Abstrahując od kwestii "bania się" lub "nie bania", bo trudno dyskutować o takich rzeczach, to jak to w końcu jest z tym wpływem psów na ekosystem? Nie tylko na terenach chronionych, ale ogólnie, w lasach?
Padają argumenty, że psy płoszą zwierzynę. My, ludzie, też. Zachowujemy się, zwłaszcza w grupie, o wiele głośniej. Poza tym, sarny i jelenie były kiedyś płoszone przez wilki i bynajmniej od samego "płoszenia" nie umierały. Nie chcę być cyniczna, chcę zrozumieć, czy naprawdę zwierzętom dzieje się taka straszna krzywda, jeśli będą musiały przenieść się paręset metrów, bo poczują psa? Dzikie zwierzę ( o ile można tak nazwać nasze czworonogi) jest przecież naturalnym elementem ekosystemu, czyż nie?
No, ale nie tylko o samo płoszenie chodzi.
Mówi się też, że łupem psów padają małe zwierzęta leśne. Wiem, że myśliwi zwalczają z olbrzymim zacięciem wszystkie wałęsające się psy, bo są ponoć doskonałymi kłusownikami. Psy stanowią dla nich konkurencję, łatwo zrozumieć skąd niechęć tego środowiska do tego gatunku.... Chociaż, patrząc z punktu widzenia zwierzyny leśnej, lepiej chyba, żeby pies zagryzł słabszą sztukę niż żeby silne i piękne zwierzę padło zastrzelone w celu powieszenia trofeum nad kominkiem.
Zresztą, przeciętnemu miejskiemu Burkowi nie przyszłoby do głowy zagryźć złapanego zwierzaka, bo w niczym nie przypomina suchej karmy ani żarcia z puszki. :wink:
To jak to w końcu jest? CZy ktoś kompetentny przekona mnie do słuszności tych zakazów? Jaką krzywdą może wyrządzić bieszczadzkiej naturze mój pies? Czym różni się on od odstrzelonego niedawno wilka? No i jak to sama kwestia przedstawia się w normalnym, nie objętym ochroną lesie, do którego, nota bene, też nie wolno wprowadzać psów / o ile nie jest to pies myśliwski w czasie wykonywania czynności łowieckich lub ćwiczeń, o ironio losu.../
Może wśród grona szanownych Bieszczadników znajdzie się jakiś biolog, ekolog lub inny specjalista?