Warunki w weekend były zacne. Mrozik ale prawie bezwietrznie. Ze śniegiem wielkiego szału nie ma, powyżej 900 m 30-40 cm, puszek więc i rakiety niewiele pomogają. Nie chcę tworzyć nowego wątku ale mam pewną refleksję na temat utrzymania chatek. Jesteśmy na bazie w Łopience po nieprzespanej nocy i całodziennym brodzeniu w śniegu. Oczywiście godzinka zbierania drewna, żur się gotuję i rozmowy panelowe przy wiśniówce trwają. Wpada 13 osób, szkolenie WOT. Spoko wszyscy się przecież pomieścimy...rano lekkie zdziwienie. Wypalili całe porąbane drewno, już nie mówię, że nie poszli pozbierać ale nawet nie chciało im się pociąć tego co my dodatkowo naciągneliśmy. Śmieci po liofach, ogrzewaczach i cholera czym jeszcze poupychane po kątach. Cóż było zrobić...pozbieraliśmy i spaliliśmy co się dało. Może i trochę zaśmierdziało ale lepiej tak niż żeby walało się to po wiacie. W każdym razie dobrze to o tych dzielnych wojakach nie świadczy.