Krzysztof Potaczała „To nie jest miejsce do życia. Stalinowskie wysiedlenia znad Bugu i z Bieszczadów”
Wydawca Prószyński Media Sp. z o.o., Warszawa 2017

Zacznijmy jak najbardziej formalnie, tj. od podstawy prawnej. Oto ona - zob. Dz.U. z 1952 r. Nr 11, poz. 63:
Umowa pomiędzy Rzecząpospolitą Polską a Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich o zamianie odcinków terytoriów państwowych, podpisana dnia 15 lutego 195 r. (ratyfikowana zgodnie z ustawą z dnia 26 maja 195 r.).
Internetowy serwis aktów prawnych:
http://prawo.sejm.gov.pl/isap.nsf/Do...WDU19520110063
http://prawo.sejm.gov.pl/isap.nsf/do.../D19520063.pdf
Wikipedia:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Umowa_...15_lutego_1951

W 1951 r. rejon dolnoustrzycki (o obszarze 480 km kw.) powrócił do Polski – w zamian za 480 km. kw., o które uszczuplono nasze ówczesne województwo lubelskie (zachodnia część miasteczka Sokal, Krystynopol, Bełz, i okolice). Tak - na podstawie lektury ww. aktu prawnego oraz zapisu w Wikipedii - można by skwitować to, co się wydarzyło w 1951 r. W sposób jak najbardziej poprawny, ale z pominięciem ludzkich losów.

Pan Krzysztof Potaczała na ponad 300 stronach swojej książki dohumanizował tę „zamianę odcinków terytoriów państwowych”. Napisał kolejny, bardzo interesujący reportaż historyczny, korzystając ze wspomnień uczestników wydarzeń, zapisów urzędowych, ówczesnych relacji prasowych. Czytając, wczuwamy się w sytuacje osób wyzuwanych z ojcowizn, przesuwanych niczym pionki (najsłabsze figury) na szachownicy. A przecież były to osoby w różnym już wieku i stanie zdrowia, osoby różnych zawodów, różnej zaradności życiowej i o różnym dorobku. Zadowolony oczywiście nie był nikt. Ale jedni byli jeszcze w stanie zakasać rękawy i rozpocząć nową egzystencję od podstaw, inni natomiast popadli w zniechęcenie i apatię, czasem już do końca skróconego w ten sposób życia. Wyjechać bowiem musieli wszyscy – tak przewidywała umowa międzypaństwowa, w tym zakresie przez obie strony ściśle wykonywana. Oporni bywali doprowadzani na dworzec i przymusowo lokowani w pociągu ewakuacyjnym.
Autor postarał się o wyjaśnienie przyczyny owej wymiany terytoriów, opisał dość długo trwające negocjacje, wskazał hipotetyczną możliwość uzyskania przez Polskę nieekwiwalentnego (większego) obszaru za dopłatą w złocie.

Krzysztof Potaczała przedstawił też cały kontekst historyczno-społeczno-etnograficzny tych dwóch terytoriów: odzyskiwanego i traconego. Poczynając od przedwojnia.
Do 1939 r. ich sytuacja była podobna, oczywiście z zastrzeżeniem, że rolnictwo na Sokalszczyźnie rozwijało się na wysokiej klasy glebach, dawało wysokie plony zbóż, a rejon Ustrzyk Dolnych bardziej nadawał się do hodowli. Etnograficznie zaś było tu i tam podobnie: Polacy i Żydzi głównie w miasteczkach, a Rusini (Ukraińcy) głównie na wsiach.
Aż nadciągnął wicher historii (niczym obecnie COVID-19). Holokaust wyeliminował żyjącą i tu, i tu, od stuleci, ludność żydowską.

Po przyłączeniu rejonu dolnoustrzyckiego do ZSRR (co trwało do 1951 r.) mieszkający tu Polacy wyjechali na ziemie tzw. odzyskane, tylko niewielka ich część pozostała na miejscu wraz z rdzenną ludnością ukraińską. Tę drugą szybko spacyfikowała administracja radziecka. Z UPA i jej sympatykami rozprawiono się dużo bezwzględniej niż u nas. Polacy natomiast z czasem przeklęli własne decyzje o powojennym pozostaniu na ojcowiźnie – w 1951 r. musieli ją opuścić i wraz z ludnością rusińską udać się w głąb Ukraińskiej SRR (ale bynajmniej nie na Sokalszczyznę).

Z polskiej części (do 1951 r.) Sokalszczyzny pozbyto się ludności ukraińskiej w ramach powojennych, niby dobrowolnych przesiedleń do ZSRR, a następnie podczas akcji Wisła w 1947 r. Pozostali tu Polacy przeżyli w 1951 r. szok – przyszło im wyjechać bądź na ziemie odzyskane, bądź do, też akurat odzyskanego, rejonu dolnoustrzyckiego.

Jak się to wszystko odbywało - niezwykle ciekawie relacjonuje p. Krzysztof Potaczała. Opisuje przesiedleńcze przygotowanie i przebieg, następnie losy samych przesiedleńców już na nowych miejscach. Zarówno tuż po wyładowaniu z wagonu towarowego, jak też po tygodniach, miesiącach i latach.

Jednak czegoś mi w tej relacji zabrakło. Autor przedstawia (wyrywkowo ale reprezentatywnie) losy Polaków wysiedlonych z Sokalszczyzny oraz losy Ukraińców (i garstki Polaków) wysiedlonych z rejonu dolnoustrzyckiego. Ci pierwsi udali się na ziemie poniemieckie i właśnie do rejonu dolnoustrzyckiego, a tych drugich władza radziecka rzuciła w głąb ukraińskich stepów. Bardzo mało natomiast można dowiedzieć się o tej ludności ukraińskiej, która zasiedliła polską część (do 1951 r.) Sokalszczyzny. Skąd się oni wzięli? Jakie kryteria przyjęła władza radziecka kierując tam w 1951 r. swoich nowych osiedleńców?

Od tamtych wydarzeń minęło już wiele lat. Krystynopol, Bełz, sokalskie Zabuże to dla nas dziś tylko punkty na mapie utraconych Kresów Wschodnich.
Natomiast odzyskany w 1951 r. rejon dolnoustrzycki (Niżnoustrickij Rajon) to przecież (m.in.) nasze dzisiejsze Ustrzyki Dolne, Krościenko, Lutowiska, Czarna, Polana, Smolnik n. Sanem, Chmiel, Dwerniczek, północne (za Sanem) skrawki Dwernika i Sękowca, całe pasmo Otrytu, etc. Kto zna Bieszczady, ten wie i kocha. Ja - znam.