Wjże, SB, tych mokrych wspomnień to by się znaalazło masę. Jak choćby to gdy po zejściu z Otrytu wrześniową porą, odiwedzeniu mego ulubionego siodełka w Nasicznem i kontakcie bliskim ze stadami całymi salamander plamistych, mi ędzy którymi i żmijce zaplątać sie zdarzało, dotarliśmy w deszczu do Berehów, gdzie jak wiesz zapewne w określonych porah roku nie jeździ literalnie nic! I po 3-4 godzinach w deszczu jechał pierwszy samochód... I się zatrzymał... Dobry był to człowiek za kierownicą, ale gdybym zobaczył takiego jak ja, na kolanach na asfalcie, z wzrokiem błagalnym - też bym przystanął... Bieszczady i deszcze, deszcz i Bieszczady... Normalka. na szczęście w moim przypadku bez czyraków![]()
Zakładki