3 załącznik(ów)
Odp: Bieszczadzkie okruchy
Piękne te Twoje wspomnienia, u mnie również wywołały przyjemne refleksje. Mój pierwszy kontakt z Bieszczadami przebiegał w podobnym okresie czasu bo w roku 1984. Jednak takich atrakcji, jak chociażby z chlebem i czymś do chleba, to jednak nie miałem. Prawdopodobnie dlatego, że zakwaterowani byliśmy w PTTK w Ustrzykach Górnych. Tak wyglądało miejsce obecnego Hotelu Górskiego.
Załącznik 43385
Wówczas podróż pociągiem przez ZSRR trwała 24 godz. Szczegółów z poszczególnych wycieczek, zbytnio już nie pamiętam, ale pierwszego dnia na pewno mieliśmy zamiar wejść we mgle na Tarnicę.
Załącznik 43386
Na dzień dzisiejszy, to jestem przekonany, że doszliśmy do przełęczy i we mgle, Tarnicy nie zobaczyliśmy. Jedynie pamiętam, że podczas powrotu z Wołosatego słońce świeciło i widzieliśmy po prawej stronie opuszczone zabudowania. Z kilkunastu zdjęć z tej wycieczki, to mogę jedynie zlokalizować pobyt w Cisnej i Jabłonkach.
Załącznik 43387
Tu byliśmy na pewno dwa razy, gdyż obiecane odwiedzenie pomnika gen.Świerczewskiego w ówczesnym Dniu Wojska Polskiego, odbyło się 12.10.1984 r. w zdecydowanie mniejszej grupie. Był to warunek za przedłużenie czasu wycieczki z 3 do 5 dni. I właśnie tego dnia, gdy w grupie 5-6 osób? przeszliśmy z U.G. do Jabłonek różnymi szlakami, a z powrotem kursowym autobusem PKS :-) , zrodziła się wspaniała myśl "ja tu jeszcze wrócę" , oczywiście gdy będę na emeryturze :-(. Jak do chwili obecnej, udaje mi się to systematycznie realizować i oby jak najdłużej, czego sobie osobiście życzę :-).
Odp: Bieszczadzkie okruchy
Bieszczady w PRLu część 4 :) Przyjemnie się czyta i jeszcze przyjemniej ogląda - proszę o więcej zdjęć z tamtych lat.
Moje "okruchy" to rok 1996 i 3 tygodnie pod namiotami. Na jednej wędrówce,zatrzymaliśmy się w środku zdziczałego sadu i padły słowa "Tu była wieś Rosolin". Mam jeszcze rzeźbę od rzeźbiarza z Polany,wycenił ją wtedy na 30 tyś. a zapłaciłem 3 zł bez targowania :)
Odp: Bieszczadzkie okruchy
Cytat:
Zamieszczone przez
mercun
A pojawią się jakieś foty (...)?
Ode mnie raczej nie :-)
Dzięki wszystkim za ciepłe słowa i... zapraszam do wspólnego kruszenia :-)
Odp: Bieszczadzkie okruchy
A propos bieszczadzkiego chleba. To był 1984 albo 85 rok. Wycieczka szkolna. W zasadzie to wycieczka klasowa mojej trzy lata starszej siostry, a ja taki na doczepkę. Bo jechaliśmy do Krościenka do naszej rodziny. Z tym, że do Krościenka nad Dunajcem, a dojechaliśmy do Krościenka w Bieszczadach. A jedną z opiekunek grupy była nauczycielka geografii! Mniejsza o przebieg wycieczki. Pamiętam natomiast, że jak już dojechaliśmy do tego Krościenka to akurat poprzedniej nocy okradziono kiosk Ruchu, milicja i żołnierze WOPu. No i ktoś kupił chleb. Ogromny bochenek, jeszcze ciepły. Nigdy nie jadłem tak pysznego chleba. Nawet moja siostra pytała się mnie niedawno, czy pamiętam ten chleb. A przy okazji zaliczyłem trasę Sanok- Krościenko i z powrotem pociągiem. Do Krościenka nad Dunajcem zjechaliśmy z dziennym opóźnieniem. Ale pamiętam też, że bilety zostały przestęplowane i do Sanoka wracaliśmy na tych samych bez dopłaty.
Ot ,taki okruch z wybitej szyby kiosku w Krościenku.
Odp: Bieszczadzkie okruchy
Co dotyczy chleba naszego bieszczadzkiego, to mam jeszcze jedną opowieść. To najpewniej był 89r, było nas czworo: moja sąsiadka(początek studiów) jej brat połowa podstawówki, sąsiad z drugiej strony-połowa liceum lotniczego i ja- człowiek który obiecał sobie na szkolnej wycieczce, że tu wrócę i nie był to mój pierwszy powrót. Plecaki mieliśmy wyładowane prowiantem za wyjątkiem chleba, którego mieliśmy mało. Dniem wyjazdu był najprawdopodobniej piątek. Na początek kilka godzin jazdy autobusem do Rzeszowa a dalej następnym do Ustrzyk Dolnych albo Leska. W Cisnej byliśmy na tyle póżno, że czasu zostało na śpieszne dojście do bazy w Łopience, oczywista przez Jamy pod Łopiennikiem. Nie wiem, czy to był 22lipca czy co, ale w poniedziałek i wtorek sklepy miały być jeszcze zamknięte.
W niedzielę wybraliśmy się do kościoła do Terki: Ewa, ja i jeden bazowicz. Adam z Michałem zostali i mieli napowiedziane, żeby nie zeżreć wszystkiego chleba- co obiecali.
Po drodze obiecałem sobie, że coś wymyślę i kupię od dobrych ludzi chleb albo ziemniaki. Jakie było moje szczęście, gdy wśród wiernych dostrzegłem panią sklepową ze sklepu w Terce to nie muszę mówić. Ona na pewno coś poradzi, może w domu albo w sklepie ma chleb.
Tu ciekawostka, że pani Danuta w tym sklepie pracuje nadal(przynajmniej tak myślę)!!!
Niestety w trakcie mszy Ewa żle się poczuła, pod koniec nabożeństwa musieliśmy wyjść. Pani sklepowa gdzieś nam się zapodziała, przepadła jak kamień w wodę. Pozostało mi zapukać do pierwszej lepszej chaty, żeby wybrnąć z kryzysu, Ewa i bazowicz raczej mi to odradzali. Niestety gospodyni powiedziała, że przykro jej ale z uwagi że ma gości nie bardzo ma się czym się podzielić i nagle zza drzwi wyjrzała pani sklepowa, to ona z rodziną przyjechała w gości. Gdy powiedziałem, że jesteśmy z bazy w Łopience twarz pani sklepowej się rozjaśniła. Powiedziała że chleba w sklepie zostało ale tu nie mieszka i musi sprawdzić czy ma ze sobą klucze od sklepu. To trochę trwało.
Możecie sobie wyobrazić moją radość gdy wracaliśmy do bazy z kilkoma bochenkami, tak żeby obdzielić pozostałych gapowiczów. Co z tego, że po drodze parę razy nas zlało.
Po powrocie Adam z Michałem mieli miny winowajców proszących o litość. Te resztę chleba zjedli bo bardzo zgłodnieli. Na początku zjedli swoją porcję następnie trochę nadgryżli naszą a gdy nasz powrót się opóżniał zjedli wszystko.
Podczas pobytu na bazie staraliśmy się być aktywni i pomocni. Nosiliśmy wodę, rąbali drewno przyniesione z lasu. Po drewno trzeba było się nachodzić bo blisko było dawno wyzbierane.
Gdy na zakończenie pobytu bazowy wystawił nam rachunek, to były to symboliczne grosze.
Drugi obóz założyliśmy w Ustrzykach Górnych ale chleba z Terki wystarczyło nam do końca.
Wychowaliśmy się w małej lubelskiej wiosce, całkiem niedaleko Wisły. Ewa mieszka w Chicago, Michał broni polskiego nieba a Adaś ma swoją firmę i osiągnął duży sukces finansowy. On swoje dzieci często woził w Bieszczady i latem i zimą. Ja siedzę na miejscu i co roku staram się pokazać Bieszczady nowym ludziom.
Każdy swój wyjazd w te góry
traktuję jako życiowy sukces.
Odp: Bieszczadzkie okruchy
Cytat:
Zamieszczone przez
partyzant
Co dotyczy chleba naszego ...
Nie w każdej wsi był sklep. Tutaj CHLEB przyjeżdżał między ósma a dwunastą.
http://ciekawe.tematy.net/1982/BM-82_0008_600.jpg
Odp: Bieszczadzkie okruchy
W Zatwarnicy, a pewnie i w Chmielu dzisiaj dowożą chleb co drugi dzień.
Odp: Bieszczadzkie okruchy
Cytat:
Zamieszczone przez
Piskal
W Zatwarnicy, a pewnie i w Chmielu dzisiaj dowożą chleb co drugi dzień.
Ale dowożą do sklepu.
Ten był sprzedawany wprost z furmanki. Jeśli cię nie było, gdy chlebowóz przyjechał, chleba nie miałeś. Oczekiwanie na przyjazd było swoistym rytuałem.
Odp: Bieszczadzkie okruchy
Co Was w środku lata zebrało na wspomniki?
Poczekajcie do jesieni, to bardziej odpowiednia pora, a teraz ....w góry, w góry ...miły bracie !
Odp: Bieszczadzkie okruchy
Cytat:
Zamieszczone przez
don Enrico
Co Was w środku lata zebrało na wspomniki?
Poczekajcie do jesieni, to bardziej odpowiednia pora, a teraz ....w góry, w góry ...miły bracie !
W góry latem?! W życiu!