Na Małym Menczyle była mała wyprawa po wodę do nisko położonego źródła. Poszły dwie osoby plus pies, ja zostałem pilnować plecaków.
Główny grzbiet z Topasem, do którego mamy dotrzeć widać tuż, tuż, jak na wyciągnięcie ręki (nie wiemy jeszcze, że dotrzemy tam dopiero jutro, w samo południe). Obejście przez dolinę Terebli też widać - jest gdzieś tam daleko, daleko. Idziemy rurociągiem!
Nad głowa psa Topasa - góra Topas z wieżą.
Czyż nie jest on "na wyciągnięcie ręki"?
Widok na nieco zarośniętą nitkę rurociągu.
Przejście odcinka ok. 5 kilometrów zajęło nam ok. 4 godziny, do przełęczy w grzbiecie głównym miedzy 1184 a Wosową 1379 doszliśmy pół godziny przez zmrokiem. Przełęcz nie była szczególnie urokliwa, ale znalazło się miejsce na dwa namioty i nieco drewna na ognisko.
![]()
Gdy poszliśmy spać, pies został przy dogasającym ognisku. Rano omal go nie rozdeptałem, gdyż w nocy wlazł bez pukania pod tropik i mocno spał, wiedząc, że opiekunowie dobrze go pilnują
Poranek u nas na przełęczy był ponury. Widzieliśmy całkiem niedaleko zbocza i lasy oświetlone ostrym słońcem a tutaj było mokro i zimno.
Zwinęliśmy ociekające namioty i bez śniadania ruszyliśmy do góry. Pierwszy odcinek był skalisty i bardzo stromy. Ale cieszymy się, że jesteśmy już na grzbiecie głównym i idziemy "wzdłuż".
Do słońca i ciepła dotarliśmy na połoninach pod górą Wosowa i kawałek za szczytem zrobiliśmy długi postój, połączony ze śniadaniem i suszeniem namiotów.
Suszarnia z widokiem na Menczył.
A z przeciwnej strony widać Gorgany.
O tej porze roku połonina jest rzeczywiście krasna a my zbliżamy się do - widzianego już trzeci dzień - Topasa.
Na grzbiecie Krasnej nie ma już osiedli noclegowych zbieraczy, zdarzają się pojedyncze, naprędce sklecone budki.
Uzupełnienie wody w skromnym źródełku.
Teraz na Topas już naprawdę niedaleko (pół godziny).
Mam nadzieję, że Bartoloomeo w wolnej chwili uzupełni relację swoimi panoramami.
Swoją drogą to ciekawy jest temat psów wędrowników.
Ja miałem taką przygodę na Ukrainie gdzie pies przez trzy dni przy-wędrował się do nas zdobył Pikuja i nie sposób było go odgonić
Również było tak pewnego razu na pograniczu polsko-słowackim że przykleił się do nas pies,
a gdy weszliśmy na Słowację tamte służby policyjne zwróciły nam uwagę że pies nie może biegać luzem
- ... ale to nie nasz pies , weźcie go sobie !
- tak broniliśmy się
Bartolomego uczestniczył również w tamtym wyjeździe , więc zwalę winę na niego , że to on tak przyciąga psów wędrowniczków
Ostatnio edytowane przez don Enrico ; 30-09-2021 o 20:19
Trzeciego dnia w samo południe weszliśmy na szczyt Topasa.
Na północy widać Kołoczawę.
Teraz widzimy już Topas z drugiej, wschodniej strony. I jeszcze jedno schronienie zbieraczy brusznic.
Rur na rurociąg za dużo nawieźli.
Nasz Topas nie miał na trasie problemów z zaspokojeniem pragnienia. Miał wodę o różnych smakach co chwilę.
Teraz idziemy na najwyższy szczyt Połoniny Krasnej - Syhliański 1564 m.
Na szczycie zdjęcie typu "zbobywcy";-)
Rzut oka na Gorgany
W przeciwieństwie do psa, pozostała trójka wędrowców musiała nosić wodę w paskudnych, plastikowych butelkach.
Ze źródełka pod Gropą, z którego nabieramy wodę powstanie niżej spory potok, spływający przez leśne ostępy do Ruskiej Mokrej.
Kawałek dalej spotkaliśmy zmotoryzowaną ekipę miejscową, która ugościła nas lokalnymi potrawami i napojami.
![]()
Rozmowy międzynarodowe przy suto zastawionym stole na środku drogi trwały równą godzinę. Tutaj rozstaliśmy się z czwartym uczestnikiem ekipy, który został troskliwie przygarnięty przez jednego z członków bratniej ekipy. Na zmartwionego Topas nie wyglądał.
Po wymianie kontaktów i pożegnaniu, pojazd szybko się oddalił. My zaś mając pół godziny do wieczora, intensywnie rozglądaliśmy się za miejscem na biwak.
Miejscem biwaku był tym razem ten maleńki lasek przy drodze, ale jego maleńkość zobaczyliśmy dopiero nazajutrz rano.
Poranne jest też zdjęcie namiotów ...
... oraz namiotów naszych sąsiadów. Przybyli na to miejsce, gdy było już zdecydowanie ciemno. Szukali znajdującej się w pobliżu szopy myśliwskiej ale nie znaleźli. Rozbili dwa namioty w pobliżu, rozwiesili między drzewami prześcieradło i do północy oglądali filmy z przenośnego projektora. Na szczęście bez dźwięku (lub bardzo cicho).
![]()
Czwarty dzień wędrówki rozpoczynamy od nabrania wody. Motyka służbowa służy do pogłębiania zbiornika z wodą, by mogły pić pasące się tu swobodnie konie.
Środek transportu ekipy zbieraczy brusznic. Według oceny kierowcy - jest już 450 kg. Docelowy wynik na dzisiaj to 600 kg!
Krasna wyraźnie kraśnieje.
A goryczki jesiennieją.
Ostatnia duża góra na naszej trasie - Klimowa 1492 m.
![]()
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki