Pokaż wyniki od 1 do 4 z 4

Wątek: U podnóża ukraińskich Karpat (2004)

Mieszany widok

  1. #1
    Kronikarz Roku 2011 Awatar buba
    Na forum od
    02.2006
    Rodem z
    Oława
    Postów
    3,646

    Domyślnie U podnóża ukraińskich Karpat (2004)

    Jest początek lipca roku 2004. Ładusia, moi rodzice i ja. Nasza trójka na pokładzie dzielnego, bordowego autka rusza na podbój Karpat! :) Huculszczyzna i te sprawy. "Tam szum Prutu Czeremoszu". Plan nie zakłada wielkiego chodzenia po górach. Nie jakieś tam zaraz połoniny i postrzępione szczyty niedostępnych wierchów. Mają być wioski, takie prawdziwe - płynące mlekiem i samogonem. Mają być słomiane dachy, pył chrzęszczący w zębach i błotniste drogi wcinające się w głębokie, wilgotne doliny.



    Ciężko jest napisać relację po 19 latach, zwłaszcza mając dość fragmentaryczne zapiski z przebiegu trasy. Były dokładniejsze opisy, ale notes niestety gdzieś przepadł :( Na pewno wiele rzeczy umknęło z pamięci, wiele opisywanych już nie na świeżo, traci swoją moc, bo dystans lat zazwyczaj gasi emocje, które towarzyszyły wielu wydarzeniom. No ale z dwojga złego lepiej teraz - niż za kolejne 20 lat! :) I lepiej późno niż wcale! :)



    Granicę zamierzamy atakować wcześnie z rana, coby na wszelki wypadek mieć duży zapas czasowy i nie musieć jeździć po nocy jak nas owa granica zassie na dłużej niż zazwyczaj. Nie lubimy jeździć po nocach, a po Ukrainie to już w szczególności. Wiem, łamiemy tą zasadę 5 lat później, za co zostajemy przykładnie ukarani. ( https://jabolowaballada.blogspot.com...ryki-2009.html )

    Śpimy w PTSMie w Ustrzykach Dolnych. Rano suniemy na nasze ulubione, chyrowskie przejście i wypluwa na nas po drugiej stronie w sposób niezwykle sprawny i bezproblemowy. Ładusia napojona prawdziwą, ołowiową benzyną, o oktanowości wahającej się ponoć gdzieś w rejonie 80, zdaje się wręcz fruwać! Takiej mocy przy pokonywaniu wzniesień, takiego przyspieszenia - to ona nigdy jeszcze nie miała! Tu widać poczuła zew przodków! Właściwe auto na właściwym miejscu! Pruje na wschód z taką mocą, że chyba się zatrzymamy we Władywostoku! (proponowałam, ale rodzice jakoś sceptycznie się odnieśli do mojego pomysłu, uznając go za żart Aha! Na dystrybutorach było chyba napisane 72, 92 i 95, ale pan stacyjny mówi nam, że to ściema, bo ze wszystkich węży u nich leci i tak to samo. Z ciekawych sytuacji na stacji zapadło mi jeszcze w pamięć, że tu po raz kolejny utrwaliliśmy sobie, że lokalne węże "nie odbijają". Ile razy trzeba deptać po tęczowych kałużach, aby sobie to wbić do łba??

    Gdzieś w rejonie Starego Sambora pierwszy raz mijamy sympatycznego Węgra w niebieskim trabancie. Koleś ma przeniesamowitą fryzurę. Cała głowa jest praktycznie wyłysiała, jedynie z tyłu zostały włosy. I z tych tylnych włosów ma zapleciony warkocz, sięgający do połowy pleców. Warkocz jest tak gruby, że większość ludzi z kompletnego owłosienia całego łba 1/10 tej objętości nie uzyska. Już nie pamiętam czy on wyprzedził nas, czy my jego. Później, w kolejnych dniach, wpadamy na siebie jeszcze kilkukrotnie. To na przejeździe kolejowym, to na stacji benzynowej, to gdzieś pod sklepem. Widać koleś podąża bardzo podobną trasą. Niestety nie pojawiła się okazja, aby nawiązać z nim jakaś bliższą znajomość. Acz po piątym razie już do siebie machamy :)

    Nasza dzisiejsza trasa wiedzie łagodnymi wzgórzami przez Starą Sól, Stary Sambor, Turkę, Borynię, Wysocko Niżne, Komarniki, Wysocko Wyżne...





    Gdzieś pod sklepem.



    Miejscowością, gdzie planujemy się zatrzymać i trochę połazić, jest Libuchora. Pamiętam, że jeżdżąc w Bieszczady, natrafiliśmy na jakieś czasopisma opisujące pobliskie wioski znajdujące się po drugiej stronie granicy. I tam urzekły nas wyłaniające się z mgieł strzechy chat! I to nie, że tam jedna chałupa czy dwie albo jakiś zapomniany kurnik. Ze zdjęć wynikało, że cała wieś tak wygląda. I nie jest to jakiś pieprzony skansen, gdzie trzeba przebierac kapcie zanim się wejdzie, a za zdjęcie z błyskiem wypruwają ci flaki. Jest to zwykła wieś, gdzie ludzie sobie mieszkają i strzechy sobie po prostu są, bo zawsze były, no i są dalej. Widać myszy ich nie zjadły, ognie nie pochłonęły, a pragnienie luksusu i nowoczesności jeszcze nie wdarło się w serca na tyle silnie, aby okazać się jeszcze skuteczniejszym od ognia i mysz.

    Ładusia i strzecha prezentują się razem nadpodziw harmonijnie. Wiem, że ze zdjęcia nie bardzo to widać (bo jakość moich zdjęć jest również spójna z pylistą atmosferą chwili), ale ja to pamiętam i można mi uwierzyć na słowo :P Można też wwiercić się wzrokiem w mgłę fotografii i spróbować odnaleźć pasujące do opisu plamy :)



    No a wracając do wspomnianych strzech - jest tu ich naprawdę od zarąbania.











    Są też obejścia z inną strukturą dachów, ale widać również mnie jakoś urzekły, jako że trafiły na zdjęcia.





    W wiosce miją nas kilkanaście pojazdów i z tego co pamiętam żaden nie był spalinowy. Wszystkie są tak ekologiczne, że cały obecny zachodni świat powinien się posikać ze szczęścia.



    Były to jeszcze te piękne czasy, gdy ludzie nie uciekali na widok aparatu, pozwalali, aby robić im zdjęcia. Ba! często sami o nie prosili!





    Tu taka sytuacja: bardzo spodobała się nam przydomowa kapliczka kryta omszałym gontem. Robię więc jej zdjęcie...



    Ledwo aparat nie pstryknął i świat nie spowiło głośne BŻŻŻŻ, świadczące o przewijającym się filmie, jak zza węgła nie wyskoczy facet machając rękami i pokrzykujac coś do nas! Jak się okazuje, zaraz obok zbudowali też nową kapliczkę. Dopiero co ją skończyli ze szwagrem i są z niej bardzo dumni. Uważają, że ją też powinniśmy sfotografować. I to koniecznie z właścicielem! Już mam robić to kolejne zdjęcie, a tu nagle facet myk! ucieka z kadru i znika w czeluściach chałupy. Pobiegł do domu po wnuczka. Żeby wnuczek też był na zdjęciu. Zatem zdjęcie w komplecie - nowa kapliczka i jej fundator, z wnuczkiem Iwankiem na rękach. Iwanko nie chciał zdjęcia. Odwracał główkę i darł japę okrutnie.



    Patrząc na ten obrazek wybitnie uderza ogrom czasu, ktory nas od niego dzieli. Iwanko, z którym przypadkowe losy zderzyły nas na dwie minuty, jest dziś dorosłym facetem. Czy został w górskiej wiosce i wiedzie życie takie jak ojciec i dziadek, patrząc na floksy obrastające kapliczkę? Czy może mijam go codziennie na ulicach Oławy, gdy tak jak tysiące przybyłych tu ukraińskich robotników - zmierza do pracy w jednej z naszych fabryk? Może to właśnie on stał z browarkiem nad Odrą, zawsze o 8:30, gdy szłam z kabakiem do przedszkola? A może właśnie nie? Może ów karpacki Iwanko biega dziś z karabinem gdzieś po Donbasie i omszałe strzechy Libuchory są ostatnią rzeczą jaką zaprząta sobie głowę?
    Wspominając ten wyjazd i pisząc tą relację - z jednej strony mam wrażenie jakby to było wczoraj. Jednak takie momenty, takie niepocztówkowe zdjęcia, przypominają dobitnie, że jednak to nie wczoraj...

    Kawałek dalej, nad rzeczką, zatrzymujemy się na obiad. Gotujemy pulpę, ale nie możemy jej na spokojnie zjeść. Ciągle mamy w garnku krowę. Trawa przy naszych stopach jest najsmaczniejsza, no a jak kilka ziarenek kukurydzy na nią upadnie to już powód, aby wygryźć to miejsce do ziemi.



    Można też zwrócić uwagę na wspaniałą stabilizację klapy od ładusi - za pomocą parasola! Bardzo lubię jak przedmioty są wielofunkcyjne! :)



    Jedziemy dalej. Spokojne drogi, pobocza łagodnie przechodzące w pola usiane snopkami siana. Pagórki z kępkami drzew i drewnianymi cerkwiami o wielu daszkach.





    Więcej w posta nie wlezie - więc jeśli ktos byłby zainteresowany relacją to ma ją tutaj: https://jabolowaballada.blogspot.com...-cz1-2004.html
    Ostatnio edytowane przez buba ; 07-03-2023 o 21:15
    "ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną - cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam.. "

    na wiecznych wagarach od życia...

  2. #2
    Forumowicz Roku 2012
    Forumowicz Roku 2011
    Forumowicz Roku 2010
    Awatar don Enrico
    Na forum od
    05.2009
    Rodem z
    Rzeszów
    Postów
    5,184

    Smile Odp: U podnóża ukraińskich Karpat (2004)

    Cytat Zamieszczone przez buba Zobacz posta
    (...)Pagórki z kępkami drzew i drewnianymi cerkwiami o wielu daszkach.





    (...)
    Na ostatnim zdjęciu piękna cerkiew w Matkowie w otoczeniu stogów suszonego siana... czyli wspomnienia czasów minionych
    Dzięki za te wspomnienia.
    Ten tylko je zrozumie ,co je przeżył

  3. #3
    Botak Roku 2017 Awatar długi
    Na forum od
    09.2002
    Rodem z
    Sopot
    Postów
    2,360

    Domyślnie Odp: U podnóża ukraińskich Karpat (2004)

    Nie byłem w Ukrainie, ale dzięki Twoim wspomnieniom odbyłem wspaniałą podróż.
    Czekam na mój ulubiony ciąg dalszy
    Państwo dość silne, by Ci wszystko dać jest dość silne, by Ci wszystko odebrać

  4. #4
    Kronikarz Roku 2011 Awatar buba
    Na forum od
    02.2006
    Rodem z
    Oława
    Postów
    3,646

    Domyślnie Odp: U podnóża ukraińskich Karpat (2004)

    Suniemy w stronę Dzembroni. Można powiedzieć, że to miejsce jest głównym celem naszej wycieczki, takim punktem, gdzie chcieliśmy dojechać. Cała reszta to była po prostu droga dojazdowa. W Ilci odbijamy w bok. Żegnamy się z asfaltami na jakiś czas :) Ostatnio coś za dużo deszczy padało i umyło nam ładusie. Trzeba by ją znowu przykurzyć, żeby powróciła do naturalnego wyglądu!





    Gdzieś przy drodze. O autach z pękniętym kołem mówi się, że "złapał gumę". A jak to określić w przypadku furmanki, która nie ma opon? Że "złapała drewno"?



    Dzembronia wybitnie nam przypada do gustu - urokliwa wioska wśród gór. Tu zostaniemy kilka dni.





    Zatrzymujemy się u Paraski. Jest to babka, która prowadzi tu coś na kształt agroturystyki. W pierwszy dzień osiedlamy się w jednym z pokoi w dużym, drewnianym domu. Miejsce specjalnie jest przygotowane dla turystów, aby mogli się cieszyć huculskim folklorem - pokoje są udekorowane makatkami, dywanikami, kocykami, ikonami itp.









    Do wychodka chodzi się na zewnątrz. A spod kibla mamy takie widoki.



    Wieczorem pytamy Paraskę - gdzie tu jest jakaś woda, żeby się umyć. Paraska obrzuca nas zdziwionym spojrzeniem: "Jak to gdzie? W potoćku!". Potoczek po ostatnich opadach (pewnie tych samych co pozrywały dolinę Terebli) jest całkiem sporą i wartką rzeką. Ale to problem nie jest. Problemem jest temperatura! Po włożeniu ręki do wody mamy wrażenie, że włożyliśmy ją do wrzątku! Jest tak lodowata, że jakby parzyła. Z całościowej kąpieli więc rezygnujemy, skupiając się na myciu bardzo fragmentarycznym i grzaniu wody na butli w kubku. Ale mało która agroturystyka może się poszczycić tak klimatyczną łazienką! :)

    Oprócz nas u Paraski nocują jeszcze jedni turyści. Ze Lwowa. Oni mają jeszcze fajniejszy samochód niż my! :)



    Kolejnego dnia planujemy iść w góry. Kierujemy się w ścieżkę za domem. Ponoć tędy dojdziemy na Smotrec. Droga wiedzie przez cudownie ukwiecone łąki. Jest już koło połowy lipca, ale tu w górskim klimacie jest jeszcze dużo bardziej wiosennie! Mamy więc najpiękniejsze kwiaty jak z przełomu maja i czerwca! Wszystkie moje firletki, dzwonki, jaskry, złocienie - z tysiącem innych gatunków, których nazwać nie potrafię.







    Jeśli z jakiegoś powodu znudzą się nam łąki, możemy przerzucić się na zachwyty nad innymi formami roślinności.



    Znajdujemy też kilka polanek widłaków. Zawsze myślałam, że widłaki są rzadkie i jak już to spotyka się je pojedynczo. I oj aj pod jaką są ochroną. Tutaj są ich całe dywany i to jeszcze takich po kolana! I pasą się na nich krowy.

    Przed nami chyba ta góra, na którą idziemy.



    Na tym etapie z dokładniejszych karpackich map miałam tylko przedruki przedwojennych WIGówek. Wiem, że wiele osób sobie bardzo ceniło te pozycje, ale ja za cholerę nie umiałam z nich korzystać. Nic mi się nie zgadzało i byłam gotowa zgubić się wracając z wychodka Dopiero 3 lata później odkryłam radzieckie sztabówki i nagle wschodnie Karpaty stanęły przede mną otworem. Wreszcie wiedziałam dokąd idę, co planuje na który dzień. Podkład mapy był czytelny, wieś była wsią, droga była drogą, można było oszacować odległości. Nie to, że nie szło zabładzić. Bez przygód się tez nie obyło Nieraz wpakowaliśmy sie w miejsca oznaczone chyba tylko po to, aby zmylić wroga i desant imperialistów amerykańskich utonał w najgłębszym bagnie

    Po drodze, na jednej z rozległych łąk, napotykamy bacówki. Widać, że są czynne. Idziemy więc zapytać czy może można kupić sera lub mleka. Zakupy zakupami, ale przede wszystkim zależy nam na tym, aby zajrzeć do środka i pogadać z miejscowymi juhasami.





    Zwierzynę trzymają tu bardzo różnorodną.









    Wiecej nie wejdzie - wiec ciąg dalszy relacji tutaj: https://jabolowaballada.blogspot.com...-cz2-2004.html
    "ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną - cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam.. "

    na wiecznych wagarach od życia...

Informacje o wątku

Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

Podobne wątki

  1. Powódź w ukraińskich Karpatach
    Przez luki_ w dziale Wschodni Łuk Karpat
    Odpowiedzi: 2
    Ostatni post / autor: 04-07-2020, 18:18
  2. mapa Bieszczad Ukraińskich
    Przez Paula w dziale Bieszczady praktycznie
    Odpowiedzi: 3
    Ostatni post / autor: 13-03-2018, 15:03
  3. noclegi w ukraińskich Bieszczadach
    Przez DiabełPiszczałka w dziale Wschodni Łuk Karpat
    Odpowiedzi: 15
    Ostatni post / autor: 21-05-2012, 13:18
  4. Grzbietem ukraińskich Karpat... [relacja]
    Przez WojtekR w dziale Wschodni Łuk Karpat
    Odpowiedzi: 34
    Ostatni post / autor: 12-08-2006, 23:26

Zakładki

Zakładki

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •