Witajcie!
Jakoś tak wyszło, że dawno nie klikałem na forum. Co miałbym opisywać? Bywam w Bieszczadach dwa razy w roku, zazwyczaj na wiosnę i jesienią. Ostatnimi laty w ciągu tygodniowych pobytów byłem w górach po dwa dni, resztę spędzając na dole. Pomagając koledze w pracach gospodarczych.
Ale nie o tym będę opowiadał. Wczoraj dowiedziałem się, że moja córka ma być na kwarantannie. W sobotę 19.09.2020 bawiła się na domówce na której jedna z dziewcząt miała koronawirusa. Żeby było śmieszniej, impreza odbywała w mieszkaniu jednej z pracownic szkoły. Do której uczęszcza moja córka. Dyrekcja szkoły zakazała memu dziecku przychodzenia do szkoły do czasu, aż sprawa się nie wyjaśni. Dzisiaj do córki zadzwonili z sanepidu, z Pułtuska zwróciliście uwagę, z Pułtuska a ja mieszkam w Piasecznie. Impreza odbywała się w Warszawie. Powiedzieli że ma w miejscu zamieszkania przebywać do 2.09.2020. Dzwonię dzisiaj do przełożonego co mam robić? "Sanepid nie dzwonił, przychodzisz do pracy" taką dostałem odpowiedź. No to jutro idę. Zobaczymy co będzie dalej?
Dlaczego taki tytuł? Ano moi współpracownicy ze wschodu tak określają "wuhankę". Bo tak to badziewie powinno się nazywać, a nie zgodnie z poprawnością polityczną.
Zakładki