Pisząc swoje opowiadania, nie ma pewności, czy nie naruszam regulaminu forum. Zazwyczaj jeżdżę na wycieczki rowerowe, a tutaj można pisać tylko o wyprawach. Tym razem jest jeszcze większe „przegięcie”, bo będzie o pielgrzymce.
Pielgrzymka to (definicja) podróż podjęta z pobudek religijnych do miejsc świętych. Moim takim ulubionym miejscem jest Kalwaria Pacławska. Jestem zawsze pielgrzymem indywidualnym, nieoznakowanym i po drodze nie śpiewam. Pielgrzym powinien – moim zdaniem - dotrzeć do celu a własnych siłach a nie samochodem czy autokarem. Za wyjątkiem tych, którym zdrowie lub inne okoliczności to uniemożliwiają. Wybrałem się rowerem. Wyjechałem przed świtem, żeby zdążyć na mszę o godz. 9:00. Wschód słońca zastał mnie w okolicy Przemyśla a pierwsze zdjęcie, na którym coś widać, zrobiłem miedzy Kupiatyczami a Młodowicami. W dolinie Wiaru snuły się mgły a na ostatnim planie majaczyły Góry Sanocko-Turczańskie.


Uroczystości odpustowe w Kalwarii trwają kilka dni. Niektóre grupy pielgrzymów pieszych już wracały. Spotkałem po drodze trzy, w tym jedną ukraińską.


Na miejsce dotarłem ze sporym zapasem czasu i mogłem spokojnie pospacerować i zrobić kilka zdjęć. Jeszcze nie było tłoczno. Pielgrzymi, którzy przybyli wczoraj, jedli jeszcze śniadanie na kwaterach lub budzili się w swoich przyczepach kempingowych.


Przed południem wyruszam na drugą część dnia pielgrzymkowego do miejsc mniej świętych, ale równie pięknych. Rozpoczynam od góry Żytne, z której jest piękny widok na Kalwarię, dolinę Wiaru i pasmo Kopystańki na północy a na Suchy Obycz i okolicę na południu.


Potem przez Paportno i dolinę Paportniańskiego Potoku docieram do stóp Suchego Obycza. Tutaj obiecujące tablice ale niedźwiedzia ani śladu.