1 załącznik(ów)
Odp: Pożegnanie Bertranda
Odp: Pożegnanie Bertranda
Kiedyś jechałem rowerem przez Smolnik nad Osławą i mijam z naprzeciwka dwoje piechurów
To przypadkowe i zaskakujące spotkanie z Robertem i jego małżonką zostało mi w pamięci, chociaż tych spotkań było wiele więcej.
Kiedyś namówiłem go aby wybrał się na wschód aby zobaczyć ulubione Bieszczady z innej perspektywy.
Zakończyło się to ekstremalną wycieczką z rozwaleniem miski olejowej.
Dzwonił potem żartując, że aż takich przeżyć się nie spodziewał jakie mimochodem mu zafundowałem.
Odp: Pożegnanie Bertranda
Dziś napisał do mnie Barnaba. Popłakałem się. Bertrandzie, dziękuję za wszystko. A przede wszystkim za to, że pojawiłeś się w moim życiu. Do zobaczenia, kiedyś, znowu na szlaku.
Odp: Pożegnanie Bertranda
Nie mam zdjęcia, trudno. Ale w pamięci Naczelny Wizytator Sił Bieszczadzkich pozostanie, nawet bez obrazka.
Cieszę się, że mogłem Cię poznać. Jeszcze nie tak dawno rozmawialiśmy, byłeś pełen optymizmu, nie poddawałeś się. A teraz wizytujesz całkiem już niemałą forumową delegację... tam. Smutno.
1 załącznik(ów)
Odp: Pożegnanie Bertranda
Trudno coś sensownego w takich chwilach napisać. Wielki żal, tyle wspaniałych wspomnień, wspólnych wędrówek …
Załącznik 48197
2010 rok
Odp: Pożegnanie Bertranda
Bardzo przykra wiadomość. Pozostaną wspomnienia.
Odp: Pożegnanie Bertranda
Odp: Pożegnanie Bertranda
Kilka lat temu, zimą wybrałem się na weekend w Bieszczady. Pojechałem w piątek pekaesem relacji Rzeszów - Ustrzyki Dolne i tam miałem przesiąść się na następny jadący do Górnych. Autobus startował między czternastą a piętnastą i w Dolnych miał być około osiemnastej. Stamtąd ostatni na Górne odjeżdżał przed dziewiętnastą więc był spory zapas czasu. Niestety w ten dzień nad podkarpaciem rozpętała się burza śnieżna i do Sanoka (około 75 km) autobus dotarł po ponad trzech godzinach a do Ustrzyk Dolnych przybył dobrze po dwudziestej. Ostatni autobus już dawno mi uciekł więc podreptałem do wylotówki na Górne z nadzieją, że może uda się złapać jakąś okazję. Chodniki zawalone śniegiem, ulica w niedużo lepszym stanie ale dało się nią iść. Niestety ze względu na niesprzyjającą aurę - zero ruchu samochodowego. Byłem wypoczęty (ponad pięć godzin siedzenia w autobusie) i dobrze ubrany więc szedłem na razie zadowolony, podziwiając piękno żywiołu kłębiącego się w światłach ulicznych latarni. Minąłem kościół w Jasieniu i usłyszałem, że coś jednak z tyłu nadjeżdża. Zamachałem i się udało, tyle że tylko do Czarnej. Wylądowałem tam na przystanku i zacząłem się zastanawiać co dalej robić? Ciemno, późno, ruchu żadnego a pierwotnym celem miała być Dydiowa więc ździebko kilometrów do pokonania jeszcze zostało. Stwierdziłem, że z buta do Lutowisk spokojnie dam radę o ile mnie wilki na tym śnieżnym pustkowiu nie zeżrą. Ruszyłem więc dalej. Przedreptałem całą Czarną i zagłębiłem się w lesie ciągnącym się niemalże do punktu widokowego nad Lutowiskami. Śnieżyca nie odpuszczała a ja mrużąc oczy parłem przed siebie drogą, oblepiony śniegiem niczym bałwan. Na tej wysoczyźnie pomiędzy miejscowościami dogonił mnie jakiś samochód, również cały oblepiony śniegiem, za wyjątkiem ciemnych fragmentów przedniej szyby w miejscach gdzie zaiwaniały wycieraczki oraz jaśniejących punktów reflektorów. Zamachałem bałwaniastą ręką i samochód zaczął powoli wyhamowywać. Ja byłem nie do poznania (chusta na twarzy, czapa, kaptur - jeno szpara oczu) ale jak się tylko okno uchyliło od razu poznałem, że kierowca jest od Poznania! W środku siedział Bertrand i wołał do mnie: wsiadaj człowieku! Jakaż była radość, gdy wgramoliłem się do środka, zdjąłem szmaty z pyska i mnie poznał :)
Jechał wtedy z jakimiś gratami (lakierami czy czymś tam) do Mavo i jak zobaczył samotnego piechura z dala od siedzib ludzkich postanowił od razu zabrać go na pokład. Taki to był nasz Robert! Ponieważ warunki drogowe były bardzo ciężkie więc zmieniłem plany na PTSM w Stuposianach i tam mnie podrzucił po czym pociął dalej, na Nasiczne.
Będzie nam Ciebie brakowało...
Odp: Pożegnanie Bertranda
Ja na Bertranda wlazłem niespodziewanie w... Rzeszowie, w hotelu przy Podkarpackiej. Ja miałem swoje służbowe spotkanie a Bertrand swoje. Przepraszał, że nie dał znać, ale był w Rzeszowie tylko chwilkę, zaraz miał jechać dalej. Chwalił w żartach, że dobrze tego swojego Rzeszowa pilnujemy, nikt się nie prześlizgnie.