"Dolnoślązaczka Ewa Chwałko pokonała liczącą 2367 kilometrów trasę Łuku Karpat w 84 dni. Jest pierwszą Polką i drugą kobietą na świecie, która przeszła ten szlak samotnie! Do tej podróży Ewa Chwałko przygotowywała się 3 lata. Nie uważa się za sportowca, po prostu lubi góry, a jej motto życiowe brzmi: „Od czasu do czasu zrób coś pierwszy raz w życiu”.


I zrobiła. Wyruszyła 4 czerwca z Orszowy w Rumunii. Przeszła przez góry Rumunii, Ukrainy, Polski oraz Słowacji i 26 sierpnia dotarła do Bratysławy. W ten sposób pokonała tzw. Łuk Karpat, czyli łańcuch górski ciągnący się przez kilka krajów Europy Środkowej i Wschodniej - od granicy rumuńsko-serbskiej, po Małe Karpaty w rejonie Bratysławy.

„Nie liczę, ile razy się zgubiłam albo kręciłam w poszukiwaniu noclegu, bo ponad stówę trzeba by dodać jak nic” – napisała Ewa Chwałko na Facebooku. Gubiła się, choć już siedem miesięcy przed wyprawą zaczęła tworzyć szczegółową mapę interesujących ją rejonów Karpat. Wykonała jej wersję analogową (dwa grube zeszyty) oraz elektroniczną. Ale już pierwszego dnia wyprawy przewróciła się na śliskich kamieniach i roztrzaskała smartfon, przez co na dłuższy czas straciła dostęp do mapy elektronicznej. Korzystanie z tej analogowej też nie zawsze było łatwe, bo Karpaty w swojej najbardziej rozległej części są dzikie. Marnie oznaczony szlak łatwo tam pomylić ze ścieżką wydeptaną przez zwierzęta. – No i okazało się, że nie najlepiej posługuję się kompasem - przyznała podróżniczka.

W czasie wędrówki Polka nie korzystała też z tzw. depozytu, czyli rzeczy rozmieszczonych wcześniej na kolejnych etapach trasy. Droga, którą sobie wytyczyła, wiodła głównie graniami, czyli skalistymi, zwykle stromymi grzbietami górskimi, ale Chwałko co kilka dni schodziła do osad, by uzupełnić zapasy żywności. Przed wyprawą zadbała oczywiście o odpowiedni sprzęt: namiot, śpiwór, matę i plecak (spakowany ważył 19 – 20 kg). Na trasie nocowała w owym namiocie, prowizorycznych schronach, chatach pasterskich. Starała się wyszukiwać miejsca bezpieczne.

Jak mówi, ludzi się nie bała, raczej zwierząt, a konkretnie niedźwiedzi. Zwykle rozpoznawała ślady tych zwierząt na trasie. Wtedy szła bardzo ostrożnie. Trzy razy widziała niedźwiedzie z bliska. Gdy zamierała w bezruchu, w końcu odchodziły. Przyznaje, że raz na krótkim odcinku towarzyszyła jej grupka Rumunów. Na widok niedźwiedzia stanęli ciasno obok siebie i zaczęli gwizdać na palcach. To przepłoszyło zwierzę.

47-letnia Ewa Chwałko jest doktorem nauk humanistycznych. Pracuje na stanowisku dyrektora Wydawnictwa Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Gdy nie pracuje albo nie wędruje po górach, kolekcjonuje starą śląską porcelanę. „Uważam, że jakość codzienności zaczyna się od rzeczy drobnych i eleganckich” – napisała na swojej stronie internetowej.

Chwałko podkreśla, że mogła sobie pozwolić na tak długą podróż, ponieważ rektor Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu zgodził się, by wzięła na raz cały przysługujący jej urlop (łącznie z zaległym). Wdzięczna jest także wielu innym osobom, którzy pomogli jej przygotować się do wyprawy. W tym wójtowi gminy Czernica, na terenie której mieszka i Ministerstwu Spraw Zagranicznych oraz placówkom dyplomatycznym.

Już jutro, 3 października, podróżniczka opowie o swojej wyprawie w Centrum Historii Zajezdnia we Wrocławiu."


https://wroclaw.tvp.pl/56172897/doln...aczej-zwierzat