Po rozbiciu obozu i postawieniu namiotów ruszamy na zaplanowaną wycieczkę.
Miała to być rozgrzewka , bo planowanie na mapy.cz pokazywało 12 km w 4 godziny.
Najważniejszym punktem tej wycieczki miał być wąwóz Galbena , czyli przejście przypominające Słowacjki Raj.
Raźnie ruszamy pod górę żółtym szlakiem , ale po 30 minutach dochodzimy do krzyżówki , skąd ścieżka zaczyna wchodzić w dół ...
Po drodze mijamy łany kwitnącej śnieżycy
...
...
Spadamy ciągle w dół i w dół.
Początek był na 1100 m npm aż dochodzimy do wąwozu który jest ok 700 m npm
Wąwóz wygląda pięknie i imponująco. Pionowe skalne ściany , a dołem rwie rzeka , bo o tej porze roku wody jej nie brakuje
..
Zabezpieczeniem jest jest górą stalowa lina , a dołem łańcuch, tyle tylko że okazało się że jest ok 15 cm poniżej lustra wody.
Konsternacja ! co robić ? Moczyć buty ? a może pójść potokiem ?
Nie ma szans , woda przy brzegu ok 1,5 głębokości i przy takim wściekłym nurcie nikt się nie utrzyma.
Rozwiązaniem okazał się pomysł z dużym rozkrokiem, wtedy zwisający łańcuch wyszedł na powierzchnię.
Uff ! pokonaliśmy zakręt , ale za nim kolejna niespodzianka , wejście do piekła
...
...
...
Tu zabezpieczeniem były fragmenty łańcucha i liny , na których trzeba zawisnąć , pod nogami skalny rumosz.
Mijamy mozolnie kolejne zakręty, wąwóz ma tylko kilkaset metrów, więc może jakoś dobrniemy do końca.
....
...
Ale nie tak prosto , kolejne niespodziewajki czekały w postaci uszczerbku zabezpieczeń , w skałę wbite były klamry na których stawiamy nogi.
Pod warunkiem że są, a jak którejś brakowało ?
To trzeba podciągać się na linie wisząc na rękach
Dwie drabinki też nie ułatwiały, bo jedna leżała na dnie , a druga zmieniła położenie z poziomego na pionowy
...
...
Na samym końcu wąwozu z groty wypływa (a raczej wytryskuje) wodospad. Tu zrobimy mały odpoczynek, aby uspokoić drgające ze zmęczenia nogi i ręce
oraz pomodlić się z wdzięcznością że udało się przejść i nikomu nic się nie stało.
Nie muszę dodawać , że w wąwozie nie ma zasięgu, więc w razie wypadku ciężko by było liczyć na ratunek.
Samo przejście jest bardzo ciekawe , ale nie przy tym stanie wody i nie z uszkodzoną infrastrukturą zabezpieczeń.
Zapis trasy jest tu , okazało się że to było ponad 16 km na które potrzebowaliśmy ponad 8 godzin
( zapis trasy posiada w lewym górnym roku przełącznik rodzaju map : OSM, Google, Topo)
Zakładki