Pokaż wyniki od 1 do 1 z 1

Wątek: Samotne wilki w sudeckich Bieszczadach jesienią

  1. #1
    Bieszczadnik Awatar Leuthen
    Na forum od
    08.2008
    Rodem z
    Wrocław
    Postów
    656

    Domyślnie Samotne wilki w sudeckich Bieszczadach jesienią

    A miała być wędrówka pod Ziębicami (na południe od Wrocławia) Z wizytą na Wzgórzu Panoramy i Spotkania (jak sam je nazywam), bo to z tego właśnie miejsca rozciąga się piękny widok (także na góry na horyzoncie) i to tam spotkali się pierwszy raz… nie powiem kto, tajemnica (wszak „Życie musi mieć swoje tajemnice”, jak stwierdza pod koniec filmu „Inferno” profesor Robert Langdon grany przez Toma Hanksa). Zatem wylądowałem nie na wzgórzach, a w górach! Bystrzyckich na dodatek! Powrót po latach. Na tej wędrówce miałem występować w roli samotnego wilka. Decyzja o wyjeździe była dosyć spontaniczna, czas – w środku tygodnia, w ostatnim – wg prognoz - dniu ładnej pogody: we Wrocławiu zapowiadali +20, ale Ziemia Kłodzka to taki nasz dolnośląski Biegun Południowy (zimna) i w Kłodzku jest najczęściej co najmniej kilka stopni mniej niż we Wrocławiu (bo leży w kotlinie otoczonej górami i spływa tam zimne powietrze – coś jak Nowy Targ na Podhalu, w którym częściej jest zimniej niż w nieodległym od niego przecież Zakopanem, leżącym – bądź co bądź – u stóp samych Tatr!).

    Godzina 6.15 rano, we środę, 20 października 2021 r. – pociąg KD "Śnieżnik" rusza z dworca Wrocław Główny w swoją codzienną trasę do Lichkova. I oprócz pasażerów po drodze systematycznie zbiera także opóźnienie, więc zamiast o 7.57 na moją docelową stację (mianowicie: Bystrzycę Kłodzką) zajeżdża o 8.02. Cóż to jednak jest 5 min różnicy między deklarowanym a rzeczywistym czasem przyjazdu składu w realiach naszego pięknego kraju Do pół godziny żaden szanujący się polski kolejarz nie będzie mówił o opóźnieniu

    Startuję I pierwsza niespodzianka – trafiam od razu wzrokiem na znajomą postać z rowerem. Pani Bibliotekarka z mojej biblioteki osiedlowej wysiada z tego samego pociągu (lecz innymi drzwiami) z rowerem. Zdziwienie i „dzień dobry!”. Nie wdaję się w dyskusję, lecz ruszam przed siebie (później okaże się, że pani od książek pojechała do podnóża Śnieżnika). Patrzę na tabliczkę z czasówką przed dworcem, tzw. szlakowskaz. Zielonym szlakiem do schroniska „Jagodna” 3 h. Moja mapa mówi: 2 h 30 min. Ja generalnie chciałbym zdążyć w dwie Zatem z panią z biblioteki, która wynurza się z alternatywnego wyjścia z peronu (nie po schodach, a po podjeździe) pogadam kiedy indziej. Lecz nim na dobre się rozpędzę, pierwszy pit stop już jakieś 100 m dalej. W prawo od ul. Rycerskiej. Dopiero co punkt 8 otworzyło swoje podwoje muzeum od zapałek czyli Filumenistyczne, jedyne takie w Polsce. Już w nim byłem, zwiedzałem i teraz nie zamierzam. Ja po pocztówki A tam mają. Wiem, bo już raz byłem i kupowałem Wchodzę, mówię grzecznie pani w kasie „dzień dobry!” i oglądam ofertę pocztówkową na stojaku. Godzina 8.08 - wybór dokonany, dwie pocztówki wybrane, stoję przed kasą i chcę płacić. I oczywiście pojawia się problem. Pani przesuwa myszkę, klika, znów przesuwa, klika, a wyraz jej twarzy mówi jedno – że trochę tu jeszcze postoję. Nosz ja…. nie mogę.
    - Chyba siadły baterie, już wczoraj mówiłam, że nie chce działać – mówi pani z kasy do koleżanki, która pospieszyła w międzyczasie z informatyczną odsieczą.
    Trudne momenty wymagają odważnych decyzji!
    - Ile za te pocztówki? – pytam.
    - 4 zł – pada odpowiedź.
    Wykładam monety o łącznym nominale odpowiadającym deklarowanej kwocie i mówię:
    - Proszę. Odliczone. Nie potrzebuję faktury VAT [to było bardzo złośliwe czy tylko trochę?] – mówię, żegnam się („W imię Ojca, i…”, no nie: po prostu „Do widzenia”!) i wychodzę.
    „Pokračujme” – jak to mawiają Czesi. Jedziemy dalej (to nie jest dosłowne tłumaczenie słowa z poprzedniego zdania)
    Bystrzyca Kłodzka! Któż nie słyszał o tym – jednym z największych – ośrodków miejskich Ziemi Kłodzkiej? Wszelako opiewać jego urodę (względnie jej brak i wysokie bezrobocie) niechaj będą inni (tarasowe usytuowanie domów, jak w słonecznej Italii itd.), a ja pędzę zielonym szlakiem z pocztówkami w dłoni dalej.
    No ale jak to tak, bez historii? Ok, żeby nie było, że nie piszę, bo się na tym nie znam

    Habelschwerdt – tak po niemiecku nazywała się Bystrzyca Kłodzka. Miasto o rodowodzie średniowiecznym. Jak jeden wójt Bystrzycy Kłodzkiej walnął na własny koszt w 1319 r. mury obronne, to panujący natenczas onegdaj król (czeski) z miejsca nadał dotychczasowej osadzie prawa miejskie. I Bystrzyca była miastem królewskim! 110 lat po tym doniosłym fakcie okazało się, że inwestycja w mury to za mało w razie „W”, bo trzeba jeszcze obsadzić je kimś, kto da radę odeprzeć atak. A załoga miasta nie poradziła sobie z husytami, którzy przybyli (bynajmniej nie na wycieczkę) w 1429 r. Czyli zdobyto miasto i zniszczono. Bystrzyca miała pecha, że leżała przy dogodnej drodze od strony Międzylesia na Kłodzko i dalej na Wrocław, więc łupiono ją, niszczono i palono w następnych stuleciach jeszcze wielokrotnie. „Nasi” również pojawiają się w dziejach tego miasta, w czasie wojny trzydziestoletniej (1618-1648 ) – sławni lisowczycy dają tam łupnia buntującym się okolicznym chłopom, a krew tych ostatnich spływa obficie po szablach tych pierwszych. Lisowczycy potwierdzają, nie po raz pierwszy zresztą i nie ostatni, swą złowrogą sławę (która oparła się nawet o pędzel Rembrandta) i skuteczność zarazem (nie służyli za żołd, a za to co zdobędą, więc byli „wysoce zmotywowani”, jak to się dziś mawia w korporacjach). Bystrzyca paliła się także przy innych niż wojna okazjach – w zasadzie regularnie przez cały wiek XVIII, a nawet XIX w. W międzyczasie parę razy zmieniał się tu właściciel okolicy (bliższej i dalszej), a Bystrzyca dostąpiła wątpliwego zaszczytu trafienia do annałów wyjątkowo mało interesującej dla historyka wojskowości tzw. wojny kartoflanej (w czasie której wojujące strony stworzyły książkę kucharską „Ziemniaki na sto sposobów” i stąd nazwa konfliktu) z lat 1778-1779. Wojna ta ma ścisły związek z pewnym miejscem, które odwiedzę w toku opisywanej wędrówki. Zatem podczas wojny o sukcesję bawarską (bo tak się oficjalnie nazywa) Austriacy (do których Śląsk i Hrabstwo Kłodzkie przestały już należeć) wpadali tu parokrotnie jak do siebie łupiąc kogo i co się da.
    W czasach zupełnie nam współczesnych (rok 2008 ) w ramach dodatkowego zabezpieczenia ppoż. (historia powinna nas jednak czegoś uczyć!) lokalni samorządowcy obrali patronem miasta świętego Floriana i choć od tego czasu tu i ówdzie wybuchał w Bystrzycy Kłodzkiej jakiś pożar, to jednak nie paliło się teraz – jak przed wiekami – całe (albo „zaledwie” pół) miasto. Na wszelki jednak wypadek, by nie wystawiać nadmiernie Opatrzności Bożej na zuchwałą próbę, w mieście ma siedzibę po dziś dzień Jednostka Ratowniczo-Gaśnicza Państwowej Straży Pożarnej

    Miasto Bystrzyca Kłodzka wydawało i wydaje nadal na świat ludzi o silnej osobowości. Jeden z nich – Niemiec – postanowił zostać oficerem marynarki wojennej (Kriegsmarine), choć do najbliższego morza jest stąd jakieś 500 km w linii prostej (mówimy o Bałtyku, zwanym przez Niemców „Ostsee”, tj. Morze Wschodnie). W czasie drugiej wojny światowej ów mieszczanin-oficer trafił do elitarnego grona nieco ponad 1400 Niemców, którzy potem w CV mogli sobie wpisać, że dowodzili najprawdziwszym okrętem podwodnym, tj. U-Bootem. „Szare Wilki” Hitlera siały postrach wśród alianckich frachtowców na Północnym Atlantyku, wszelako U-Boot-Kommandant (dowódca U-Boota) z Bystrzycy Kł. nie zapisał się niczym szczególnym w dziejach U-Bootwaffe. Niemniej jego postać jest dowodem na to, że wcale nie trzeba mieszkać nad morzem, żeby zostać marynarzem. Przykładowo: najlepszy niemiecki podwodniak z II wojny światowej, Otto Kretschmer, który zatopił równowartość sporego konwoju (bo ponad 40 statków), urodził się pod Legnicą. Niby trochę bliżej morza niż Erwin Jestel (bo tak się zwał bystrzyczanin, o którym mowa wyżej), ale nadal największym akwenem w tamtej okolicy były obiekty typu Jezioro Koskowickie (na którego dnie rzekomo spoczywa po dziś dzień głowa księcia Henryka II Pobożnego, odcięta mu przez Tatarów w bitwie pod Legnicą w 1241 r. i tamże przez nich wrzucona). Pływać po nim U-Bootem byłoby dość ciężko, aczkolwiek z jednym jeziorem (zwanym „Śląskim Morzem”) jest związana legenda o pływających tam niemieckich okrętach podwodnych. Ale to osobna bajka…
    W bliższych nam czasach urodziła się w Bystrzycy Kłodzkiej (w 1970 r.) profesor historii Małgorzata Ruchniewicz (specjalistka od dziejów Ziemi Kłodzkiej), a w jakiś później także moja koleżanka z roku ze studiów – osoba o bardzo ciekawej osobowości. Ale nie wchodźmy za bardzo w moje prywatne relacje

    Koniec ul. Rycerskiej, rynek (zwany oficjalnie Placem Wolności), zakręt szlaku, wsadzenie pocztówek do plecaka w mapę (na krześle przy stole przed restauracją), idąc ulicą Kościelną mijam kościół, piekarnię, monopolowy z czworgiem przedstawicieli lokalnego klubu Anonimowych Nieabstynentów przed wejściem (niekoniecznie wszystko w tak podanej kolejności). Kościelna przechodzi płynnie w Starobystrzycką, ta z kolei w Krakowską, przekraczam most na Bystrzycy, Spadzista, Młynarska, zakręt lewo 90 i zaczyna się ul. Słoneczna ze słynną aleją lipowo-kasztanową i widokami na masyw Śnieżnika. Wchodzę na „nasyp”, by iść aleją, a nie asfaltową drogą. Obok znaków zielonego szlaku na drzewach widnieją oznaczenia szlaku konnego. W przeciwieństwie do wędrówki w Beskidzie Niskim tutaj nie widać na nawierzchni śladów kopyt. Ktoś tędy w ogóle „rajtenuje” (spolszczone niemieckie „reiten” = jeździć konno) Może tak, może ni... Miło by było wsiąść na konia i galopem przemknąć najbliższe trzy kilometry (przy okazji nie waląc głową w jakąś gałąź), ale wierzchowca brak. Drogą obok przemykają dwa samochody jadące w tą samą co ja stronę i potem robi się zupełnie pusto. Że tak powiem „z jeździecka”, jadę kłusem aleją w stronę gór i widocznego lasu. Robi mi się cieplej, wieje wiatr, więc nie ma się co za bardzo wyletniać, ale jest dość ciepło. Nie muszę anglezować (to a propos kłusa), natomiast warto zrobić postój, żeby nie zajechać konia (czyli się), więc przed samą Kolonią Stara Bystrzyca robię postój na jednej z rozmieszczonych w pewnych odstępach od siebie ławek (nie tchnących bynajmniej świeżością wykonania, ale istniejących i działających – to najważniejsze!). Parę minut później znowu w drodze. Mijam coś jakby leśniczówkę – miejsce administrowania wycinką drzew („Leśniczy przyjacielem lasu” – tak, oczywiście…) i pędzę między pojedynczymi zabudowaniami w tempie 1 Dywizji Górskiej. W bramie budynku z czerwonej cegły po lewej stoi pan z kubkiem… herbaty? Kawy?
    - Dzień dobry! – mówię. Odpowiedź chwytam w locie.
    To już las. Mijam widoczne z lewej miejsce postojowe (biwakowe?) z wiatą i ławkami i pruję asfaltem, aż miło. Byleby dojść do jego końca i dalej już leśnymi drogami i ścieżkami. Wreszcie jest – widzę miejsce postojowe przy odbiciu szlaku w prawo z asfaltu. Snuje się tam biały dym z ogniska i widzę postać. Tak, to ona. Ta pani, którą widziałem przechodząc przez ulicę przed bystrzyckim dworcem, kierując się w stronę ul. Rycerskiej. Była za mną. Żółta kurtka, blond włosy i dość duży plecak oraz buty górskie na nogach. Pewnie idzie tym samym szlakiem. A może jednak żółtym? Nieważne! Ja biegłem po pocztówki. Więc widzę teraz jej postać 4 km dalej. Zbiera się do wymarszu. Mam ją gonić? Nie, po prostu idę swoim tempem. Jest coraz bliżej, choć kończy się pakować. Dochodzę.
    - Cześć!
    - Cześć!


    Koniec części 1…
    Ostatnio edytowane przez Leuthen ; 26-10-2021 o 14:00 Powód: Edycja emotikonów i błędów

Informacje o wątku

Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

Podobne wątki

  1. Jesienią w Marmaroszach
    Przez coshoo w dziale Wschodni Łuk Karpat
    Odpowiedzi: 22
    Ostatni post / autor: 31-01-2015, 13:13
  2. Samotne Bieszczady
    Przez seba122 w dziale Wypoczynek aktywny w Bieszczadach
    Odpowiedzi: 3
    Ostatni post / autor: 16-08-2013, 00:45
  3. Bieszczady jesienią
    Przez wolfgang87 w dziale Bieszczady praktycznie
    Odpowiedzi: 19
    Ostatni post / autor: 15-10-2010, 21:57
  4. Bieszczady jesienią
    Przez siwy44 w dziale Bieszczady praktycznie
    Odpowiedzi: 8
    Ostatni post / autor: 04-08-2010, 08:56
  5. W Bieszczadach wilki atakują ludzi (???)
    Przez piotrf w dziale Fauna i flora Bieszczadów
    Odpowiedzi: 74
    Ostatni post / autor: 21-12-2005, 15:29

Zakładki

Zakładki

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •