Dziękuję za odpowiedź. Do wersji ze zbioru „Zielone Ucho” też chciałem zaglądnąć, z tym, że (abstrahując już od sytuacji epidemicznej) od dwóch i pół roku nie bywam w bibliotekach, bo nie mam czasu. Od 2018 bowiem prowadzę firmę sam, a pracuję 6 dni w tygodniu w takich godzinach, które mi korzystanie z bibliotek w zasadzie uniemożliwiają.
Ale do rzeczy:
O mojej koncepcji zjazdu przez Wesnarkę napisałem już w moim pierwszym poście w tym temacie:
Później analizowałem to jeszcze raz, pozostając przy swej koncepcji zjazdu przez w/w połoninę:
ale teraz, po lekturze Twojego posta mam wątpliwości.
Oczywistym jest, że Studziński przed zmrokiem, będąc w niedoczasie nie ryzykowałby najkrótszego, ale najtrudniejszego, bo przez wertepy, pniaki i las zjazdu w źródliskowe zwory Czarnego Czeremoszu pod Palenicą , ale wybrałby raczej jedną z dwóch dostępnych dróg, które łatwo sprowadziłyby go do doliny Czarnego Czeremoszu i dalej do schroniska Bałtaguł. W trakcie wyrypy na pewno posługiwał się jakąś mapą (no bo niby jak inaczej dotarłby tam, gdzie zamierzał?) i mapą tą najprawdopodobniej była jednak „setka” WIG arkusz „Hryniawa” (pisząc wspomnienia najwyraźniej jednak nie miał do niej dostępu). Na miejscu Studzińskiego, będąc na Palenicy wybrałbym chyba prosty zjazd ponad zasypaną kosówką (jej wystające znad śniegu „zmarzłe łodygi” wszak „nie hamowały pędu”, czyli kosodrzewina musiała być solidnie przysypana, a jedynie odwianymi musiały pozostawać górne jej fragmenty) na Wesnarkę i dalej, zaznaczoną wszak na „wigówce” drogą przez las do doliny Czeremoszu (podany przeze mnie czas - „kilka minut” wynika z mojego własnego doświadczenia zjazdowego, bo bywało, iż trzeba było „ciąć” właśnie przez lekko wystającą znad śniegu kosodrzewinę). Jednak wobec przytoczonej przez Ciebie wersji opowiadania z 1957 roku to być może owo „cofanie się po śladach przez 4 kilometry” liczone od Hnitesy doprowadziło autora do połoniny Bałtaguł (odległość z grubsza się zgadza) skąd dopiero rozpoczął on zjazd w dolinę Cz. Czeremoszu? (przeciwko tej koncepcji świadczy jednak literalne wymienienie Bałtagułu we wcześniejszym fragmencie opowiadania, co z kolei koliduje z koncepcją nadania temu miejscu miana Gropy (chyba, że „Gropą” nazwał Studziński Komanową)). Zresztą cały ten fragment nosi najprawdopodobniej znamiona skrótu myślowego, spowodowanego po części nieposiadaniem dokładnej mapy, jak i niepamięcią autora - najwyraźniej pisząc o wysokości 1750 m ma na myśli Palenicę, skąd w zasadzie zaczyna się zjazd, początkowo jednak „po śladach”, za źródła Cz. Czeromoszu biorąc albo jeden z jego wykapów na połoninie Bałtaguł, albo dopiero miejsce w dolinie, gdzie Cz. Czeremosz powstaje z połączenia kilku swych cieków źródłowych (co sugerowałem już w pierwszym moim wpisie).
Co do mapy, jaką mógł mieć Studziński przy pisaniu wspomnień, to znalazłem na „Mapsterze” taką: http://maps.mapywig.org/m/Polish_map...znych_200K.jpg , która oczywiście przedstawia Gorgany i Bieszczady Wschodnie (w treści tej mapy uderza podobieństwo do symboliki zastosowanej przez Kamińskiego w jego "płajowej" mapce przedstawiającej trasę Studzińskiego), ale być może podobną wydano także dla Czarnohory oraz gór Czywczyńskich i Hryniawskich . Co więcej, na „Mapsterze” zamieszczono adnotację, że mapa ta pochodzi ze zbiorów Piotra Kamińskiego. Więc może było tak, iż Kamiński wyrysował swoją mapkę na podstawie schematycznej mapy przedwojennej, którą udostępnił mu Studziński??? Tą hipotezę mamy chyba możliwość potwierdzić u źródła – czyli skontaktować się z Piotrem Kamińskim. Być może taką właśnie, mało szczegółową mapką dysponował autor, pisząc swe opowiadanie w latach pięćdziesiątych XX wieku? Ubóstwo jej treści mogłoby po części tłumaczyć również ubóstwo toponimii w relacji Studzińsiego tyczącej tej części jego wyprawy, w której dotarł on do Hnitesy. Zastanawia jednak, dlaczego doświadczony kartograf, jakim jest Kamiński nie skorygował tak oczywistego błędu nazewniczego pana Tadeusza, jakim była owa nieszczęsna „Gropa”???
Czas pieszej wędrówki znany jest mi z autopsji – w 2015 r właśnie spod Czywczyna doszliśmy na Komanową, skąd cofnęliśmy się na Połoninę Bałtaguł na nocleg. Zajęło nam to ok. 8 h.
Przecież silny boczny wiatr, może być też dokuczliwy – nawiewał zapewne świeży śnieg na dopiero co nadtopioną dnia poprzedniego ( a w nocy pięknie zapewne zmrożoną) warstwę starszego śniegu, spowalniając wędrówkę.
Pozdrawiam
Luki
Zakładki