Chaszczem się sztachnąć! ( czyli Bazyla głodne kawałki suto omaszczone cytatami )
„O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny”
( Leopold Staff – Deszcz Jesienny )
Coś Leopolda chyba gryzło jak to pisał, chandra czy inne diabelstwo i stąd pewnie te sączące się jęki. Musi on nie bardzo jesień lubił! A przecież teraz w górach „tu cichosza tam cicho” ( Grzegorz Turnau – Cichosza) i nie ma turystów i nie ma gawiedzi ( Bazyl ). Jeno wicher wyje, wilcy zbierają się w watahy a dźwiedzie wietrzą pierzynki przed snem „i pięknie jest” ( Lech Janerka – Jezu jak się cieszę ). Ale zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim może się to podobać, że są tacy którzy wolą lato i ciepełko, że już tęsknią za słupkiem rtęci w okolicach trzydziestki na plusie, że też chcieliby w zimowy sen zapaść. Leniwe są to bestie! Bo przecież właśnie teraz, jak pisał o narciarzach Kornel Makuszyński ( Zima, śnieg narty itd. ) nadchodzi „...czas ruji, właściwiej mówiąc sportowy okres, pełen wichrów i śniegów, taki to ci się wtedy wyrzeka i żony i kochanki i dziatek miłych i ciepłego łoża, śnieg mu uderza na mózg (...)”.
Szlag by...zabrnąłem już w zimowe zaspy a przecież relacja moja ma dotyczyć właśnie tego okresu, za którym niektórzy tęsknią, czyli pory komarów, bąków i innych sympatycznych stworzeń. Jest więc już i tak odrobinkę spóźniona a ja plotę jakieś dyrdymały miast przejść do meritum. Wybaczcie, już się poprawiam i zaczynam.
Uwaga! Ze względu na brutalność scen i niewybredne słownictwo tekst przeznaczony wyłącznie dla osób pełnoletnich o stalowych nerwach. Przed ewentualnym rozpoczęciem lektury proszę kliknąć poniższy napis:
Świadom(a) zagrożeń zeń płynących, po konsultacji z lekarzem rodzinnym decyduję się na brnięcie przez Bazylowe, jakże nieświeże już wypociny ( Fe! )
Odp: Chaszczem się sztachnąć! ( czyli Bazyla głodne kawałki suto omaszczone cytatami
Piątek, 13.07.2007 godz. 21.30
Zaciszne ( póki co ) M3 w centrum Rzeszowa. Połowy: lepsza i gorsza. Gorsza przechadzając się po pokoju duma jakby przedstawić lepszej pewien arcydelikatny plan wyjazdu samopas bladym świtem dnia następnego. Zagaja:
- Jaką pogodę zapowiadali na łikend?
- Juto ma być nieciekawie: 26 stopni i możliwe ulewy.
Dobrze, dobrze nawet bardzo dobrze – myśli sobie gorsza.
- Ale w niedzielę ma być słońce i upał.
Zniese i to – kontynuuje myślenie gorsza, po czym mówi:
- To ja bym może wyskoczył na dwa dni?
- Gdzie?
Głos wewnętrzny na to:
„ Po cóż ci, kochanie wiedzieć, że do lasu idę spać,
dłużej tu nie mogę siedzieć, na mnie czeka leśna brać” ( Dziś do ciebie przyjść nie mogę ). Na fonii:
- W Bieszczady.
- Znowu?
W myślach: jakie znowu? Oburzające - cóż za brak wyczucia czasu! Ostatnim razem byłem w kwietniu! Głośno, z rozżaleniem i smutkiem:
- Ale ja na głodzie jestem.
- Ale w niedzielę ma być upał, nad wodę byśmy pojechali.
Do siebie, oczywiście w myślach: Boże! Tydzień w tydzień nad wodę, i znów smażyć się, ociekać olejkami słuchając wielce rozbawionej gawiedzi. Tfu!
Głośno, z troską w głosie:
- Kochanie, ale woda w zalewie nie będzie jeszcze odpowiednio nagrzana. ( Ale ściema! )
„Ale żona, jak to żona, Nic jej nigdy nie przekona” ( Jan Brzechwa – Ślimak )
- Ważne, że będzie słońce grzało.
- Na okrutnym głodzie jestem....
- No to rób jak uważasz.
Aha! Czyli wybór: weźmiesz pigułkę niebieską – zostaniesz i wszystko będzie jakbyśmy nie rozmawiali, weźmiesz czerwoną – pojedziesz i będziesz miał na co zasłużyłeś.
Wziąłem niebieską – koniec relacji.
E...tam, niebieską - na głodzie zawsze wybiera się czerwoną więc trzydzieści sekund później: - latarka, śpiwór, palnik...gdzie jest ten cholerny scyzoryk? Aha, chyba przy rowerze w sakwach. No jesteś w końcu, bo spać już trzeba.
Odp: Chaszczem się sztachnąć! ( czyli Bazyla głodne kawałki suto omaszczone cytatami
Sobota, 14.07.2007, 4.00
Piiik – pik, piiik – pik, piiik – pik, budzika pikanie próbuje unieść moje powieki. Tymczasem instynkt samoobronny nuci: „ Czwarta nad ranem, Może sen przyjdzie...” (SDM – Czarny blues o czwartej nad ranem). Tfu! Bazyl, natychmiast wypluj te słowa! Przyjdzie sen, Connex odjedzie i cały wyjazd w pi....(znaczy się nie dojdzie do skutku). No dobra, już dobra, śmigam.
Szybkie poranne oblucje i już mijam sterczący niczym monstrualny pal ( powiedzmy :wink: ), charakterystyczny pomnik w centrum Rzeszowa.
Dworzec autobusowy PKS. Taka elipsa, po środku której parkują odpoczywające autobusy a po obwodzie rozmieszczone są stanowiska, z których moim ulubionym jest nr 5. Piąteczka – to stąd właśnie stalowe dyliżanse wyruszają na południowy wschód. Oprócz mnie, na ławeczce pod piątką tylko jedna osoba. Lico i szyja obficie pokryte tatuażami, rysy twarzy wskazujące może nie tyle na szlachetność czynów jej posiadacza co z pewnością na zdecydowanie i śmiałość w działaniu.
- Kafel jestem! Masz śluga?
- Bazyl. Niestety nie palę. (Wykrztusiłem przez ściśnięte gardło ) No nie żeby to Kafel ściskał, tylko jakoś tak mi zaschło.
On popatrzył tylko na mnie w taki sposób, że do razu wiedziałem iż wiele straciłem w jego oczach.
Co jak co, ale Kafel to telefonować lubi. Jeszcze piątej nie ma a ten wydzwania po kolegach i oznajmia im radosne nowiny: że będzie impreza, że przed dwoma dniami opuścił „sanatorium” , że nadciąga w rodzinne tereny do Brzozowa. Będzie się działo!
Tymczasem minęło pięć po piątej a tu autobusu jak nie było tak nie ma. Spojrzałem na rozkład jazdy a tu niespodzianka: odjazd przesunięty z 5.00 na 5.35. Czekamy dalej! Minęła 5.35 ... i nic, 5.45 ... i nic, 5.55 ... i nic, 6.00 – jest! Na odcinku 100 metrów 25 minut spóźnienia. Właściwie to niedużo, ale ja miałem w planie przesiadkę, na którą już nie ma co liczyć. Troszkę mi nabruździli w ten plan. Ale spoko – będziem naginać plan do rzeczywistości. Póki co prujemy trzymając kierunek.
Puk! Czółkiem w szybkę. Dźwignąłem jedną powiekę. A...to pętelka w Niebylcu, szatan nie kierowca. Powieka osunęła się na miejsce.
I tak to sobie drzemiąc dojechałem do Sanoka. A tu, zaraz po wyjeździe z dworca, po środku skrzyżowania przed fabryką Autosan stoi człowiek. Niczym szczególnym się nie wyróżnia, ot biała czapka, żółta kamizelka, białe rękawiczki, w zębach gwizdek. Ale moc ci u niego wielka! Wystarczy że jedną rękę uniósł do góry, drugą skierował w bok i już cały sznur pojazdów niczym kierdel potulnych owieczek podąża we wskazanym kierunku. Nasz woźnica też uległ tej zbiorowej hipnozie i zamiast jechać prosto do Zagórza, skręcił w lewo.
„A dokąd? A dokąd? A dokąd? Na wprost!
Po torze, po torze, po torze, przez most...” (J. Tuwim – Lokomotywa) i już po chwili oczom podróżnych ukazał się znak informujący, iż zmierzamy prosto na Przemyśl. W autobusie zapanowało wielkie poruszenie. Pasażerowie popatrzyli po sobie na prawo i lewo, coś jak w kościele przy przekazywaniu znaku pokoju, lecz teraz z niepokojem w oczach. Co śmielsi podnosili się z miejsc, bunt z każdym pokonanym metrem narastał. Na szczęście kierowca w porę się opamiętał, szarpnął kierownicę i pomknęliśmy jakieś 40 km/h, mijając górę Sobień prosto do Leska. Owacje na stojąco i fala meksykańska nie ustawały.
Odp: Chaszczem się sztachnąć! ( czyli Bazyla głodne kawałki suto omaszczone cytatami
No tak - 5 nad ranem. Piękny autobus w krainę imaginacji.
Nie dalej jak dwa dni temu.
...ale, ale
czekamy ...
Odp: Chaszczem się sztachnąć! ( czyli Bazyla głodne kawałki suto omaszczone cytatami
Cytat:
Zamieszczone przez
Henek
No tak - 5 nad ranem. Piękny autobus w krainę imaginacji.
Nie dalej jak dwa dni temu.
...ale, ale
czekamy ...
Przez całe lata prom w Bieszczady startował o piątej. A teraz przyszło nowe i ukradło nam 35 minut czasu bieszczadzkiego. Toż to już nie wykroczenie, nie przestępstwo a zbrodnia!:twisted:
C.d. relacji wrzucę wieczorem.
5 załącznik(ów)
Odp: Chaszczem się sztachnąć! ( czyli Bazyla głodne kawałki suto omaszczone cytatami
Jeszcze rzut beretem i już oczom naszym ukazuje się „Wielkie miasto w samych górach, dwie ulice jeden gmach” (KSU – Ustrzyki). Wysiadka. Tym razem nikt mnie nie wita. Pewnikiem poszła fama, że nie pije, nie pali i nie...je cukiereczków. Dobrze, że sklep stał na swoim miejscu. Szybciutko poczyniłem sprawunki (w tym prowiant) i ruszyłem w kierunku dolnego stanowiska autobusowego, przy którym stał taki wypasiony autokar. Okazało się że to linia pośpieszna do Lublina i jadą przez pogórze, czyli najpierw w kierunku granicy a później w północne strony. W to mi graj! Niestety pośpiech to pośpiech i kierowca poinformował mnie, że nie zatrzymuje się tam gdzie bym chciał wysiąść. Zatrzymuje – nie zatrzymuje, ważne że po kilku minutach byłem na miejscu i nie musiałem wyskakiwać w biegu. Najsamprzód udałem się naprzeciwko, Nikosa odwiedzić. Bynajmniej nie tego Nikosa, który pod połoninami częstuje serem i pogawędką lecz niegdysiejszego ideowego przywódcę jego starszych kolegów (foto_a).
- Strzała Nikos!
- Strzała Bazyl!
- Co ty tak ku wschodowi spoglądasz?!
- Może przyjdą, ocalą?
- Ocalą?
- Linką chcą mnie opleść i do DeTa zaprząc...
- Jak kiedyś tobie podobni cerkwie.
- Jak cerkwie, ale....
- Ale?
- Bo widzisz, lat już ździebko minęło, więc zdawać by się mogło iż ludzie teraz mądrzejsi. Przecież to historia już, można by obok prawdę na tablicy wypisać, ale niszczyć – jaki w tym sens?
- Moim zdaniem żadnego. Może się jeszcze otrząsną. Ale ci, ku którym spoglądasz, lepiej żeby nikogo już nie ocalali.
- Może i masz rację...
- Wypijem po maluchu?
- Ano wypijem!
- Na pohybel jedynie słusznym!
- Na pohybel!
- Piącha-czacha Nikos!
- Piącha-czacha Bazyl!
Teraz ruszyłem w kierunku cerkwi, którą w latach pięćdziesiątych pobratymcy Nikosa zamienili na magazyn, a która obecnie służy jako kościół. Podobno z jej oryginalnego wyposażenia nic nie pozostało ale na szczęście ocalała od zagłady i można nacieszyć oczy jej widokiem (foto_b).
Po chwili, całkiem naprzeciwko, piąłem się już polną drogą ku górze. Pnę się i pnę, aż tu nagle, zza zakrętu wyłania się całe stado bizonów. Pierwotny instynkt łowcy wstrząsnął mną do głębi, zacząłem strzelać na prawo i lewo (foto_c, foto_d). Koniec końców, po ustrzeleniu co atrakcyjniejszych sztuk wyrwałem, no może nie serce wołu ale też coś w ten deseń, czyli zbożowego batonika z kieszeni i pożerając go z iście wilczym apetytem pognałem dalej przez otaczającą mnie prerię w kierunku majaczącej w oddali Figury (foto_e). Tuż przed nią ściągnąłem cugle, rozkulbaczyłem i zarządziłem popas.
Odp: Chaszczem się sztachnąć! ( czyli Bazyla głodne kawałki suto omaszczone cytatami
No Panie Bazyl.. Jestem pod wrażeniem zacnej opowieści i czekam na ciąg dalsiejszy...
Odp: Chaszczem się sztachnąć! ( czyli Bazyla głodne kawałki suto omaszczone cytatami
Cytat:
Zamieszczone przez
sir Bazyl
Przez całe lata prom w Bieszczady startował o piątej. A teraz przyszło nowe i ukradło nam 35 minut czasu bieszczadzkiego. Toż to już nie wykroczenie, nie przestępstwo a zbrodnia!:twisted:
C.d. relacji wrzucę wieczorem.
No co wy... To przesunięcie pozwala nam, Przybyszom ze stron inszych, zdążyć na inkryminowany środek lokomocyi i zdążyć, jako i wy, w puszcze i chaszcze. (a pociąg często się spóźnia...)
Czekamy jak pęcherze.
Odp: Chaszczem się sztachnąć! ( czyli Bazyla głodne kawałki suto omaszczone cytatami
Cytat:
Zamieszczone przez
Bison
No Panie Bazyl.. Jestem pod wrażeniem zacnej opowieści i czekam na ciąg dalsiejszy...
Cytat:
Zamieszczone przez
sir Bazyl
... zza zakrętu wyłania się całe stado bizonów.
Uderz w stół...
Dzięki za dobre słowo.
Odp: Chaszczem się sztachnąć! ( czyli Bazyla głodne kawałki suto omaszczone cytatami
Cytat:
Zamieszczone przez
dziabka1
No co wy... To przesunięcie pozwala nam, Przybyszom ze stron inszych, zdążyć na inkryminowany środek lokomocyi i zdążyć, jako i wy, w puszcze i chaszcze. (a pociąg często się spóźnia...)
Czekamy jak pęcherze.
Skoro tak, to robię wycof ze stanowiska.
A w autobusie z pęcherzem bida.:wink: