
Kontynuuję i próbuję się streszczać. Idąc dalej w kierunku Pikuja liczyłem na jakieś przejaśnienia, a przede wszystkim na polepszenie widoczności. Momentami byliśmy we mgle, w chmurach i nic nie było widać. Z racji tego, że to pierwsza wędrówka tymi górami, żałowałem, że nie ma lepszej widoczności. Owszem, mgła ma w sobie coś pięknego, tajemniczego ale ja chciałem WIDZIEĆ jak najwięcej. Cały ten dzień, ta niedziela właśnie taka była. Chmury, mgła, wiatr, nikła widoczność co również utrudniło poszukiwanie wody. Dopiero w okolicach Wielkiego Wierchu, właściwie pod nim udało ją się znaleźć. Jedno źródło było całkowicie wyschnięte, na szczęście drugie, to niżej pozwoliło napełnić dwie 1,5 litrowe butelki. I to był też dobry pomysł, wbrew przekonaniu mego syna, że wody nam wystarczy. (niestety by zabrakło) Warto było zejść sporo niżej by uzupełnić braki wody. Po drodze w okolicach Wielkiego Wierchu spotkaliśmy samochody terenowe. Zdecydowanie nie jest to moja forma przemieszczania się po górach ale wiem, że na pewno wymaga wielu umiejętności. Widziałem nachylenie góry z jakiej i na jaką te auta wjeżdżały, zresztą oklejone polskimi naklejkami (wiem, że akurat polskie numery rejestracyjne o niczym w tym wypadku nie świadczą).
Niesamowite uczucie gdy na wysokości pewnie powyżej 1000 m, przy wręcz zerowej widoczności słyszy się dzwonki i głos pasterza. I to wcale z niedużej odległości.
Niesamowite uczucie gdy chmury się odsłaniają i się widzi wreszcie coś dookoła siebie. A przecież tam jest na co patrzeć.
Niesamowite uczucie gdy przez chmury przebijają się promienie słoneczne oświetlając dolinę.
Niesamowite wreszcie uczucie gdy rozkładasz namiot w dużym zagłębieniu by choć trochę schronić się przed wiatrem, we mgle, gdy nie wiele widzisz a zaraz potem gdy wiatr ją rozwiewa niedaleko od siebie dostrzegasz dwa namioty w odległości takiej, że słyszysz głosy rozmawiających ze sobą "turystów" po rosyjsku lub ukraińsku.
I jeszcze jedno, przez cały dzień, przez całą naszą wędrówkę ten król Pikuj schował się przed nami, zakrył się chmurzaną kołdrą i nie chciał pokazać. Nawet gdy byliśmy już tak blisko niego.
Załącznik 45171Załącznik 45172Załącznik 45173Załącznik 45174Załącznik 45175
Załącznik 45176Załącznik 45177Załącznik 45178Załącznik 45179Załącznik 45180
10 załącznik(ów)
Odp: Pierwszy krok w chmury Pikuja. Taka sobie relacja.
Odp: Pierwszy krok w chmury Pikuja. Taka sobie relacja.
Coś nie kumam, widzę na zdjęciu biały krzyż na Ruskim Pucie , a potem następne zdjęcie to krzyż na Ostrym Wierchu .....?
To nie zeszliście do Pańskiej Doliny na nocleg ?
Przecież to najlepsza miejscówka przy ruinach dawnego polskiego schroniska ...?
Może coś nie doczytałem, albo nie dojrzałem ...?
Odp: Pierwszy krok w chmury Pikuja. Taka sobie relacja.
Nie, nie. Nocleg w sumie niedaleko Pikuja, na Połoninie Bukivskiej.
Don Enrico. Pierwszy raz tam byłem. I tylko trzy dni mieliśmy. Szliśmy dokąd się dało. A potem nocleg.
No i dodatkowo naprawdę momentami nie było nic widać.
10 załącznik(ów)
Odp: Pierwszy krok w chmury Pikuja. Taka sobie relacja.
Jak już napisałem namiot rozbiliśmy na Połoninie Bukowińskiej, między szczytami bez nazwy 1304 i 1329 m.n.p.m. (przynajmniej na mojej mapie nie mają nazwy)
Ruszyliśmy rano w kierunku Pikuja. Pogoda o niebo lepsza. Pochmurno ale przynajmniej coś tam widać. Minęliśmy się jeszcze z czterema Ukraińcami, którzy nocowali wcale niedaleko od nas a którzy poszli w kierunku z którego my przyszliśmy..
Idziemy spragnieni widoku Pikuja. Z jednej strony to on był naszym celem, z drugiej bardzo ważna była do niego droga. Zastanawiam się nad tym, że w tym momencie tylko połączenie przejścia całego pasma z wejściem na Pikuj było dla mnie spełnieniem mojego marzenia. Tak chciałem zrobić od samego początku i tak już prawie zrobiliśmy. Przez całe dwa dni wypatrywaliśmy go w oddali i przez chmury nie udało nam się jego zobaczyć. Za chwilę miała spotkać nas nagroda. Troszkę kojarzyłem jego wygląd z polskiej strony, szczególnie w porze zimowej gdy jakoś tak zdarzało mi się trafiać na najlepszą widoczność. I dość szybko niejako wychylił się zza szczytu bez nazwy a opisanego na mapie tylko wysokością 1329 metrów.
Dalej to już tylko przyjemny spacer i nawet samo podejście wydało się mało wymagające. Dość szybko stanęliśmy na szczycie. Widoczność znowu nienajlepsza ale przynajmniej coś widać.No i wiatr wiejący chłodem. Znajomy wiatr...
Załącznik 45201Załącznik 45202Załącznik 45203Załącznik 45204Załącznik 45205
Załącznik 45206Załącznik 45207Załącznik 45208Załącznik 45209Załącznik 45210
Odp: Pierwszy krok w chmury Pikuja. Taka sobie relacja.
No to przetrzymał was ten Pikuj zasłaniając swoje oblicze prawie do końca. Chciał pozostać tajemniczy.
Ponieważ stąpam Wam po piętach krok za krokiem, to tak dla uzupełnienia mowa jest o Połoninie Bukowskiej (nie Bukowińskiej ani Bukivskiej),
a tak naprawdę to między szczytami 1304 , 1329 to jest Połonina Szerdowska
Różni wydawcy map nanoszą swoje wersje i powstają nieporozumienia , gdzie kto był
Miejsce waszego noclegu miałem okazję odwiedzić w lutym i wtedy okropnie wiało (jak to na grani)
Widzę , że wy mieliście szczęście i spokojną noc bez wiatru.
Odp: Pierwszy krok w chmury Pikuja. Taka sobie relacja.
Don Enrico. Wiało i to mocno. Syn znalazł to zagłębienie i tam było spokojniej choć górą namiotu wiatr troszkę jeszcze powiewał. Dlatego tez wybraliśmy to miejsce, ze względu na wiatr.
Nazewnictwo zaś przekręciłem. Na mojej ukraińskiej mapie to miejsce nazwane jest jako połonina Bukivska.
A zimą z której wsi ruszałeś na Pikuj? Znaczy się która najkrótsza,najprostsza? Na wszelki wypadek warto zapytać :)
Odp: Pierwszy krok w chmury Pikuja. Taka sobie relacja.
Cytat:
Zamieszczone przez
PaweleS
(...)
A zimą z której wsi ruszałeś na Pikuj? Znaczy się która najkrótsza,najprostsza? Na wszelki wypadek warto zapytać :)
Tak jak w tej relacji
8 załącznik(ów)
Odp: Pierwszy krok w chmury Pikuja. Taka sobie relacja.
Takie tam post scriptum albo jak zwał tak zwał.
Nie napisalem nic o zejściu. Schodziliśmy do Biłasowicy gdzie zdążyliśmy jeszcze uraczyć się ostatnim ukraińskim piwkiem. Potem łapaliśmy stopa. W sumie to ruch był dość duży ale nic nie chciało się nam zatrzymać. Gdyby była z nami jakaś kobieta pewnie byłoby łatwiej. Na szczęście z bocznej, lokalnej drogi wyjechała mocno sfatygowana Łada z młodym kierowcą i jego babcią. Okazało się, że młody chłopak jechał tym autem aż w okolicę bodajże Odessy.( trudno było mi uwierzyć, że jedzie on nawet do Lwowa :) Po negocjacjach udało się ustalić całkiem znośną cenę i po niespełna dwóch godzinach byliśmy we Lwowie. Chłopak jechał momentami jak wariat, sporo porozmawialiśmy i na szczęście bezpiecznie dowiózł nas w okolicę dworca Stryjeńskiego. Stamtąd udało się taksówką dojechać do Dworca Zachodniego do marszrutek w normalnej cenie, mimo ,że pierwsi spotkani taksówkarze chcieli na nas mocno zarobić.
Przejście przez granicę tym razem trochę trwało (wiem, wiem 30 minut to tyle co nic). Nie było cywilizowanej kolejki, wszyscy pchali się z każdej strony. Trzeba było niestety robić to samo.
Akcent polski na Pikuju.
Załącznik 45264Załącznik 45265Załącznik 45266Załącznik 45267Załącznik 45268Załącznik 45269
Jak widać gdy już byliśmy na dole pogoda wielce się poprawiła. Pikuj widoczny z dołu ,z daleka.
Zaintrygował mnie domek we wsi, taki malutki, wąski i wcale nie dugi. Zastanawiam się jaką mógł mieć powierzchnię.
Pojemnik na śmiecie- czyżby jednak sporo turystów wybierało to zejście lub wejście.
No i "mój " młody kierowca. Sympatyczny chłopak aczkolwiek za kierownicą chyba trochę zbyt odważny.
I na koniec taka prywata. Przy zejściu z Pikuja, na szczęście niedaleko Biłasowicy spotkała mnie pewna historia. Cieszyłem się , że to w tym miejscu bo gdyby to było gdzieś na górze byłoby znacznie trudniej. Co prawda kupiłem klej w magazynie w Biłasowicy ale go nie użyłem. Mój sposób na tymczasowa naprawę na drogę powrotną prawie po płaskim okazał się skutecznym. Macie jakiś pomysł jak to naprawić. Szewc sobie nie poradził. Skleił i but wytrzymał niespełna trzy dni w Bieszczadach. Zresztą z drugim. jest podobnie. Buty nie najnowsze ale używane tylko w górach, całkiem wygodne. Jak je reanimować? Jakiś specjalny klej. Ten użyty przez szewca chyba był na bazie butaprenu czy jakoś tak.
Załącznik 45270Załącznik 45271
Odp: Pierwszy krok w chmury Pikuja. Taka sobie relacja.
Prawdopodobnie utleniła ci się pianka PU. Przykleisz, odpadnie kolejna warstwa. Pozostaje ci zakup nowych butów lub wymiana podeszw, np Hanzel robi taką usługę. Proponuję poczytać wątek Meindl - przestroga, czyli ''nie wolno nie używać butów'' na forum ngt.pl.