o takie przeżycia pytałeś w swym pierwszym tekście, i moja odpowiedź tego dotyczyła.
oto pytania z pierwszego postu:

W którym miejscu zaczyna się hobby, a w którym religia? Co myślicie o tej bieszczadzkiej gnozie? Czy jest to coś groźnego? I czy nie zauważacie że powrót do ludowych wierzeń jest jakimś elementem układanki New Age ?

Niestety nie ma tu nic takiego, jednak to jest nieważne gdyż w następnych postach przychyliłem się do twojej odpowiedzi i zanegowałem istnienie gnozy, pozostawiając jednak powyższe pytania bez odpowiedzi.

"Patrzenie na świat tylko przez pryzmat czarnych kolorów, też niewiele ma wspólnego z gnozą"

To że ten post ma ponure znaczenie nie znaczy że przez takie okulary obecnie patrze (przecież niedawno stanąłem na tym forum w obronie stonki :) ). Biesy i czady to dobro i zło równoważące więc jest w tych okularach tyle czerni co różu. I jeszcze jedno: nie jestem propagatorem gnozy w Bieszczadach i nie należe do żadnej sekty (nawet do sekty Boga Haliny z Wrocławia) jednak takie poglądy istnieją i udawanie że ich nie ma niczego nie zmieni.

"A co powiesz, na tych, którzy osiedlili się w Bieszczadach i nadal przeżywają niekończący się zachwyt nad tym miejscem na ziemi (np. Pękalski) Oni chyba najlepiej wyrażaja "to coś", o którym dyskutujemy."

Moim zdaniem to Pękalski jest jednym z głównych prowodyrów tej całej dyskusji (te diabły na skrzyżowaniu w Hoczwi mają coś w sobie)... Ja bym tu wolał wstawić kilka innych bardziej odpowiednich przykładów np. Wiktorini, Lutek i Dorka, Bogdan (ten włóczęga z długą brodą i koszulką Bekstritbojs)... To nie tylko zachwyt to surowe życie, reguły analogiczne do praw przyrody.

"A co do wymieszania się, kiedyś przecież też tak było: kraina rabusiów itp. "

jasne bo Janosik rozdawał biednym ludziom... :) Przecież chciałem tylko trywialnie podkreślić swoją teze.[/quote]