MInęły całe wieki (około 10lat), gdy cyklicznie co pół roku jechałem nabrac chęci do życia w Bieszczady. Myslę, że nadszedł czas, aby znów naładować akumulatory optymizmu.
Niestety, chyba słusznie zakładam, że miejsca, ktore odwiedzałem z wielką przyjemnością (Wetlina, Cisna, Ustrzyki) stały się obecnie podobne do Marszałkowskiej, Piotrkowskiej itp. Puby, pijana chamska młodzież i zero dawnego klimatu. Wole pozostać z taką wizją tych miejsc jaka jeszcze się we mnie kolebie.
Ale do rzeczy:
jeżeli mam ochote poszwedac sie po bezludziach z plecakiem, przenocowac pod namiotem, albo w pensjonatach, gdzie nie ma natłoku turystów, omijac szerokim łukiem piekny i roniący łzy wspomnień teren, na którym obecnie Park Narodowy, to ...
co kochani bieszczadnicy polecacie? Moze warto pomyslec o trójkącie Komańcza-Łupków-Cisna? Jest tam dalej takie odludzie jak kiedys?
Pozdrawiam i licze na szczere sugestie.
Zakładki