Sobotnie popołudnie 12 luty, uciąłem popołudniową drzemkę u siebie w domu. Dzwoni telefon psiajegomać..

Tadek: I CO TY NA TO?
ja: yyyy
Tadek: No widziałeś?
ja: śpięęęęę
Tadek: Włącz neta i popatrz, MSZ odradza nam wyjazd!!
ja: ok, spojrzę i oddzwooonięęęę...

Tego dnia nasze MSZ wydało komunikat że oficjalnie odradza wyjazdy naszych obywateli na Ukrainę. Następuje mała nerwowość w podgrupach szykujących się na wyjazd, ja stawiam od razu sprawę jasno: Jest to tak poważna rzecz że każdy musi swoim rozumem ogarnąć i zdecydować, ja jadę tak czyy siak, o ile tylko mnie wypuszczą z Najjaśniejszej i wpuszczą po drugiej stronie granicy.

Tydzień później - 18 lutego wychodzę przed klatkę i podjeżdżają po mnie koledzy:


Siadam za kółko, po ponad 900km w IF mówię że już nie dam rady dalej, padam na tylnim siedzeniu, zasypiam, budzę się i widzę to:



Po kolejnych paru godzinach wnoszenia systemem oblężniczym prowiantu na tydzień dla 9chłopa (sanki jako pulki, torby, skrzynia ze 120jajami)....



To był ewidentnie nietrafiony pomysł pokonywać ok 2km z 300m przewyższenia w takim systemie. No ale cóż - następnym razem zrobimy to inaczej.

Po paru godzinach - jesteśmy tu i pierwsze co duuuuużaaaa porcja mocnej kawy i łapanie oddechu po tej wyczerpującej podróży i zaopatrzeniu chaty.