Cytat Zamieszczone przez dziczu
pytam (poważnie) o niebezpieczeństwa
Heh - jeszcze jak przy tym jestesmy, to napiszę parę słów o innych "straszydłach" :)
Coraz więcej ludzi jest niestety uczulonych na wszelkie "robactwo" - dotyczy to zwlaszca użądleń przez osy i pszczoły. Takiego zagrożenia nie należy również lekcewazyć,lata tam tego sporo i zawsze mozna akurat znaleźć sie w niewłaściwym miejscu.
Pamietam, jak kiedys chlopak z Warszawy kapał się w Komańczy w Oslawicy i poszedł na chwile za potrzebą. Po chwili jak z armaty wyskoczyl z krzaków i drąc sie w niebogłosy wskoczył do rzeki. Okazało się, że trafił na gniazdo os. Zdązyły go dziabnac tylko 3 sztuki (byl na tyle zaradny, że pomyslał żeby wskoczyc do wody), ale był uczulony. Zaraz tez zaczał słabnać. Wygladało to bardzo powaznie (do tej pory nie sądzilem, że po ukaszeniu 3 os można być w powaznych opałach), karetka z Sanoka leciała na sygnale i spedzil w szpitalu kilka dni. Gdyby pomoc szybko nie dotarła, nie wiadomo jak by się to skończyło. To bylo jeszcze w poprzednich czasach - ośrodek zdrowia wiecznie zamkniety wtedy kiedy trzeba, apteka też, a lekarz po godzinach d.. nie chce ruszyc).
I mnie spotkało to parę razy,świetnie przy tym sprawdzała się zasada, iż człowiek uczy się na własnych błędach. Tyle razy wkładali mi do głowy, żeby przed tym dziadowstwem nie uciekać (chyba,ze rzeka jest w poblizu), ale w stresie człowiek (szczególnie bardzo młody) dziala mniej racjonalnie. W przypadku ataku os grunt to opanowanie, a to czasem bywa trudne.
Pojechalismy kiedyś do BPPD Rzepedź po trociny zdaje się czy opał. W czasie gdy dorośli ładowali przyczepe, ja, kuzyn i jeszcze jeden pozliśmy połazić po wysypisku trocin i zrzyn. Nagle poczylem silne "dziabnięcie" w kostkę. Pomyslałem: cholera, żmija mnie dziabneła. Ale podwijam nogawke, patrze osa siedzi na kostce, no to ose w łeb i nagle usłyszalem dziwny szum. Podnioslem się, nad głową był już istny "dym". Okazało się, że oczywiście musialem nadepnąć na gniazdo os,ktore było schowane w trocinach. Rzucilismy się do ucieczki, na plac mielismy kawal,a osy dziabały gdzie popadło. Na tym polegal błąd. Trzeba bylo ich wziac na przeczekanie. Ponieważ ja ze strachu najszybciej przebieralem nogami, użarło mnie 11-12 os (gdy dopadlismy do rodziców, ci przewrócili nas na ziemię i jakimis płachtami udało im sie osy odgonić). Kuzyn, który biegł nieco za mną, zaliczyl 5-6 użądleń, natomiast trzeci - dość tęgi - wiał na samym końcu i użądliło go chyba 2 osy, bo wszystko polecialo za "czołówką" Wniosek jest prosty.
2-3 lata póxniej pojechalem z bratem m.in do skansenu w Majdanie (tego, którego już dawno nie ma). Przeszlismy sobie przez płot i weszliśmy do stojącego parowozu. Zaczałem coś tam grzebać przy kotle - otworzyłem drzwiczki. Oczywiście osy musiały akurat w tym parowozie mieć gniazdo przyklejone do drzwiczek od wewnątrz. Jak się to ruszyło, to wszystkie sie posypały na nas, dość wkurzone, bo sie gniazdo odkleiło. Wyskoczylismy na trawę. Po poprzednich przygodam,wiedzialem, że nie nalezy wiać. Poza tym był wysoki płot i za duzo czasu aby go przeskoczyć, a brat mały (młody) był dosyć. Położylem sie na glebie, tuż przy parowozie, przycisnałem smarkacza do ziemi, ale sie wyrywał i darł w niebogłosy i to byl jego błąd. Mnie użaróła tylko jedna osa i to jeszcze w parowozie, a jego 4-5 sztuk -dlatego że sie wyrywał. Przez 10 minut polatały nad nami i sie uspokoiło. Wniosek tez jest prosty - nie ma sensu uciekać, chciciaż wiem, że trudno jest wytrzymać, szczególnie w poczatkowych momentach i jak kogoś spotyka to pierwszy raz. Ucieczka jest naturalnym odruchem.
Znacznie gorsze,imho, sa pszczoły - tych jest mniej, ale jak sie wyroją to bywaja wściekłe. Gorsze, ponieważ atak pszół rozni się zasadniczo - osy lataja,żądlą,odlatują i tak w kółko, pszczoły natomiast natychmiast obsiadają delikwenta i trudno jest coskolwiek zrobić, poza tym, użądlenia pszczół są bardziej bolesne. Ucieczka też raczej bez sensu. Kolega poszedł kiedyś do Jawornika na czeresnie. Wrócic wrócił (pszczółki odpoczywały, na gałęzi akurat tej czeresni na ktorą się wdrapał), ale spotkałem go kolejnego dnia na drodze i nie poznalem człowieka, jakby sie do mnie pierwszy nie odezwal, to nie wiedzialbym że to on. Nie sądzilem, że tak mozna spuchnac - głowa to był babel na bablu, oczu w ogole nie było widać, tak był spuchniety. Jak by trafiło na kogos mało odpornego, to marne szanse.
Mialem może ze 3-4 lata, kupili mi pistolet na ping-pongi (na odpuscie w Komańczy ;-))
Co można robić z takimm pistoletem? Np. pedem poleciec do pasieki i strzelać pszczołom posto w wylot z ula :) Obsiadło mnie wtedy wszystko co tam fruwało, ja tego nie pamietam, ale mówili,że byli przerażeni - od głowy po kostki wszędzie siedzialy pszczoły. Ja stalem jak baran i nie wiedzialem co się dzieje. Nie użądliła mnie wtedy ani jedna pszczoła, mimo, że zaraz koło mnie zaczełi "dymić" (byly takie "dymiarki" na próchno jeszcze) i strzepywać to ze mnie rękami :)

To nie jest straszenie, ot tak mi się przypomniało. Rzadko się zdarza, ale taką ewentualność tez warto brać pod uwagę.