Strona 1 z 4 1 2 3 4 OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 1 do 10 z 32

Wątek: Pikuj - raz jeszcze. Taka mocno subiektywna relacja, oby nie przegadana.

  1. #1
    Bieszczadnik
    Na forum od
    09.2007
    Rodem z
    Puławy (te lubelskie)
    Postów
    265

    Domyślnie Pikuj - raz jeszcze. Taka mocno subiektywna relacja, oby nie przegadana.

    Myśl o Pikuju jest ze mną już od dłuższego czasu. Nie mogę nawet powiedzieć, że od roku bo dłużej. I mimo, że w ubiegłym roku we wrześniu udało się ją zrealizować to pozostał ogromny niedosyt jeśli chodzi o widoki. Trafiliśmy na mgłę, chmury i mżawkę. Ale też sobie myślę, że pewnie jakbym to wszystko zobaczył to i tak chciałbym tam wrócić do tej przestrzeni, do tej wolności, trochę innej niż w naszych polskich Bieszczadach. Zresztą wracając stamtąd we wrześniu ubiegłego roku mówiłem sobie, że tam wrócę, najlepiej w maju.
    Nie udało się niestety w maju na tą najzieleńszą zieleń. Jakoś się z tym pogodziłem bo i godzić się z takimi rzeczami trzeba by dalej do przodu iść , ale Pikuj w głowie pozostał. Zresztą nie tyle sam Pikuj co całe, albo prawie całe pasmo. Sam Pikuj jakoś tak nie budzi we mnie takich uczuć jak pasmo zakończone Pikujem.
    Ale nadszedł czas w sierpniu. Liczyłem na czas bez burz, bez deszczów z chłodniejszymi dniami. Śledziłem prognozy. I akurat był wolny weekend. Dobry czas. Wstępnie miało być ładnie, słonecznie, nie za gorąco. Czas było poszukać ekipy, która chciałaby mi potowarzyszyć, przeżyć ze mną tą dwu, trzydniową wędrówkę. I okazało się że znajomi nie mogli lub nie chcieli z różnych powodów (termin, brak paszportu, kondycji etc.) . Wstawiłem więc ogłoszenie na FB. Najpierw na naszą mała puławską grupę znajomych, potem zaś już na swój profil. I tu taka sama sytuacja. Młody, mój syn tym razem nie chciał jechać. Jak widać Ukraina go nie pociągnęła. Zdecydowałem się jechać sam. Miotałem się z tą myślą, miałem mnóstwo obaw, dręczył mnie niepokój. Wszak miał to być pierwszy wyjazd na Ukrainę autem oraz samotne przejście pasma Pikuja. Po polskich górach zdarzyło się nie raz samemu chodzić ale to jakoś tak inaczej postrzegam. Dodatkowo w czwartek na wsi zraniłem się w stopę. Przez sandał wbił mi się brudny gwóźdź na 2 cm głębokości. Dwa inne tylko lekko drasnęły skórę. Wziąłem zastrzyk przeciw tężcowi (to też była trochę zabawna historia z polską służbą zdrowia ale o tym teraz pisał nie będę) No i miałem wymówkę bo nie byłem pewny czy będę mógł chodzić. Na szczęście rana w środku stopy nie przeszkadzała zanadto. Owszem pobolewała jak się nieodpowiednio stanęło.
    Zdecydowałem się jechać. Dla siebie. By przełamać jakieś tam swoje lęki. By znowu nie być taką dupą, która wielu rzeczy się boi a przecież bardzo by chciała :)
    Udało się jeszcze może ok. godzinki zdrzemnąć a potem wyjechałem tuż po północy.
    Na granicę w Krościenku dotarłem około 4 nad ranem.
    I tu na razie bez zdjęć
    c.d. prawdopodobnie nastapi

  2. #2
    Forumowicz Roku 2012
    Forumowicz Roku 2011
    Forumowicz Roku 2010
    Awatar don Enrico
    Na forum od
    05.2009
    Rodem z
    Rzeszów
    Postów
    5,183

    Domyślnie Odp: Pikuj - raz jeszcze. Taka mocno subiektywna relacja, oby nie przegadana.

    Ugodziłeś mnie w czułe miejsce , które nazywam Pasmem Pikuja
    Nie jest to nazewnictwo oficjalne , i co z tego ?
    W polskim piśmiennictwie to są Bieszczady wschodnie , które nie wiadomo co jeszcze zahaczają, Borżawę, Jawornik ? Bóg wiec co? może Sokalskie ?
    To ukraińskie nazewnictwo całkiem mi nie pasuje (jakiś wododzielnyji dział (ВОДОДІЛЬНИЙ ХРЕБЕТ)
    - skąd oni to wzięli?)
    .
    Jak go zwał tak go zwał, jak dla mnie to to jest to miejsce będące kwintesencją dawnych , nieistniejących Bieszczadów.
    Nie DZIKICH Bieszczadów, tylko normalnych, użytkowych zamieszkujących głównie przez Bojkowskich pasterzy .
    Bieszczadów nie przedzielonych granicą fizyczną ani granicą historii.
    To obecnie w Paśmie Pikuja odnajduję więcej prawdziwych Bieszczadów niż w tłumie wciskających się osób na Tarnicę
    Cokolwiek napiszesz przeczytam z ciekawością i wnikliwoscią.
    Ostatnio edytowane przez don Enrico ; 03-09-2019 o 22:33

  3. #3
    Bieszczadnik
    Na forum od
    09.2007
    Rodem z
    Puławy (te lubelskie)
    Postów
    265

    Domyślnie Odp: Pikuj - raz jeszcze. Taka mocno subiektywna relacja, oby nie przegadana.

    Dzięki za miłe słowa don Enrico.
    Trochę po tych polskich Bieszczadach chodziłem. Cudne są. Ale jakoś tak w tych ukraińskich ta przestrzeń i wolność jakby większa. Może dlatego tak bardzo mi się podobają. Nie sam Pikuj. Ale te łąki, lasy, ludzie i zwierzęta. I to tak wysoko wypasane. Dzieciaczki niespełna dziesięcioletnie ze swoim starszym bratem daleko od domu pasące krowy. A tu niebawem przychodzi zlewa i burza. Ciekawe co zrobili ze zwierzętami bo o nich jakoś tak mniej się martwię. Myślę sobie : poradzili sobie. Bo przecież nielekko im cały czas. Człowiek na koniu jadący po połoninie. albo nawet te hałasujące i trujące auta (na szczęście tym razem tylko trzy) jadące po połoninie. Przecież nie tylko po to by się przejechać ale też odpocząć w cudnych warunkach przyrody. No i wreszcie plecakowcy : młodzi Ukraińcy ( w sumie niewielu ich) ale też i Polacy łącznie z ekipą Wojtak Pysza, którą bardzo miło było poznać. I co dziwne, ja , raczej introwertyk, czasem tam na górze jak spotkam kogoś to mi się gęba nie zamyka. To samo powiedział spotkany pod Pikujem Marcin.
    Na Ukrainie byłem czwarty raz. W razy w Bieszczadach Wschodnich , dwa razy we Lwowie. I wiem ,że mnie tam znowu ciągnie.

    Tak sobie pomyślałem, że to chyba chodzi o drogę. Cel jest ważny ale droga do niego równie ważna.
    Ostatnio edytowane przez PaweleS ; 03-09-2019 o 22:53

  4. #4
    Forumowicz Roku 2016
    Kronikarz Roku 2016
    Forumowicz Roku 2014
    Forumowicz Roku 2013
    Ekspert Roku 2012
    Awatar Wojtek Pysz
    Na forum od
    02.2008
    Rodem z
    Jarosław
    Postów
    2,484

    Domyślnie Odp: Pikuj - raz jeszcze. Taka mocno subiektywna relacja, oby nie przegadana.

    Cytat Zamieszczone przez PaweleS Zobacz posta
    Ale te łąki, lasy, ludzie i zwierzęta. I to tak wysoko wypasane. Dzieciaczki niespełna dziesięcioletnie ze swoim starszym bratem daleko od domu pasące krowy. A tu niebawem przychodzi zlewa i burza. Ciekawe co zrobili ze zwierzętami bo o nich jakoś tak mniej się martwię.
    Zwierzęta radzą sobie lepiej od ludzi. Skóra jest nieprzemakalna, deszczu już nieraz zaznały. Deszcz, to też jednyny sposób, w jaki się myją;-). Byle tylko z deszczem dużego chłodu nie nawiało.

  5. #5
    Bieszczadnik
    Na forum od
    09.2007
    Rodem z
    Puławy (te lubelskie)
    Postów
    265

    Domyślnie Odp: Pikuj - raz jeszcze. Taka mocno subiektywna relacja, oby nie przegadana.

    Bo te krowy to jakieś takie dziwne. Po górach chodzą, burz się nie boją. A ja tam mam ich obraz z nizin :)

  6. #6
    Bieszczadnik
    Na forum od
    09.2007
    Rodem z
    Puławy (te lubelskie)
    Postów
    265

    Domyślnie Odp: Pikuj - raz jeszcze. Taka mocno subiektywna relacja, oby nie przegadana.

    Na granicy w Krościenku nie bardzo wiedziałem jak się zachować. W końcu to mój debiut autem na granicy wschodniej. Było jeszcze ciemno. Na jednym pasie trochę aut, drugi wolny. Wcześniej czytałem ,że jest podział na unijnych i pozostałych. Pojechałem więc dalej spodziewając się pasa "unijnego" No i był. Stanąłem i chwilę czekałem bo na nim paliło się akurat czerwone światło. Zielone zapaliło się na tym obok. Po chwili polski celnik zaprosił mnie na tamten i zaczęła się bardzo szybka odprawa. I u Polaków i u Ukraińców spotkałem się z życzliwością. Mówili co i jak i bardzo szybko byłem po odprawie. Po stronie ukraińskiej wiąże się to z wizytą przy trzech okienkach. Dostaje się karteczkę z nr.rej auta, w kolejnym pieczątkę a na ostatnim, tuż przed szlabanem się ją zdaje. Na tym ostatnim jeszcze przez dość długą chwilę porozmawiałem z bardzo sympatyczną ukraińską "celniczką". I pojechałem dalej. Na stacji zakup karty telefonicznej, nieopodal od ruchomego kantoru-chłopaka zakup hrywien i dalej w drogę. Droga nie najgorsza. Zaczęło swiatać, było dużo mgieł a ja sobie jechałem. Po drodze mijałem piękne miejsca, góry i doliny spowite mgłami, przydrożne cudne kapliczki i wspaniałe odnowione cerkwie jakby nie pasujące do zaniedbanych innych budynków.




    Niby do Libuchory było nieco ponad 100 km ale ponad dwie godziny trzeba było jechać. Drogi kręte, miejscami bardzo dobre, miejscami kiepskie. Przeraziłem się w jednym miejscu po skręcie z głównej drogi. Przez w sumie niedługi odcinek , może ok 0,5 km na dwóch zakrętach o 180 stopni i to jeszcze w dół drogi prawie nie było. Pomyślałem sobie jak tak będzie dalej do końca moje podróży (ok 35 km) to ja tam chyba dojadę za parę godzin. Na szczęście ten wręcz fatalny odcinek dość szybko się skończył. Dalej już tylko we wsi Libuchora droga była fatalna co może odrobinę widać na 3 zdjęciach. Tam tylko droga gruntowa.

    Na tym zakręcie szukałem drogi bo to co widziałem nie wydawało mi się drogą. Tu na zdjęciu stara opuszczona stacja benzynowa nieopodal tego zakrętu. Zdjęcia tej drogi niestety nie zrobiłem.

  7. #7
    Fotografik Roku 2010
    Fotografik Roku 2009
    Fotografik Roku 2008

    Awatar bartolomeo
    Na forum od
    07.2005
    Postów
    4,274

    Domyślnie Odp: Pikuj - raz jeszcze. Taka mocno subiektywna relacja, oby nie przegadana.

    Cytat Zamieszczone przez PaweleS Zobacz posta
    Przeraziłem się w jednym miejscu po skręcie z głównej drogi. Przez w sumie niedługi odcinek , może ok 0,5 km na dwóch zakrętach o 180 stopni i to jeszcze w dół drogi prawie nie było.
    Musiał Ci się ten zakręt w Boryni faktycznie dłużyć, tych wertepów jest tam ze 100-150m
    Czterech panów B.

  8. #8
    Bieszczadnik
    Na forum od
    09.2007
    Rodem z
    Puławy (te lubelskie)
    Postów
    265

    Domyślnie Odp: Pikuj - raz jeszcze. Taka mocno subiektywna relacja, oby nie przegadana.

    Libuchora. O tej wsi słyszałem, że jeszcze kilka lat temu był to żywy skansen. Z jednej strony chciałem tą wieś zobaczyć, z drugiej nie myślałem by właśnie stamtąd zaczynać swoją wędrówkę. Tak trochę podpowiedź, może pomysł uzyskałem na FB od znajomej przewodniczki bieszczadzkiej. Rozważyłem go i stwierdziłem, że być może uda się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Zobaczę tą słynną Libuchorę i także powrót do niej i do auta nie będzie zbyt długi a więc będę miał ogarnięty jako taki powrót do domu z pasma Pikuja. W ubiegłym roku bez auta z Biełasowicy wracaliśmy przez Lwów, teraz chciałem po dojściu do auta być prawie całkowicie niezależny co do powrotu. O czasie powrotu miała ewentualnie zadecydować sytuacja na przejściu granicznym.

    Jak się okazało na miejscu czasem to wszystko wygląda inaczej. Libuchora to bardzo długa wieś przez którą prowadzi droga fatalna, dziurawa, gruntowa. Jedzie się po niej bardzo wolno. Dosyć szybko więc postanowiłem zostawić auto i dalej pójść pieszo. Wszak szedłem chyba taką samą prędkością z jaką bym jechał. Nie wziąłem tylko dwóch aspektów pod uwagę. Z miejsca gdzie zostawiłem auto do Starostyny było 13 km. Na początku dość płasko, potem stopniowo pod górę. Powrotna ścieżka z pasma Pikuja poprowadziła mnie znowu daleko od auta. No i doszło zmęczenie spowodowane nieprzespaną nocą, naprawdę upalna pogoda oraz ciężki plecak, który wraz z upływem kilometrów (na początku całkiem szybko mijających) okazał się plecakiem coraz cięższym. Po drodze mijałem mieszkańców wioski. Z niektórymi udalo się zamienić kilka słów . Kilku mężczyzn pytało o pracę w Polszu , starsi zaś mówili że do Starostyny to strasznie daleko. Chat krytych strzechą jeszcze kilka pozostało. Uwagę zwróciły też piękne kapliczki w przydomowych ogródkach oraz duże, często kolorowe domy. A połonina zbliżała się i zbliżała. Z drogi zrobiła się ścieżka (tą, którą miałem iść chyba zgubiłem) W pewnym momencie było również po ścieżce. Na szczęście dobra widoczność wyraźnie mówiła w którym kierunku iść. Trochę przez krzaki aż w końcu przez piękny bukowy las. I ciągle coraz bardziej pod górę. I niestety przy moim zmęczeniu pojawiły się bardzo bolesne skurcze łydek w obu nogach. Ból przewracał, nie pozwał iść, kazał siedzieć. Trzeba było dłużej odpocząć, więcej pić tym bardziej, że skurcze objęły i uda. W pewnym momencie musiałem też przedzierać się przez jeżynowe chaszcze, na szczęście na podstawie aplikacji maps.me wiedziałem, że tuż obok jest upragniona ścieżka prowadząca do Starostyny. Wyszedłem z lasu i ujrzałem upragnioną Starostynę- pierwszy cel mojej wędrówki. Takie sytuacje zawsze dodają mocy i sił. Na stokach para Ukraińców zbiera borówki. Wjechali tu koniem z wozem. A ja powolutku podążam do Starostyny by tam wreszcie zjeść bardziej obfity posiłek oraz zdecydowanie dłużej odpocząć. Wszak jakoś tak wcale się nie spieszę. Domek mam na plecach, słońce świeci, raczej upalnie i tylko czasem powieje delikatny i przyjemny wiatr.














    Tradycyjnie w napotkanym Magazinie gaszę pragnienie zimny Zakarpackim piwem. W tych okolicznościach przyrody smakuje znakomicie.




    Czasem pojawiają się jeszcze chaty kryte strzechą


    Aż wreszcie coraz bardziej widać pierwszy cel mojej wędrówki. Jeszcze jednak sporo drogi do niego pozostało


    Po drodze spotykam Panią z dziećmi opalającą drób. w sumie lepiej to zrobić na zewnątrz niż smrodzić sobie w chałupie.


    Jeszcze jakąś tam ścieżkę widać ale chyba powoli niknie. ale przecież nie będę wracał by szukać innej, bardziej znacznej drogi. Wiem przynajmniej w którym kierunku mam iść.


    Tu jeszcze jakieś ślady ścieżki są ale i one niebawem znikną


    Bukowy las, to w nim po raz pierwszy złapią mnie skurcze. I już nie opuszczą do końca dnia. Następne dni na szczęście obyły się bez nich.


    Jeszcze tylko trzeba się było przedrzeć przez chaszcze i jeżyny i odnalazłem drogę. A za nią wreszcie połonina.




    Po pracy trzeba odpocząć, coś zjeść a w takich warunkach przyrody jedzenie smakuje bardziej.




    - - - Updated - - -

    Cytat Zamieszczone przez bartolomeo Zobacz posta
    Musiał Ci się ten zakręt w Boryni faktycznie dłużyć, tych wertepów jest tam ze 100-150m
    W pierwszej chwili kompletnie nie wiedziałem jak jechać a jechałem we mgle. Później pomyślałem sobie, że jeśli taka droga będzie do końca to będzie ona długo trwała :)
    Ostatnio edytowane przez PaweleS ; 04-09-2019 o 22:02

  9. #9
    Bieszczadnik
    Na forum od
    09.2007
    Rodem z
    Puławy (te lubelskie)
    Postów
    265

    Domyślnie Odp: Pikuj - raz jeszcze. Taka mocno subiektywna relacja, oby nie przegadana.

    Na szczycie Starostyny czekał na mnie dłuższy odpoczynek. Właściwie to nie czekał. Sam stwierdziłem, że czas porządnie się najeść, napić i dać odpocząć wpadającym w skurcze mięśniom.
    Jak widać na odpoczynek i pożywianie nie tylko ja się nastawiłem





    W trakcie wędrówki na Starostynę rozważałem jeszcze dojście do Drohobyckiego Kamienia. Jednak ogólne zmęczenie wpłynęło na zmianę mojej decyzji.
    Podjąłem decyzję, że będę szedł ku Pikujowi bez konkretnego planu ile mam dziś przejść i gdzie zrobić pierwszy biwak. To był przecież dopiero pierwszy dzień pobytu w tych górach. Ja miałem na nie czas przeznaczony trzy dni a więc nie musiałem się spieszyć.
    Teraz był czas na nie pośpiech, na delektowanie się widokami mimo, że widoczność nie była najlepsza. Ale jednak przecież była, tym bardziej wspominając ubiegłoroczny mgłowy wyjazd. Człowiek codziennie w rytmie pracy ciągle gania, niby w małym mieście. A tu był wreszcie czas na zwolnienie, na oddech pełną piersią.

    Tam gdzieś są polskie Bieszczady. I Drohobycki Kamień.


    Pogoda zaczyna się zmieniać. Chmur jest coraz więcej ale ciągle gorąco. Po dłuższym odpoczynku idę dalej w kierunku Pikuja.
    Tak sobie myślę, że najlepiej jest tworzyć relację na gorąco. Po upływie już prawie dwóch tygodni emocje blakną. Jeszcze chwilę temu byłem nimi przepełniony, teraz zaś pozostają jakieś tam ich strzępy, to co najbardziej wryło się w pamięć.
    Idę więc niespiesznie dalej spoglądając przed siebie , oglądając się za siebie. dookoła tyle pięknych widoków. Niby takich samych jak w polskich Bieszczadach ale jednak rozleglejszych.
    Czasem słońce schowa się za chmurami.





    Czasem słońce zaświeci





    A że woda idzie jak woda trzeba pomyśleć o uzupełnieniu jej zapasów. Po ubiegłorocznej wędrówce znałem miejsce jednego źródła. (drugie wyżej tradycyjnie było wyschnięte) Zostawiłem plecak wyżej w krzakach a sam zszedłem przed Wielkim Wierchem po wodę.
    Smakowała jak najlepsza woda na świecie. Zresztą z tego źródła korzystają również pasące się nieopodal krowy.








    Tak wolno szedłem, że zrobiło się już po 18 czasu polskiego. Czas powoli myśleć o miejscu na nocleg. Nie chciałem schodzić w dół za pewną grupką ukraińskich piechurów do ruin schroniska, o którym w ubiegłym roku wspominał don Enrico. Chciałem by to było gdzieś na górze, tym bardziej, że nic nie zapowiadało deszczu ani burzy. (choć w trakcie dnia o ile dobrze pamiętam kilka grzmotów z oddali dało się usłyszeć) Pragnąłem mieć możliwość fotografowania dosłownie z przed namiotu ewentualnego zachodu i wschodu słońca. Jakkolwiek wcale nie jakiś mocny wiatr powodował, że szukałem jakiegoś zagłębienia na szczytowej połoninie.





    No i znalazłem takie miejsce naprzeciwko ruin schroniska i źródełka, kawałek przed Ostrym Wierchem.
    Rozbiłem namiot i dość szybko poszedłem spać. Udało się jeszcze uwiecznić zachód słońca. Zmęczenie po nieprzespanej nocy nie pozwoliło na wiele dłużej, tym bardziej, że nastawiłem budzik na godzinę przed 5 naszego czasu by z tej wysokości zobaczyć wschód słońca.



    cdn mam nadzieję :)

  10. #10
    Bieszczadnik
    Na forum od
    09.2007
    Rodem z
    Puławy (te lubelskie)
    Postów
    265

    Domyślnie Odp: Pikuj - raz jeszcze. Taka mocno subiektywna relacja, oby nie przegadana.

    W nocy trochę wiało. Byłem na górze, w delikatnym zagłębieniu ale wiatr i tak delikatnie hałasował namiotem. Niespecjalnie mi to przeszkadzało. Spałem jak zabity. Miałem plan by spróbować zrobić nocne zdjęcie oświetlonego namiotu. Liczyłem też na gwiazdy. Nie udało
    się. Obudził mnie budzik przed 5 czasu polskiego. Udało się uchwycić namiot o świcie. Dość wysoko świecił jeszcze księżyc.



    Wschód zapowiadał się nader interesująco. Warto było wstać przed świtem. Zresztą zawsze warto, tym bardziej, że wystarczyło tylko wyjść z namiotu by mieć cudowny widok przed oczyma. Sam pomysł biwakowania na górze spowodowany był tą właśnie możliwością.

    Ostatnio edytowane przez PaweleS ; 09-09-2019 o 21:41

Informacje o wątku

Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

Podobne wątki

  1. Pierwszy krok w chmury Pikuja. Taka sobie relacja.
    Przez PaweleS w dziale Wschodni Łuk Karpat
    Odpowiedzi: 30
    Ostatni post / autor: 25-10-2018, 21:51
  2. Mocno spóżniona relacja z krótkiego wyjazdu.
    Przez partyzant w dziale Relacje z Waszych wypraw w Bieszczady
    Odpowiedzi: 13
    Ostatni post / autor: 13-03-2017, 21:36
  3. Pikuj .."pierwszy raz ;)
    Przez joorg w dziale Wschodni Łuk Karpat
    Odpowiedzi: 59
    Ostatni post / autor: 04-06-2013, 14:26
  4. O Górach Kaczawskich raz jeszcze
    Przez Krzysztof Gdula w dziale Turystyka nie-bieszczadzka
    Odpowiedzi: 1
    Ostatni post / autor: 21-11-2012, 22:40
  5. Odpowiedzi: 30
    Ostatni post / autor: 13-04-2009, 06:35

Zakładki

Zakładki

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •